Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Rany – zauważyłam. – Ale z niego szczęściarz.

– Nie – wyjaśnił Komandos. – To Czołg. Wzdłuż całej ulicy stoją wyłącznie nasze wozy, więc Perin musiał tu zaparkować.

Facet wysiadł z jaguara, włączył alarm i ruszył w stronę baru.

Spojrzałam na Komandosa.

– Co z alarmem?

– Nie ma problemu. Perin zniknął w lokalu.

– Okay, zabieramy się do roboty, spryciaro. Dam ci pięć minut, potem wzywam lawetę – oświadczył i wręczył mi nadajnik. – Jeśli coś pójdzie nie tak, wciśnij guzik alarmowy. Przyjdę po ciebie, jak wóz zniknie z ulicy.

Perin był w niebieskim prążkowanym garniturze. Miał ponad czterdzieści lat, rzednące włosy koloru zboża i at-letyczną budowę ciała, które zdążyło zwiotczeć. Weszłam do środka i stanęłam z boku. Odczekałam chwilę, by przyzwyczaić wzrok do zmiany oświetlenia. W lokalu przeważali mężczyźni, ale dostrzegłam też kilka kobiet. Trzymały się razem. Mężczyźni byli na ogół samotni, wzrok mieli wlepiony w ekran telewizora. Nietrudno mi przyszło zlokalizować Perina. Siedział na przeciwległym końcu lśniącego baru z mahoniowego drewna. Barman postawił przed nim drinka. Coś z kostkami lodu.

Stołki po obu stronach Perina były wolne, ale nie zamierzałam od razu siadać i zaczynać rozmowy. Nie chciałam, by miał wrażenie, że wybrałam go specjalnie. Jeśli był podenerwowany, takie bezpośrednie podejście mogłoby mu się wydać podejrzane. Ruszyłam w jego stronę, intensywnie przy tym grzebiąc w torebce. Kiedy byłam tuż obok, potknęłam się o niewidzialną przeszkodę. Nie tak bardzo, by się przewrócić, ale wystarczająco, by wpaść na niego i złapać go za rękaw.

– O Boże – powiedziałam. – Najmocniej przepraszam. Nie patrzyłam pod nogi… – Spojrzałam w dół. – Przeklęte buty! Nie umiem chodzić na wysokich obcasach.

– A co pani umie? – spytał Perin. Obdarzyłam go uśmiechem za milion dolarów.

– Chodzić na bosaka – odparłam i usadowiłam się na stołku obok niego, przywołując barmana. – Jezu, muszę się napić. Mam za sobą jeden z tych kiepskich dni.

– Niech mi pani o nim opowie – zaproponował. -Czym się pani zajmuje?

– Kupuję bieliznę.

Prawdę powiedziawszy, było to moje główne zajęcie, dopóki nie zostałam łowczynią nagród.

Jego wzrok spoczął na rowku między moimi piersiami.

– Poważnie?

Miałam nadzieję, że szybko załadują jaguara. Ten facet zdążył się już rozgrzać i teraz zamierzał schłodzić się na mnie, jak dwa razy dwa cztery. Czułam to przez skórę.

– Jestem Ryan Perin. – Wyciągnął do mnie rękę.

– Stephanie.

Nie wypuszczał z uścisku mojej dłoni.

– Stephanie od damskiej bielizny. To bardzo sexy.

Fuj. Nie znoszę trzymać się za rękę z obcymi mężczyznami. Przeklęty Komandos i jego horyzonty.

– No, wie pan… Taka praca.

– Założę się, że ma pani mnóstwo świetnej bielizny.

– Pewnie. Mam wszystko. Wystarczy powiedzieć, czego pan chce, i załatwione.

Barman spojrzał na mnie wyczekująco.

– Napiję się tego. – Wskazałam na drinka Perina. -Tylko na jednej nodze, dobrze?

– Niech mi pani opowie o swojej bieliźnie – poprosił Perin. – Ma pani jakieś pasy do pończoch?

– O tak. Sama noszę je cały czas… Czerwone, czarne, fioletowe.

– A stringi?

– Stringi też.

Ilekroć je wkładam, czuję się tak, jakbym czyściła sobie tyłek nicią dentystyczną.

W jego zegarku odezwał się alarm.

– O co chodzi? – spytałam.

– Muszę sprawdzić samochód. Cholera! Nie panikuj.

– A co jest nie tak z samochodem?

– Nie jest tu zbyt bezpiecznie o tej porze. W zeszłym tygodniu wyrwali mi radio. Od czasu do czasu wychodzę i sprawdzam, czy wszystko w porządku.

– Nie ma pan alarmu?

– No, niby mam.

– Więc czym się martwić?

– No cóż, chyba tak. Mimo to… – Spojrzał w kierunku wejścia. – Może powinienem na wszelki wypadek sprawdzić.

– Nie jest pan chyba jednym z tych facetów, którzy cierpią na natręctwa? – upewniłam się. – Nie przepadam za takimi typami. Są zawsze podenerwowani. Nigdy nie chcą spróbować czegoś nowego jak… hm… seks grupowy.

Zapomniał o samochodzie.

