Литмир - Электронная Библиотека
A
A

ROZDZIAŁ 42

– To już ostatnie miejsce – powiedział Connie, kiedy podjechali do sklepu z motocyklami. Wysiedli, a Brooke rozejrzała się wokół.

– Jego młodszy brat?

– Scott Adams. – Connie sprawdził listę. – Kieruje tym interesem.

– Miejmy nadzieję, że będzie bardziej pomocny niż inni.

Sprawdzili wszystkich krewnych Adamsa w okolicy. Nikt nie widział go ani nie miał od niego wiadomości w ciągu ostatniego tygodnia, tak w każdym razie mówili. Scott Adams mógł być ich ostatnią szansą. Kiedy weszli, dowiedzieli się jednak, że wyjechał z miasta na ślub przyjaciela i wróci za kilka dni. Connie podał wizytówkę młodemu mężczyźnie za ladą.

– Powiedz mu, proszę, żeby do mnie zadzwonił, kiedy wróci.

Sprzedawca Rick, ten sam, który bez powodzenia usiłował flirtować z Faith, spojrzał na wizytówkę.

– To ma coś wspólnego z jego bratem?

– Znasz Lee Adamsa? – zapytała Brooke. Oboje z Conniem uważnie patrzyli na Ricka.

– Nie mogę powiedzieć, żebym go znał. On nie zna mojego imienia ani nic. Ale kilka razy tu był. Ostatnio, faktycznie, parę dni temu.

Agenci oglądali Ricka od stóp do głów, oceniając jego wiarygodność.

– Był sam? – zapytała Brooke.

– Nie, miał jakąś laskę.

Wyjęła zdjęcie Lockhart i podała Rickowi.

– Ale z krótkimi włosami, czarnymi, a nie kasztanowymi – powiedziała.

– Taa, to ona – potakiwał Rick, patrząc na fotografię. – Lee też miał inne włosy, krótkie i blond. Poza tym miał wąsy i brodę. Jestem naprawdę dobry w zauważaniu różnych takich rzeczy.

Reynolds i Connie spojrzeli na siebie. Oboje starali się ukryć podniecenie.

– Masz pomysł, dokąd mogli jechać? – zapytał Connie.

– Może. Ale na pewno wiem, dlaczego tu przyszli.

– Naprawdę? Niby dlaczego?

– Potrzebowali pojazdu, wzięli motor. Jeden z tych wielkich gold wingów.

– Gold wingów? – powtórzyła Reynolds.

– Taa. – Rick przerzucił stos kolorowych broszur i wyjął jedną, żeby zobaczyła. – O, taka, Honda Gold Wing SE. Na długą drogę nie ma nic lepszego od tego maleństwa. Możecie mi wierzyć.

– Mówisz, że Adams jedną wziął. Masz kolor, numer rejestracyjny?

– Mogę znaleźć numer, a kolor jest taki sam jak w broszurze. To był model próbny, Scott pozwolił mu ją wziąć.

– Mówiłeś, że może masz pomysł, dokąd pojechali – przypomniała Reynolds.

– Czego chcecie od Lee?

– Pogadać. Z nim oraz z damą, która jest z nim – powiedziała przyjaźnie.

– Zrobili coś złego?

– Nie będziemy wiedzieli, dopóki z nimi nie pogadamy – odpowiedział Connie. Podszedł odrobinę bliżej. – Dochodzenie FBI jest w toku. Jesteś ich przyjacielem czy kimś takim?

– Do diabła, nie, a ta laska to prawdziwe nieszczęście. – Rick zbladł na samą sugestię. – Kiedy Lee był w środku, wyszedłem na parking i próbowałem jej pomóc. W pełni profesjonalnie, rozumiecie, a ona wsiadła na mnie. A Lee nie jest nic lepszy. Kiedy wyszedł, coś do mnie mruczał. Naprawdę, niedługo kopnąłbym go w dupę.

– Kopnąłbyś go w dupę? – Connie patrzył na podobnego do tyczki grochowej Ricka i przypomniał sobie imponującą posturę Lee. – Naprawdę?

– Może jest trochę cięższy – Rick się nie upierał – ale jest stary, a ja trenuję taekwondo.

