Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Poczuła słabość w nogach i niepewność, jak gdyby w pamiętniku była zawarta nieodwracalna przepowiednia tego, co miało się wydarzyć w przyszłości. Znów miała szesnaście lat. Odpięła zatrzask i przeczytała słowa wypisane wielkimi literami na wewnętrznej stronie obwoluty: STOP!!! TAJNE!!! CZYTAJĄC TO, WKRACZASZ W CUDZĄ PRYWATNOŚĆ!!! TAK! TO DOTYCZY CIEBIE!

Ale matka przeczytała, przeczytała i wzięła sobie do serca to, co Ruth napisała na przedostatniej stronie. Słowa, które omal nie zabiły ich obu.

Przez cały tydzień, który poprzedzał napisanie tych brzemiennych w skutki słów, Ruth i LuLing dręczyły się nawzajem coraz zajadlej. Przypominały dwie osoby, które utknęły w burzy piaskowej i w podmuchach przenikliwego wiatru oskarżają się nawzajem o jej wywołanie. Dzień przed punktem krytycznym Ruth paliła w oknie swojego pokoju. Drzwi były zamknięte i gdy tylko usłyszała zbliżające się kroki matki, wyrzuciła papierosa i padła na łóżko, udając, że czyta. LuLing weszła jak zwykle bez pukania. Kiedy Ruth spojrzała na nią z niewinną miną, wrzasnęła:

– Palisz!

– Wcale nie!

– Jeszcze pali się. – LuLing podeszła do okna. Papieros wylądował na gzymsie pod oknem, znacząc swoją obecność smużką dymu.

– Jestem Amerykanką! – krzyknęła Ruth. – Mam prawo do prywatności i własnego szczęścia, nie muszę uszczęśliwiać ciebie!

– Jak prawo do szczęścia! Do złego nie ma prawa!

– Daj mi spokój!

– Dlaczego mam taką córkę? Czemu żyję? Czemu dawno temu nie umarłam? – LuLing sapała i prychała z gniewem, a Ruth pomyślała, że wygląda jak wściekły pies. – Chcesz, żebym umarła?

Ruth cała się trzęsła, ale nonszalancko wzruszyła ramionami.

– Naprawdę nic mnie to nie obchodzi.

Matka stała jeszcze chwilę, dysząc ze wzburzenia, po czym wyszła. Ruth podniosła się i zatrzasnęła za nią drzwi.

Później, święcie oburzona, szlochając, zaczęła pisać w pamiętniku, doskonale zdając sobie sprawę, że matka to przeczyta: “Nienawidzę jej! Jest najgorszą matką na świecie! Nie kocha mnie. Nie słucha mnie. W ogóle mnie nie rozumie. Tylko się mnie czepia, wścieka się i działa mi na nerwy".

Wiedziała, że ryzykuje. Czuła się zła do szpiku kości. Mimo to strząsała z siebie ogarniające ją poczucie winy z coraz większą brawurą. Potem napisała coś jeszcze gorszego, straszne słowa, które później – za późno – skreśliła. Ruth patrzyła teraz na zamazane na czarno linijki i dokładnie znała ich treść, którą poznała też matka:

“Ciągle mówisz, że się zabijesz, dlaczego więc tego nie zrobisz? Spróbuj. Zrób to, zrób to! No już, zabij się! Droga Ciocia sobie tego życzy, ja też!".

Wówczas była wstrząśnięta, że mogła zapisać takie okropne uczucia. Teraz była wstrząśnięta, przypominając je sobie. Płakała, pisząc słowa nabrzmiałe gniewem, strachem i przedziwnym poczuciem wolności, przyznając wreszcie bez ogródek, że pragnie skrzywdzić matkę równie boleśnie, jak ona ją krzywdziła. Potem schowała pamiętnik na dnie szuflady z bielizną, gdzie matka bez trudu mogła go znaleźć. Włożyła go grzbietem do środka, a na wierzchu położyła parę majteczek w różowe kwiatki. W ten sposób na pewno by się zorientowała, że matka myszkowała w szufladzie.

Nazajutrz Ruth ociągała się z powrotem do domu. Przespacerowała się plażą. Wstąpiła do drogerii, oglądała kosmetyki. Z budki zadzwoniła do Wendy. Matka na pewno zdąży przeczytać zapis w pamiętniku przed jej powrotem. Ruth spodziewała się strasznej kłótni, krzyków i nowych gróźb. Matka oczywiście nie da jej kolacji i będzie się drzeć, że Ruth pragnie jej śmierci, żeby zamieszkać z ciocią Gal. LuLing będzie czekać, żeby Ruth się przyznała, że napisała te pełne nienawiści słowa.

