– Pomóż! – Rozpaczliwie rzucił się na George’a.
– Psiakość!
Pete wybiegł z samochodu, za nim Bob, Daniel i pan Andrews.
Jupe i George upadli na ziemię. Pierwszy Detektyw był na górze.
– Złaź ze mnie, grubasie! – warknął George, usiłując wyśliznąć się spod cielska Jupitera.
– Tamci zwiewają! Zatrzymaj ich! – krzyknął nadchodzący drogą Nancarrow. Wraz z towarzyszącymi mu mężczyznami pobiegł w stronę ciężarówki.
Jupiter skoczył na równe nogi. Bob i pan Andrews uciekli do lasu. Pete przeciął okrąg i zmierzał w stronę drogi, która wyprowadzała z doliny. Daniel pomknął jak wiatr ku kolejnej ciężarówce z firmy Nancarrowa. Jupe pobiegł za Pete’em.
Indiański wódz jednak ruszył za nim i szybko zbliżał się do Pierwszego Detektywa. Jupiter obrócił się i pognał ku grotom. Wpadł na pewien pomysł. Przypomniał sobie, z jaką złością przemawiał Amos Turner do Nancarrowa jeszcze parę minut temu.
Wbiegł do pierwszej groty z toksycznymi odpadami.
– Wynoś się stamtąd! – krzyknął Amos Turner, wchodząc za chłopcem do skalnej pieczary. – Już dość kłopotów nam przysporzyłeś. Nikt nie ma prawa przebywać w świętej dolinie.
– A Nancarrow i jego kompani? – odparował Jupiter.
– Oni pomagają naszym ludziom! Stwórca zrozumiałby to. Mieszkańcy wioski mieli ciężkie życie. Wszystko zmieniło się na lepsze, odkąd Nancarrow wydzierżawił tę część doliny.
– Trudno uznać chorobę za coś lepszego.
– Ona nie ma nic wspólnego z panem Nancarrowem – upierał się wódz. – Powtarzam raz jeszcze: wyjdź stąd natychmiast.
– Proszę spojrzeć na te pojemniki – ciągnął Jupiter. – Czuje pan smród wyziewów? W pojemnikach są toksyczne substancje. Mówiąc wprost: trucizny.
Wódz popatrzył na metalowe kontenery. Z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Pan Nancarrow powiedział, że przechowuje tu materiały wybuchowe. Moim zadaniem jest informować go, kiedy ktoś obcy pojawi się w rezerwacie. Nancarrow ma konkurentów, którzy zrobią wszystko, by przejąć jego interes. Dlatego prosił mnie, bym całą sprawę dzierżawy trzymał w sekrecie. Miałem nie wspominać nawet o posiadaniu walkie-talkie. Jeśli Nancarrow chce tu składować jeszcze inne rzeczy, to już nie moja sprawa. – Wódz przerwał na chwilę, po czym dokończył z uporem: – Współpraca z panem Nancarrowem jest dla nas bardzo ważna. Pieniądze otrzymane za dzierżawę ułatwiają życie członkom mojego plemienia.
– Ale za to odpady ich trują!
Wódz szturchnął Jupitera w plecy lufą swojej strzelby i warknął krótko:
– Wychodź!
– Nancarrow jest czarownicą, o której wspominał szaman – tłumaczył Jupiter, opuszczając grotę. – A ja nie wierzę, żeby pan naprawdę chciał mnie skrzywdzić.
Wódz zawahał się na moment, po czym znowu pchnął Jupitera lufą i doprowadził go do okręgu, gdzie czekał Nancarrow.
Ike Ladysmith cierpliwie tropił w lesie Boba i pana Andrewsa. Nie ulegało wątpliwości, że w końcu ich znajdzie.
Pete i Biff walczyli ze sobą w pobliżu strumienia. Chłopiec próbował odebrać bandycie broń, ale bez powodzenia.
– Siostrzeńcze! – krzyknął Amos Turner do Daniela.
Młody Indianin jak oszalały przekręcał kluczyk w stacyjce drugiej ciężarówki. Chciał ją uruchomić. George otworzył na oścież drzwi kabiny i celował w chłopca z karabinu.
– Skończ te błazeństwa! – zawołał wódz do Daniela. – Chodź tu do mnie!
Jupe zorientował się, że on i jego przyjaciele znaleźli się w pułapce. To tylko kwestia czasu, by Nancarrow rozkazał swoim ludziom zastrzelić pana Andrewsa i Trzech Detektywów.
Kiedy pozbędzie się już niewygodnych świadków, nic mu nie przeszkodzi w dalszym zatruwaniu doliny i mieszkańców wioski. Chorzy Indianie zaś będą ciągle szukać czarownicy, której nigdy nie znajdą. Odprawią kolejne śpiewane obrzędy, otrzymają następne wiadomości.
No właśnie! Wiadomość! Szaman przekazał ją Danielowi podczas ceremonii: “Daj czarownicy to, czego pragnie, i wtedy ją zniszczysz”.
