Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Czy widziałaś dzisiaj Ramireza? Jest na sali treningowej?

– Nie wiem. Staram się go w ogóle nie dostrzegać. Dla mnie Ramirez jest niewidzialny.

Mogłam się tego spodziewać po Jackie. Zresztą miała chyba rację w kwestii wiarygodności Luli jako świadka oskarżenia. Ramirez mógł wynająć najlepszego adwokata w naszym stanie i nawet nie musiałby się specjalnie wysilać, żeby zdyskredytować zeznania dziewczyny.

Ruszyłam dalej ulicą. Znów zadawałam te same pytania: Czy ktoś widział ostatnio Carmen Sanchez? A może widziano ją w towarzystwie Ramireza tego wieczoru, kiedy zginął Kulesza?

Nie, nikt jej nie widział. Nikt też nie miał pojęcia, czy cokolwiek ją łączyło z Ramirezem.

Spędziłam w ten sposób całą godzinę, wreszcie postanowiłam przejść na drugą stronę ulicy i zrzucić nieco tego brudu pod stopy Jimmy’ego Alphy. Tym razem spokojnie weszłam do jego biura i zaczekałam cierpliwie, aż sekretarka zapowie mu moją wizytę.

Nie wyglądał na zaskoczonego, prawdopodobnie obserwował mnie z okna. Oczy miał silnie podkrążone, jakby nie przespał całej nocy, borykając się z trudnymi do rozwiązania problemami. Stanęłam przed jego biurkiem i przez dobrą minutę w milczeniu spoglądaliśmy sobie w oczy.

– Wiesz już o Luli? – zapytałam w końcu.

Alpha przytaknął ruchem głowy.

– Jimmy, on jej omal nie zabił. Okaleczył ją, pobił do nieprzytomności i zostawił przywiązaną do drabinki pożarowej za moim oknem. Następnie zadzwonił i spytał, czy odebrałam jego prezent. Powiedział też, że mogę się spodziewać jeszcze gorszego traktowania z jego strony.

Alpha, który początkowo rytmicznie kiwał głową, pod koniec mojej wypowiedzi zaczął energicznie kręcić nią przecząco.

– Rozmawiałem z nim – odparł. – Benito przyznał, że spędził wieczór w towarzystwie Luli i że potraktował ją trochę za ostro, przysięgał jednak, że wyszła od niego w pełni sił. Uważa, że ktoś ją pobił później, jakby specjalnie chciał zwalić winę na niego.

– Ale to ja rozmawiałam z nim przez telefon i na pewno się nie przesłyszałam. Nagrałam całą rozmowę.

– Twierdzi, że nie dzwonił do ciebie.

– I ty mu wierzysz?

– Dobrze wiem, że trochę go ponosi w kontaktach z kobietami, za bardzo stara się udowodnić swoją męskość. Wiem też, że ma fioła na punkcie okazywania mu zbyt małego szacunku. Ale nie wyobrażam sobie, aby był zdolny przywiązać nagą dziewczynę do drabinki pożarowej, nie mogę uwierzyć, żeby chciał cię zastraszyć przez telefon. Na pewno żaden z niego Einstein, ale też nie jest kompletnym idiotą.

– Tu nie chodzi o jego inteligencję, Jimmy. On jest chory. Wyczynia przerażające rzeczy.

Alpha przeciągnął palcami po włosach.

– Sam nie wiem. Może i masz rację? Posłuchaj, zrób mi przysługę i przez pewien czas trzymaj się z daleka od ulicy Starka. Policja przeprowadzi śledztwo w sprawie pobicia Luli. Zaczekajmy na wyniki… Będę musiał się z nimi pogodzić, ale tymczasem mam na głowie przygotowania do kolejnej walki. Za tydzień Benito zmierzy się z Tommym Clarkiem. Nie jest to zbyt groźny przeciwnik, ale z pewnością nie wolno go lekceważyć. Bilety już sprzedano, ludzie czekają na ciekawy pojedynek. Boję się, że jeśli Benito cię zauważy, wypadnie z rytmu przygotowań. I tak niezwykle trudno zmusić go do regularnych treningów…

Temperatura w pokoju musiała sięgać czterdziestu stopni, lecz po Alphie nie widać było zmęczenia, miał tylko niewielkie ciemne plamy na koszuli pod pachami. Ja na jego miejscu ociekałabym potem. Tym bardziej, że musiałabym stawić czoło wizji obrócenia się wspaniałych perspektyw w kompletne fiasko.

Oznajmiłam, że wykonuję pilne zadanie i nie mogę się trzymać z daleka od ulicy Starka. Bez pośpiechu wyszłam z biura Alphy, przystanęłam na półpiętrze, usiadłam na schodach i rozłożywszy nogi, powiedziałam do swoich majtek:

– Jasna cholera! Strasznie źle znoszę takie rozmowy.

Miałam nadzieję, że Morelli słucha tego, siedząc w zaparkowanej naprzeciwko furgonetce. Nie umiałam sobie jednak wyobrazić, jak bym to odebrała na jego miejscu.

