Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Czemu tak mówisz?

Dory, która podobnie jak LuLing często działała pod wpływem impulsu, wyrzuciła z siebie:

– Bo nie można. Chyba zwariowałaś, jeśli myślisz…

– Dobrze, zwariowałam! – prychnęła LuLing. – Czemu macie wierzyć? – Złość zaczęła w niej bulgotać jak woda w czajniku – Ruth niemal widziała unoszące się coraz szybciej bańki i parę – by w końcu wybuchnąć ostateczną groźbą: – Może umrę niedługo! Wtedy wszyscy zadowoleni!

Fia i Dory wzruszyły ramionami, spoglądając znacząco po sobie: znowu to samo. Wybuchy LuLing zdarzały się coraz częściej i w coraz bardziej nieoczekiwanych momentach. Na szczęście szybko mijały i nie dawały się tak bardzo we znaki dziewczynkom, które, jak zdawało się Ruth, wcale nie zaczęły traktować niedomagania jej matki z większą delikatnością. Kilka razy próbowała im tłumaczyć, że nie powinny sprzeciwiać się temu, co mówi LuLing:

– Wydaje się, że waipo mówi nielogicznie, to prawda. Nie zmienimy tego. To nie jest jej wina, tylko jej choroby.

Trudno im było jednak to zapamiętać, podobnie jak Ruth trudno było nie reagować na groźby matki, że umrze. Bez względu na częstotliwość, z jaką ich wysłuchiwała, za każdym razem czuła dławiący lęk. Teraz groźba stała się bardzo realna – matka umierała, najpierw konał mózg, potem ciało.

Dziewczynki zabrały swoje talerze.

– Muszę odrobić lekcje – powiedziała Fia. – Dobranoc, waipo.

– Ja też – dorzuciła Dory. – Cześć, waipo.

LuLing pomachała im zza stołu. Ruth prosiła kiedyś dziewczynki, aby ją całowały, ale w odpowiedzi na ich cmoknięcia LuLing zwykle sztywniała.

Art wstał.

– Muszę przejrzeć na jutro trochę dokumentów. Lepiej będzie, jeśli się wezmę do roboty. Dobranoc, LuLing.

Gdy LuLing podreptała do łazienki, Ruth zajrzała do salonu, by porozmawiać z Artem.

– Coraz z nią gorzej.

– Zauważyłem. – Art przerzucał papiery.

– Boję się zostawić ją samą, kiedy pojedziemy na Hawaje.

– Co więc zrobisz?

Stwierdziła z niepokojem, że spytał, co ona zrobi, nie co “zrobimy". Od przyjęcia z okazji Święta Pełni Księżyca coraz boleśniej uświadamiała sobie fakt, że nie udało im się z Artem stworzyć rodziny. Mimo usilnych starań Ruth nie potrafiła o tym nie myśleć, co utwierdzało jaw przekonaniu, że uporczywe obawy nie są bezpodstawne. Dlaczego czuła się, jakby nie należała do nikogo? Czyżby nieświadomie postanowiła kochać tylko ludzi, którzy trzymali Druga pomoc domowa pracowała niecały tydzień. W dni, kiedy nie odwiedzała matki, Ruth czuła się niespokojna i nie potrafiła się skupić. Nie spała dobrze, a w nocy tak mocno zgrzytała zębami, że złamała sobie trzonowy ząb. Była zbyt zmęczona, żeby gotować, kilka razy w tygodniu zamawiała więc pizzę, porzucając swoje wcześniejsze postanowienie, że będzie dawała Dory przykład zdrowego odżywiania, i narażając się na uwagi LuLing, że pepperoni jest za słona. Ostatnio dostała jakichś skurczów mięśni w barkach, które bardzo utrudniały pracę przy komputerze. Brakowało jej palców u rąk i nóg, aby o wszystkim pamiętać. Gdy znalazła Filipinkę, która specjalizowała się w opiece nad starymi ludźmi, poczuła się, jakby zdjęto z niej ogromny ciężar.

– Uwielbiam starych ludzi – zapewniała ją kobieta. – Jeżeli tylko znajdzie się czas, żeby ich dobrze poznać, nie są wcale uciążliwi.

Teraz jednak była noc i Ruth leżała bezsennie, słuchając dalekich syren, ostrzegających statki o czyhających mieliznach. Poprzedniego dnia, zabierając matkę na kolację, Ruth dowiedziała się, że Filipinka zrezygnowała z pracy.

– Nie ma – powiedziała LuLing, zdradzając wielkie zadowolenie.

– Kiedy odeszła?

– Nie pracowała!

– Ale była u ciebie, do kiedy? Przedwczoraj? Dzień wcześniej?

Wypytawszy dokładnie LuLing, Ruth ustaliła, że kobieta przestała przychodzić nazajutrz po rozpoczęciu pracy. Znalezienie kogoś innego na jej miejsce przed wyjazdem na Hawaje było niemożliwe. Mieli lecieć za dwa dni. Nie mogło być mowy o wakacjach za oceanem.

