Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Orr został znowu strącony nad morzem, w czasie kiedy Yossarian był w szpitalu, i posadził swój okaleczony samolot łagodnie na szklistych, błękitnych falach Zatoki Marsylskiej z takim bezbłędnym mistrzostwem, że cała sześcioosobowa załoga wyszła z tego bez najmniejszego szwanku. Włazy awaryjne w tylnej i przedniej części samolotu otworzyły się, kiedy białozielona woda pieniła się jeszcze wokół samolotu, i lotnicy wyskakiwali w pośpiechu w obwisłych pomarańczowych kamizelkach ratunkowych, które nie nadymały się, tylko dyndały im na szyjach sflaczałe i bezużyteczne. Kamizelki ratunkowe nie nadymały się, ponieważ Milo powyjmował z nich zbiorniczki z dwutlenkiem węgla, potrzebne mu do przyrządzania truskawkowych i ananasowych napojów gazowanych, które serwowano w stołówce oficerskiej, i włożył na ich miejsce odbite na powielaczu karteczki z następującym tekstem: “Dobro firny M i M to dobro kraju". Orr wyłonił się ostatni z tonącego samolotu.

– Żałuj, żeś go nie widział! – opowiadał sierżant Knight Yos-sarianowi rycząc ze śmiechu. – W życiu nie widziałeś nic tak śmiesznego. Kamizelki nie działały, ponieważ Milo ukradł dwutlenek węgla, żeby robić te napoje gazowane, które wam skurwysynom dają w kasynie oficerskim. Na szczęście nic się nie stało. Tylko jeden z nas nie umiał pływać, ale wciągnęliśmy go na ponton, który Orr uruchomił i podholował do kadłuba, kiedy jeszcze wszyscy tam staliśmy. Trzeba przyznać, że ten mały pomyleniec ma dryg do takich rzeczy. Drugi ponton urwał się i odpłynął, więc w szóstkę znaleźliśmy się w jednym, gdzie siedzieliśmy jak śledzie w beczce, bojąc się ruszyć, żeby kogoś nie wypchnąć do wody. Samolot poszedł na dno w jakieś trzy sekundy po tym, jak go opuściliśmy, i kiedy tylko zostaliśmy sami, zaczęliśmy rozkręcać nasze kamizelki, żeby zobaczyć, co się z nimi stało, i znaleźliśmy te cholerne karteczki od Mila, stwierdzające, że co jest dobre dla niego, jest dobre dla nas wszystkich. Co za skurwiel! Jezu, ale go klęliśmy, wszyscy z wyjątkiem twojego przyjaciela Orra, który tylko szczerzył zęby, jakby godził się z tym, że co jest dobre dla Mila, jest dobre dla nas wszystkich.

Słowo daję, żałuj, żeś go nie widział, jak siedział na burcie tratwy niczym kapitan okrętu, a my wszyscy patrzyliśmy na niego czekając, aż powie, co mamy dalej robić. On tymczasem klepał się po udach co kilka sekund, jakby miał dreszcze, i powtarzając: “W porządku, teraz już w porządku", zaśmiewał się jak mały, zwariowany odmieniec; potem znowu powtarzał: “W porządku, teraz już w porządku", i znowu chichotał jak mały, zwariowany odmieniec. Zupełnie jakby się patrzyło na jakiegoś przygłupka. Dzięki temu patrzeniu na niego nie potraciliśmy głów zupełnie już w pierwszych minutach, kiedy każda kolejna fala zalewała nas, zmywając po kilku do wody, i musieliśmy wdrapywać się z powrotem przed nadejściem następnej fali, która mogła odepchnąć nas od tratwy. Było to cholernie zabawne. Cały czas wypadaliśmy i właziliśmy z powrotem. Tego, który nie umiał pływać, trzymaliśmy rozciągniętego na dnie tratwy, ale i tak o mało nam się nie utopił, bo w środku było tyle wody, że zalewała mu twarz. O rany!

Potem Orr zaczął otwierać różne schowki w tratwie i dopiero zaczęła się heca. Najpierw znalazł pudełko z czekoladą i poczęstował wszystkich, siedzieliśmy więc jedząc słoną, mokrą czekoladę, podczas gdy fale raz po raz zrzucały nas do wody. Potem znalazł bulion w kostkach i aluminiowe kubki i zrobił nam zupę. Potem znalazł herbatę. I oczywiście ją zaparzył. Widzisz go, jak serwuje nam herbatę, kiedy tak siedzimy przemoczeni do nitki, z tyłkami w wodzie? Teraz już spadałem z tratwy ze śmiechu. Zaśmiewaliśmy się wszyscy. Tylko on zachowywał śmiertelną powagę, jeśli nie liczyć tego głupkowatego chichotu i uśmiechu szaleńca. Cóż to za kawał wariata! Wszystko, co znalazł, zaraz musiał wypróbować. Znalazł proszek przeciwko rekinom i natychmiast wysypał go do wody. Znalazł farbę sygnalizacyjną i wrzucił ją do morza. Potem znalazł żyłkę do łowienia ryb i suszoną przynętę i twarz mu się rozjaśniła, jakby ukazał się kuter ratunkowy śpieszący, żeby nas wziąć na pokład, zanim umrzemy z wyczerpania albo zanim Niemcy wyślą ze Spezii łódź, która weźmie nas do niewoli albo posieka z karabinu maszynowego. Nie tracąc ani chwili Orr zarzucił żyłkę do wody i podśpiewywał radosny jak ptaszę. “Panie poruczniku, co pan chce złapać?" – pytam go. “Dorsza" – odpowiada. I wcale nie żartował. Całe szczęście, że nic nie złapał, boby go zjadł na surowo i nas też do tego zmusił, ponieważ znalazł broszurkę, w której było napisane, że dorsza można jeść na surowo.

