Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Korsarz! – wykrzyknął Jupe. – To ty? Wróciłeś tutaj?

Rosły seter wyminął jego wyciągnięte ręce i skoczył ku Shelby'emu. Rudowłosy mężczyzna cofnął się, wyciągając w stronę psa rękę trzymającą pistolet.

– Idź stąd, Korsarz! – warknął ostro. – Ostrzegam cię… po raz ostatni… Do domu!

Pies potrząsnął długimi uszami i zakręcił się wokół niego. Podbiegły pozostałe psy, przypierając Shelby'ego do ściany tunelu.

Merdając ogonami, zaczęły skakać ku niemu z wesołym poszczekiwaniem. Shelby jeszcze raz próbował opędzić się od nich uzbrojoną w pistolet ręką. Na jego bladej twarzy pokazały się kropelki potu.

– Panie Shelby, niech się pan nie wysila – powiedział Jupe. – I tak nie zdobędzie się pan na to, aby zacząć do nich strzelać. Za bardzo je pan lubi. A one po prostu szaleją za panem.

Shelby popatrzył na skaczące wokół niego psy i opuścił pistolet.

– Tak, tak – mruknął z markotną miną. – Szaleją za mną. Rzeczywiście, to prawda.

Spojrzał obojętnym wzrokiem na ledwo widoczny w jego dłoni, metalowy przedmiot, wzruszył ramionami i schował go w kieszeni. A potem schylił się i zaczął odruchowo głaskać łby uszczęśliwionych zwierzaków.

– I co dalej? – mruknął pod nosem, najwyraźniej kierując to pytanie do siebie.

– Gdyby zechciał mnie pan posłuchać, to mam pewien pomysł – powiedział Jupe.

– Naprawdę? – spytał Shelby, świdrując krępego chłopca swymi bladymi oczami.

Jupiter kiwnął głową.

– Tak, proszę pana. Opiera się on głównie na fakcie, że w rzeczywistości nie jest pan wcale chciwym kryminalistą, ale doskonałym dowcipnisiem. Chce pan posłuchać?

Rudowłosy mężczyzna kiwnął oschle głową.

– Trzeba odnieść wszystko na miejsce. Jeżeli pan chce, możemy panu w tym pomóc. Ale mógłby pan zostawić tę dziurę w betonowej ścianie, tak jak ona teraz wygląda. W ten sposób zażartuje pan sobie z nich. Da im pan do zrozumienia, że mógł pan zabrać całe złoto, ale nie tknął go pan. My nikomu nic nie powiemy, więc nie dowiedzą się nigdy, kto to zrobił, albo raczej – kto tego nie zrobił!

Rozdział 20. Alfred Hitchcock podaje pomocną dłoń

Kiedy dwa dni później Pete, Bob i Jupiter weszli do przestronnego mieszkania Alfreda Hitchcocka, słynny reżyser siedział przy dużym, okrągłym stole i czytał gazetę. Nie odrywając od niej oczu, wskazał im wolne krzesła.

– Siadajcie, chłopcy – powiedział. – Przepraszam, że każę wam czekać, ale chciałbym doczytać do końca ciekawy artykuł.

Trzej Detektywi rozsiedli się bez słowa. W końcu pan Hitchcock uśmiechnął się i odłożył gazetę.

– I cóż, znowu się wam udało – powiedział. – Jesteście po prostu niesamowici! Daję wam prosty cynk, że zaginął pies mojego starego przyjaciela. I co się dzieje? Odnajduje się nie tylko jego piesek, ale i parę innych. A właśnie przed chwilą przeczytałem w dzienniku z Seaside doniesienie o zagadkowym obrabowaniu dużego banku. Tytuł artykułu brzmi: “Skruszeni złodzieje rezygnują z łupu! Dyrekcja banku zaintrygowana ich przekornym zachowaniem”. Czy to nie jest przypadkiem wasza robota? Nie mogę się połapać w tej plątaninie!

Jupe odchrząknął.

– Tak, rzeczywiście. Oni chcieli także… to znaczy… tak, w pewnym sensie my jesteśmy odpowiedzialni za to wszystko.

Pan Hitchcock roześmiał się.

– Jupe, szczerze podziwiam twoją skromność. Wolałbym poczekać jednak z wyrażeniem mojego uznania do momentu, aż całkowicie zrozumiem, w jaki sposób udało się wam rozwikłać zagadkę tych zaginionych psów.

– Tak naprawdę, proszę pana – odparł Jupe – w rozwiązaniu tej zagadki bardzo nam pomógł ten stary film ze smokiem, nakręcony przez pana Allena, który mogliśmy obejrzeć dzięki panu.

– Cieszę się – stwierdził reżyser. – Pamiętam, iż powiedzieliście mi wtedy, że rzeczywiście stanęliście oko w oko z jednym z tych fantastycznych stworzeń.

– Naprawdę tak było – odezwał się Pete. – Ale na szczęście wyszliśmy z tego cało i możemy o tym opowiedzieć. Bo mimo że smok był nieprawdziwy, znaleźliśmy się w porządnych opałach.

– Nie do wiary! – mruknął pan Hitchcock. – Prawdziwe zagrożenie ze strony smoka, który okazał się nieprawdziwy. Bardzo bym chciał usłyszeć o tym.

