Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Po prostu śliczny – powiedziała do LuLing odrobinę za głośno.

– Bardzo duże te perełki – zauważyła po prostu Miriam.

Art tylko raz spojrzał na perły i chrząknął.

– Coś nie tak?

Odwróciwszy się, Ruth napotkała badawczy wzrok matki.

– Nie, nic – wymamrotała. – Chyba jestem trochę zmęczona.

– Nonsens! – odrzekła po chińsku matka. – Widzę, że dusisz coś w sobie i nie potrafisz tego wyrzucić.

– Uwaga! Szpiedzy rozmawiają! – krzyknęła od sąsiedniego stolika Dory.

– Coś jest nie tak – upierała się LuLing. Ruth zdziwiła się, że matka jest tak spostrzegawcza. Być może mimo wszystko nic jej nie jest.

– Chodzi o żonę Arta – szepnęła w końcu Ruth swoim łamanym dialektem mandaryńskim. – Wolałabym, żeby nie pozwolił jej tu przyjść.

– Aha! Widzisz, miałam rację! Wiedziałam, że coś jest nie tak. Matka zawsze wie.

Ruth ugryzła się mocno w wewnętrzną część policzka.

– No, już, nie martw się – uspokoiła ją matka. – Jutro porozmawiasz z Artem. Powiesz mu, żeby ci kupił prezent. Powinien wydać dużo pieniędzy, żeby pokazać, jak wysoko cię ceni. Powinien ci kupić coś takiego. – LuLing dotknęła naszyjnika, który wrócił już do rąk Ruth.

Ruth zaczęły piec oczy od wstrzymywanych łez.

– Podoba się? – zapytała z dumą LuLing, przechodząc na zrozumiały dla reszty gości angielski. – To prawdziwe.

Ruth uniosła naszyjnik. Zobaczyła, jak mocno błyszczą ciemne perły, ów prezent z dna morza.

Kiedy szły do szpitalnego garażu podziemnego, Ruth trzymała LuLing pod rękę. Okryte zwiotczałą skórą ramię przypominało w dotyku skrzydło pisklęcia.

LuLing była na przemian wesoła i nieznośna. Jej zachowanie nie zmieniło się pod wpływem tego, co przed chwilą wyszło na jaw w gabinecie lekarza. Jednak Ruth wyczuwała, że matka staje się coraz bardziej pusta i wkrótce będzie lekka jak dryfujący na rzece kawałek drewna. Demencja. Ruth rozmyślała nad diagnozą. Jak można wyniszczającą chorobę nazwać tak pięknym słowem? Mogłoby to być imię bogini: Demencja, przez którą jej siostra Demeter zapomniała zmienić zimę w wiosnę. Ruth wyobraziła sobie lodowe płytki, które tworzą się na mózgu matki, wysysając z niego wilgoć. Doktor Huey powiedział, że obraz z badania rezonansem magnetycznym wykazał ubytki w pewnych częściach mózgu, typowe dla choroby Alzheimera. Stwierdził także, że choroba prawdopodobnie rozwija się “od wielu lat". Ruth była zbyt oszołomiona, żeby zadawać pytania, ale teraz zastanawiała się, co lekarz miał na myśli. Od wielu lat, to znaczy od ilu? Od dwudziestu? Trzydziestu? Czterdziestu? Być może dlatego matka bywała taka trudna, gdy Ruth dorastała, dlatego mówiła o klątwach, duchach i groziła własną śmiercią. Demencja była odkupieniem matki, a Bóg obu im wybaczy, że przez te wszystkie lata zadawały sobie nawzajem cierpienie.

– Lootie, co doktor mówił? – Pytanie LuLing wytrąciło Ruth z rozmyślań. Stały przed samochodem. – Mówił, że umrę niedługo? – zapytała matka żartobliwie.

– Nie. – Ruth roześmiała się, jak gdyby ubawiła ją niedorzeczność tego pytania. – Oczywiście, że nie.

Przyjrzawszy się uważnie twarzy Ruth, matka powiedziała:

– Umrę, nieważne. Nie boję się. Wiesz.

– Doktor Huey powiedział, że z sercem wszystko w porządku – dodała Ruth. Próbowała wymyślić jakiś sposób, żeby przetłumaczyć diagnozę na przypadłość, którą LuLing będzie w stanie zaakceptować. – Ale powiedział, że możesz mieć inny problem – zaburzenie równowagi pierwiastków w organizmie. Dlatego mogą wystąpić kłopoty… z pamięcią. – Pomogła matce wsiąść do samochodu i zapiąć pas.

LuLing pociągnęła nosem.

– Hnh! Nic nie mam z pamięcią! Pamiętam dużo rzeczy, więcej niż ty. Byłam mała dziewczynka, nasza wioska nazywała się Nieśmiertelne Serce, wyglądała jak serce, dwie rzeki, jeden strumień, obie wyschły… – Mówiła dalej, gdy tymczasem Ruth wsiadła z drugiej strony i uruchomiła silnik. – Co on wie? Ten doktor nawet nie słuchał mi serca teleskopem. Nikt mi nie słucha serca! Ty też nie słuchasz. GaoLing nie słucha. Wiesz, że moje serce boli zawsze. Ale nie skarżę się. Skarżę się?

