Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Wiem, że to głupie – odpowiedział zażenowany major Sanderson śmiejąc się nerwowo – ale zawsze bardzo mi zależało na dobrej opinii w oczach innych. Widzi pan, osiągnąłem dojrzałość płciową nieco później niż moi rówieśnicy i z tego powodu miałem pewne… miałem masę problemów. Jestem pewien, że z panem będę mógł na ten temat porozmawiać. Mam taką ochotę zacząć, że prawie z niechęcią wracam do pańskiego problemu, ale obawiam się, że to konieczne. Pułkownik Ferredge miałby mi za złe, gdyby się dowiedział, że cały czas poświęciliśmy mojej osobie. Chciałbym teraz pokazać panu kilka obrazków, żeby stwierdzić, z czym się panu kojarzą pewne kształty i kolory.

– Szkoda pańskiego czasu, doktorze. Mnie się wszystko kojarzy z seksem.

– Naprawdę? – wykrzyknął major Sanderson z radością, jakby nie wierzył własnym uszom. – Nareszcie zaczynamy do czegoś dochodzić! Czy miewa pan jakieś ciekawe sny erotyczne?

– Mój sen o rybie jest snem erotycznym.

– Mam na myśli prawdziwe sny erotyczne: takie, w których łapie pan jakąś nagą dziwkę za kark, przydusza ją, wali pięścią w twarz, aż się zaleje krwią, i wtedy rzuca się pan na nią, żeby ją zgwałcić, i wybucha pan płaczem, bo do tego stopnia kocha ją pan i nienawidzi, że już sam pan nie wie, co robić. O takich snach erotycznych chciałbym z panem porozmawiać. Czy nie miewa pan snów tego rodzaju?

Yossarian zastanawiał się chwilę z mądrym wyrazem twarzy.

– To jest mój sen z rybą – zdecydował.

Major Sanderson cofnął się, jakby go ktoś uderzył w twarz.

– Tak, oczywiście – przyznał chłodno, przyjmując ton podejrzliwej i czujnej wrogości. – Ale mimo to chciałbym, żeby miał pan taki sen, jak powiedziałem, aby się przekonać, jak pan zareaguje. To by było na dzisiaj wszystko. Chciałbym też, żeby tymczasem przyśniły się panu odpowiedzi na niektóre z pytań, jakie panu zadałem. Niech mi pan wierzy, że te rozmowy nie sprawiają mi większej przyjemności niż panu.

– Wspomnę o tym Dunbarowi – obiecał Yossarian.

– Kto to jest Dunbar?

– Od niego wszystko się zaczęło. To jest jego sen.

– Ach, Dunbar – uśmiechnął się z wyższością major Sanderson, odzyskując pewność siebie. – Założę się, że to jest ten zły chłopiec, za którego niecne postępki musi pan zawsze odpowiadać, prawda?

– On nie jest aż tak zły.

– Jest pan gotów bronić go do ostatniej kropli krwi?

– No, tak to może nie.

Major Sanderson uśmiechnął się urągliwie i zapisał w swoim notesie: “Dunbar".

– Dlaczego pan kuleje? – spytał ostro, kiedy Yossarian ruszył w kierunku drzwi. – I co, u diabła, robi ten bandaż na pańskiej nodze? Zwariował pan czy co?

– Byłem ranny w nogę. Dlatego jestem w szpitalu.

– Wcale nie – ucieszył się major Sanderson złośliwie. – Jest pan w szpitalu z powodu kamienia w gruczole ślinowym. Taki był pan przemądrzały, a okazuje się, że nie wie pan, na co pan się leczy w szpitalu?

– Leczę się na ranę w nodze – upierał się Yossarian. Major Sanderson skwitował jego twierdzenie sarkastycznym śmiechem.

– Dobrze, proszę przekazać pozdrowienia swojemu przyjacielowi Dunbarowi. I niech go pan poprosi, żeby miał ten sen dla mnie.

Ale Dunbar przy swoich mdłościach, zawrotach głowy i ciągłych migrenach nie miał ochoty na współpracę z majorem Sandersonem. Joego Głodomora dręczyły po nocach zmory, ponieważ zaliczył sześćdziesiąt lotów bojowych i znowu czekał na odesłanie do kraju, ale nie chciał się nimi podzielić, kiedy przyszedł z wizytą do szpitala.

– Czy nikt nie ma żadnych snów dla majora Sandersona? – pytał Yossarian. – Nie chciałbym sprawić mu zawodu. Już i tak czuje się nikomu niepotrzebny.

– Ja miewam bardzo dziwne sny, od kiedy dowiedziałem się, że zostałeś ranny – wyznał kapelan. – Przedtem śniło mi się zawsze, że moja żona umiera, że ktoś ją morduje albo że dzieci dławią się na śmierć kawałkami pożywnego jedzenia. Teraz śni mi się, że pływam w wodzie, która otacza mnie ze wszystkich stron, i rekin odgryza mi lewą nogę dokładnie w tym miejscu, gdzie masz bandaż.

