Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wyciągnęła puszek do pudru. Na brzegach był jeszcze porowaty, ale środek stał się zupełnie gładki od codziennego ślizgania się po twarzy LuLing. Wyrzuciła puderniczkę i puszek do śmieci. Chwilę później wyciągnęła z powrotem puzderko w panice, bliska łez. Przecież to część życia matki! No to co, że jest sentymentalna? Znów otworzyła puderniczkę i ujrzała w lusterku swoją skrzywioną cierpieniem twarz, a potem zatrzymała wzrok na pomarańczowym pudrze. Nie, to nie miało nic wspólnego z sentymentami. Było niezdrowe i niesmaczne. Wrzuciła puderniczkę z powrotem do śmieci.

Zanim zapadł zmierzch, w kącie salonu urosła góra przedmiotów, do których, zdaniem Ruth, matka nie powinna być zbyt przywiązana: stary aparat telefoniczny z tarczą, wzory do szycia, pliki starych rachunków, pięć półprzeźroczystych szklanek do mrożonej herbaty, kilka kubków do kawy z różnymi napisami w różnych kolorach, lampa na trzech nogach – jednej brakowało – stare, zardzewiałe krzesło ogrodowe w kształcie muszli, toster z przetartym przewodem, kształtem przypominający krągły zderzak starego buicka, zegar kuchenny z trzema wskazówkami w kształcie noża, widelca i łyżki, torba z robótkami wraz z zawartością, którą stanowiły do połowy zrobione włóczkowe kapcie, fioletowe, turkusowe i zielone, przeterminowane lekarstwa oraz kłąb splątanych wieszaków na ubrania, wyglądający jak wielki pająk.

Mimo późnej godziny Ruth czuła w sobie energię, mając konkretny cel. Rozglądając się po mieszkaniu, wyliczała na palcach naprawy, które trzeba przeprowadzić, by zapobiec ewentualnym wypadkom. Trzeba doprowadzić do porządku gniazdka w ścianach. Wymienić czujniki dymu.

Zmniejszyć moc grzałki w zbiorniku, żeby matka nie poparzyła się gorącą wodą. Czy ta brązowa plama na suficie to zaciek? Ruth sprawdziła miejsce, skąd mogła kapać woda, a jej bystre oko zatrzymało się na podłodze obok kanapy. Podbiegła tam, odchyliła dywan i spojrzała na deski podłogi. Była to jedna ze skrytek, w której matka zbierała kosztowności, jakie mogły się przydać na wypadek wojny albo, jak mawiała LuLing, “katastrofy, strasznej, że nie wyobrażasz sobie". Ruth nacisnęła koniec deski i proszę bardzo – uniósł się drugi koniec, jak na huśtawce. Aha! Złota bransoletka w kształcie węża! Ruth wydobyła ją i wybuchnęła beztroskim śmiechem, jak gdyby wybrała właściwą bramkę w teleturnieju. Matka zaciągnęła ją kiedyś do Royal Jadę House przy Jackson Street i kupiła tę bransoletkę za sto dwadzieścia dolarów, mówiąc Ruth, że jest z dwudziestoczterokaratowego złota i w razie nagłej potrzeby można ją zważyć i dostać za nią tyle, ile naprawdę jest warta.

A reszta skrytek LuLing? Ruth odstawiła na bok kosz z albumami fotograficznymi, który stał przy nieużywanym kominku. Podważyła obluzowaną cegłę, wyciągnęła ją i – oczywiście – nadal tkwiły tam cztery dolarowe banknoty, owinięte jednym dwudziestodolarowym. Nie do wiary! Ruth zakręciło się w głowie – znaleziony mały skarb był pamiątką z okresu jej dojrzewania. Kiedy się tu wprowadziły, LuLing włożyła pod cegłę pięć banknotów dwudziesto dolarowych. Zaglądając tam od czasu do czasu, Ruth zauważyła, że pieniądze cały czas są tak samo zwinięte w równiutki rulonik. Pewnego dnia położyła na nich włos; widziała tę sztuczkę w filmie o chłopcu – detektywie. Potem, ilekroć sprawdzała skrytkę, włos wciąż leżał w tym samym miejscu. Gdy Ruth miała piętnaście lat, zaczęła sobie pożyczać pieniądze ze schowka, żeby zaspokoić własne nagłe potrzeby – musiała mieć kilka dolarów na zakazane rzeczy: tusz do rzęs, bilet do kina, a trochę później na marlboro. Z początku bardzo się niepokoiła, dopóki nie wsunęła banknotu z powrotem na miejsce. Potem czuła ulgę i radość, że nie została przyłapana. Usprawiedliwiała się tym, że zasłużyła na pieniądze – za koszenie trawnika, zmywanie naczyń, za to, że matka krzyczała na nią bez powodu. Dwudziestki zastępowała dziesięciodolarówkami, potem piątkami, a w końcu w skrytce zostały same dolarówki, opakowane w ostatni banknot dwudziestodolarowy.

