Литмир - Электронная Библиотека

Teraz Bill się obawiał o stan ducha Emily. Instynktownie domyślał się, co się dzieje w sercu jego żony. Fakt, że zdecydowała się wyjechać do Karoliny Północnej, oznaczał, że zbyt ciężko było jej zachować pozory normalności, kiedy przebywała wraz z dziećmi w domu rodziców. Domyślał się też, że znowu zaczęła palić. To z pewnością zdziwiło małego Chrisa. Emily rzuciła palenie, gdy poszła do szpitala, aby usunąć woreczek żółciowy, a Chrisowi powiedziała, że wyjęto jej „palacza”. Teraz mały zapewne dziwił się, że „palacz” powrócił.

– Jeśli wszystko zawiedzie – mówił Perot – mamy w mieście jeszcze jedną grupę, która wydostanie was innymi metodami. Będziecie znali wszystkich członków tej grupy z wyjątkiem dowódcy, starszego mężczyzny.

– I tu jest problem, Ross – odezwał się Paul. – Dlaczego kilku facetów ma dać się posiekać za dwóch innych?

Bill zastanawiał się, co mogli zaplanować. Czy zabiorą ich z więzienia helikopterem? Czy armia amerykańska zechce zdobyć te mury? Trudno to było sobie wyobrazić – ale z Perotem wszystko stawało się możliwe.

Wtrącił się Coburn:

– Paul, chciałbym, abyś obserwował i zapamiętał wszystkie szczegóły na temat terenu więzienia i regulaminu, tak jak poprzednio.

Bill odczuwał niejakie zażenowanie z powodu wąsów. Zapuścił je, aby bardziej upodobnić się do Irańczyka. Pracownikom EDS nie wolno było nosić wąsów ani brody. Bill przecież nie spodziewał się jednak zobaczyć tu Perota. Wiedział, że to głupie, lecz pomimo to czuł się nieswojo.

– Przepraszam za to – powiedział dotykając górnej wargi. – Chciałem nie rzucać się w oczy. Jak stąd wyjdziemy, zgolę je od razu.

– Zachowaj je – odrzekł Perot z uśmiechem. – Niech zobaczą je Emily i dzieciaki. I tak zresztą będziemy zmieniać wymogi co do wyglądu zewnętrznego. Ostatnio przeprowadzono w tej sprawie ankietę między pracownikami i zapewne pozwolimy na wąsy, a także kolorowe koszule.

Bill spojrzał na Coburna.

– A brody?

– Żadnych bród. Coburn ma szczególny powód. Nadeszli strażnicy. Widzenie było skończone.

– Nie wiemy – rzekł na koniec Perot – czy uda się nam wydostać was stąd szybko, czy też upłynie trochę czasu. Lepiej zostańcie przy tym drugim. Jeśli ciągle będziecie się budzić ze słowami: „To pewnie już dzisiaj”, czeka was wiele rozczarowań i przykrości. Przygotujcie się na dłuższy pobyt, a może spotka was przyjemna niespodzianka. Ale zapamiętajcie jedno: na pewno was stąd wydostaniemy.

Uścisnęli sobie dłonie.

– Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować za to, żeś przyszedł, Ross – powiedział Paul.

Perot uśmiechnął się.

– Tylko nie zapomnij zabrać moich gaci.

Wszyscy opuścili budynek. Ludzie z EDS poszli przez teren więzienia ku bramie, Bill, Paul i strażnicy patrzyli za nimi. Kiedy przyjaciele niknęli już w oddali, Billa pochwyciła nagła chętka, aby pobiec za nimi.

„Nie dzisiaj – powiedział sobie. – Nie dzisiaj”.

* * *

Perot zastanawiał się, czy go wypuszczą.

Ramsey Clark miał całą godzinę na to, aby się wygadać. Co powiedział generałowi? Czy w budynku administracji u bramy więzienia czekać będzie na Perota komitet powitalny?

Serce biło mu mocno, gdy wchodził do poczekalni. W środku nie dostrzegł jednak ani Clarka, ani generała. Przeszedł do sali przyjęć. Nikt nawet na niego nie spojrzał.

Mając tuż za plecami Coburna i Gallaghera, przeszedł przez pierwszą bramę. Nikt go nie zatrzymywał.

Wyglądało na to, że mu się uda.

Przeszedł przez niewielkie podwórko i zatrzymał się przy głównej bramie. Otworzyły się osadzone w niej drzwi.

Perot wyszedł poza teren więzienia.

Kamery telewizyjne nadal były na miejscu.

„Teraz tylko mi potrzeba, pomyślał, żeby amerykańska stacja pokazała moją twarz… „

Przepchnął się przez tłum do mikrobusu ambasady i zajął miejsce wewnątrz. Coburn i Gallagher weszli zaraz za nim, ale ludzie z personelu ambasady gdzieś się zawieruszyli.