– Mówisz więc – Reynolds uważnie przyglądała się Rickowi – że Lee Adams był przez chwilę w środku, a kobieta była sama na zewnątrz?

– Tak było.

Reynolds i Connie wymienili spojrzenia.

– Jeśli wiesz, dokąd pojechali, Biuro będzie bardzo wdzięczne za informację. – Reynolds była zniecierpliwiona. – I jeszcze numer rejestracyjny. Jak najszybciej, jeśli nie masz nic przeciw temu, trochę się spieszymy.

– Jasne. Lee wziął mapę Karoliny Północnej. Normalnie je sprzedajemy, ale Scott mu ją po prostu dał. Tak przynajmniej mówiła Shirley, dziewczyna, która zwykle pracuje za ladą.

– Jest dzisiaj?

– Nie, chora. Ja jestem tu za nią.

– Mogę wziąć jedną z tych map Karoliny? – zapytała Reynolds.

Rick podał jej mapę.

– Ile płacę?

– Dobra, na koszt firmy. – Uśmiechnął się. – Jestem porządnym obywatelem. Myślę o zapisaniu się do FBI.

– Cóż, zawsze potrzebujemy dobrych ludzi – powiedział Connie z kamienną twarzą, odwracając wzrok.

Rick odnalazł numer rejestracyjny motocykla i podał Conniemu.

– Tylko powiedzcie mi, co znajdziecie – powiedział, kiedy zbierali się do wyjścia.

– Pierwszy się dowiesz – odparł Connie.

Agenci wsiedli do samochodu, Brooke spojrzała na partnera.

– W każdym razie Adams nie trzyma Lockhart wbrew jej woli. Zostawił ją samą na zewnątrz, mogłaby uciec.

– Rzeczywiście wygląda, jakby działali wspólnie. Przynajmniej teraz.

– Karolina Północna – Brooke powiedziała to właściwie do siebie.

– Wielki stan – odparł Connie. Spojrzała na niego ironicznie:

– Zobaczmy, czy nie uda się nam nieco go okroić. Na lotnisku Lockhart kupiła dwa bilety do Norfolk w Wirginii.

– To po co mapa Karoliny Północnej?

– Nie mogli polecieć samolotem, bo czekalibyśmy na nich. Przynajmniej Adams chyba to wiedział. Prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że mamy układ z liniami lotniczymi i w ten sposób namierzyliśmy Lockhart na lotnisku.

– Lockhart spieprzyła wszystko, podając prawdziwe nazwisko na drugi bilet. Ale to chyba wszystko, co mogła zrobić, jeśli nie ma drugiego fałszywego dowodu – dodał Connie.

– To znaczy, że nie mogą lecieć samolotem. Nie mogą używać karty kredytowej, więc nie pojechali wynajętym samochodem. Adams zdaje sobie sprawę, że obstawimy dworce autobusowe i kolejowe. Bierze więc od brata hondę i mapę ich prawdziwego celu: Karoliny Północnej.

– Co znaczy, że kiedy dostaliby się do Norfolk samolotem, to albo chcieli wynająć samochód, albo też innym samolotem polecieć dokądś w Karolinie.

– Ale to nie ma sensu. – Brooke potrząsnęła głową. – Jeśli chcieli lecieć do Karoliny Północnej, to dlaczego nie polecieli tam bezpośrednio? Są miliony lotów do Charlotte czy Raleigh. Dlaczego do Norfolk?

– No, można jechać przez Norfolk, jeśli nie udajesz się do Charlotte, Raleigh ani dokądkolwiek w ich sąsiedztwo – spekulował Connie. – A jednak chcieli jechać gdzieś do Karoliny Północnej.

– Czemu więc nie polecieli do jednego z jej głównych miast?

– A jeśli Norfolk jest znacznie bliżej miejsca, gdzie chcieli się dostać, niż Charlotte i Raleigh?

Brooke zastanowiła się przez chwilę.

– Raleigh leży z grubsza w centrum stanu, a Charlotte na zachodzie…

– Wschód! – Connie pstryknął palcami. – Wybrzeże! Outer Banks?

– Może. – Reynolds pokiwała akceptujące – W Outer Banks są tysiące domów na plaży, w których można się ukryć.