Następną rzeczą, jaką znalazł, było małe niebieskie wiosełko wielkości łyżeczki do herbaty i oczywiście zaczął nim wiosłować, usiłując ruszyć tym patyczkiem tratwę wagi dziewięciuset funtów. Możesz to sobie wyobrazić? Potem znalazł mały kompas i wielką wodoodporną mapę, którą rozpostarł sobie na kolanach, a na niej ustawił kompas, l w ten sposób spędzał czas aż do nadejścia kutra ratunkowego w pół godziny później, siedząc z rozłożoną mapą i kompasem na kolanach, ciągnąc za sobą żyłkę z przynętą i machając co sił tym malusieńkim niebieskim wiosełkiem, jakby gnał na Majorkę. O rany!

Sierżant Knight wiedział wszystko o Majorce, podobnie jak Orr, gdyż Yossarian często opowiadał im o takich miejscach azylu, jak Hiszpania, Szwajcaria i Szwecja, gdzie amerykańscy lotnicy mogli być internowani do końca wojny w warunkach całkowitego bezpieczeństwa i luksusu, jeżeli tylko tam dolecieli. Yossarian był w eskadrze największym autorytetem w kwestiach internowania i zaczął już snuć plany przymusowego lądowania w Szwajcarii podczas lotu nad północnymi Włochami. Oczywiście wolałby Szwecję, gdzie poziom intelektualny był wyższy i gdzie mógłby kąpać się nago z pięknymi dziewczynami o niskich, spokojnych głosach, płodząc cale szczęśliwe, niezdyscyplinowane tabuny nieślubnych Yossarianków, którym pomoc państwa umożliwiałaby przyjście na świat i start życiowy bez piętna hańby; niestety Szwecja była poza jego zasięgiem i Yossarian czekał na odłamek, który uszkodziłby jeden z silników nad Alpami włoskimi, dając mu pretekst do skierowania się ku Szwajcarii. Nie powiedziałby nawet swojemu pilotowi, dokąd go prowadzi. Yossarian niejednokrotnie miał zamiar zmówić się z którymś z pilotów, do którego miałby zaufanie, żeby zameldować o uszkodzeniu silnika, a potem zniszczyć dowody oszustwa lądując na brzuchu, ale jedynym pilotem, do którego naprawdę miał zaufanie, był McWatt, a temu było wszędzie dobrze i poza tym nadal sprawiało mu wielką uciechę pikowanie na namiot Yossariana albo przelatywanie nad plażowiczami na brzegu tak nisko, że potężny podmuch śmigieł żłobił w wodzie głębokie bruzdy i wzbijał chmurę bryzgów utrzymującą się jeszcze kilka sekund po jego przelocie.

Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnębiony Yossarian przykuśtykał do namiotu po tym, jak Dobbs odrzucił jego propozycję. Piecyk, który Orr sporządzał z odwróconej do góry dnem blaszanej beczki, stał pośrodku gładkiej cementowej podłogi, która też była jego dziełem. Pracował żarliwie, na klęczkach. Yossarian starał się nie zwracać na niego uwagi; utykając dowlókł się do swego łóżka i usiadł z przeciągłym sieknięciem człowieka utrudzonego. Czuł, jak krople potu stygną mu na czole. Dobbs działał na niego przygnębiająco. Doktor Daneeka działał na niego przygnębiająco. Złowieszcze przeczucie katastrofy dręczyło go, kiedy patrzył na Orra. Nagle odezwała się w nim cała gama wewnętrznych drgań i tików. Nerwy miał napięte do ostateczności i żyła na przegubie zaczęła mu pulsować.

Orr obserwował Yossariana przez ramię, jego wilgotne wargi odsłaniały wypukłe rzędy wielkich, wystających zębów. Sięgnąwszy za siebie wygrzebał z szafki nocnej butelkę ciepłego piwa, otworzył ją i wręczył Yossarianowi. Żaden z nich nie odezwał się słowem. Yossarian zdmuchnął pianę i odchylił głowę do tyłu. Orr przyglądał mu się przebiegle, szczerząc bezgłośnie zęby. Yossarian nie spuszczał go z oka. Orr parsknął z lekkim, mokrym sykiem i wrócił do swojej pracy na klęczkach. Yossarian stężał.

85
{"b":"107014","o":1}