Литмир - Электронная Библиотека

– Nie pieprz. Próbowałeś kiedyś zdjąć kogoś, kto wiedział, że coś się na niego szykuje? – zapytał Numer Dwa.

– Nie, ale byłem, kiedy planowano…

– Zamknijcie się.

Na dźwięk kobiecego głosu Tommy mimo woli się wzdrygnął. Ten głos przerażał go.

– Może byście przestali gadać, póki nie dojedziemy do domu – ciągnęła. – Czemu po prostu nie wręczycie dzieciakowi i staremu swoich wizytówek. Nie bądźcie durniami.

– Przepraszam – odpowiedział Numer Jeden.

– Nie jesteśmy jeszcze w domu, gdzie możemy być całkiem swobodni – stwierdziła. I roześmiała się głośno.

Dźwięk ten wywołał u Tommy'ego przypływ nienawiści. Poczuł zawrót głowy i – po raz pierwszy – łzy napływające do oczu. Nie mógł się opanować, zwłaszcza gdy pomyślał o matee i ojcu. Chcę do domu. Poczuł, że usta zaczynają mu drżeć.

– Ale jesteśmy już blisko. Cholernie blisko.

Numer Jeden i Numer Dwa również wybuchnęli śmiechem. Wyczuwał, że zaczynają się rozluźniać. Samochód wciąż jechał. Od czasu do czasu czuł jak podskakuje na nierównej drodze. Przez parę minut panowała cisza. Potem usłyszał jak kobieta oznajmia:

– Jesteśmy na miejscu.

Samochód skręcił z szosy na podjazd. Słyszał szuranie opon po żwirze. Odliczył powoli od jednego do trzydziestu pięciu i pomyślał: To musi być długi podjazd, nie tak jak przed naszym domem. Kiedy auto się zatrzymało, sięgnął ręką po omacku, szukając dłoni dziadka. Znalazł ją i wsunął w nią swoją rękę. Przepełniło go uczucie radości, gdy poczuł, że dziadek odwzajemnił jego uścisk. Teraz musiał powstrzymać się od płaczu.

– W porządku – usłyszał kobietę. – Wychodźcie powoli.

Dziadek mocno ścisnął mu dłoń, po czym puścił ją. Zrozumiał. I czekał.

Usłyszał jak z trzech stron otworzyły się drzwi samochodu. Chwyciły go jakieś ręce i wyciągnęły na zewnątrz. Jego noga była jak uśpiona i aż zadygotała, kiedy stanął na ziemi. Było mu zimno, cały się trząsł, nie mogąc opanować drżenia. Worek na głowie sprawiał, że wszystko wokół wydawało się nocą, ale miał nadzieję, że wkrótce pozwolą mu go zdjąć. Usłyszał jak dziadek jęknął, a potem zaszurał nogami wydostając się z samochodu. Poczuł jego bliską obecność. Znowu sięgnął po dłoń dziadka i znowu ją odnalazł, chwycił, czując jak jest silna. Przytulił się do niego, a dziadek otoczył go swoim ramieniem.

– W porządku, Tommy, jestem tutaj. Rób, co mówią. Nie pozwolę im cię skrzywdzić.

– Piękna przemowa – usłyszał głos kobiety. – Męskie słowa.

Wyczuł, że dziadek chciał jej coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie powstrzymał się.

– Idziemy do środka – zarządziła. – Powoli. Niech pan trzyma dziecko, a ja pokieruję wami z tyłu. Gotowi? Dobrze. Dziesięć kroków na wprost, potem będą schody.

Tommy ruszył do przodu, trzymając wciąż rękę dziadka. Przez chwilę pod stopami czuł żwir, potem chyba jakiś chodnik. Zatrzymał się, kiedy dziadek stanął.

– Dobrze – stwierdziła kobieta. – Teraz trzy stopnie do góry. Potem będzie mały ganek i próg w drzwiach.

Zrobili, jak powiedziała. Tommy pomyślał, że przypominało to trochę grę w ślepą babkę, bawił się tak na urodzinach u sąsiadów. Pamiętał, jak okręcali go dokoła parę razy, a potem popychali we właściwym kierunku.

– Dobrze. Teraz trzymajcie się prawej strony. Sędzio, proszę wyciągnąć rękę, a znajdzie pan poręcz… Dobrze. Wchodzimy na schody. Na górze skręcamy w lewo – tam jest podest. I jeszcze jedne niewysokie schody.

Weszli na podest. Tommy raz potknął się, ale silna dłoń dziadka chwyciła go i nie pozwoliła, by upadł.

– Dobrze, dobrze – pochwaliła kobieta. – Nie chciałabym, żeby nasz cenny ładunek uszkodził się w trakcie transportu. – Tak mocno pchnęła starego człowieka w plecy, że z trudem utrzymał się na nogach. Wspięli się na następne schody. – Świetnie. Teraz prosto korytarzem około dwudziestu kroków. – Dobrze. Poczekajcie, zaraz otworzę drzwi. I znowu na górę. Uwaga, te są wąskie.

To musi być strych, pomyślał Tommy.

