Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Przytul mnie. Dotknij mnie…

J.S. coś powiedział, ale mój umysł pracował na przyspieszonych obrotach. Lalka. Bielizna. Nóż. Prostytutka o imieniu Julie, która odwala numery z koszulą nocną. Rysunek zwłok z napisem “Nie tnij mnie". Artykuły prasowe znalezione w pokoju przy Berger Street, jeden o włamaniu i zrobionej z wypchanego szlafroka lalce, jeden z moim zdjęciem, starannie wycięty i oznaczony X-em. Czaszka szczerząca zęby z krzaków pod moim domem. Twarz Gabby o czwartej nad ranem, kiedy byłam absolutnie przerażona. Bałagan w sypialni.

Niech muzyka nocy w nas tworzy się…

– Muszę kończyć, J.S.

– Tempe, obiecaj mi, że zrobisz to, co ci powiedziałem. Może to pudło, ale może natręt Gabby jest tym zwyrodnialcem, który miał gniazdko na Berger Street. Może być zabójcą. Jeśli tak, to jesteś w niebezpieczeństwie. Przeszkadzasz mu, więc stanowisz dla niego zagrożenie. Miał twoje zdjęcie. Być może to on podrzucił czaszkę Grace Damas w twoim ogrodzie. Wie, kim jesteś. Wie, gdzie jesteś…

Nie słyszałam J.S. W myślach byłam już w akcji.

Przejechanie przez Centre-ville, dojechanie do Main i znalezienie miejsca, w którym zawsze parkowałam, zajęło pół godziny. Gdy przechodziłam nad wyciągniętymi nogami włóczęgi ruszającego głową w rytm przygłuszonych dźwięków dobiegających zza ściany, uśmiechnął się, podniósł rękę i pomachał nią, po czym rozprostował palce i wyciągnął dłoń w moją stronę.

Włożyłam rękę do kieszeni i dałam mu monetę. Może popilnuje mojego samochodu.

Musiałam przeciskać się w tłumie najróżniejszych amatorów nocnego życia, od których teraz się roiło w Main. Żebracy, prostytutki, narkomani i turyści. Kłębiły się grupki wyluzowanych akwizytorów i urzędasów. Dla jednych był to świat zabawy, a dla innych pozbawiona uroku, smutna rzeczywistość. St. Laurent zapraszało wszystkich.

W odróżnieniu od mojej poprzedniej bytności tutaj, tym razem miałam plan. Przeciskałam się w stronę Ste. Catherine, mając nadzieję znaleźć Jewel Tambeaux. Nie było to takie łatwe. Chociaż jak zwykle przed hotelem Granada tłoczyła się gromadka kobiet, Jewel wśród nich nie było.

Przeszłam przez ulicę i przyjrzałam się kobietom. Żadna nie sięgnęła po kamień. Uznałam to za dobry znak. Co teraz? Po ostatnich doświadczeniach z tymi damami, wiedziałam, czego nie robić. Nie wiedziałam jednak, jak się powinnam zachowywać.

Mam zasadę, która do tej pory sprawdzała się w życiu. Kiedy masz wątpliwości, nic nie rób. Jeśli nie jesteś pewna, nie kupuj czegoś, nie komentuj, nie zobowiązuj się do niczego. Siedź cicho. Odejście od tej zasady przeważnie źle się kończyło. Czerwoną sukienką z falbankami. Zaciekłą dysputą o kreacjonizmie. Ostrzegawczym listem od rektora. Tym razem nie odstępowałam od swojej zasady.

Znalazłam betonowy blok, zrzuciłam z niego kawałki szkła i usiadłam na nim. Siedziałam trzymając kolana razem i czekałam, patrząc na Granadę, Czekałam i czekałam.

Przez jakiś czas opera mydlana tocząca się na moich oczach była nawet intrygująca. Szybko minęła północ, zrobiła się pierwsza. Potem druga. Ten film był o uwodzeniu i wykorzystywaniu. Smutek młodości. Modelki. Moda na ćpanie. Bawiłam się z sobą, wymyślając zabawne tytuły.

