Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ta noc, podobnie jak poprzednie, była dla pana José bardzo ciężka. Mimo niezwykle silnych emocji związanych z nocną wyprawą, ledwie naciągnął na ucho brzeg prześcieradła, jak to miał w zwyczaju, natychmiast zapadł w sen, na pozór głęboki i krzepiący, z którego jednak znienacka się obudził, jakby ktoś bezceremonialnie szarpnął go za ramię. Obudziła go niespodziewana myśl, która pojawiła się tak nagle, że nie zdążyła stać się zalążkiem jakichś sennych marzeń, pomyślał mianowicie, że może to właśnie nieznajoma kobieta, ta z karty, jest matką płaczącego dziecka i żoną niecierpliwego mężczyzny, co oznaczałoby idiotyczny koniec ledwie rozpoczętych poszukiwań. Nagła trwoga ścisnęła go za gardło, choć rozsądek radził, aby podszedł do tego obojętnie i powiedział sobie, Tym lepiej, kłopot z głowy, lecz trwoga nie dawała za wygraną, coraz mocniej ściskała i pytała rozumu, Co on ma robić, skoro nie może zrealizować tych planów, To, co zawsze, wycinać z gazet wiadomości, zdjęcia, wywiady, jakby nic się nie stało, Biedulek, chyba już nie potrafi, Niby dlaczego, Bo trwoga, kiedy się pojawia, tak łatwo nie odchodzi, Może wziąć inną kartę i poszukać innej osoby, Ale to nie był jego wybór, to przypadek wskazał mu tę kobietę, W kartotece pełno jest nieznajomych kobiet, Ale skąd ma wiedzieć, którą wybrać, tę czy inną, Uważam, że przypadek nie powinien rządzić ludzkim życiem, Tak czy siak, to właśnie przypadek sprawił, że wpadła mu w rękę karta tej, a nie innej kobiety, A jeśli nieznajoma kobieta jest matką płaczącego dziecka, No cóż, to znaczy, że taki jest ten przypadek, Bez dalszych konsekwencji, Nie nam rozprawiać o konsekwencjach, gdyż z długiego szeregu konsekwencji, jakie nas czekają, dostrzegamy tylko pierwszą, To znaczy, że jeszcze coś może się zdarzyć, Nie coś, ale wszystko, Nie rozumiem, Jesteśmy ciągle czymś zaaferowani, dlatego nie widzimy, że to, co się stało, nie ma związku z tym, co się stanie, To znaczy, że to, co może się stać, bez przerwy się odnawia, Nie tylko się odnawia, ale i zwielokrotnia, wystarczy porównać dwa kolejne dni, Nigdy mi to nie przyszło do głowy, Tylko pod wpływem trwogi zaczyna się rozumieć takie sprawy.

Przez te rozmyślania pan José przewracał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, Jeśli to ta sama kobieta, powtarzał, jeśli okaże się, że to ona, podrę tę przeklętą kartę i zapomnę o całej sprawie. Wiedział jednak doskonale, że te słowa były tylko próbą złagodzenia rozczarowania, wiedział też, że nie zniósłby powrotu do dawnych myśli i gestów, to tak jakby się wybierał w podróż na nieznaną wyspę i w chwili gdy postawił nogę na trapie, nagle pojawiłby się ktoś z rozłożoną mapą i powiedział, Nie warto tam płynąć, wyspa, którą chciałeś odkryć, leży na takiej a takiej szerokości i długości, są tam miasta i porty, góry i rzeki o historycznych nazwach, zrezygnuj z tego, zostań tym, kim jesteś. Lecz pan José nie chciał rezygnować i uparcie wpatrywał się w daleki horyzont, wtedy nagle, jakby zza ciemnej chmury znienacka rozbłysło słońce, zrozumiał, że myśl, która go obudziła, jest bezsensowna, przecież na karcie nieznajomej były wpisy dotyczące małżeństwa i rozwodu, a matka płaczącego dziecka była mężatką, a zatem gdyby chodziło o tę samą osobę, w karcie powinien być wpis dotyczący powtórnego zamążpójścia, chociaż, jak wiadomo, w Archiwum zdarzają się pomyłki, ale wolał o tym nie myśleć.

