Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Kazałeś nam dobrze przyjrzeć się temu smokowi – odezwał się po chwili Bob. – Wytrzeszczałem gały, jak tylko mogłem, i nie dostrzegłem żadnej różnicy między naszym smokiem i tym na filmie. A ty Pete?

Pete przejechał ręką po włosach.

– Zauważyłem tylko, że ten filmowy smok trochę ładniej ryczał.

– Nie wydaje mi się – odparł Bob. – Nasz po prostu bez przerwy kaszle.

Jupiter uśmiechnął się.

– Tak, dokładnie tak.

– Jupe, co masz na myśli? – spytał Pete.

– To, że nasz smok z Seaside jest najwidoczniej bardziej wrażliwy na złą pogodę. Zdaje mi się, że musiał się przeziębić.

Bob ukradkiem przyjrzał się Jupiterowi, który siedział z najwyraźniej zadowoloną miną. Ogarnęły go wątpliwości. Z doświadczenia wiedział już, że kiedy Jupiter ma taki wyraz twarzy, oznacza to, że odkrył coś ważnego. Coś, co umknęło uwagi ich obu.

– Jakim cudem nasz smok mógł się przeziębić – spytał Bob. – Przecież wszystkie smoki żyją w wilgotnych jaskiniach i w wodzie.

Jupiter przytaknął.

– Właśnie to mam na myśli. Za parę godzin, kiedy znajdziemy się tam znowu, rozwikłamy tajemnicę tego kaszlu. Jeśli moja teoria jest prawidłowa, wyjaśni się też, dlaczego mogliśmy wydostać się stamtąd i nie stracić życia.

Pete zamyślił się i zmarszczył brwi.

– To, co mówisz, Jupe, wygląda dość obiecująco. Ale co się stanie, jeżeli twoja teoria okaże się błędna?

Jupiter wydął policzki.

– Lepiej, żeby się sprawdziła. Ostatecznie stawiam na tę kartę i moje, i wasze życie.

Rozdział 15. Pytania i odpowiedzi

– Może byś wreszcie przestał być tak tajemniczy, Jupe – wybuchnął nagle Pete – i powiedział nam, co się szykuje. Stworzyliśmy zespół Trzech Detektywów, aby rozwiązać różne zagadki i wyjaśniać tajemnicze sprawy. Nie było mowy o tym, że mamy zamienić się w jakichś kamikadze. Lubię życie, które prowadzę, Bob prawdopodobnie także wolałby nie rozstawać się z tym światem. Bob, co o tym myślisz?

Bob uśmiechnął się i kiwnął głową.

– Oczywiście, że nie. A gdybym się przypadkiem rozstał, kto zająłby się dokumentacją i badaniami? Pete ma rację, Jupitku. To nie miałoby sensu.

Jupe wzruszył ramionami.

– Nie mam jeszcze całkowitej pewności. Nie miałem oczywiście zamiaru narażać bez potrzeby siebie i was na utratę życia. Ale czasami po prostu trzeba podjąć ryzyko.

Pete poruszył się niespokojnie.

– Och, nie pójdzie ci tak łatwo. Jeżeli o mnie chodzi, to najpierw będziesz musiał mnie przekonać do tego. Dwa dni temu oglądałem film, który tata przyniósł do domu. Było w nim mnóstwo specjalnych efektów. A główny bohater, naukowiec, podjął takie właśnie ryzyko. Wolałbym nie opowiadać ci, co się z nim stało.

Jupe spochmurniał.

– Zapomniałem na śmierć, że twój ojciec jest ekspertem od specjalnych efektów filmowych, Pete. O czym to było?

– O owadach – odparł Pete szczerząc zęby.

– O owadach?

– Tak, o mrówkach i chrząszczach, które przejęły władzę nad światem – wyjaśnił Pete. – Jeden z tych fantastycznonaukowych horrorów. Wierz mi, to było tak samo przerażające, jak ten stary film o smoku, który dopiero co obejrzeliśmy. Owady miały po piętnaście, a nawet trzydzieści metrów. Były wielkie jak domy.

– Jak oni to nakręcili?

– Wykorzystali prawdziwe mrówki i robale.

– Daj spokój, Pete – żachnął się Bob. – Prawdziwe mrówki wielkie jak domy?

Pete skinął głową.

– Tata wytłumaczył mi to. Technika jest trochę inna od tej, o której mówił nam pan Hitchcock. Najpierw fotografuje się prawdziwe owady przez specjalny pryzmat, podobny do obiektywu, a potem powiększa i nakłada na siebie, wreszcie fotografuje jeszcze raz na tle zdjęć budynków. Wyglądają jak żywe i budzą przerażenie, ponieważ rzeczywiście są żywe. Tak samo zostało nakręconych wiele filmów o potworach, które przybyły z kosmosu.

Jupiter znów zaczął się bawić dolną wargą.

– Masz ten film jeszcze w domu? – zapytał w zamyśleniu.