– W porządku – oznajmiła w końcu. – Witam w nowym mieszkaniu. Tommy poczuł, że stanęła obok dziadka i nakierowała go na coś. Nie wypuścił jego ręki.

– Siadajcie – powiedziała.

Poczuli, że są obok łóżka i ostrożnie usiedli.

– Teraz, możecie zdjąć maski.

Sędzia Pearson ujął brzeg kaptura, żeby wyzwolić się z duszącej czerni i swobodnie odetchnąć. Czuł się w nim tak, jakby znajdował się zaledwie o krok od śmierci, bezbronny jak niemowlę. Chcę widzieć, jak nadchodzi, myślał. Jeśli mają mnie zabić, chcę, żeby spojrzeli mi prosto w oczy. Uniósł tkaninę do połowy i zawahał się. Straszna myśl przyszła mu do głowy. Jeśli będziemy wiedzieć, kim oni są… Na moment puścił maskę i powiedział:

– Nie musimy pani widzieć. Nie będziemy w stanie pani zidentyfikować. Dlaczego pani…

Przerwała mu bezpardonowo.

– Ściągać maski! Już!

Sędzia uczynił, jak kazała, odwracając oczy od kobiety.

– Nie, stary, nie masz racji – powiedziała ze złością. Złapała sędziego za podbródek i odwróciła siłą jego głowę, tak że patrzył jej prosto w oczy z odległości zaledwie kilkunastu centymetrów. Stała nad nim jak zagniewany nauczyciel, mający zamiar ukarać krnąbrnego ucznia.

– Spójrz na mnie – wysyczała. Tommy wzdrygnął się słysząc jej głos. – Zapamiętaj tę twarz. Jej każdy szczegół. Czy wiesz, jaka była kiedyś piękna. A teraz? Widzisz te zmarszczki przy brwiach? A kurze łapki w kącikach oczu? Widzisz te fałdy po obu stronach ust? A co powiesz o kolorze oczu, o kształcie nosa i podbródka? Wystających kościach policzkowych? A tu jest blizna, tu, pod włosami, na czole.

Gwałtownym ruchem odrzuciła do tyłu włosy, ukazując małą, postrzępioną białą kreskę.

– Widzisz? Zapamiętaj ją. Chcę, żeby wryła ci się w pamięć, żebyś nigdy jej nie zapomniał.

Wyprostowała się, spoglądając na dziadka i wnuka.

– Jeszcze sporo dowiemy się o sobie, zanim to wszystko się skończy. A wy musicie się jeszcze dużo nauczyć. Obaj.

Kobieta pochyliła się i nagle, z zaskoczenia, pchnęła sędziego do tyłu. Wsunęła mu rękę do kieszeni, wyjęła kluczyki od samochodu i wybuchnęła śmiechem.

– A szczególnie ty, Świnio. Będziemy musieli poddać cię gruntownej reedukacji.

Uśmiech, jaki pojawił się na jej twarzy, wywołał u Tommy'ego dreszcz strachu.

– Rozejrzyj się, sędzio. Zobacz, jak tu ciasno. Byłeś kiedyś w jednej z tych cel, do których posyłasz ludzi? Byłeś kiedyś zamknięty jak kryminalista? Może zaczniesz wydrapywać znaczki na ścianie? Skazańcy oznaczają w ten sposób upływ czasu. Wyobraź sobie sześć tysięcy pięćset siedemdziesiąt nacięć, które ja zrobiłam.

Zamilkła, jej wściekłość wypełniała małe pomieszczenie. Nagle uśmiechnęła się.

– Niedługo przyślę wam obiad. – Odwracając się do wyjścia dodała jeszcze: – Najlepiej będzie, jeśli rozpoczniecie swój program bez narzekania.

– Zrobimy, co pani mówi – odparł sędzia.

– Oczywiście, że zrobicie – stwierdziła kobieta. – W przeciwnym wypadku umrzecie. – I patrząc na Tommy'ego dokończyła: – Obaj.

A potem wyszła.

Kiedy zamykała za sobą drzwi, usłyszeli, jak zatrzask wraca na swoje miejsce.

Sędzia Pearson objął wnuka ramionami i mocno przytulił do siebie.

– No cóż – powiedział – jesteśmy w niezłych tarapatach. Ale nie martw się. Wydostaniemy się jakoś.

– Jak, dziadku? – zapytał Tommy drżącym głosem.

– Jeszcze nie wiem, ale na pewno znajdę sposób.

– Chciałbym być w domu – Tommy powstrzymywał się od płaczu, – Chciałbym być w domu, z mamą i tatą. – Łzy zaczęły mu płynąć po policzkach.

Dziadek otarł palcem delikatną buzię chłopca.

– Już dobrze – powiedział łagodnie. – Nie martw się, jestem przy tobie. Tommy zaszlochał, chowając twarz w koszulę starszego pana. Ten kołysał go łagodnie, w przód i w tył, tuląc do siebie i szepcząc: – Jestem tu, jestem tu, jestem… – Po chwili chłopiec się uspokoił.

– Przepraszam, dziadku.

– Wszystko w porządku, Tommy. Płacz przynosi ulgę.

14
{"b":"109966","o":1}