– Cudowny sen – oświadczył Dunbar. – Założę się, że major Sanderson będzie zachwycony.

– Potworny sen! – zawołał major Sanderson. – Pełno w nim bólu, kalectwa i śmierci. Jestem pewien, że miał go pan, żeby mi zrobić na złość. Prawdę mówiąc, mam wątpliwości, czy powinno się trzymać w wojsku człowieka z takimi odrażającymi snami.

Yossarianowi zaświtał promyk nadziei.

– Możliwe, że ma pan rację, panie majorze – podchwycił chytrze. – Może rzeczywiście powinno się mnie skreślić z personelu latającego i odesłać do Stanów.

– Czy nigdy nie przyszło panu do głowy, że goniąc ciągle za kobietami stara się pan po prostu zagłuszyć podświadomy strach przed impotencją?

– Tak jest, panie majorze. Myślałem o tym.

– Dlaczego więc pan to robi?

– Żeby zagłuszyć strach przed impotencją.

– Dlaczego nie znajdzie pan sobie jakiegoś dobrego hobby?

– Major Sanderson przyjrzał mu się z przyjaznym zainteresowaniem.

– Na przykład wędkarstwo. Czy naprawdę uważa pan, że siostra Duckett jest taka pociągająca? Ja bym powiedział, że jest raczej koścista. Koścista i bez wyrazu. Wie pan, jak ryba.

– Za mało znam siostrę Duckett.

– To dlaczego złapał ją pan za biust? Tylko dlatego, że go ma?

– To Dunbar ją złapał.

– O, pan znowu swoje! – wykrzyknął major Sanderson z miażdżącą pogardą i zniechęcony cisnął ołówek. – Czy pan naprawdę myśli, że można się uwolnić od ppczucia winy, udając, że się jest kimś innym? Nie podoba mi się pan, Fortiori, wie pan o tym? Zupełnie mi się pan nie podoba.

Yossarian poczuł, jak owiewa go chłodny i wilgotny podmuch lęku.

– Ja nie jestem Fortiori, panie majorze – powiedział nieśmiało.

– Ja jestem Yossarian.

– Kim pan jest?

– Nazywam się Yossarian, panie majorze. I jestem w szpitalu z powodu rany w nodze.

– Nazywa się pan Fortiori – przerwał mu major Sanderson wojowniczo. – I jest pan w szpitalu z powodu kamienia w gruczole ślinowym.

– Niech pan będzie poważny, majorze! – wybuchnął Yossarian.

– Ja chyba wiem, kim jestem.

– A ja mam dowód w postaci oficjalnych dokumentów wojskowych – odparł major Sanderson. – Niech pan się lepiej weźmie w garść, póki jeszcze nie jest za późno. Raz jest pan Dunbarem, teraz znów Yossarianem. Jeszcze trochę i zacznie pan twierdzić, że jest pan Washingtonem Irvingiem. Wie pan, co panu jest? Cierpi pan na rozszczepienie osobowości, ot co.

– Niewykluczone, że ma pan rację – zgodził się Yossarian dyplomatycznie.

– Wiem, że mam rację. Cierpi pan na manię prześladowczą. Uważa pan, że ludzie chcą panu zrobić krzywdę.

– Bo ludzie chcą mi zrobić krzywdę.

– Widzi pan? Nie ma pan za grosz szacunku ani dla nadużyć władzy, ani dla przebrzmiałych tradycji. Jest pan osobnikiem zdeprawowanym, niebezpiecznym i powinno się pana wyprowadzić i rozstrzelać!

– Mówi pan poważnie?

– Jest pan wrogiem ludu!

– Czy pan zwariował?! – krzyknął Yossarian.

– Nie, nie zwariowałem – ryczał wściekle Dobbs w szpitalu, wyobrażając sobie, że mówi tajemniczym szeptem. – Mówię ci, że Joe Głodomór ich widział. Wczoraj, kiedy poleciał do Neapolu po jakieś lewe lodówki dla farmy pułkownika Cathcarta. Mają tam wielki ośrodek uzupełnień, gdzie roi się od setek pilotów, bombardierów i strzelców wracających do kraju. Mają po czterdzieści pięć lotów i to wszystko. Ci z Purpurowymi Sercami nawet mniej. Świeżo przybyłe uzupełnienia walą hurmą do innych grup. Władze chcą, żeby wszyscy odbyli służbę poza krajem, nawet personel administracyjny. Co to, nie czytasz gazet? Musimy go zabić jak najprędzej!

– Zostały ci tylko dwa loty – przekonywał go Yossarian półgłosem. – Po co masz ryzykować?

– W czasie tych dwóch lotów też mogę zginąć – odpowiedział Dobbs wojowniczo, grubym, drżącym z podniecenia głosem. – Możemy go zabić zaraz jutro rano, jak będzie wracał ze swojej farmy. Rewolwer mam przy sobie.

Yossarian wytrzeszczył oczy ze zdumienia, kiedy Dobbs wyciągnął z kieszeni rewolwer i zaczął wymachiwać nim w powietrzu.

82
{"b":"107014","o":1}