Bob wyciągnął swój notes. Opowiedział, jak to na początku dochodzenie utkwiło w ślepej uliczce, i w jaki sposób udało się im wpaść na trop, który w końcu doprowadził do rozwiązania wyjściowej zagadki. Pan Hitchcock słuchał z wielkim zainteresowaniem.

– Ten pan Shelby naprawdę wygląda na pomysłowego i nieszablonowego faceta – powiedział. – Nie przesłyszałem się przypadkiem? Czy on rzeczywiście tak chętnie zrezygnował z doprowadzenia do końca swego bezbłędnego planu zrabowania złota wartego parę ładnych milionów dolarów, ponieważ nie chciał zrobić krzywdy ani wam, ani tym psiakom?

– Tak – odparł Jupiter. – Przez cały czas karmił te psy i zachował wszystkie przy życiu. Musiał tylko aplikować im środki uspokajające, żeby były cicho i nie wchodziły mu w drogę. Powiedział nam, że miał zamiar je uwolnić, opuszczając na dobre jaskinię w smoku wyładowanym złotem.

Kiedy bracia Morganowie pouciekali, mógł nas przecież zmusić pistoletem do udzielenia mu pomocy w wyniesieniu złota. Mógł zabrać wystarczająco dużo, żeby stać się bogatym człowiekiem. Nie musiał wcale zabierać całych dziesięciu milionów dolarów.

Przez chwilę znakomity reżyser pociągał w milczeniu swoją fajkę.

– I naprawdę planował oddalić się z pomocą tych braci Morganów w smoku, każąc mu płynąć w nocy pod wodą?

Jupe potakująco skinął głową.

– Wydawało mi się, że smok jest za lekki, ale on zaplanował wcześniej wykorzystanie złotych sztab jako balastu. Kiedy na początku testował smoka w wodzie, jako balastu użył kamieni. I to wtedy właśnie pan Allen zobaczył go na brzegu. Wyszedł rozejrzeć się za Korsarzem w momencie, gdy smok wracał z próbnego pływania.

– A przeziębienie Shelby'ego wystarczyło wam do wyciągnięcia wniosku, że musiał on maczać palce w całej sprawie?

Jupe uśmiechnął się nieśmiało.

– Kiedy rozmawialiśmy z nim w jego domu, miał okropny kaszel. Tak więc kiedy usłyszałem kaszlącego smoka, natychmiast skojarzyłem sobie te dwa przypadki. Później dopiero stwierdziłem, że smok wydaje takie odgłosy, podobne do kaszlu, kiedy dławi mu się silnik na wolnych obrotach. Było to po części spowodowane zawilgoceniem instalacji elektrycznej podczas licznych prób podwodnych.

– Ale ten tajemniczy, chrapliwy głos, podobny do ducha z zaświatów, który ostrzegał was przez telefon, należał do Shelby'ego?

Jupe kiwnął głową.

Na twarzy Alfreda Hitchcocka odmalowało się lekkie zakłopotanie.

– Mimo wszystko, Arthur Shelby nie wygląda mi na zdeklarowanego złoczyńcę. Jak to się stało, że zwąchał się z takimi typkami, jak ci Morganowie?

– Wiedział, że mają sprzęt potrzebny do ratownictwa morskiego, i znał ich jako twardych facetów, gotowych podjęcia się każdej roboty. Potrzebował ich pomocy do prac przy urządzaniu wielkiej groty, do przebicia się przez betonową ścianę tunelu do piwnic banku, no i do wyniesienia złotych sztab. Kiedy zaoferował im milion dolarów za udział w skoku, nie wahali się ani chwili.

– A w jaki sposób zamierzali przenieść złoto z pogrążonego pod wodą smoka na pokład ich stateczku?

– Mieli sprzęt do nurkowania i kiedy Shelby znalazłby się pod wodą wystarczająco daleko od brzegu, zamierzali wziąć smoka na hol i odciągnąć go ich holownikiem na pełne morze. A potem, znalazłszy się poza zasięgiem widoczności, planowali wynurzyć smoka na powierzchnię i przeładować sztaby na statek. Po czym wziąć kurs do Meksyku.

Pan Hitchcock kiwnął ze zrozumieniem głową.

– A skąd w ogóle ten pomysł ze smokiem?

– Stąd, że Shelby znał pana Allena i wiedział, że w przeszłości kręcił on filmy ze smokami, żeby straszyć widzów. Widzi pan, na początku Shelby traktował to jako oryginalny sposób na spłatanie żartobliwego figla sąsiadowi. Dopiero kiedy dowiedział się o złożeniu w miejscowym banku sporej ilości złotych sztab, zdecydował się na zrobienie skoku. Pomyślał, że da się łatwo przerobić smoka na funkcjonalną łódź podwodną. Doskonale odpowiadał on jego nieortodoksyjnemu stylowi myślenia i nadawał się do realizacji zabawnego pomysłu wywiezienia bankowego złota na morze przez stary tunel. Jego plan spalił na panewce tylko dlatego, że smok wydał się nam nazbyt dziwaczny i postanowiliśmy zbadać jego tajemnicę.

31
{"b":"100822","o":1}