– Rzeczywiście. Wciąż jednak dręczy mnie jedna mała sprawa. Powiedzieliście mi, że mój przyjaciel Henry świadomie kłamał twierdząc, że widział smoka wchodzącego do jaskini, podczas gdy było to całkiem niemożliwe.
– Och, przepraszam za tę pomyłkę – wyjaśnił Jupe. – Pan Allen tak był przejęty utratą psa, że zapomniał, jak było naprawdę. W rzeczywistości stał wtedy nie na krawędzi urwiska, ale w połowie schodów. Czy ma pan coś jeszcze?
– Nie, moi drodzy. Bardzo bym chciał poznać kiedyś tego Shelby'ego. Człowiek na tyle pomysłowy i dowcipny, aby napędzić stracha takim trzem urwisom jak wy, byłby doskonałym kandydatem na bohatera mojej następnej książki.
– Przeczytalibyśmy ją z przyjemnością – oświadczył Jupe. Bob i Pete skinęli głowami na znak, że zgadzają się z nim całkowicie.
Pierwszy Detektyw podniósł się z krzesła.
– Może już lepiej pójdziemy. Zabraliśmy panu aż za wiele czasu.
Zadowoleni z siebie chłopcy ruszyli do wyjścia. W chwilę potem nie było po nich śladu.
– Hmmm – mruknął do siebie Alfred Hitchcock. – Zastanawiam się, czy pan Shelby nie zechciałby pożyczyć mi tego wspaniałego smoka. Właśnie kupiłem z myślą o wakacjach kempingowy samochód, wielki jak autobus, i zanim wyjadę nim na autostradę Zachodniego Wybrzeża, powinienem może poćwiczyć najpierw podwójne wysprzęglanie w wielkiej grocie, za kierownicą tego potwora!