– Przewróć na koniec – powiedziała Dixon.
Na ostatniej kartce widniały numery FedEx, UPS i DHL. I pełne adresy oraz numery stacjonarnych telefonów dwóch oddziałów dla firmy kurierskiej. Adres szklanego biurowca we wschodnim Los Angeles oraz biura podwykonawcy w Kolorado.
Na koniec, o dziwo, trzeci adres z wydrukowaną tłustym drukiem i podkreśloną adnotacją: „Nie kierować przesyłek na ten adres”.
Trzeci adres wskazywał miejsce, w którym prowadzili działalność produkcyjną.
Fabryka znajdowała się w Highland Park, w połowie drogi pomiędzy Glendale i South Pasadena. Dziesięć kilometrów na północny wschód od centrum, piętnaście kilometrów na wschód od miejsca, w którym mieszkali.
Wystarczająco blisko, aby złożyć wizytę.
– Przejdź do przodu – poleciła Dixon.
Reacher przewrócił kilka kartek. Cała część z numerami wewnętrznymi oddziału produkcyjnego.
– Sprawdź pod „P” – zasugerowała Dixon.
Litera „P” rozpoczynała się od faceta o nazwisku „Pascoe” i kończyła na nazwisku innego, który nazywał się „Purcell”. W połowie listy znaleźli „Biuro pilota”.
– Mamy helikopter – oznajmiła Dixon.
Reacher skinął głową, a po chwili jego twarz rozjaśnił uśmiech. Przypomniał sobie, jak Dixon wbiega do środka z latarką i pięćdziesiąt sekund później wybiega z budynku pokryta pyłem. Jego stary zespół. Mógłby ich wysłać do Atlanty, a wróciliby z recepturą produkcji coca-coli.
Neagley znalazła teczki personalne wszystkich pracowników ochrony. Dziewięć zielonych teczek. Jedna należała do Saropiana, jedna do Tony’ego Swana. Reacher je pominął. Po co miałby do nich zaglądać? Zaczął od najważniejszego – Allena Lamaisona. Do wewnętrznej strony pierwszej kartki przyczepiono zdjęcie wykonane polaroidem. Lamaison był krępym facetem o grubym karku, z ciemnymi pozbawionymi wyrazu oczami i ustami, które wydawały się zbyt małe w stosunku do szczęki. Na następnej kartce znajdowały się dane osobowe, informujące, że gość odsłużył dwadzieścia lat w policji Los Angeles, w tym ostatnich dwanaście w wydziale kradzieży i zabójstw. Miał czterdzieści dziewięć lat.
Po nim byli dwaj inni zajmujący równorzędne trzecie miejsce w hierarchii. Pierwszy nazywał się Lennox. Czterdzieści jeden lat. Były glina. Krótkie siwe włosy. Masywna budowa ciała. Nalana czerwona twarz.
Drugim był facet w kurtce przeciwdeszczowej. Parker. Czterdzieści dwa lata, były glina z Los Angeles. Wysoki, szczupły, o bladej, zaciętej twarzy, którą zniekształcał złamany nos.
– Wszyscy są byłymi gliniarzami z Los Angeles – rzekła Neagley. – Z danych wynika, że wszyscy odeszli mniej więcej w tym samym czasie.
– Po jakimś skandalu?
– Skandale są zawsze. Statystycznie rzecz biorąc, trudno odejść z policji w okresie, który byłby ich pozbawiony.
– Czy twój człowiek w Chicago może zdobyć historię ich zatrudnienia?
Neagley wzruszyła ramionami.
– Możemy się włamać do ich komputera. Oprócz tego znam tam kilku ludzi. Mogę popytać.
– Co leżało na podłodze w gabinecie Berenson?
– Nowy wschodni dywan. Perski, niemal na pewno podróbka z Pakistanu.
Reacher skinął głową.
– W gabinecie Swana jest podobny. Muszą być we wszystkich pokojach członków zarządu.
Neagley wyciągnęła komórkę i nagrała się na pocztę głosową swojego asystenta w Chicago. Reacher odłożył teczkę Parkera i sprawdził fotografie czterech pozostałych ochroniarzy. Następnie zamknął teczki i starannie złożył, umieszczając na górze teczkę Parkera, jakby chciał ich zaliczyć do określonej kategorii.
– Dziś w nocy widziałem tych pięciu – powiedział.
– Jacy są? – zapytał O’Donnell.
– Kiepscy. Wolni i głupi.
– Gdzie byli dwaj pozostali?
– Pewnie w Highland Park. Tam gdzie jest towar. O’Donnell przesunął w jego stronę pięć oddzielnych teczek i zapytał:
– Jak mogliśmy stracić czterech ludzi w starciu z tak ofermowatymi gliniarzami?