Jupe rozejrzał się dokoła. Jeśli to Nancarrow jest tą czarownicą, pragnął wszystkich pojmać. Pierwszy Detektyw zastanowił się nad tym i zaczął mu kiełkować w głowie pewien pomysł. Ryzyko było ogromne, ale nie miał wyboru.
– Daniel! Pete! Bob! Panie Andrews! – krzyknął. – Chodźcie tu! Poddajmy się!
– Nie ma mowy! – ryknął Pete. W tej chwili Biff uderzył chłopca w brzuch kolbą karabinu i pozbawił go tchu.
– Ani myślę! – zaprotestował Daniel, po czym natychmiast się zorientował, że George celuje prosto w jego serce.
Zza krzaków wynurzył się Ike Ladysmith, ciągnąc za kołnierz pana Andrewsa. Bob wyrósł tuż obok ojca.
– Chodźcie, chłopaki! – wołał Jupe. – Musimy się poddać.
Zdziwieni i rozzłoszczeni, szli w stronę rozjazdu. Ludzie Nancarrowa ostrożnie posuwali się za nimi.
– Pan wie, że Nancarrow zamierza nas zabić – zwrócił się do wodza Jupiter.
– Po prostu usunie was z rezerwatu – odparł Amos Turner, wciąż przekonany, że Jupiter przesadza.
– Tak jak kazał panu uszkodzić hamulce w ciężarówce?
– Słucham? – spytał wódz. – Widziałem pikapa w miejscu kraksy, ale nie… – Na szerokiej, ponurej twarzy Indianina pojawił się nagle wyraz wątpliwości.
Kiedy wszyscy zgromadzili się już na okrągłym rozjeździe. Jupiter wskazał dłonią oryginalną srebrną klamrę przy pasku Daniela.
– Czy zna pan kogoś, kto miał taką samą ozdobę? – spytał wodza.
– Wuj Daniela – odparł natychmiast Amos Turner.
Młody Indianin wydobył z kieszeni klamrę, należącą niegdyś do jego krewnego.
– Jupiter znalazł ją w dolinie. Leżała obok szkieletu. W czaszce były ślady po kuli.
Biff zmartwiał.
– Mówiłem ci, że powinniśmy natychmiast załatwić tych gówniarzy i faceta, tak jak zrobiliśmy to ze starym Indianinem! – krzyknął do Nancarrowa i pobiegł ku ciężarówce.
– Wracaj, podły tchórzu! – zawołał Nancarrow.
Nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, wódz uniósł strzelbę. Padł strzał. Broń wypadła z rąk Biffa. Pete rzucił się na bandytę.
Amos Turner odwrócił się i wymierzył w Nancarrowa.
– Proszę poczekać! – błagał szef bandy. Upuścił na ziemię karabin i cofał się powoli.
– Zabiłeś mojego krewnego! – Rozwścieczony Amos Turner posuwał się w stronę przerażonego bandyty. – Teraz gotów byłeś zabić tych niewinnych ludzi!
Uderzył Nancarrowa strzelbą w brzuch. Kiedy zaatakowany zgiął się wpół, dołożył mu pięścią w szczękę. Bandyta zrobił zdziwioną minę, po czym zamknął oczy i nieprzytomny upadł na plecy.
Bob uniósł nogę, wykonał obrót i wspaniałym ciosem karate powalił na ziemię George’a.
Pete chwycił Biffa za ramię i obrócił nim dokoła. Kiedy mikrus zaczął tracić równowagę, otrzymał na dokładkę silne uderzenie w klatkę piersiową.
– Już dość! – zaskamlał, unosząc ręce do góry. – Poddaję się! Wykonywałem tylko polecenia szefa. Przysięgam.
Pete z grymasem obrzydzenia popchnął Biffa w stronę jego kompanów.
– Jestem waszym dłużnikiem. – Amos Turner zwrócił się do Trzech Detektywów. – Nie mogłem uwierzyć, że Nancarrow byłby zdolny do takiego draństwa.
– Bardzo się starał odgrywać rolę męża opatrznościowego waszej wioski – powiedział pan Andrews.
– Wiele pan zawdzięcza również szamanowi. – Jupiter wyjaśnił wodzowi, że wiadomość, przekazana przez śpiewającego doktora, pomogła mu w podjęciu decyzji, co należy zrobić.
Daniel rozejrzał się po polance.
– Gdzie jest Ike?
Ike Ladysmith znikł w lesie jak duch.
– Nancarrow musiał mu płacić na boku – wyjaśnił wódz Danielowi. – To Ike majstrował przy hamulcach pikapa. Przez niego omal nie zginęli twoi przyjaciele.
– Teraz próbuje uciec – powiedział Daniel.
– Znajdę go – oznajmił zdecydowanym tonem Amos Turner. – Na razie zwiążemy tych drani i zapakujemy ich do ciężarówki.
– Do wozu kempingowego, jeśli można prosić – wtrącił pan Andrews. – W środku są ważne dokumenty, z którymi powinna zapoznać się policja. Dojedziemy całą grupą do Diamond Lake w tym samym czasie.
– Oczywiście – zgodził się wódz. – Weźcie ten wóz. Daniel pojedzie z wami. Wskaże wam drogę na posterunek policji.