*

Pan José poprosił o pozwolenie na wyjście z pracy o godzinę wcześniej, podając jako powód sytuację wyższej konieczności spowodowaną względami osobistymi, których wszakże wolał nie ujawniać, wspomniał przy tym, że czyni to po raz pierwszy po dwudziestu pięciu latach gorliwej i nienagannej pracy. Zgodnie z obowiązującą w Archiwum Głównym Akt Stanu Cywilnego skomplikowaną hierarchią służbową zwrócił się z tym do siedzącego najbliżej referenta, od którego humoru zależał sposób przedstawienia prośby odpowiedniemu kierownikowi, który z kolei też w jakimś stopniu mógł wpłynąć na decyzję szefa, dodając lub pomijając jakieś słowo, akcentując lub nie pewne sylaby. Wydaje się to jednak raczej wątpliwe, gdyż racje, jakimi kieruje się szef, akceptując coś lub nie, znane są tylko jemu, jako że nigdy, ani w formie ustnej, ani pisemnej nie uzasadnia swoich decyzji. Dlatego też na zawsze pozostanie tajemnicą, dlaczego pozwolił panu José wyjść tylko pół godziny wcześniej. Można się tylko domyślać, choć to czyste spekulacje, że referent lub kierownik albo jeden i drugi dorzucili od siebie, że godzinna nieobecność odbije się negatywnie na pracy Archiwum, lub też, co bardziej prawdopodobne, szef skorzystał z okazji, żeby kolejny raz pognębić podwładnych, demonstrując swoją nieograniczoną władzę. Kiedy pan José dowiedział się o tej decyzji, przekazanej mu przez referenta, którego z kolei poinformował kierownik, wyliczył sobie, że jeśli nie chce dotrzeć na miejsce zbyt późno, co groziło spotkaniem z panem domu, który powinien niebawem wrócić z pracy, musi wziąć taksówkę, co było dla niego niesłychanym luksusem. Wprawdzie nie był z nikim umówiony i było całkiem prawdopodobne, że o tej porze nikogo nie zastanie w domu, wolał jednak nie narażać się na kłopotliwe wyjaśnienia, jakich musiałby udzielić niecierpliwemu i podejrzliwemu mężczyźnie, uważał, że łatwiej będzie zdobyć jakieś informacje od kobiety z dzieckiem na ręku.