– Nie mam pojęcia – odparł Reacher.
65
W końcu, tak jak przeczuwał, otworzył teczkę z danymi osobowymi Tony’ego Swana. Zatrzymał się na fotografii zrobionej polaroidem. Zdjęcie miało rok i daleko mu było do fotografii studyjnej, chociaż było znacznie wyraźniejsze od zdjęcia, które otrzymał od Curtisa Mauneya. Chociaż Swan odszedł z armii dziesięć lat temu, miał włosy krótsze niż wtedy. Wśród rekrutów panowała moda na golenie głowy, lecz oficerowie jej nie ulegali. Swan miał zwyczajną fryzurę z przedziałkiem. Wraz z upływem czasu włosy się przerzedziły i zmienił uczesanie na krótkiego jeża. Kiedyś jego włosy miały kasztanowobrązową barwę, teraz były przyprószone siwizną. Reacher zauważył wory pod oczami oraz fałdy tłuszczu i mięśni w okolicy szczęki. Kark wydawał się jeszcze szerszy niż kiedyś. Reacher był zdumiony, że ktoś produkuje koszulki z takim kołnierzykiem. Wielkości opony samochodowej.
– Co teraz? – zapytała Dixon, przerywając milczenie. Reacher wiedział, że w rzeczywistości nie było to pytanie. Chciała, aby przestał czytać. Pragnęła oszczędzić mu cierpienia. Zamknął teczkę i rzucił ją na łóżko z dala od innych, jakby należała do innej kategorii. Swan zasługiwał na lepszy los od przebywania w towarzystwie dawnych kolegów, nawet na papierze.
– Musimy ustalić, kto wiedział i kto leciał – odpowiedział Reacher. – Pozostali będą mogli pożyć trochę dłużej.- Kiedy to ustalimy?
– Dzisiaj. Ty i Dave rozejrzycie się w Highland Park. Neagley i ja wrócimy do wschodniego Los Angeles. Za godzinę. Odpocznij i spraw się na medal.
***
Reacher i Neagley opuścili motel o piątej rano. Pojechali dwiema hondami, jedną ręką prowadząc, drugą trzymając telefon i rozmawiając, jak ludzie dojeżdżający do pracy. Reacher powiedział, że jego zdaniem po telefonie alarmowym Lamaison i Lennox pojechali prosto do Highland Park. Standardowa procedura. Highland Park miało znacznie większe znaczenie. Atak na biuro we wschodnim Los Angeles mógł być pozorowany. Po nocy pozbawionej dodatkowych atrakcji obawy opadną i o świcie ci dwaj wyruszą na miejsce prawdziwego przestępstwa. Uznają, że szklany biurowiec nie nadaje się do użytku i dadzą wszystkim dzień wolny. Wszystkim oprócz szefów działów, którzy zostaną wezwani w celu oszacowania strat i stwierdzenia, co zaginęło.
Neagley przyznała mu rację. Bez pytania zrozumiała, jaka jest następna część planu. Między innymi dlatego Reacher tak ją lubił.
***
Zaparkowali w odległości stu metrów od siebie, na różnych ulicach, tak aby nie rzucać się w oczy. Słońce podniosło się nad horyzontem i wstał szary świt. Reacher zaparkował pięćdziesiąt metrów do budynku New Age i widział słabe odbicie swojego samochodu w szklanych panelach. Małego, dalekiego i anonimowego. Jednego z setek, które stały w pobliżu. W okolicy zniszczonej recepcji zauważył ciężarówkę z platformą. Stalowa lina sięgała do środka, w mrok. Parker nadal tam był w swojej kurtce przeciwdeszczowej. Kierował operacją. Miał do pomocy jednego ochroniarza. Reacher odgadł, że trzej pozostali zostali odesłani do Highland Park, aby wspomóc Lamaisona i Lennoxa.
Lina ciężarówki z platformą szarpnęła i naprężyła się, jakby coś ciągnęła. Po chwili z holu wyłonił się tył ciemnoniebieskiego chryslera. Znacznie wolniej, niż do niego wjechał. Miał zarysowaną karoserię i uszkodzony przód. Przednia szyba pękła i lekko zapadła się do środka. W sumie samochód był w całkiem niezłym stanie. Delikatny i słaby jak młotek. Gdy wóz stanął na platformie, kierowca unieruchomił jego koła i odjechał. Kiedy tylko zniknął, do środka wjechał inny bliźniaczo podobny, choć nieuszkodzony wóz. Następny ciemnoniebieski chrysler 300C. Szybki i pewny. Zatrzymał się na podjeździe. Ze środka wysiadł Allen Lamaison i obejrzał rozwaloną bramę.