Joe zapukał do moich drzwi o wpół do jedenastej wieczorem. Przyniósł opakowanie z sześcioma butelkami piwa, ciepłą pizzę oraz turystyczny telewizor. Nie był już w firmowym stroju zakładu usługowego, z powrotem miał na sobie dżinsy i bawełnianą koszulkę.

– Jak będę musiał spędzić jeszcze jedną noc w tej cholernej furgonetce, to pewnie się ucieszę z perspektywy zamknięcia w areszcie.

– Kupiłeś pizzę u Pina?

– A czy w tym mieście można gdzieś jeszcze dostać porządną pizzę?

– Nie bałeś się wejść do sklepu?

– Skorzystałem z dostawy na telefon. – Rozejrzał się wokoło. – Gdzie masz gniazdko antenowe?

– W saloniku.

Postawił pizzę oraz piwo na podłodze, wetknął wtyczkę kabla antenowego do gniazdka i wyjął z kieszeni pilota.

– Nikt nie dzwonił?

– Nie.

Odkapslował dwie butelki.

– Jeszcze wcześnie. Ramirez woli uprawiać swój proceder nocą.

– Rozmawiałam z Lula. Nie chce zeznawać.

– Wcale mnie to nie dziwi.

Usiadłam na podłodze przy pudełku z pizzą.

– Słyszałeś moją rozmowę z Jimmym Alpha?

– Każde słowo. W coś ty się ubrała, do diabła?

– Postanowiłam wyglądać na ladacznicę, miałam nadzieję przyspieszyć w ten sposób bieg wydarzeń.

– Jezu, faceci tak się na ciebie gapili, że zapominali o bożym świecie. Kilku wjechało na chodnik, kiedy spacerowałaś ulicą. A gdzie ukryłaś nadajnik z mikrofonem? Na pewno nie przykleiłaś go pod bluzką, gdyż niechybnie bym go zauważył.

– Wetknęłam za majtki.

– Jasne – mruknął Morelli. – Jak go odzyskam, to dam do pozłoty i oprawię w ramki.

Upiłam nieco piwa i sięgnęłam po kawałek pizzy.

– Jak odebrałeś słowa Alphy? Myślisz, że dałoby się go zmusić do składania zeznań przeciwko Ramirezowi?

Zaczął przerzucać kanały, aż trafił na transmisję z meczu baseballowego i przez chwilę w milczeniu patrzył w ekran.

– To zależy od tego, ile naprawdę wie. Jeśli rzeczywiście z uporem chowa głowę w piasek, to może nawet nie znać podstawowych faktów. Po twoim wyjściu był u niego Dorsey, ale dowiedział się jeszcze mniej niż ty.

– Czyżbyś założył również podsłuch w gabinecie Alphy?

– Nie, wysłuchałem najświeższych plotek w barze Pina.

Został już tylko jeden, kawałek pizzy. Oboje spojrzeliśmy na siebie podejrzliwie.

– Uważaj, bo pójdzie ci w biodra – rzekł Morelli.

Pewnie miał rację, ale byłam głodna, więc sięgnęłam po niego bez wahania.

Zostawiłam go parę minut po pierwszej i położyłam się spać. Noc przeszła spokojnie, a kiedy obudziłam się rano, na automatycznej sekretarce nie było nagranych żadnych wiadomości. Miałam właśnie zamiar włączyć ekspres do kawy, kiedy na parkingu za oknem zaczął wyć alarm. Pospiesznie chwyciłam klucze i wypadłam z mieszkania. Zbiegłam do wyjścia, przeskakując po trzy stopnie naraz. Drzwi jeepa były szeroko otwarte, ale nikogo nie zauważyłam w pobliżu. Uciszyłam alarm, włączyłam ponownie urządzenie, zamknęłam samochód i spokojnie wróciłam na górę.

Morelli krzątał się po kuchni. Już na pierwszy rzut oka dostrzegłam, że z takim wysiłkiem stara się zachować spokój, iż omal nie dostał apopleksji.

– Nie chciałam, żeby ktoś ukradł twój samochód, dlatego założyłam w nim urządzenie alarmowe – rzekłam.

– Nie chrzań! Wcale cię nie martwiło, czy ktoś go ukradnie. Chodziło ci o mnie. Założyłaś ten cholerny alarm w moim cholernym samochodzie, żebym nie mógł potajemnie odebrać swojej własności!

– W każdym razie spisał się znakomicie. Po co majstrowałeś przy naszym wozie?

– To nie jest nasz wóz, tylko mój. Jedynie na pewien czas pozwoliłem ci z niego korzystać. Chciałem zrobić zakupy na śniadanie.

– Czemu więc nie skorzystałeś z furgonetki?

– Ponieważ chciałem pojeździć moim samochodem. Przysięgam, że gdy to wszystko dobiegnie końca, przeprowadzę się na Alaskę. I mało mnie obchodzi, co będę musiał w tym celu poświęcić, skupię się tylko na tym, by dzieliła nas jak największa odległość. Czuję, że jeśli jeszcze kiedyś spotkam cię na mojej drodze, natychmiast trafię za kratki pod zarzutem morderstwa z premedytacją.

47
{"b":"101302","o":1}