Литмир - Электронная Библиотека
A
A

W pewnej chwili lotnicy eskadry stwierdzili, że niepostrzeżenie zostali zdominowani przez personel administracyjny, który miał ich obsługiwać. Od rana do wieczora byli tyranizowani, obrażani, nękani i popychani. Kiedy usiłowali protestować, kapitan Black odpowiadał, że ludzie prawdziwie lojalni bez szemrania podpisują tyle deklaracji lojalności, ile się im każe. Jeżeli ktoś kwestionował skuteczność zbierania deklaracji, odpowiadał, że ludzie naprawdę lojalni wobec ojczyzny są dumni mogąc demonstrować swoją lojalność za każdym razem, kiedy się ich do tego zmusza. Tym zaś, którzy wysuwali zastrzeżenia natury moralnej, odpowiadał, że Gwiaździsty Sztandar jest najwspanialszym utworem muzycznym świata. Im więcej deklaracji lojalności ktoś podpisał, tym był lojalniejszy; dla kapitana Blacka było to jasne jak słońce i kapral Kolodny podpisywał w jego imieniu setki deklaracji dziennie, dzięki czemu mógł zawsze wykazać, że jest najbardziej lojalny ze wszystkich.

– Najważniejsze, żeby się bez przerwy deklarowali – tłumaczył swoim pretorianom. – Nieważne, czy robią to z przekonaniem, czy nie.

Dlatego właśnie każe się składać deklarację lojalności dzieciom, chociaż nie wiedzą jeszcze, co to znaczy “deklaracja" i “lojalność".

Kapitanowi Piltchardowi i kapitanowi Wrenowi Wspaniała Krucjata Lojalności stała wspaniałą ością w gardle, gdyż komplikowała im pracę nad kompletowaniem załóg do każdej kolejnej akcji. Ludzie zajęci byli podpisywaniem, deklarowaniem, śpiewaniem i przygotowanie do akcji ciągnęło się godzinami. Jakiekolwiek szybsze działanie stało się niemożliwe, ale ani kapitan Piltchard, ani kapitan Wren nie śmieli się przeciwstawić kapitanowi Blackowi, dzień po dniu skrupulatnie realizującemu swoją doktrynę “Permanentnego Deklarowania Lojalności", doktrynę mającą umożliwić wychwycenie tych wszystkich, którzy stali się nielojalni od czasu podpisania poprzedniej deklaracji, czyli od wczoraj. Nie kto inny, ale właśnie kapitan Black zjawił się z dobrą radą u kapitana Piltcharda i kapitana Wrena, kiedy łamali sobie głowy nad kłopotliwą sytuacją, w jakiej się znaleźli. Przyszedł na czele delegacji i bez ogródek zalecił im, żeby kazali wszystkim lotnikom podpisywać deklarację lojalności, nim pozwolą im wziąć udział w akcji bojowej.

– Oczywiście decyzja należy do was – podkreślił kapitan Black. – Nikt nie wywiera na was nacisku, ale wszyscy oprócz was każą im podpisywać deklaracje lojalności i FBI wyda się diablo podejrzane, że tylko wy dwaj nie troszczycie się o dobro kraju i odmawiacie zbierania od żołnierzy deklaracji lojalności. Jeżeli chcecie popsuć sobie opinię, to wasza prywatna sprawa. My wam tylko radzimy.

Milo nie dał się przekonać i stanowczo odmówił pozbawienia majora Majora żywności, choćby ten i był komunistą, w co Milo w cichości ducha powątpiewał. Milo z natury był przeciwny wszelkim innowacjom, które groziły zakłóceniem normalnego toku spraw. Stanął twardo na gruncie zasad moralnych i stanowczo odmawiał udziału we Wspaniałej Krucjacie Lojalności, dopóki kapitan Black nie przyszedł do niego na czele delegacji i go nie zmusił.

– Obrona kraju jest sprawą każdego obywatela – odpowiedział kapitan Black na zastrzeżenia Mila. – I cała ta akcja jest dobrowolna, nie zapominajcie o tym, Milo. Lotnicy nie muszą podpisywać deklaracji lojalności Piltcharda i Wrena, jeśli nie chcą. Ale jeżeli nie zechcą, macie zagłodzić ich na śmierć. Zgodnie z paragrafem dwudziestym drugim. Rozumiecie? Nie jesteście chyba przeciwni paragrafowi dwudziestemu drugiemu?

Doktor Daneeka był niezłomny.

– Skąd ta pewność, że major Major jest komunistą?

– Czy słyszał pan kiedyś, żeby mówił, że nie jest, dopóki nie zaczęliśmy go o to oskarżać? A czy widział pan kiedyś, żeby podpisywał deklarację lojalności?

– Bo mu nie pozwalacie.