Potem Ruth wyobraziła to sobie zupełnie inaczej. Matka czyta, uderza się pięścią w pierś, starając się ukryć cierpienie w najgłębszym zakamarku serca, zagryzając usta, by powstrzymać płacz. Później, po powrocie Ruth do domu, LuLing udaje, że jej nie widzi. Robi kolację, siada i je w milczeniu. Ruth nie poddaje się i nie pyta, czy też może sobie nałożyć. Jest gotowa jeść płatki z pudełka na każdy posiłek, jeśli będzie trzeba. Będą się tak zachowywać przez wiele dni. Matka będzie dręczyć Ruth milczeniem, manifestując w ten sposób całkowite odrzucenie. Ruth pozostanie silna i odporna na ból do dnia, w którym nic już jej nie poruszy, oczywiście pod warunkiem, że nie skończy się jak zwykle i Ruth nie załamie się z płaczem i nie przeprosi.

Nie było czasu wyobrażać sobie innych wersji wydarzeń. Ruth była już w domu. Uzbroiła się w odwagę. Myślenie o tym, co za chwilę miało nastąpić, było równie nieprzyjemne, jak doświadczenie tego na własnej skórze. Trzeba raz z tym skończyć, powiedziała sobie. Pokonała schody i otworzyła drzwi, a w tej samej chwili matka przypadła do niej, mówiąc zduszonym z niepokoju głosem:

– Nareszcie wróciłaś!

Ruth zdała sobie jednak sprawę, że to nie matka, tylko ciocia Gal.

– Twoja matka jest ranna – powiedziała, łapiąc Ruth za ramię i wyprowadzając z powrotem za drzwi. – Szybko, musimy zaraz jechać do szpitala.

– Ranna? – Ruth stanęła w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Poczuła się zupełnie pusta i jednocześnie bardzo ciężka. Miała wrażenie, że brakuje jej powietrza. – Jak to? Jak została ranna?

– Wypadła przez okno. Nie wiem, dlaczego się tak wychylała. Upadła na beton. Pani z dołu wezwała karetkę. Matka ma jakieś złamania i coś złego stało się jej w głowę – nie wiem dokładnie co – ale lekarze mówią, że jest bardzo źle. Mam nadzieję, że nie doszło do uszkodzenia mózgu.

Ruth wybuchnęła szlochem. Zgiąwszy się wpół, zaczęła histerycznie płakać. Chciała, żeby tak się stało, sama to spowodowała. Płakała, dopóki nie dostała duszności i omal nie zemdlała od przyśpieszonego oddechu. Kiedy dotarły do szpitala, ciocia Gal musiała zabrać Ruth na ostry dyżur. Tam pielęgniarka próbowała ją zmusić, żeby oddychała przez jakąś papierową torebkę, którą Ruth natychmiast odtrąciła, a potem ktoś zrobił jej zastrzyk. Stała się nieważka, jakby zdjęto z niej wielki ciężar i wszystkie troski. Przykryto ją ciepłym kocem – najpierw ciało, potem także głowę. W tej nicości słyszała głos matki, która informuje lekarzy, że córka jest wreszcie cicho, bo obie już nie żyją.

Później okazało się, że LuLing ma złamany bark, pęknięte żebro i wstrząs mózgu. Gdy wypisano ją ze szpitala, ciocia Gal została u nich jeszcze kilka dni, pomagając gotować i odpowiednio przystosować dom, aby LuLing mogła samodzielnie się umyć i ubrać. Ruth cały czas trzymała się z boku.

– Może pomóc? – pytała od czasu do czasu słabym głosem.

Ciocia Gal kazała jej gotować ryż, umyć wannę albo zmienić pościel w łóżku matki.

W ciągu następnych dni Ruth cierpiała katusze, zastanawiając się, czy matka powiedziała cioci Gal o tym, co przeczytała w jej pamiętniku, dlaczego wyskoczyła przez okno. Szukała w twarzy GaoLing oznak tej wiedzy. Analizowała każde wypowiedziane przez nią słowo. Ruth nie znalazła jednak u cioci ani śladu złości, rozczarowania czy fałszywej litości. Matka była równie nieprzenikniona. Nie była zła, ale smutna i przygaszona. Jakby czegoś w niej było mniej niż przedtem – tylko czego? Miłości? Troski? W oczach matki czaiła się jakaś matowa obojętność, jak gdyby LuLing nic nie obchodziło, co się z nią stanie. Wszystko było jednako nieistotne. Co to mogło znaczyć? Dlaczego już nie miała ochoty się awanturować? LuLing przyjmowała miseczki ryżu, które podawała jej Ruth. Piła zaparzoną przez córkę herbatę. Rozmawiały, ale słowa dotyczyły faktów zupełnie bez znaczenia, które nie mogły doprowadzić do sporów ani nieporozumień.

– Wychodzę do szkoły – mówiła Ruth.

– Masz pieniądze na lunch?

– Tak. Chcesz jeszcze herbaty?

– Nie, już nie.

Każdego dnia Ruth miała ochotę powiedzieć matce, że naprawdę bardzo jej przykro, że jest złą dziewczyną, że to wszystko jej wina. Żeby to jednak zrobić, musiałaby się przyznać do napisania tamtych słów, a matka wciąż chciała udawać, że ten zapis w pamiętniku nie istnieje. Przez kilka tygodni obie chodziły na palcach, jak gdyby starając się nie nadepnąć na potłuczone skorupy.

33
{"b":"101394","o":1}