– Nie…

– Widzisz!

– Ale doktor mówił, że czasem o czymś zapominasz, bo jesteś w depresji.

– W depresji, bo nie umiem zapomnieć! Widzisz, jakie smutne życie!

Ruth wcisnęła kilka razy pedał hamulca, aby sprawdzić, czy dobrze działa, a potem ruszyła krętym podjazdem, prowadzącym na ulicę. Głos matki brzęczał, wtórując warkotowi silnika:

– Oczywiście, depresja. Kiedy umarła Droga Ciocia, z ciała wyszła cała radość…

W ciągu trzech miesięcy, jakie upłynęły od postawienia diagnozy, LuLing prawie codziennie przychodziła na kolację do Ruth i Arta. Tego wieczoru Ruth przyglądała się, jak matka próbuje łososia. LuLing zaczęła wolno żuć, ale po chwili zakrztusiła się.

– Za słone – powiedziała, łapiąc z trudem powietrze, jakby podano jej blok soli dla jeleni.

– Waipo – wtrąciła się Dory. – Ruth w ogóle nie dodała soli. Widziałam. Ani trochę.

Fia kopnęła siostrę. Skrzyżowała palce wskazujące, robiąc znak, który odstraszał wszystkie wampiry w filmach. Dory oddała kopniaka.

Odkąd Ruth nie mogła już kłaść problemów matki na karb jej ekscentrycznej osobowości, zaczęła dostrzegać oznaki demencji we wszystkim. Były oczywiste. Jak mogła ich wcześniej nie zauważyć? Miejsca we wspólnych domach letniskowych i “wakacje za darmo", które matka zamawiała w firmach wysyłkowych. Oskarżenia cioci Gal, że ukradła jej pieniądze. Obsesyjne opowieści o kierowcy autobusu, który zarzucił jej, że nie zapłaciła za bilet. Pojawiły się też nowe kłopoty, którymi Ruth gryzła się długo w noc. LuLing często zapominała zamknąć drzwi wejściowe. Wyjmowała z lodówki jedzenie, żeby je rozmrozić, i zostawiała na wierzchu, aż zaczynało się psuć. Odkręcała zimną wodę i pozwalała jej lecieć przez kilka dni, czekając, aż zrobi się ciepła. Niektóre zmiany jednak ułatwiały im życie. Na przykład LuLing nic nie mówiła, gdy Art nalewał sobie kolejny kieliszek wina, tak jak tego wieczoru.

– Czemu tak dużo pijesz? – pytała kiedyś.

Ruth w duchu też zadawała sobie to pytanie. Wspomniała niegdyś, że mógłby trochę ograniczyć picie, zanim wejdzie mu w nawyk.

– Powinieneś przerzucić się z powrotem na soki. Wówczas spokojnie zauważył, że Ruth zachowuje się zupełnie jak własna matka.

– Kilka kieliszków wina do kolacji to żaden problem. To mój wybór.

– Tato? – odezwała się Fia. – Możemy mieć kotka?

– Tak – podchwyciła Dory. – Alice ma najpiękniejszego kota himalajskiego na świecie. Chcemy takiego.

– Może – odparł Art.

Ruth utkwiła wzrok w talerzu. Czyżby zapomniał? Powiedziała mu, że jeszcze nie jest gotowa na nowego kota. Czułaby się nielojalna wobec Fu – Fu. A kiedy przyjdzie pora na nowe zwierzątko, o które i tak prędzej czy później dbać będzie Ruth, wolałaby raczej małego pieska.

– Pojechałam kiedyś autem do Himalaje, sama, daleko bardzo – pochwaliła się LuLing. – Himalaje wysokie, wysokie, blisko księżyca.

Art i dziewczynki wymienili zdumione spojrzenia. LuLing często mówiła rzeczy, które wydawały się im zupełnie oderwane od tematu rozmowy i zjawiały się znikąd. Lecz Ruth była przekonana, że złudzenia LuLing mają jakieś głęboko ukryte powody. W tym wypadku chodziło o proste skojarzenie: kot himalajski i Himalaje. Ale dlaczego LuLing sądziła, że pojechała tam samochodem? Zadanie Ruth polegało na rozwiązywaniu takich zagadek. Gdyby udało się jej wytropić ich źródło, mogłaby pomóc matce odblokować ścieżki w mózgu i zapobiec gromadzeniu się w nim niebezpiecznych substancji. Jeśli się postara, uchroni ją przed upadkiem z niebezpiecznego urwiska w Himalajach. Nagle odpowiedź przyszła jej na myśl sama.

– W zeszłym tygodniu oglądałam z matką bardzo ciekawy film dokumentalny o Tybecie – powiedziała Ruth. – Pokazywali drogę, która prowadzi do…

Przerwała jej Dory, która zwróciła się do LuLing:

– Nie można stąd pojechać w Himalaje samochodem. LuLing zmarszczyła brwi.

23
{"b":"101394","o":1}