– Oczywiście, że nie pozwalamy – wyjaśnił kapitan Black. – To pozbawiłoby sensu całą naszą krucjatę. Jeżeli nie chce pan z nami współpracować, to jest to pańska prywatna sprawa. Ale jaki sens ma cały nasz wysiłek, skoro udzieli pan majorowi Majorowi pomocy lekarskiej, ledwo Milo zacznie go głodzić? Ciekawe, co pomyślą w dowództwie grupy o człowieku, który sabotuje cały nasz program bezpieczeństwa. Jak nic przeniosą pana na front japoński.

Doktor Daneeka poddał się natychmiast.

– Pójdę i powiem Gusowi i Wesowi, żeby robili, co pan im każe. Tymczasem w dowództwie grupy sam pułkownik Cathcart zaczął się zastanawiać, co się dzieje.

– To ten idiota Black urządza patriotyczną hecę – poinformował go z uśmiechem pułkownik Kom. – Uważam, że powinien pan zagrać z nim czasem w piłkę, bo to przecież pan mianował majora Majora dowódcą eskadry.

– To był pański pomysł – odciął się pułkownik Cathcart ze złością. – Nie powinienem był w żadnym wypadku dać się na to namówić.

– To był bardzo dobry pomysł – odparł pułkownik Korn – bo uwalniał nas od nadliczbowego majora, który kompromitował pana pułkownika jako dowódcę. Niech się pan nie przejmuje, to się niedługo uspokoi. Najlepszym wyjściem będzie posłać kapitanowi Blackowi list z całkowitym poparciem i mieć nadzieję, że szlag go trafi, zanim narobi zbyt dużo szkody.

Nagle przyszła mu do głowy nieprawdopodobna myśl.

– Panie pułkowniku! Nie sądzi pan chyba, że ten bałwan będzie próbował wyrzucić majora Majora z jego przyczepy?

– Naszym najbliższym zadaniem powinno być wykurzenie tego drania majora Majora z jego przyczepy – zdecydował kapitan Black. – Szkoda, że nie możemy wypędzić go do lasu razem z żoną i dziećmi. Niestety, nie ma żony ani dzieci, będziemy więc musieli zadowolić się tym, co mamy, i wyrzucić tylko jego. Komu podlegają sprawy rozlokowania ludzi?

– Jemu.

– Widzicie? – krzyknął kapitan Black. – Oni wciskają się wszędzie! Nie mam zamiaru przyglądać się temu bezczynnie. Jak będzie trzeba, to pójdę z tą sprawą do samego majora… de Coverley. Powiem Milowi, żeby z nim porozmawia}, jak tylko wróci z Rzymu.

Kapitan Black miał bezgraniczne zaufanie do mądrości, władzy i sprawiedliwości majora… de Coverley, mimo że nigdy jeszcze z nim nie rozmawiał i nadal nie mógł zdobyć się na odwagę, żeby to zrobić. Wysyłał w swoim zastępstwie Mila i potem chodził niecierpliwie z kąta w kąt, czekając na powrót swego wysokiego posła. Podobnie jak wszyscy w eskadrze, żywił głęboki podziw i szacunek dla majestatycznego, siwowłosego majora o pobrużdżonej twarzy i postawie Jehowy, który przyleciał wreszcie z Rzymu ze zranionym okiem pod nową celuloidową opaską i od jednego zamachu rozpędził całą Wspaniałą Krucjatę na cztery wiatry.

Milo na wszelki wypadek nic nie powiedział, kiedy major… de Coverley w dniu swego powrotu, wkraczając z właściwą sobie groźną i surową godnością do stołówki, stwierdzi), że wejście blokuje mur oficerów czekających w kolejce na podpisanie deklaracji lojalności. Na drugim końcu kontuaru, przy którym wydawano posiłki, grupa wcześniej przybyłych, z tacami w jednej ręce, ślubowała wierność sztandarowi, żeby móc zająć miejsca przy stolikach. Ci, co przybyli jeszcze wcześniej i siedzieli już przy stołach, śpiewali Gwiaździsty Sztandar, żeby móc skorzystać z soli, pieprzu i ketchupu. Wrzawa zaczęła powoli ucichać, gdy major… de Coverley stanął w drzwiach marszcząc brwi z wyrazem zdumienia i niezadowolenia, jakby ujrzał jakieś niesamowite widowisko. Potem ruszył prosto przed siebie i ściana oficerów rozstąpiła się przed nim niczym fale Morza Czerwonego. Nie oglądając się w lewo ani w prawo podszedł niepowstrzymanie do kontuaru i donośnym, ochrypłym ze starości głosem, w którym pobrzmiewało dostojeństwo i przyzwyczajenie do posłuchu, powiedział wyraźnie:

– Dajcie mi jeść.

Zamiast jedzenia kapral Snark podsunął majorowi… de Coverley do podpisania deklarację lojalności. Major odsunął ją z ogromnym niezadowoleniem, gdy tylko zorientował się, co to jest; zdrowe oko błysnęło ogniście spopielającą pogardą, a potężne, stare, pofałdowane zmarszczkami oblicze pociemniało majestatycznym gniewem.

31
{"b":"107014","o":1}