Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Pan José bywał już niejednokrotnie na Cmentarzu. Urzędowa potrzeba sprawdzania, wyjaśniania rozbieżności, porównywania danych i usuwania nieścisłości sprawia, że pracownicy Archiwum dość często muszą udawać się na Cmentarz, prawie zawsze są to kanceliści, z rzadka referenci, zaś nigdy kierownicy i szef oczywiście nigdy. Z tych samych powodów kanceliści i niekiedy referenci Cmentarza Głównego odwiedzają Archiwum i są tu przyjmowani z równą serdecznością, jaka niebawem zostanie okazana panu José. Podobnie jak fasada, również i wnętrze budynku jest dokładną kopią Archiwum, choć pracownicy Cmentarza twierdzą, że to Archiwum jest kopią Cmentarza, w dodatku niepełną, zważywszy na brak bramy, na co ci z Archiwum odpowiadają, Ładna mi brama, wiecznie zamknięta. Tak czy inaczej jest tu identyczna barierka na całą szerokość ogromnej sali, takie same niebotyczne regały, biurka są również ustawione w kształcie trójkąta, którego podstawę stanowi osiem biurek kancelistów, za nimi czterech referentów, potem dwóch kierowników, którzy są zastępcami zarządcy, podobnie jak w Archiwum kierownicy są zastępcami kustosza i wreszcie na wierzchołku trójkąta siedzi zarządca. Wspomniani urzędnicy nie są jednak jedynymi pracownikami Cmentarza. Po obydwu stronach drzwi wejściowych znajdują się jeszcze długie ławki, na których, twarzą do barierki, siedzą przewodnicy. Niektórzy nazywają ich brutalnie, jak to dawniej bywało, grabarzami, lecz w oficjalnym biuletynie municypalnym ta kategoria pracownicza jest określana jako przewodnik cmentarny, co wcale nie jest, jak by można sądzić, jakimś eufemizmem, użytym w dobrej wierze, żeby zatuszować okrutne i bolesne skojarzenia z łopatą kopiącą prostokątny dół, jest to bowiem odpowiednia nazwa dla kogoś, kto nie tylko zakopuje nieboszczyka w ziemi, lecz również prowadzi go po jej powierzchni. Owi przewodnicy pracujący parami czekają, siedząc w milczeniu, na przybycie orszaku pogrzebowego i wówczas zaopatrzeni w marszrutę, sporządzoną przez kancelistę, któremu przypadł dany zmarły, wsiadają do czekającego na parkingu samochodu, mającego z tyłu migający świetlny napis Idź za mną, jaki widzi się na lotnisku, a więc przynajmniej pod tym względem zarządca Cmentarza Głównego ma rację, twierdząc, że są bardziej zaawansowani pod względem nowoczesnej technologii niż w Archiwum Głównym, gdzie do tej pory przestrzega się tradycji nakazującej pisać piórem maczanym w kałamarzu. Istotnie, kiedy się widzi samochód pogrzebowy i cały orszak posłusznie posuwający się za przewodnikami po zadbanych ulicach miasta i podmiejskich wertepach, w ślad za migającym napisem Idź za mną, Idź za mną, Idź za mną, aż do samego grobu, trudno nie pogodzić się z tezą, że nie wszystko na świecie zmienia się na gorsze. Nie od rzeczy będzie jeszcze wspomnieć, choć nie ma to specjalnego znaczenia dla całościowego zrozumienia niniejszej relacji, że jedną z najbardziej charakterystycznych cech osobowości przewodników jest przeświadczenie, że świat naprawdę jest rządzony przez wyższą inteligencję, wrażliwą na ludzkie potrzeby, bo jak mawiają, gdyby było inaczej, to samochody nie zostałyby wynalezione dokładnie w czasie, gdy zaczęły być potrzebne, to znaczy, gdy Cmentarz Główny rozrósł się do tego stopnia, że transport zwłok tradycyjnymi środkami lokomocji, takimi jak drąg i sznur lub wózek na dwóch kółkach, byłby prawdziwą drogą krzyżową na golgotę. Jeśli ktoś grzecznie zwróci im uwagę, żeby uważali na słowa, gdyż droga krzyżowa i golgota znaczy jedno i to samo i że nie ma sensu używać wyrażeń związanych z bólem odnośnie do kogoś, kto raz na zawsze przestał cierpieć, jest bardziej niż pewne, że odburkną niegrzecznie, Niech każdy pilnuje własnego nosa.