Dziś, trzydzieści jeden lat później, trzymając w ręku dowód swojej kradzieży, znów była dziewczyną z przeszłości, jednocześnie obserwując ją z boku. Przypomniała sobie nieszczęśliwą osobę, która mieszkała w jej ciele, impulsywną, szaloną i pełną złości. Zastanawiała się wtedy: czy mam wierzyć w Boga, czy zostać nihilistką? Być buddystką czy beatnikiem? Bez względu na swój wybór, jaką miała wyciągnąć naukę z tego, że jej matka jest wiecznie nieszczęśliwa? Czy duchy istnieją? A jeśli nie, to czy matka jest naprawdę szalona? Czy istnieje coś takiego jak szczęście? Jeżeli nie, to dlaczego jej kuzyni mieszkają w Saratodze? Bywało, że Ruth postanawiała być absolutnym przeciwieństwem matki. Zamiast narzekać na cały świat, chciała robić coś konstruktywnego. Może wstąpi do Korpusu Pokoju i wyjedzie do dalekich dżungli. Innym razem myślała, że zostanie weterynarzem i będzie pomagać chorym zwierzętom. Później zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej być nauczycielką upośledzonych dzieci. Nie będzie zwracała uwagi na ich ułomność, w przeciwieństwie do matki, która często krzyczała na nią, że ma chyba tylko pół mózgu. Będzie traktowała je jak istoty ludzkie, które nie różnią się od innych.

Dała upust tym uczuciom, zapisując je w pamiętniku, który dostała na Boże Narodzenie od cioci Gal. Właśnie skończyła czytać “Pamiętnik Anny Frank" – lekturę z angielskiego w drugiej klasie – i jak inne dziewczynki, była przeświadczona, że ona także jest inna, że mimo swej niewinności zmierza ku tragedii, dzięki której po śmierci zyska powszechny podziw. Pamiętnik miał być śladem jej istnienia, dowodem na to, że jest kimś, a najważniejsze, że gdzieś pewnego dnia ktoś ją zrozumie, nawet gdyby to nie miało się stać za jej życia. Myśl, że jej cierpienia nie pójdą na marne, stanowiła ogromną pociechę. W pamiętniku Ruth mogła być zupełnie szczera. Naturalnie prawdę musiała poprzeć faktami. Pierwszy zapis zawierał więc listę dziesięciu najlepszych piosenek z radiowej listy przebojów oraz informację, że niejakiemu Michaelowi Pappowi stanął, gdy ten tańczył z Wendy. Tak przynajmniej twierdziła Wendy, a Ruth sądziła wówczas, że wyrażenie to ma coś wspólnego ze zbyt wysokim mniemaniem o sobie.

Wiedziała, że matka ukradkiem zagląda do jej zapisków, ponieważ któregoś dnia zapytała Ruth:

– Czemu lubisz piosenkę “Turn, Turn, Turn"? Bo inni też?

Innym razem matka pociągnęła nosem, pytając:

– Czemu masz zapach jak papieros?

Ruth właśnie napisała o tym, jak wybrała się z koleżankami do Haight – Ashbury i spotkała w parku hipisów, którzy dali im zapalić. Cieszyła się w duchu z przekonania matki, że paliły papierosy, a nie haszysz. Po tym przesłuchaniu zaczęła chować pamiętnik na dnie szafy, pod materacem łóżka, za komodą. Matce zawsze jednak udawało się go odnaleźć, tak przynajmniej zdawało się Ruth, gdy LuLing nakładała na nią nowe zakazy:

– Więcej nie chodzić na plażę po szkole. Nie spotykać się z tą Lisa. Czemu tak obchodzą cię chłopcy?

Gdyby oskarżyła matkę o czytanie pamiętnika, LuLing wykręciłaby się od odpowiedzi, nie przyznając się do winy, a równocześnie mówiłaby rzeczy w rodzaju: “Córka nie powinna mieć tajemnic przed matką". Ruth nie miała ochoty na cenzurowanie przez nią dziennika, zaczęła więc pisać kodem będącym kombinacją pseudołaciny, hiszpańskiego i trudnych, wielosylabowych słów, których LuLing na pewno nie rozumiała. “Akwarozrywki pośród heterogeniczności los drobinos krzemionkas" oznaczały na przykład plażę w Land's End.

Ruth zamyśliła się. Czy mama kiedykolwiek zdała sobie sprawę, że żądając, abym nie miała przed nią tajemnic, sama doprowadziła do tego, że ukrywałam coraz więcej? Może jednak matka coś wyczuła. Może dlatego sama ukrywała przed Ruth pewne prawdy o sobie. Takie złe rzeczy, że lepiej nie mówić. Nie potrafiły sobie zaufać. Tak zaczęła się między nimi nieuczciwość i zdrada. Nie od wielkich kłamstw, lecz od drobnych sekretów.

Ruth przypomniała sobie ostatnie miejsce, w którym schowała pamiętnik. Przez wiele lat w ogóle o nim nie pamiętała. Poszła do kuchni i wgramoliła się na blat z mniejszą zręcznością niż wtedy, gdy miała szesnaście lat. Szukając po omacku, znalazła wreszcie swój pamiętnik w serduszka na szczycie górnej szafki. Niektóre z serduszek były zapaćkane różowym lakierem do paznokci, którym mazała imiona różnych chłopców, jakich chciała wcześniej upamiętnić jako największą miłość życia. Zeszła z blatu i przetarła czerwono – złotą okładkę zakurzonego reliktu.

32
{"b":"101394","o":1}