Perot siedział w mikrobusie i spoglądał przez okno. Tłum na placu wyglądał groźnie. Wykrzykiwali coś w farsi. Perot nie miał pojęcia, o co im chodzi.

Miał nadzieję, że ci z ambasady pośpieszą się.

– Gdzie są ci faceci? – zapytał z irytacją w głosie.

– Idą już – odparł Coburn.

– Myślałem, że wyjdziemy wszyscy, wsiądziemy i od razu odjedziemy. Po chwili drzwi w bramie więziennej otworzyły się znowu i wyszli maruderzy. Wsiedli do mikrobusu. Kierowca zapuścił silnik i ruszył przez plac Gasr.

Perot odetchnął z ulgą.

* * *

Nie musiał się tak obawiać. Ramsey Clark, który przybył do więzienia na zaproszenie irańskich obrońców praw człowieka, miał kiepską pamięć. Poznał oczywiście twarz Perota, ale myślał, że to pułkownik Frank Borman, prezes Eastern Airlines.

* * *

Emily Gaylord z robótką w ręku. Robiła to dla Billa.

Przeniosła się do domu rodziców w Waszyngtonie i spędzała kolejny dzień pogrążona w cichej rozpaczy. Rano zawiozła Vicki do liceum, potem wróciła i zabrała Jackie, Jenny i Chrisa do szkoły. Wpadła na chwilę do swojej siostry Dorothy i pogadała trochę z nią oraz jej mężem, Timem Reardonem. Tim cały czas próbował poprzez senatora Kennedy’ego i kongresmana O’Neilla wywrzeć nacisk na Departament Stanu.

Emily prześladowała obsesja Dadgara, tajemniczego człowieka, który był dość potężny, aby wtrącić jej męża do więzienia i trzymać go tam. Chciała stanąć oko w oko z Dadgarem i zapytać go osobiście, dlaczego jej to zrobił. Nawet poprosiła Tima, aby spróbował jej załatwić paszport dyplomatyczny, żeby mogła pojechać do Iranu i po prostu zastukać do drzwi Dadgara. Tim stwierdził, że to bardzo głupi pomysł, i musiała przyznać mu rację. Rozpacz jednak podsuwała jej różne myśli – byle coś zrobić, cokolwiek, aby Bill powrócił.

Teraz czekała na codzienny telefon z Dallas. Zazwyczaj dzwonili Ross, T. J. Marquez albo Jim Nyfeler. Później odbierze dzieci ze szkoły i pomoże im w odrabianiu lekcji. Na koniec, pozostanie przed nią jeszcze samotna noc.

Dopiero niedawno powiedziała rodzicom Billa, że ich syn jest w więzieniu. Bill prosił ją w liście, który przez telefon odczytał jej Keane Taylor, aby nic im nie mówić, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne. Jego ojciec miał w przeszłości udar mózgu i wstrząs spowodowany tą wiadomością mógłby być dla niego groźny w skutkach. Ale po trzech tygodniach, kiedy udawanie stało się niemożliwe, powiedziała prawdę. Ojciec Billa rozgniewał się na nią za to, że tak długo nic nie mówiła. Czasem trudno jest podjąć właściwą decyzję.

Zadzwonił telefon. Schwyciła słuchawkę.

– Halo?

– Emily? Tu Jim Nyfeler.

– Cześć, Jim, co nowego?

– Tyle tylko, że przeniesiono ich do innego więzienia. Dlaczego wiadomości były zawsze złe?

– Nie ma się o co martwić – powiedział Jim. – Właściwie to dobrze: stare więzienie znajduje się w południowej części miasta, gdzie toczą się walki. To nowe jest na północy i zbudowano je solidniej – będą tam bezpieczniejsi.

Emily straciła panowanie nad sobą.

– Ależ Jim! – wrzasnęła. – Przez trzy tygodnie przekonujesz mnie, że są całkowicie bezpieczni w więzieniu, a teraz mówisz mi, że przenieśli ich do nowego więzienia i dopiero tam będą bezpieczni!

– Emily…

– Przestań mnie okłamywać!

– Emily…

– Powiedz po prostu, jak jest, i bądź ze mną szczery, dobrze?

– Emily, moim zdaniem nie znajdowali się dotąd w niebezpieczeństwie. Irańczycy po prostu podejmują rozsądne środki ostrożności. Czy nie mam racji?

Emily poczuła wstyd, że tak się na niego wściekła.

– Przepraszam, Jim.

– Nic się nie stało.

Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym Emily odłożyła słuchawkę i wróciła do swej robótki. „Zaczynam się rozklejać – pomyślała. – Chodzę jak w transie, zawożę dzieciaki do szkoły, rozmawiam z Dallas, kładę się wieczorem do łóżka, a rano znowu wstaję… „.

56
{"b":"101330","o":1}