Po wejściu do kancelarii pan José skierował się prosto do barierki, patrząc z ukosa na siedzących przewodników, których nie lubił, gdyż przez nich Cmentarz górował nad Archiwum liczbą pracowników. Wszyscy go tutaj znali, nie musiał więc pokazywać legitymacji służbowej stwierdzającej, że jest pracownikiem Archiwum Głównego, a jeśli chodzi o jego słynne referencje, to nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby je wziąć, gdyż najmniej doświadczony kancelista od razu by odkrył, że dokument od początku do końca jest fałszywy. Spośród ośmiu pracowników siedzących przy barierce wybrał mężczyznę, który mu przypadł do gustu, trochę starszego niż on sam, z nieobecnym wyrazem twarzy, jakby już niczego nie oczekiwał od życia. Ilekroć pan José przychodził do kancelarii, był on zawsze w pracy, podobnie jak wszyscy inni urzędnicy. Dlatego też z początku myślał, że urzędnicy cmentarnej kancelarii nie korzystają z wolnych niedziel ani urlopów, że pracują przez okrągły rok, aż wreszcie ktoś mu wyjaśnił, że tak nie jest, gdyż jest grupa osób pracujących na zlecenie we wszystkie niedziele, Czasy niewolnictwa dawno minęły, panie José. Oczywiście urzędnicy Cmentarza Głównego od

dawna starają się o to, by te same osoby zastępowały ich również w sobotnie popołudnia, lecz jakoby z powodu budżetu i funduszy do tej pory ich roszczenia nie zostały zaspokojone, nic im nie pomogło powoływanie się na przykład Archiwum Głównego, gdzie w soboty pracuje się do południa, gdyż zwierzchnik, który odrzucił prośbę, powiedział zjadliwie, Żywi mogą poczekać, umarli nie. Było więc rzeczą niezwykłą, że pracownik Archiwum zjawił się u nich służbowo w sobotnie popołudnie, zamiast odpoczywać wraz z rodziną gdzieś na wsi, zająć się domowymi naprawami, odkładanymi na wolną chwilę lub po prostu leniuchować, bądź zastanawiać się, czemu służy wolny czas, skoro nie wiadomo, co z nim zrobić. Nie chcąc wzbudzać niepotrzebnego zdziwienia, które mogłoby się okazać kłopotliwe, pan José od razu zaspokoił ciekawość rozmówcy zawczasu przygotowanym wyjaśnieniem, To sprawa wyjątkowa, bardzo pilna, mój kierownik chce mieć tę informację w poniedziałek rano, dlatego prosił, żebym załatwił ją dzisiaj, w czasie wolnym od pracy, Skoro tak, proszę powiedzieć, o co chodzi, To bardzo proste, chcemy tylko wiedzieć, kiedy ta kobieta została pochowana. Kancelista wziął kartę, którą pan José mu pokazał i poszedł zasięgnąć opinii stosownego referenta. Pan José nie słyszał ich rozmowy, zarówno z powodu odległości, jak i dlatego, że tutaj, podobnie jak w Archiwum, rozmawia się przyciszonym głosem, lecz zobaczył, że referent potakująco skinął głową, a z ruchu warg odgadł, że powiedział, Można poinformować. Kancelista podszedł do stojącej wzdłuż barierki kartoteki, która mieściła karty zmarłych z ostatnich pięćdziesięciu lat, pozostałe leżały na półkach, ciągnących się w głąb budynku, otworzył szufladkę, znalazł kartę zmarłej kobiety, przepisał datę, o którą chodziło, i wrócił do pana José, Proszę bardzo, i dodał, jakby uznał, że to może mieć znaczenie. Jest w kwaterze samobójców. Pan José poczuł nagły skurcz w dołku, czyli mniej więcej tam, gdzie, jak wyczytał w czasopiśmie popularnonaukowym, połączenie nerwów tworzy coś w rodzaju wieloramiennej gwiazdy, zwanej splotem słonecznym, zdołał jednak ukryć zdumienie, przybierając automatycznie maskę obojętności, przyczyna śmierci musiała być podana w zagubionym świadectwie zgonu, którego nie widział, a przecież powinien, skoro jest urzędnikiem Archiwum, w dodatku zajmującym się służbowo