Z auta wygramolił się Pete. dźwigający oburącz pudło z projektorem. Rzucił okiem na pozostały do przebycia dystans i jęknął.
– Wam to dobrze. Zanim doniosę ten ciężar na miejsce, będę miał ręce do samej ziemi.
– To by nie było takie złe – powiedział Bob chichocząc. – Mógłbyś udawać neandertalczyka. Może ten smok zwiałby na twój widok?
Pete burknął coś w odpowiedzi, a potem dźwignął ciężkie pudło na ramię.
– Poczekaj, Pete – odezwał się Jupe. – Pomożemy ci to nieść.
Rosły, muskularny Drugi Detektyw potrząsnął głową.
– Dzięki, nie trzeba. Dam sobie radę. Ostatecznie osobiście odpowiadam za ten sprzęt. Coś mi się zdaje, że będę musiał go pilnować przez całą noc, bo tylko ja wiem, jak go uruchomić.
Jupe uśmiechnął się.
– Wiesz, Pete, to może zadecydować o powodzeniu całego przedsięwzięcia. Miejmy nadzieję, że zadziała.
Poleciwszy Worthingtonowi, aby czekał w samochodzie, chłopcy puścili się opustoszałą uliczką ku schodom. Noc była ciemna, księżycowe światło ledwo przebijało się przez grubą warstwę chmur. Z dołu dochodziło do ich uszu dudnienie fal, z łoskotem rozbijających się o skalisty brzeg.
Pete rozejrzał się nerwowo po nisko wiszących chmurach.
– Wolałbym, żeby dzisiejsza noc nie była taka czarna.
– Wszyscy jesteśmy trochę podenerwowani – przyznał Jupe. – Ale w tych ciemnościach łatwiej będzie przemknąć się do jaskini. Kiedy byli już niedaleko schodów, usłyszeli kroki.
– Prędko! Na ziemię! – rzucił Pete.
Cała trójka odskoczyła w bok i przylgnęła do ziemi za wąskim pasem zarośli, oddzielających od ulicy nie zamieszkaną, piaszczystą parcelę.
Kroki przybliżyły się, ciężkie i agresywne, zdradzające pewność siebie idącego. Były już całkiem blisko i ucichły nagle, tak jakby ktoś zaczął się skradać. Chłopcy jeszcze bardziej przylgnęli do ziemi. Zdali sobie sprawę, że ktoś ich śledzi!
Zerkając z ukrycia, ujrzeli rysującą się coraz wyraźniej postać, która w chwilę później znalazła się niemal naprzeciw nich. Wlepili w nią przerażone spojrzenia.
Gdzieś już widzieli tę otyłą, potężną sylwetkę. Machinalnie obrzucili ją wzrokiem. Rozpoznali przylegający do niej, rysujący się wyraźnie, długi przedmiot.
Tak, to była ta sama, groźna strzelba, strzelająca potężnym ładunkiem śrutu. Dwulufowa strzelba pana Cartera, człowieka nienawidzącego psów, dzieci i prawdopodobnie wszystkiego w ogóle, co się rusza.
Niesympatyczny, skory do gniewnych wybuchów facet coraz bardziej zwalniał kroku. Wyraźnie widzieli, jak rozgląda się na boki, starając się przebić wzrokiem ciemności. Dostrzegali gniewne błyski jego oczu i zaciśnięte mocno, zdradzające złośliwy upór usta.
– To dziwne – mruknął do siebie. – Założyłbym się, że widziałem tu jakieś ruchy.
W zakłopotaniu potrząsnął wielką głową i ruszył dalej. Dopiero kiedy jego kroki całkiem rozpłynęły się w mroku, skuleni za krzakami chłopcy unieśli głowy.
– O rany! – westchnął z ulgą Bob. – Dobrze, że nas nie zauważył!
– Napędził nam stracha – powiedział Pete. – On chyba kładzie się z tą strzelbą do łóżka. Ciekawe, na kogo on tu polował?
– Idziemy – szepnął Jupiter. – Odszedł wystarczająco daleko. Musimy to wykorzystać i prześliznąć się do schodów. Schylcie się.
W jednej chwili cała trójka znalazła się na krawędzi urwiska.
– Droga wolna! – powiedział Pete.
