Lee spędził kilka godzin na parterze, niespokojnie drzemiąc na kanapie z pistoletem na brzuchu. Co kilka minut zdawało mu się, że słyszy, jak ktoś włamuje się do domu, i za każdym razem okazywało się to wytworem wyobraźni, która ze wszystkich sił starała się sprawić, by oszalał. Nie mógł zasnąć, więc w końcu, po wielu bezsennych godzinach, postanowił przygotować się do drogi do Charlottesville. Szybko wykąpał się i przebrał. Właśnie pakował torbę, gdy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Była to Faith w długim, białym szlafroku. Wymięte policzki i zmęczone oczy świadczyły o tym, że też nie mogła zasnąć.
– Gdzie Buchanan? – zapytał.
– Chyba drzemie. Mnie się to nie udało.
– Coś takiego – skończył pakowanie i zamknął torbę.
– Na pewno nie chcesz, żebym z tobą pojechała?
– Nie chcę, byś była gdziekolwiek w pobliżu tego faceta i jego bandytów, jeśli się pojawią. Wczoraj wieczorem dodzwoniłem się do Renee. Po raz pierwszy od nie wiem jak dawna rozmawiałem z nią i musiałem jej powiedzieć, że z powodu czegoś, co zrobił jej głupi tatuś, może być celem jakichś psycholi.
– Jak to przyjęła?
– Właściwie wydawała się szczęśliwa, że do niej zadzwoniłem. – Lee wyraźnie się rozjaśnił. – Nie powiedziałem jej o wszystkim, nie chciałem jej za bardzo przerazić, ale wydaje mi się, że chce mnie zobaczyć.
– Cieszę się, naprawdę się z tego cieszę, Lee.
– Przynajmniej gliny poważnie potraktowały mój telefon. Renee powiedziała, że był u niej policjant, a po okolicy krąży radiowóz. – Odłożył torbę i chwycił Faith za rękę. – Martwię się, że cię opuszczam.
– To jest twoja córka. Poradzimy sobie. Słyszałeś Danny’ego, ma tego kogoś na muszce.
– Nie możecie sobie w tej chwili pozwolić na osłabienie czujności. – Lee nie był przekonany. – O ósmej będzie samochód, który zabierze ciebie i Buchanana do samolotu. Wracacie do stolicy.
– Co potem?
– Jedźcie do jakiegoś motelu na przedmieściu. Zameldujcie się pod fałszywymi nazwiskami i zadzwońcie do mnie na komórkę. Wrócę do was, kiedy sprawdzę, że wszystko jest w porządku z Renee. Już to omówiłem z Buchananem, zgadza się.
– A potem? – naciskała Faith.
– Róbmy jeden krok naraz. Mówiłem ci, że nie ma żadnych gwarancji, że się uda.
– Właściwie mówiłam o nas.
– Och… – wykrztusił Lee, który nagle musiał się zająć paskiem torby. Zabrzmiało to idiotycznie.
– Rozumiem.
– Co rozumiesz?
– Barn, barn., dziękuję, madame.
– Skąd ci to przyszło do głowy? Jeszcze mnie nie poznałaś?
– Właściwie to myślałam, że cię poznałam. Ale o czymś chyba zapomniałam: ty jesteś z grupy samotników, seks jedynie dla przyjemności. Prawda?
– Po co to wszystko? Jakbyśmy nie mieli dosyć zmartwień. Porozmawiajmy o tym później, nie mam zamiaru nie wracać.
Lee nie chciał jej zbyć, ale, do cholery, dlaczego nie rozumie, że w tej chwili nie mają czasu na takie rozmowy? Faith siadła na łóżku.
– Tak jak powiedziałeś, żadnych gwarancji.
– Wrócę, Faith. – Położył jej rękę na ramieniu. – Nie posunąłbym się tak daleko, żeby cię teraz zostawić.
– Dobrze. – Tylko tyle mogła powiedzieć. Wstała i szybko go uścisnęła. – Proszę, uważaj na siebie.
Wypuściła go tylnymi drzwiami. Lee długo się jej przyglądał, kiedy odwróciła się i wracała. Zapamiętywał wszystko, od bosych stóp do krótkich ciemnych włosów. Przez krótką, nieprzyjemną chwilę zastanawiał się, czy nie widzi jej po raz ostatni.
Wsiadł na hondę i szybko uruchomił motocykl…
Kiedy Lee wyjechał na ulicę, Brooke Reynolds popędziła do crown vica i otwarła drzwi. Bez tchu zajrzała do środka.
– Cholera, wiedziałam, że to się zdarzy właśnie wtedy, kiedy podejdę przyjrzeć się domowi. Musiał wyjść tylnymi drzwiami. Nie włączył nawet świateł na parkingu. Nie widziałam go do chwili, gdy włączył motocykl. Co robimy? Dom czy motocykl?
– Adams już jest poza zasięgiem. – Connie patrzył na ulicę. – A jego motocykl jest dużo bardziej zrywny niż ten czołg.
– Pozostaje więc dom i Lockhart.
– Zakładamy, że ona tam ciągle jest. – Connie nagle się zmartwił. – W gruncie rzeczy nie wiemy nawet, czy kiedykolwiek tam była.
– Cholera, wiedziałam, że to powiesz. Żeby tylko tam była. Jeśli się okaże, że właśnie pozwoliliśmy uciec Adamsowi, a Lockhart nie ma w domu, to ja popłynę do Anglii. A ty zaraz za mną. Dalej, Connie, musimy wejść do tego domu.
– Cholera, nie lubię czegoś takiego – mruczał Connie, wychodząc z samochodu z pistoletem w ręce i rozglądając się nerwowo. – Może to kocioł. Możemy wleźć prosto w nieszczęście. A nie mamy wsparcia.
– Nie mamy wyboru.
– Dobra, ale do cholery, stój za mną.
Ruszyli w kierunku domu.