Mężczyzna nie pojawił się w drzwiach, z mieszkania nie dochodził też jego głos, co znaczyło, że nie wrócił jeszcze z pracy, może został po godzinach, a może był w drodze do domu, natomiast kobieta nie miała dziecka na rękach. Pan José od razu stwierdził, że stojąca przed nim kobieta, nieważne mężatka czy rozwódka, nie jest tą, której szukał. Choćby nie wiem jak dobrze się trzymała, choćby czas okazał się dla niej niesłychanie łaskawy, niemożliwe, żeby mając trzydzieści sześć lat, wyglądała na mniej niż dwadzieścia pięć. Pan José mógł odwrócić się na pięcie, rzucić jakieś usprawiedliwienie, na przykład powiedzieć, Przepraszam, to pomyłka, szukam kogoś innego, jednakże początek nici Ariadny, żeby użyć mitologicznego określenia używanego w Archiwum, był właśnie tutaj, zwłaszcza, że mogły tu jeszcze mieszkać inne osoby, łącznie z tą, której szukał, choć jak wiemy, zdecydowanie odrzucał tę możliwość. Wyjął więc z kieszeni kartę i powiedział, Dzień dobry, Dzień dobry, czego pan sobie życzy, spytała kobieta, Jestem urzędnikiem Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego i dostałem polecenie wyjaśnienia pewnych wątpliwości w aktach osoby, która urodziła się w tym mieszkaniu, Ani ja, ani mąż nie urodziliśmy się tutaj, jedynie nasza trzymiesięczna córeczka, ale przypuszczam, że nie o nią chodzi, Oczywiście, że nie, kobieta, o którą chodzi, ma trzydzieści sześć lat, Ja mam dwadzieścia siedem, A więc to nie pani, powiedział pan José i zapytał, Jak się pani nazywa. Gdy kobieta odpowiedziała, poczekał chwilę, uśmiechnął się i spytał, Od jak dawna pani tu mieszka, Od dwóch lat, Znała pani poprzednich lokatorów, po tym pytaniu odczytał z karty nazwiska nieznajomej kobiety i jej rodziców, Nic o nich nie wiemy, mieszkanie było wolne, mąż je wynajął przez pośrednika, Czy w domu pozostał ktoś z dawnych lokatorów, Na parterze, po prawej stronie, mieszka bardzo leciwa pani, podobno jest najstarszą lokatorką, Trzydzieści sześć lat temu może jeszcze tu nie mieszkała, ludzie teraz często zmieniają mieszkania, Tego nie potrafię panu powiedzieć, najlepiej niech pan sam ją zapyta, przepraszam, ale mąż zaraz wróci, on nie lubi, jak rozmawiam z nieznajomymi, poza tym właśnie szykuję kolację, Jestem urzędnikiem Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego, więc nie jestem nieznajomym, przyszedłem tu służbowo, przepraszam, jeśli sprawiłem kłopot. Uprzejmy ton pana José uspokoił kobietę, Żaden kłopot, ale gdyby mąż tu był, poprosiłby pana natychmiast o urzędowe referencje, Proszę bardzo, oto moja legitymacja służbowa, Dziękuję, a więc pan nazywa się José, ale miałam na myśli coś innego, dokument upoważniający pana do prowadzenia określonego dochodzenia, Kustosz nie sądził, że ktoś mógłby mieć wątpliwości, Ludzie bywają różni, a jeśli chodzi o sąsiadkę z parteru, to nikomu nie otwiera drzwi, ja jestem inna, lubię rozmawiać z ludźmi, Dziękuję pani za uprzejme przyjęcie, Żałuję, że nie mogę panu w niczym pomóc, Wręcz przeciwnie, bardzo mi pani pomogła, mówiąc o sąsiadce z parteru i urzędowych referencjach, Bardzo mnie to cieszy. Wyglądało na to, że rozmowa potrwa jeszcze trochę, ale nagle ciszę panującą w mieszkaniu zakłócił płacz dziecka, To pani synek, powiedział pan José, Córeczka, przecież już panu mówiłam, poprawiła go z uśmiechem kobieta, na co pan José też się uśmiechnął. W tej chwili trzasnęły drzwi wejściowe i na schodach zapaliło się światło. To mój mąż, szepnęła kobieta, poznaję go po krokach, proszę odejść i udawać, że wcale pan ze mną nie rozmawiał. Pan José nie zszedł na dół. Na palcach, bezszelestnie wbiegł na wyższy podest, oparł się o ścianę i z bijącym sercem, jakby spotkała go niebezpieczna przygoda, nasłuchiwał odgłosu szybkich, coraz bliższych i głośniejszych kroków młodego mężczyzny. Rozległ się dzwonek, odgłos otwieranych drzwi, płacz dziecka, po czym klatka schodowa pogrążyła się w głębokiej ciszy. Po chwili zgasło światło. Pan José uświadomił sobie wówczas, że prawie cała rozmowa z kobietą odbywała się pod osłoną mroku, jak gdyby mieli coś do ukrycia, właśnie to wyrażenie przyszło mu do głowy, pod osłoną, ale osłona kogo, czego, przed czym, zastanawiał się, faktem jednak było, że światło zgasło na samym początku rozmowy i kobieta nie zapaliła go ponownie. Zaczął schodzić po schodach, najpierw ostrożnie, potem coraz prędzej, zatrzymał się jedynie na chwilę pod drzwiami na parterze, skąd dochodziły jakby dźwięki radia, nie zadzwonił jednak do drzwi, postanowił odłożyć dalsze dochodzenie na koniec tygodnia, na sobotę lub niedzielę, ale tym razem nikt już nie ośmieli się kwestionować wiarygodności i oficjalnego charakteru wizyty, jako że będzie wyposażony w odpowiednie referencje. Oczywiście dokument będzie fałszywy, ale dzięki prawdziwym pieczęciom oszczędzi mu zbędnych wyjaśnień przed wyłuszczeniem sedna sprawy. Z podpisem szefa nie będzie żadnych problemów, gdyż staruszka z pewnością nigdy nie widziała podpisu kustosza, którego fantazyjne zawijasy nie powinny być trudne do podrobienia. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w co nie wątpił, będzie mógł wykorzystywać ten dokument, ilekroć pojawią się jakieś trudności w dalszych poszukiwaniach, był bowiem pewien, że sprawa nie skończy się na rozmowie z lokatorką z parteru. Gdyby nawet była dawną sąsiadką rodziców nieznajomej kobiety, to wcale nie znaczy, że się ze sobą przyjaźnili. Być może informacje staruszki ograniczą się do mglistych wspomnień, nie wiadomo przecież, jak dawno lokatorzy z drugiego piętra przenieśli się do innego mieszkania. A może do innego kraju, a nawet świata, pomyślał z niepokojem, już po wyjściu na ulicę. Sławnym ludziom z jego kolekcji, gdziekolwiek są, zawsze depczą po piętach dziennikarze w pogoni za kolejną wypowiedzią czy zdjęciem, ale zwykli ludzie nikogo nie obchodzą, nikt się nie martwi tym, co robią, myślą, czują, a jeśli nawet czasem ktoś twierdzi, że jest inaczej, to tylko udaje. Gdyby nieznajoma wyjechała za granicę, byłaby poza jego zasięgiem, zupełnie jakby umarła, Koniec kropka, po wszystkim, szepnął pan José, ale po chwili skonstatował, że niezupełnie, gdyż przecież zostawiłaby tu cząstkę swojego życia, choćby niewielką, może jakieś cztery czy pięć lat, ale równie dobrze piętnaście lub dwadzieścia, w ciągu których były jakieś spotkania, oczarowania i rozczarowania, uśmiechy i łzy, a więc na pierwszy rzut oka życie jak każde inne, choć prawdę mówiąc, każde życie jest inne. Posunę się najdalej, jak będzie można, stwierdził pan José z niezwykłym dla siebie spokojem. W wyniku tej konkluzji wszedł do sklepu papierniczego i kupił gruby zeszyt w linie, taki, jakiego uczniowie używają do szkolnych notatek z różnych przedmiotów, łudząc się, że w ten sposób czegoś się uczą.

6
{"b":"100655","o":1}