Литмир - Электронная Библиотека

– Jak?

– Naciskając odpowiednie guziki.

Zmarszczyła brwi.

– Myślisz, że się na to nabierze?

– Pewnie. Jeżeli nacisnę właściwe. – Wskazał telefon w samochodzie. – Mam dwa telefony: ten i komórkę w kieszeni. Z komórki połączę się z telefonem w samochodzie. W ten sposób usłyszysz, co się dzieje. Zapisz każde słowo. Gdyby coś mi się stało, zwróć się do Wina. Będzie wiedział, co robić.

Pochyliła się i skinęła głową. Po jej twarzy śmigały cienie wycieraczek. Deszcz się wzmógł, lakierując jezdnię w przedzie. Myron skręcił w następny zjazd. Ćwierć mili dalej powitała ich tablica z napisem Overpeck Park.

– Schowaj się – polecił.

Audrey zniknęła z widoku. Skręcił w prawo. Z napisu na kolejnej tablicy wynikało, że park jest zamknięty. Pojechał dalej. Było za ciemno, by coś widzieć, wiedział jednak, że na lewo jest las, a na wprost stajnie. Skręcił w pierwszą bocznicę w prawo. Reflektory zatańczyły po terenie pikniku, oświetlając stoły, ławki, kosze na śmiecie, huśtawkę, zjeżdżalnię. Dotarłszy do zaułka, Myron zatrzymał się, zgasił światła, silnik, z komórki połączył się z telefonem w samochodzie i włączył głośnik, żeby Audrey mogła słyszeć, co się dzieje. Czekali.

Minęło kilka minut. Deszcz bębnił w dach jak ziarenka żwiru. Audrey siedziała cicho. Myron położył dłonie na kierownicy i mimowolnie je zacisnął. Słyszał dudnienie własnego serca.

Wtem noc przeciął znienacka jak kosa kostuchy promień światła latarki. Myron przesłonił oczy dłonią, zmrużył je, wolno otworzył drzwiczki, podźwignął się z siedzenia i wysiadł. Wiatr, który przybrał na sile, ochlapał mu twarz deszczem.

– Ręce do góry! – krzyknął męski głos, zniekształcony przez żywioły.

Myron podniósł ręce nad głowę.

– Rozepnij płaszcz. Wiem, że w kaburze pod pachą masz broń. Wyjmij ją dwoma palcami i rzuć na siedzenie w samochodzie.

Jedną rękę trzymając w górze, Myron rozpiął płaszcz. Deszcz zdążył go przemoczyć i przykleić włosy do czoła. Wyjął pistolet i położył go na siedzeniu.

– Zamknij drzwi.

Spełnił polecenie.

– Masz pieniądze?

– Muszę zobaczyć, z czym przychodzisz.

– Nic z tego.

– Bądź rozsądny. Nawet nie wiem, co kupuję.

– Podejdź – rzekł szantażysta po krótkim wahaniu. Myron ruszył w stronę światła.

– Cokolwiek mi sprzedajesz, jaką mam gwarancję, że nie zrobiłeś kopii? – spytał.

– Żadnej. Musisz mi zaufać – odparł głos.

– Kto jeszcze o tym wie?

– Tylko ja. Nikt oprócz mnie nie żyje.

Myron przyśpieszył kroku. Ręce wciąż trzymał w górze. Wiatr smagał mu twarz. Przemókł.

– Kto mi zagwarantuje, że nikomu o tym nie powiesz?

– Nikt. Za pieniądze kupisz moje milczenie.

– Do czasu, aż ktoś da więcej.

– Nie. Zaraz po tym wyjeżdżam. Więcej o mnie nie usłyszysz. – Latarka zamigotała. – Stój.

Trzy metry od Myrona stał mężczyzna w kominiarce. W jednej ręce trzymał latarkę, w drugiej pudełko. Skinął głową i uniósł je w górę.

– Jest tu.

– Co?

– Najpierw pieniądze.

– Nie wiem, czy w tym pudełku coś jest.

– Dobrze. No, to wracaj do samochodu i jazda. Szantażysta odwrócił się.

– Zaczekaj! – zawołał Myron. – Pójdę po pieniądze.

Mężczyzna w kominiarce rozejrzał się uważnie.

– Żadnych sztuczek – ostrzegł.

Myron ruszył do samochodu. Gdy przeszedł dwadzieścia kroków, usłyszał strzały. Trzy. Nie przestraszył się. Obrócił się wolno. Człowiek w kominiarce leżał na ziemi. Do nieruchomego ciała biegła Audrey. Z jego pistoletem w dłoni.

– Chciał cię zabić! – krzyknęła. – Musiałam strzelić! Dopadła do leżącego i podniosła pudełko. Myron podszedł do niej wolno.

– Otwórz je – powiedział.

– Najpierw schrońmy się przed deszczem. Policja…

– Otwórz je.

Zawahała się. Nie zagrzmiał żaden grom. Nie strzelił żaden piorun.

– Miałaś rację – rzekł.

– Co do czego? – spytała zdziwiona.

– Patrzyłem na to z niewłaściwej strony.

– O czym ty mówisz? Zrobił krok w jej stronę.