W kącikach ust zebrało mu się trochę śliny.

– Lubi pani seks grupowy?

– No cóż, nie lubię go z wieloma mężczyznami, ale mam dwie znajome dziewczyny…

Barman podał mi drinka. Wychyliłam go i dostałam ataku kaszlu. Kiedy mi przeszło, oczy miałam rozpalone i załzawione.

– Co to jest, do cholery?

– Szafir z Bombaju.

– Kiepski ze mnie pijak.

Perin przesunął dłonią po mojej nodze, docierając aż do rąbka spódnicy.

– Proszę powiedzieć mi coś więcej o seksie grupowym.

No to nieźle, pomyślałam. Byłam załatwiona. Jeśli Komandos szybko się nie zjawi, znajdę się w prawdziwych opałach. Zdążyłam wywalić na wierzch już wszystko, co miałam w zanadrzu, i nie bardzo wiedziałam, co dalej. Nie miałam w tych sprawach zbyt dużego doświadczenia. A o seksie grupowym nie wiedziałam nic. I tak było to więcej, niż chciałam wiedzieć.

– Uprawiam seks grupowy we czwartki – poinformowałam go. – Robimy to co czwartek. Chyba że nie uda nam się znaleźć żadnego faceta… Wtedy oglądamy telewizję.

– Może jeszcze drinka? – podsunął Perin.

Ledwie zdążył wypowiedzieć te słowa, kiedy opuścił gwałtownie swój stołek i uniósł się w powietrze. Runął na jeden ze stolików, który zawalił się pod ciężarem jego ciała. Perin leżał po chwili nieruchomo jak kamień, z rozrzuconymi rękami i nogami. Miał szeroko otwarte oczy i rozdziawione usta, niczym wielka martwa ryba na piasku.

Westchnęłam przerażona, odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Ramireza.

– Nie powinnaś się tak szlajać, Stephanie – powiedział. Miał cichy głos i oczy szaleńca. – Czempion nie lubi widzieć cię z innymi mężczyznami. Patrzeć, jak się tobą posługują. Musisz zachować samą siebie dla Czempio-na. – Wykrzywił usta w nieznacznym, chorym uśmiechu. – Czempion chce ci robić różne rzeczy, Stephanie.

Rzeczy, jakich nigdy nie zaznałaś. Pytałaś Lulę o rzeczy, które Czempion umie robić?

– Czego tu szukasz? – pisnęłam. Cały czas zerkałam na Perina, obawiając się, że wstanie i pogna do samochodu. A drugim okiem obserwowałam Ramireza, obawiając się z kolei, że wyciągnie nóż i pokraje mnie jak indyka na Boże Narodzenie.

– Nie możesz uciec przed Czempionem – wyszeptał Ramirez. – Czempion widzi wszystko. Widzi, jak wychodzisz w nocy po batony. Co z tobą, Stephanie, masz kłopoty z zaśnięciem? Czempion znajdzie na to radę. On wie, jak usypiać kobiety.

Ścisnęło mnie w dołku i oblałam się momentalnie zimnym potem. Nigdy go nie zauważyłam. Czaił się gdzieś w ukryciu, śledząc każdy mój ruch. A ja ani razu go nie zauważyłam. To, że jeszcze pozostawałam przy życiu, zawdzięczałam pewnie zamiłowaniu Ramireza do takich zabaw w kotka i myszkę. Uwielbiał zapach czyjegoś strachu. Uwielbiał torturować, przedłużać ból i przerażenie.

Gdy Perin uniósł się w powietrze, kontinuum czasowe natrafiło na czarną dziurę. Obecni w barze, z wyjątkiem mnie i Ramireza, siedzieli przez chwilę zastygli w szoku. Teraz wszyscy zerwali się na równe nogi.

– Co jest, do cholery! – ryknął barman, ruszając na Ramireza.

Ramirez odwrócił wzrok w jego stronę i barman cofnął się.

– Hej, człowieku – powiedział. – Zabieraj swoje problemy na zewnątrz.

Perin stał na chwiejnych nogach, patrząc wściekle na Ramireza.

– Co ty, odbiło ci? Zwariowałeś?

– Czempion nie lubi takich uwag – oświadczył Ramirez, a oczy zaczęły mu się kurczyć w głowie.

Perinowi pośpieszył na ratunek wielki facet bez karku.

– Hej, zostaw tego małego gościa w spokoju – ostrzegł Ramireza.

Ramirez zwrócił się w jego stronę.

– Nikt nie będzie mówił Czempionowi, co ma robić.

Bang! Ramirez walnął pięścią faceta bez karku i facet bez karku runął na ziemię jak domek z kart.

Perin wyciągnął broń i strzelił. Kula ominęła Ramireza z daleka i sprawiła, że wszyscy obecni pognali do drzwi. Wszyscy prócz mnie, Perina i Ramireza. Barman darł się w słuchawkę, żeby policja ruszyła dupę jak najszybciej. Ja zaś dostrzegłam przez otwarte drzwi przejeżdżającą lawetę z ciemnozielonym jaguarem.

38
{"b":"101303","o":1}