Литмир - Электронная Библиотека

– Pan Lockwood, jeśli się nie mylę – powiedział, wpatrując się w Wina.

Wiedział o nim, był dobrze przygotowany.

– Tak – odparł Myron.

– Pomaga nam w kłopotach?

– Tak.

Myron przedstawił ich sobie, wymienili uściski dłoni, usiedli. Win, jak zwykle w takich sytuacjach, milczał. Oczami wędrował po pomieszczeniu, nie pomijając niczego. Zanim się odezwał, lubił dobrze się przyjrzeć nieznajomym, zwłaszcza na ich gruncie.

– A więc, jak się sprawy mają? – zagadnął Clip z wymuszonym uśmiechem.

– Zatrudniając mnie – zaczął Myron – wyraził pan obawę, że odkryję coś kompromitującego. Chciałbym wiedzieć co.

Clip przybrał rozbawioną minę.

– Nie bierz tego do siebie, Myron – rzekł ze śmiechem – ale gdybym to wiedział, nie musiałbym cię wynajmować.

– Nie mówi pan wszystkiego.

– Słucham?

– Greg zniknął wcześniej.

– No i?

– Na początku nie spodziewał się pan kompromitacji. Skąd ta zmiana?

– Już powiedziałem. Czeka mnie głosowanie właścicieli.

– To pana jedyne zmartwienie?

– Skądże. Martwię się również o Grega…

– Ale po jego zniknięciu nie wynajął pan nikogo. Czego się pan boi?

Clip wzruszył ramionami.

– Chyba niczego. Po prostu dmucham na zimne. A bo co? Coś odkryłeś?

– Pan nigdy nie dmucha na zimne. Jest pan ryzykantem. Zawsze pan taki był. Wymieniał pan popularnych, sprawdzonych repów na niewypróbowanych debiutantów. Z reguły przedkładał pan agresywny atak nad wzmacnianie obrony. Nigdy nie bał się pan postawić wszystkiego na jedną kartę.

– Ta strategia ma to do siebie, że można też sporo stracić. Czasem bardzo dużo. – Clip uśmiechnął się blado.

– Co pan stracił tym razem?

– Jeszcze nic. Jeżeli Greg nie wróci, może to kosztować mój zespół mistrzostwo NBA.

– Ja nie o tym. Chodzi o coś więcej.

– Przykro mi. – Clip rozłożył ręce. – Naprawdę nie wiem, o czym mówisz. Po zniknięciu Grega uznałem, że jest sens cię wynająć. Owszem, wcześniej też znikał, nigdy jednak tak późno w sezonie i nie wtedy, gdy byliśmy tak blisko mistrzostwa. To do niego niepodobne.

Myron spojrzał na Wina. Miał znudzoną minę.

– Zna pan Lizę Gorman? – spytał Clipa.

Kątem oka dostrzegł, że Calvin lekko się wyprostował.

– Nie. A powinienem?

– A kobietę o imieniu Carla albo Sally?

– Słucham? Pytasz, czy znam kobietę…

– Poznaną ostatnio. Lub związaną jakoś z Gregiem Downingiem.

Clip pokręcił przecząco głową.

– Calvin?

Calvin zrobił to samo, lecz z małym opóźnieniem.

– Skąd to pytanie?

– Ponieważ to z nią spotkał się Greg wieczorem, kiedy zniknął.

Clip usiadł prosto, z szybkością peemu wyrzucając z ust słowa:

– Odszukaliście ją? Gdzie ona jest? Może są razem. Myron ponownie spojrzał na Wina. Tym razem Win ledwo dostrzegalnie skinął głową. Też to zauważył.

– Nie żyje – odparł Myron.

Z twarzy Clipa spełzły kolory. Calvin milczał, tylko skrzyżował nogi. Jak na Johnsona Mrożonkę, był to ruch nie lada.

– Nie żyje?

– Konkretniej, zamordowano ją.

– O mój Boże!…

Clip skakał spojrzeniem od twarzy do twarzy, jakby szukał w nich odpowiedzi lub pocieszenia. Nie znalazł.

– Na pewno nie słyszał pan o Liz Gorman, Carli ani Sally? – spytał Myron.

Clip otworzył i zamknął usta. Nie wydał żadnego dźwięku.

– Zamordowano? – powtórzył.

– Tak.

– Była z Gregiem?

– Jako ostatni widział ją przy życiu. Jego odciski palców znaleziono w miejscu zbrodni.

– Miejscu zbrodni? – Clipowi drżał głos, patrzył nieprzytomnie. – Mój Boże, krew w suterenie. Zwłoki były w domu Grega?

– Nie. Ta kobieta zginęła w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku.

– Przecież krew znalazłeś w suterenie Grega – zdziwił się Clip. – W pokoju zabaw.

– Tak. Ale zniknęła.

– Zniknęła? – spytał Clip zmieszanym i nieco poirytowanym tonem. – Jak to zniknęła?

– Uprzątnięto ją. – Myron utkwił w nim spojrzenie. – W minionych dwóch dniach ktoś wszedł do domu Grega i próbował zatuszować skandal.