– Jedź sam – powiedziała rano Ruth do Arta. Dokonali już wszystkich opłat, a umowa nie przewidywała zwrotu pieniędzy.

– Jeśli ty nie pojedziesz, jak może być przyjemnie? Co ja będę robił?

– Nie będziesz pracował. Nie będziesz wcześnie wstawał. Nie będziesz musiał do nikogo dzwonić.

– To nie to samo.

– Będziesz za mną okropnie tęsknił, a potem opowiesz, jak ci było źle.

W końcu, ku rozgoryczeniu Ruth, zgodził się z logiką jej argumentów.

Nazajutrz rano Art wyjechał na Hawaje. Dziewczynki spędzały ten tydzień u Miriam, a choć Ruth była przyzwyczajona do samotnej pracy w ciągu dnia, czuła wokół siebie przykrą pustkę. Zasiadła do pracy, a niedługo potem zadzwonił Gideon, żeby ją poinformować, że autor “Duchowości Internetu" zwolnił ją – pierwszy raz w swojej karierze została zwolniona. Mimo że skończyła jego książkę przed terminem, nie podobało mu się to, co napisała.

– Szlag mnie trafia, tak samo jak ciebie – mówił Gideon; Ruth wiedziała, że powinna być oburzona, może nawet upokorzona, ale w rzeczywistości poczuła ulgę. Przynajmniej jedno miała z głowy. – Postaram się zminimalizować straty z umowy z HarperSan Francisco – ciągnął Gideon. – Ale być może trzeba będzie udokumentować, że spędziłaś nad tym dużo czasu i udowodnić, że jego skargi są bezpodstawne… Halo? Ruth, jesteś tam?

– Przepraszam, przez chwilę nie uważałam…

– Skarbie, od jakiegoś czasu chcę z tobą o tym porozmawiać. Nie twierdzę, że ponosisz winę za to, co się stało. Ale martwię się, że jesteś inna niż zwykle. Wydaje się, jakbyś…

– Wiem, wiem. Nie jadę na Hawaje, więc mogę nadrobić zaległości.

– Świetny pomysł. A propos, chyba dowiemy się dzisiaj czegoś o tej nowej książce, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy ją dostaniesz. Powinnaś im była wtedy powiedzieć, że masz operację usunięcia wyrostka czy coś w tym rodzaju.

Ruth nie pojawiła się ostatnio na rozmowie, ponieważ zadzwoniła do niej przerażona matka, która wzięła dzwonek budzika za sygnał alarmowy czujnika dymu.

O czwartej zadzwoniła Agapi, aby omówić ostateczne poprawki “Prostowania krzywych dróg dziecka". Mówiła ponad godzinę. Agapi miała ogromną ochotę zacząć nową książkę, którą chciała zatytułować “Zadawnione napięcia" lub “Zakorzenione ja". Ruth cały czas zerkała na zegarek. O szóstej miała pojechać po matkę, żeby ją zabrać na kolację do Fountain Court.

– Nawyk, system nerwowo – mięśniowy i układ limbiczny to podstawa… – mówiła Agapi. – Od dzieciństwa i pierwszego doświadczenia utraty poczucia bezpieczeństwa wykonujemy określone gesty: ściskamy, chwytamy i wymachujemy. Zakorzeniamy w sobie reakcję, ale zapominamy o zadawnionej przyczynie, niedokonanej… Ruth, kochana, wydaje mi się, że myślami jesteś gdzie indziej. Możesz do mnie zadzwonić później, kiedy będziesz miała świeższy umysł?

Piętnaście po piątej Ruth zadzwoniła do matki, żeby jej przypomnieć o swoim przyjeździe. LuLing nie odpowiadała. Pewnie była w łazience. Ruth odczekała pięć minut i znów zadzwoniła. Telefon LuLing nadal milczał. Może miała zaparcie? Zasnęła? Ruth uporządkowała papiery na biurku, włączyła głośnik w telefonie i wcisnęła guzik automatycznego powtarzania numeru. W ciągu piętnastu minut monotonnego sygnału przeanalizowała wszystkie możliwości, dopóki nie pozostało najgorsze. Z garnka pozostawionego na kuchence buchnęły płomienie. LuLing gasi je olejem. Jej rękaw zaczyna płonąć. Jadąc do matki, Ruth przygotowała się na widok języków ognia strzelających spod dachu i poskręcanych, zwęglonych zwłok matki.

Jak gdyby na potwierdzenie swoich obaw, zobaczyła migoczące światło i tańczące cienie w oknach na piętrze. Co tchu wbiegła do środka. Drzwi frontowe były otwarte.

– Mamo? Mamusiu! Gdzie jesteś?

Ryczał włączony telewizor, pokazywano właśnie serial “Miłość bez granic". LuLing nigdy nie nauczyła się używać pilota, mimo że Ruth zalepiła taśmą wszystkie inne przyciski poza włącznikiem i przełącznikiem kanałów. Kiedy zgasiła telewizor, nagle zapadła straszna cisza. Przerażenie ścisnęło Ruth za gardło.

24
{"b":"101394","o":1}