tą sprawą. Starannie złożył kartkę, schował ją do portfela, podziękował za informację, nie zapominając powiedzieć, jak wypadło koledze po fachu, choć obydwaj byli tylko kancelistami, że gdyby czegoś potrzebował z Archiwum, może zawsze na niego liczyć. Pan José zrobił już dwa kroki w stronę drzwi, lecz zawrócił, Pomyślałem sobie, że może skorzystam z okazji i pospaceruję trochę po Cmentarzu, gdybyście pozwolili mi przejść przez budynek, nie musiałbym obchodzić dookoła, zaraz zapytam, powiedział kancelista. Podszedł do referenta, z którym przed chwilą rozmawiał, lecz ten nic nie powiedział, tylko wstał i skierował się do kierownika. Choć kierownik siedział jeszcze dalej, pan José z kiwnięcia głową i ruchu warg domyślił się, że otrzyma zgodę na przejście wewnętrznymi drzwiami. Kancelista nie wrócił od razu do barierki, najpierw podszedł do szafy, wyjął duży arkusz papieru i umieścił go pod klapą jakiejś maszyny z kolorowymi światełkami. Nacisnął przycisk, rozległ się hałas mechanizmu i przez boczny otwór wyszła kartka papieru mniejsza od tamtej. Kancelista schował arkusz do szafy i wreszcie podszedł do barierki, Lepiej, żeby pan wziął ze sobą mapę, czasem ludzie się gubią, co przysparza nam wielu kłopotów, gdyż do poszukiwań używa się samochodów, przez co mamy opóźnienia w pracy, pogrzeby muszą czekać, Ludzie łatwo wpadają w panikę, wystarczy przecież iść prosto przed siebie, w tym samym kierunku i zawsze gdzieś się dojdzie, choć u nas, w archiwum zmarłych to bardzo trudne, tam nie ma linii prostych, Teoretycznie ma pan rację, jednak tutaj linie proste tworzą labirynt, bez przerwy się urywają, zmieniają kierunek, wystarczy obejść grób dookoła i już człowiek nie wie, gdzie jest, U nas w Archiwum używamy nici Ariadny, jest niezawodna, My też przez pewien czas tak robiliśmy, ale niedługo, gdyż wielokrotnie ktoś przecinał sznurek i nie udało nam się odkryć ani sprawcy, ani przyczyny tych dowcipów, W każdym razie to nie sprawka zmarłych, Nigdy nie wiadomo, Osoby, które zabłądziły, były pozbawione inicjatywy, mogły kierować się słońcem, Niektórzy tak robili, ale czasem niebo jest zachmurzone, W Archiwum nie mamy takich maszyn, Żeby pan wiedział, jak to ułatwia pracę. Trzeba było kończyć rozmowę, gdyż referent dwukrotnie spojrzał w ich stronę, za drugim razem marszcząc już brwi i pan José powiedział półgłosem, referent już dwa razy na nas spojrzał, nie chcę, żeby pan miał przeze mnie kłopoty, Jeszcze tylko wskażę panu miejsce pochówku tej kobiety, proszę spojrzeć na koniec tego odgałęzienia, ta falująca linia to strumień, który na razie stanowi granicę, grób znajduje się w tym zakątku, rozpozna go pan po numerze, Myślałem, że po nazwisku, Nie wiem, czy już jest tabliczka z nazwiskiem, najważniejszy jest numer, nazwiska nie zmieściłyby się na mapie, musiałaby być wielka jak świat, W skali jeden do jednego, Tak, ale i wówczas nazwiska nakładałyby się na siebie, Czy to aktualna mapa, Tak, aktualizujemy ją co dzień, Niech mi pan powie, skąd pan wiedział, że chcę zobaczyć grób tej kobiety, Po prostu na pana miejscu zrobiłbym to samo, Dlaczego, żeby mieć pewność, że umarła, Nie, że żyła. Referent spojrzał na nich po raz trzeci, zrobił ruch, jakby miał zamiar wstać, lecz nie zdążył, gdyż pan José szybko pożegnał kancelistę. Jeszcze raz dziękuję, powiedział, kłaniając się lekko zarządcy, co zawsze jest wskazane wobec takich osobistości, podobnie jak wskazane jest dziękowanie niebiosom, z tą różnicą, że w tym przypadku nie pochylamy głowy, lecz ją podnosimy.

30
{"b":"100655","o":1}