– Będzie jeszcze przynajmniej przez tydzień – powiedział Pete. – Tata powiedział nawet, że na pewno spodobałby się tobie i Bobowi. Zapraszam was, kiedy tylko chcecie. Wstęp wolny!

Jupiter poruszył się niespokojnie.

– Obawiam się, Pete, że skorzystamy z niego prędzej, niż myślisz. – Spojrzał na zegarek, a potem znowu na Pete'a. – Czy twój projektor może działać na baterie?

Pete kiwnął głową.

– Jasne. I na baterie, i na prąd z sieci.

Jupiter zacisnął usta.

– Ale jest waszą własnością, tata nie wypożyczył go z wytwórni?

– Oczywiście, że jest nasz. To znaczy, mojego taty. Ale dlaczego właściwie tak się dopytujesz?

– Chodzi o to, żebyśmy nie stracili życia… a przy okazji wyjaśnili tę zagadkę. Jak myślisz, czy twój tata wypożyczyłby nam projektor razem z tym filmem, który oglądałeś? Jeszcze na dziś wieczór?

Pete dostał prawie oczopląsu.

– Chcesz go tam zabrać?

– Tak, chcę go tam zabrać – powtórzył Jupe. – Pomysł jest tak samo fantastyczny, jak film, który chciałbym komuś pokazać.

Pete potarł czubek nosa, a potem wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia, Jupe. Ale myślę, że tata się zgodzi. Musiałbym oczywiście zadzwonić do niego, żeby mi udzielił pozwolenia.

– To wspaniale – powiedział Jupe.

– Tak, tak, wspaniale – odparł Pete. – Ale zanim zabiorę się do przekonywania taty, że wszystko będzie dobrze, chciałbym wiedzieć, dokąd jedziemy dziś wieczorem, i po co. Mam już dość tego wodzenia za nos po omacku.

Bob kiwnął głową na znak swego poparcia.

Obaj utkwili wzrok w twarzy Jupitera. On zaś przez chwilę próbował zignorować ich surowe spojrzenia. W końcu wzruszył ramionami i rozłożył ręce.

– Dobrze, skoro tak wam zależy – powiedział. – Miałem nadzieję, że uda mi się utrzymać moje domysły i wnioski w sekrecie. Przede wszystkim dlatego, że nie jestem całkowicie pewien ich poprawności. A nawet jeżeli są poprawne, nie bardzo wiem, dokąd one mogą nas zaprowadzić. Zaczęliśmy to dochodzenie od próby odnalezienia psa, który zaginął. Ale potem wyłoniły się inne tajemnicze zagadki. Żadna z nich nie wydaje się łączyć ze sprawą zaginionego psa, czy też raczej pięciu psów z Seaside. Pan Allen zlecił nam odszukanie jego psa, Korsarza. Od samego początku czułem, że znalezienie tego psa pozwoli wyjaśnić też zagadkę zaginięcia pozostałych. Ale to było przedtem, zanim zetknęliśmy się ze smokiem.

– No właśnie, co z tym smokiem? – spytał Bob. – Dałeś nam jasno do zrozumienia, że uważasz go za podróbkę. A więc?

– Tak – przyznał Jupe. – Mimo że miałem takiego samego pietra i uciekałem jak i wy obaj, sądziłem, że jest sporo powodów, żeby wątpić w prawdziwość tego smoka z jaskini.

– No to zdradź nam chociaż jeden – powiedział Pete. – Dlaczego pomyślałeś, że on nie może być prawdziwy?

– Z wielu względów. Nieprawdziwa była jaskinia. Nieprawdziwy stary tunel. Nieprawdziwe wejście do niego. Jeżeli wziąć to wszystko pod uwagę, podejrzenie o nieautentyczność smoka nasuwa się samo.

– Nie zauważyłem ani jednej z tych rzeczy – przyznał się Bob.

– Zacznijmy od pierwszej jaskini – powiedział Jupe. – Znaleźliśmy tam jakieś podejrzane deski. Odsunęliśmy jedną z nich i ukazało się wejście do przemytniczej pieczary.

– Pamiętam, że przyglądałeś się im z trochę dziwną miną – powiedział Bob. – Co tam było nieprawdziwego?

– Miała to być stara jaskinia, kryjówka przemytników i piratów. Deski były wprawdzie stare, ale tylko niektóre.

– Niektóre? – zapytał Pete.

Jupiter kiwnął głową.

– Na przykład deska, którą odsunęliśmy. Ale był też długi i szeroki kawał sklejki. Nie muszę wam chyba przypominać, że sklejka jest dość niedawnym wynalazkiem. Nie mogli posługiwać się nią piraci ani nawet przemytnicy.

– Sklejka? – powtórzył Pete, marszcząc brwi. – No, może i tak. Ale nie jest to żaden istotny szczegół, który by czegoś dowodził.

Jupiter wrócił do swego wywodu.

22
{"b":"100822","o":1}