Starając się stąpać możliwie jak najciszej, zaczęli zbiegać po drewnianych stopniach długich schodów. Rozluźnili się dopiero wtedy, gdy znaleźli się tuż nad piaszczystym brzegiem. Byli pewni, że odgłos ich kroków utonie w łoskocie rozbijających się o plażę fal.
Jako pierwszy zeskoczył na piasek Pete.
– Jak dotąd, wszystko idzie dobrze. Nie mogę się doczekać widoku tego smoka. Ciekawe, czy on lubi filmy fantastycznonaukowe.
– Niedługo się dowiemy – powiedział Jupe. – O ile jest w domu.
– Nie martwiłbym się zbytnio, gdyby go nie było – odezwał się Bob.
– Właściwie to interesuje mnie tylko ten tunel. Smoka oddaję do waszej dyspozycji.
W chwilę potem znaleźli się u wejścia do pierwszej jaskini. Ku zdziwieniu obu jego partnerów, Jupe nie zatrzymał się przy nim.
– Pssst! Minąłeś wejście! – szepnął za nim Bob.
Jupe kiwnął głową w kierunku urwistej skały, widocznej o parę kroków dalej.
– Gdzieś tu jest wejście do wielkiej jaskini. Zobaczymy lepiej, czy jest otwarte, czy zamknięte.
Całą trójką okrążyli skaliste wybrzuszenie wysokiej skarpy. Na wysokości ich głów zamajaczyły w ciemności trzy ogromne, wiszące nad plażą głazy.
– Prawdopodobnie są to sztuczne skały, które maskują tylko wejście – szepnął Jupe. – Zdaje się, że w tej chwili wlot jest zamknięty.
Pete podszedł do największego z głazów. Przyłożył do niego ucho i postukał palcami.
Usłyszeli głuchy, stłumiony oddźwięk.
Pete uśmiechnął się.
– Masz rację, Jupe. To nie jest skała, ale coś takiego jak filmowe dekoracje. Zrobione z lekkiej balsy, oklejonej plastrami z tektury i gipsu, może tylko wzmocnione siatką na kurczaki.
Jupe zawrócił do wejścia mniejszej jaskini.
– Wiesz co, Pete, pomożemy ci teraz zainstalować się w środku, a potem ja i Bob rozejrzymy się tu trochę.
– Co takiego? – zaprotestował Pete. – Chcecie mnie tam zostawić, żeby sobie tu…
– Będziesz tam o wiele bezpieczniejszy niż my dwaj – wyjaśnił Jupe, zagłębiając się w ciemnym wnętrzu. – Będziemy musieli zrobić trochę niebezpieczniejszych badań. A twoim zadaniem będzie tylko siedzieć tam bez ruchu. I mieć przygotowane wszystko do puszczenia filmu.
Pete miał ciągle zaintrygowaną minę. Rozejrzał się dookoła.
– Komu mam pokazać ten film? Jest tam choć z parę nietoperzy, które mogłyby udawać widzów?
Jupe odsunął deskę, zagradzającą drogę do bocznej pieczary. Przecisnął się na drugą stronę i pociągnął za sobą obu kolegów. Następnie ustawił deskę na miejsce.
Odwrócił się i gwizdnął z cicha.
– Patrzcie, są nasze rzeczy, które zostawiliśmy wczoraj! Bob, spróbuj znaleźć ten przycisk, który uruchamia wejście do dużej jaskini. Pozbieramy te klamoty, jak będziemy stąd wychodzić.
Bob przylgnął całym ciałem do skalnej ściany.
– Udało się! – powiedział wesoło.
Kamienne drzwiczki obróciły się z cichym dudnieniem na niewidzialnej osi.
– Pete, zostaniesz tutaj – powiedział Jupe. – W tej małej pieczarze. Wykorzystasz ten otwór do wyświetlenia filmu. Spróbujesz zablokować te drzwiczki, żeby się nie zamknęły. Jak usłyszysz sygnał, puść film na tę wielką, szarą ścianę, którą znaleźliśmy w środku poprzednim razem.
Pete zabrał się do przygotowania projektora. Wziął do ręki pudełka ze szpulą i poświecił na nie latarką.
– W porządku – powiedział. – Na jaki sygnał mam to puścić w ruch?
Jupe zamyślił się przez krótką chwilę.
– Zdaje mi się, że najlepszy byłby krzyk: “Na pomoc!” – powiedział, a potem podszedł do wąskiego otworu w skalnej ścianie.