– Zadając sobie pytanie, kto wiedział o krwi w suterenie Downinga, pamiętałem o Clipie i Calvinie. Zapomniałem o tobie. Gdy się zastanawiałem, dlaczego kochanka Grega chciała zachować anonimowość, brałem pod uwagę Fionę White i Liz Gorman. Znowu zapominając o tobie. Kobiecie trudno wybić się w dziennikarstwie sportowym. Gdyby ktoś odkrył, że spotykasz się z graczem, o którym piszesz w gazecie, zrujnowałoby ci to karierę. Musiałaś zachować to w tajemnicy.

Utkwiła w nim oczy. Z jej mokrej, bladej twarzy nie dało się nic wyczytać.

– Ty jedna pasujesz do całości, Audrey. Wiedziałaś o krwi w suterenie. Musiałaś taić romans z Gregiem. Dzięki kluczowi mogłaś bez najmniejszego problemu wejść do jego domu. A poza tym tylko ty jedna miałaś powód, by usunąć krew. Chciałaś go ochronić. Czyż nie dlatego ją zabiłaś? Usunięcie krwi to przy tym pestka.

Odgarnęła włosy z oczu i zamrugała w padającym deszczu.

– Jak możesz serio przypuszczać, że…

– Powinno mi dać do myślenia – przerwał jej – już po tamtym wieczorze u T.C., kiedy mi powiedziałaś, że poskładałaś wszystko do kupy. Wprawdzie dołączyłem do drużyny w dziwnych okolicznościach, ale tylko osoba blisko związana z Downingiem, ktoś, kto wiedział, że zniknął i dlaczego, połapałaby się w tym tak szybko. Byłaś jego sekretną kochanką, Audrey. Ale ty również nie wiesz, gdzie on jest. Współpracowałaś ze mną nie z powodu artykułu, tylko dlatego, że chciałaś go odnaleźć. Kochasz Grega.

– Bzdury – żachnęła się.

– Policja przeczesze dom, Audrey. Znajdą włosy.

– To o niczym nie świadczy – odparła. – Kilka razy robiłam z nim wywiady…

– W jego sypialni? W łazience? Pod prysznicem? – Myron pokręcił głową. – Kiedy się o tobie dowiedzą, przeczeszą też miejsce zbrodni. Tam też będą dowody. Włosy lub co innego.

Zrobił następny krok. Audrey uniosła pistolet, trzęsła jej się ręka.

– Strzeż się Idów marcowych – powiedział.

– Słucham?

– Sama udzieliłaś mi wskazówki. Idy wypadają piętnastego marca. Twoje urodziny siedemnastego. Siedemnastego marca. Trzy, jeden, siedem. To numer szyfru w sekretarce Grega.

Wymierzyła pistolet w jego pierś.

– Wyłącz magnetofon – rozkazała. – I komórkę. Myron sięgnął do kieszeni i spełnił polecenie.

Po policzkach Audrey ciekły łzy pomieszane z deszczem.

– Nie mogłeś się zamknąć? – spytała, szlochając. Wskazała na nieruchome ciało na mokrej trawie. – Słyszałeś, co powiedział: nikt o tym nie wie. Wszyscy szantażyści nie żyją. Mogłam to zniszczyć – uniosła pudełko – raz na zawsze. Nie krzywdząc ciebie. Wreszcie byłby z tym koniec.

– A co z Liz Gorman?

Prychnęła szyderczo.

– Podła szantażystka! Nie można jej było ufać. Powiedziałam to Gregowi. Co mogło ją powstrzymać od zrobienia kopii i odarcia go ze skóry? Tamtego wieczoru poszłam do niej. Podałam się za jego byłą, która chce upiec własną pieczeń. Wyraziłam chęć kupienia kopii. Zgodziła się. Sam więc widzisz. Zapłacenie jej nic by nie dało. Można było ją uciszyć tylko w jeden sposób.

– Zabijając.

– To była zwykła kryminalistka, Myron. Obrabowała bank, na miły Bóg! Greg i ja… byliśmy dla siebie stworzeni. Miałeś rację co do mojej kariery. Musiałam zachować nasz związek w tajemnicy. Nie na długo. Zaproponowano mi zajęcie się inną konkurencją. Baseballem. Drużynami Mets lub Yankees. Po tym możemy się ujawnić. Tak świetnie nam się układało, a wtedy zjawiła się ta podła suka… – Audrey zamilkła, potrząsając głową. – Musiałam myśleć o naszej przyszłości. Nie tylko o przyszłości Grega. Nie tylko o własnej. Także o przyszłości naszego dziecka.

Myronowi zrobiło się tak przykro, że zamknął oczy.

– Jesteś w ciąży – powiedział cicho.

– Teraz rozumiesz? – spytała z odnowionym naiwnym zapałem, w którym było coś chorego. – Chciała go zniszczyć. Chciała zniszczyć nas. Co mi pozostało? Nie jestem zabójczynią, ale miałam wybór: my albo ona. Zdaję sobie sprawę, jak to wygląda: Greg ucieka i nic mi nie mówi. On już taki jest. Jesteśmy razem od pół roku. Wiem, że mnie kocha. Po prostu potrzebował czasu.

59
{"b":"101670","o":1}