Clip się wzdrygnął.

– Myślisz, że to ja? – spytał z nagłym ożywieniem w oczach.

– Tylko panu powiedziałem, że znalazłem tam krew. Chciał pan to utrzymać w tajemnicy.

– Decyzję zostawiłem tobie – odparował Clip. – Powiedziałem, że ją uszanuję, nawet jeśli uznam, że jest niewłaściwa. Oczywiście, że zależy mi na uniknięciu skandalu. To normalne. Ale czegoś takiego bym nie zrobił. Przecież mnie znasz, Myron.

– Mam wykaz rozmów telefonicznych tej kobiety. Dzwoniła do pana cztery dni przed śmiercią.

– Jak to: dzwoniła do mnie?

– W wykazie jest numer telefonu pańskiego biura. Clip zaczął mówić, urwał i zaczął od nowa.

– No cóż, być może dzwoniła, co wcale nie znaczy, że do mnie – odparł tonem dalekim od pewności. – Może rozmawiała z moją sekretarką.

Win odchrząknął, a potem przemówił po raz pierwszy od wejścia do gabinetu.

– Panie Arnstein.

– Tak.

– Z całym należnym szacunkiem, ale coraz trudniej mi znieść pańskie łgarstwa.

Clipowi opadły kąciki ust. Przywykłby młodsi mu kadzili, a nie zarzucali kłamstwo.

– Słucham?

– Myron bardzo pana poważa – ciągnął Win. – To godne podziwu. Bo niełatwo zasłużyć sobie na jego szacunek. Ale pan znał zabitą. Rozmawiał pan z nią przez telefon. Mamy dowód.

– Jaki dowód? – spytał Clip, mrużąc oczy.

– Po pierwsze, wyciąg rozmów…

– Już powiedziałem…

– Po drugie, pańskie słowa – dokończył Win.

Na twarzy Clipa pojawiła się czujność.

– O czym pan mówi? – spytał wolno.

Win złożył dłonie koniuszkami palców.

– Wcześniej Myron spytał, czy zna pan Liz Gorman lub kobietę o imieniu Carla albo Sally. Pamięta pan?

– Tak. Zaprzeczyłem.

– Właśnie. A potem powiedział panu… przytoczę dokładnie jego słowa, bo to ważne: „to z nią spotkał się Greg wieczorem, kiedy zniknął”. Niezręczne zdanie, zgoda, ale wypowiedziane z zamysłem. Pamięta pan dwa swoje kolejne pytania, panie Arnstein?

– Nie.

Clip chyba się pogubił.

– Brzmiały one, znów zacytuję dokładnie: „Odszukaliście ją? Gdzie ona jest?”.

Win zamilkł.

– Tak, i co z tego?

– Powiedział pan, ją” i „ona”. A przecież Myron spytał pana, czy zna pan Liz Gorman, Carlę albo Sally. Czy z jego słów nie wynikało, że chodzi o trzy różne kobiety? O „nie”, nie o „nią”. Ale pan od razu uznał, że te trzy imiona należą do jednej. Czy to nie dziwne?

– Co?! – wybuchnął Clip. – I pan to nazywa dowodem?!

Win pochylił się w fotelu.

– Dobrze pan zapłacił Myronowi za fatygę. W zwykłych okolicznościach zaleciłbym mu dalsze usługi dla pana. Chce pan przeszkodzić w śledztwie wszczętym z własnej inicjatywy, wolna droga. Poradziłbym, żeby wziął pieniądze i pilnował swego nosa. Ale Myron by mnie nie posłuchał. Jest wścibski. A co gorsza, hołduje staroświeckiemu nakazowi przyzwoitości, nawet gdy go o to nie proszą.

Win wziął oddech i usiadł wygodnie w fotelu, delikatnie stukając o siebie koniuszkami palców. Oczy wszystkich były zwrócone na niego.

– Rzecz w tym, że kobietę zamordowano. W dodatku ktoś majstrował w miejscu zbrodni. Zniknęła też osoba, która równie dobrze może być mordercą, jak i następną ofiarą. Innymi słowy, zachowanie w tej sytuacji klapek na oczach może się okazać zbyt niebezpieczne, a ewentualne koszty mogą przewyższyć potencjalne korzyści. Jako biznesmen, panie Arnstein, powinien pan to zrozumieć.

Clip milczał.

– Przejdźmy zatem do rzeczy. – Win rozłożył i złożył dłonie. – Wiemy, że ofiara morderstwa rozmawiała z panem. Albo zdradzi nam pan, co panu powiedziała, albo wymienimy uściski dłoni i się rozstaniemy.

– Najpierw rozmawiała ze mną – odezwał się Calvin.

Poprawił się na krześle. Unikał spojrzenia Clipa, ale niepotrzebnie. Clip nie przejął się wyjściem prawdy na jaw. Zapadł się głębiej w siedzenie – przypominał balon, z którego uchodzi powietrze.

– Użyła imienia Carla.

39
{"b":"101670","o":1}