– Tysiące domów… – zamruczał Connie, który nagle stracił większość zapału.

– Najpierw możesz zadzwonić do łącznika Biura z liniami lotniczymi i dowiedzieć się, jakie są loty z Norfolk do Outer Banks. Mamy też trochę danych, aby określić czas. Ich lot powinien się skończyć w Norfolk około południa. Nie wydaje mi się, by chcieli przebywać w miejscach publicznych dłużej niż absolutnie niezbędne, więc lot z Norfolk musiałby być możliwie blisko południa. Może jakiś komputer ma regularne połączenie. Wcześniej sprawdzaliśmy w głównych liniach, nie rezerwowali niczego z Norfolk.

Connie podniósł słuchawkę i przekazał zamówienie. Po chwili otrzymał odpowiedź. Znów spojrzał na Brooke z nadzieją.

– Nie uwierzysz, ale jest tylko jedno połączenie z Norfolk do Outer Banks.

– W końcu jakieś szczęście w tej cholernej sprawie. – Brooke uśmiechnęła się szeroko i potrząsnęła głową. – Mów.

– Tarheel Airways. Latają z Norfolk do pięciu miejsc w Karolinie: Kill Devil Hills, Manteo, Ocracoke, Hatteras i czegoś, co nazywa się Pine Island, koło Duck. Nie ma regularnego rozkładu lotów. Dzwonisz do nich i samolot czeka na ciebie.

Brooke otwarła mapę i wpatrywała się w nią.

– Okay, tu jest Hatteras i Ocracoke. Na samym południu. A tu – wskazała palcem – Kill Devil Hills, Manteo na południe, a Duck tutaj, na północ.

Connie spojrzał z większym zainteresowaniem.

– Byłem tam kiedyś na wakacjach. Przejeżdża się przez most i kieruje na północ, do Duck, albo na południe, do Kill Devil. Obie miejscowości są mniej więcej w tej samej odległości.

– Więc jak myślisz? Północ czy południe?

– Jeśli jechali do Karoliny Północnej, to pewnie był to pomysł Lockhart.

Brooke patrzyła na niego ze zdziwieniem.

– Bo Adams wziął mapę – wyjaśnił Connie. – Gdyby znał drogę, nie zrobiłby tego.

– Dobrze, Sherlocku, co jeszcze?

– Lockhart ma sporo pieniędzy. Wystarczy spojrzeć na jej dom w McLean. Gdybym był nią, miałbym na wszelki wypadek dom na fałszywe nazwisko.

– Wciąż jesteśmy na początku: północ czy południe?

Przez chwilę siedzieli zamyśleni. Nagle Brooke palnęła się czoło.

– Ale z nas głupki. Connie, jeśli do Tarheel trzeba zadzwonić, żeby zamówić lot, to tam znajdziemy odpowiedź.

– Cholera, jak ślepi. – Oczy Conniego rozszerzyły się ze zdziwienia. Wziął słuchawkę, wystukał numer do Tarheel i poprosił o sprawdzenie, podając datę, przybliżony czas i nazwisko Suzanne Blake. Odłożył słuchawkę i spojrzał na Reynolds.

– Nasza pani Blake dokonała dwa dni temu rezerwacji dla dwóch osób, na lot z Norfolk około drugiej po południu. Tarheel zostało wykiwane, bo państwo się nie pojawili. Zwykle biorą numer karty kredytowej, ale ona latała wielokrotnie, więc uwierzyli jej na słowo.

– Dokąd mieli lecieć?

– Pine Island.

– Boże, Connie – Reynolds nie mogła powstrzymać się od uśmiechu – może wreszcie uda się nam to popchnąć.

– Szkoda tylko – powiedział Connie, zapuszczając silnik – że nie mogę wziąć samolotu Biura. Musimy wziąć tego starego crown vica. Myślę, że to będzie jakieś sześć godzin, nie licząc postojów. – Spojrzał na zegarek. – Z postojami będziemy tam około pierwszej w nocy.

– Nie powinnam opuszczać okolicy.

– Reguła Biura Numer Jeden: Możesz jechać wszędzie, jeśli twój anioł stróż jest z tobą.

72
{"b":"97738","o":1}