O trzeciej i to mnie już przestało bawić. Byłam zmęczona, zniechęcona i znudzona. Wiedziałam, że prowadzenie obserwacji to żadna rewelacja, ale nie byłam przygotowana na to, że jest to aż tak zamulające. Wypiłam tyle kawy, że można by nią wypełnić akwarium, wyliczałam sobie najróżniejsze rzeczy, skomponowałam kilka listów, których nigdy nie napiszę, i bawiłam się starając odgadnąć, jakie historie życiowe mają liczni przewijający się przed moimi oczyma mieszkańcy Quebecu. Prostytutki i ich klienci pojawiali się i znikali, ale nie było pośród nich Jewel Tambeaux.

Wstałam i rozprostowałam się, rozważyłam nawet rozmasowanie mojego znieczulonego tyłka, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Następnym razem, żadnego betonu. Następnym razem żadnego siedzenia i wypatrywania prostytutki, która może być w Saskatoon.

Kiedy ruszyłam już w stronę samochodu, po drugiej stronie ulicy przy krawężniku zatrzymał się biały, duży pontiac. Wyłoniła się z niego jaskrawo pomarańczowa czupryna, a za nią znajoma twarz i bluzka.

Jewel Tambeaux trzasnęła drzwiami pontiaca, schyliła się, włożyła głowę do samochodu przez otwarte okno i powiedziała coś do kierowcy. Chwilę później samochód szybko odjechał, a Jewel przyłączyła się do dwóch kobiet siedzących na schodach hotelu. W świetle migającego neonu wyglądały jak trzy gospodynie domowe rozmawiające na werandzie w podmiejskim domku. Ich śmiech niósł się w nocnym powietrzu. Po chwili Jewel wstała, podciągnęła nieco swoją błyszczącą mini i ruszyła w kurs.

Main zaczynało się zwijać, łowców mocnych wrażeń już nie było, zaczynali się natomiast pojawiać zbieracze odpadków. Jewel szła powoli, kołysząc biodrami. Przeszłam przez ulicę i znalazłam się za nią.

– Jewel?

Odwróciła się, uśmiechnęła i na jej twarzy pojawił się pytający wyraz. Nie mnie się spodziewała. Jej oczy przebiegły po mojej twarzy, zakłopotane i rozczarowane. Czekałam, aż mnie rozpozna.

– Margaret Mead…

Uśmiechnęłam się. – Tempe Brennan.

– Zbierasz materiały do książki? – Ręką wykonała taki gest, jakby wypisywała tytuł. – “Dupa na obcasach, czyli moje życie wśród prostytutek". – Powiedziała to z akcentem typowym dla południa Stanów.

Roześmiałam się.

– Pewnie by się dobrze sprzedawała. Mogę się z tobą przejść?

Wzruszyła ramionami, wypuściła powietrze, po czym się odwróciła i ponownie zaczęła kołysać biodrami. Zrównałam się z nią.

– Ciągle szukasz swojej przyjaciółki, chere?

– Tak naprawdę, to chciałam znaleźć ciebie. Nie spodziewałam się, że zjawisz się tak późno.

– Przedszkole jest jeszcze czynne, słonko. Trzeba się uwijać, żeby się utrzymać w interesie.

– Widzę.

Przez chwilę szłyśmy nic nie mówiąc, stawiałam tenisówki w rytm metalicznego stukotu jej szpilek.

– Już nie próbuję szukać Gabby. Myślę, że ona nie chce być znaleziona. Jakiś tydzień temu zjawiła się u mnie, a potem znowu zniknęła. Uznałam, że jak przyjdzie, to będzie i już…

Obserwowałam jej reakcję. Jewel wzruszyła ramionami i nic nie powiedziała. Kiedy szłyśmy, jej lakierowane włosy raz znajdowały się w cieniu, a raz były w pełni oświetlone. Gdzieniegdzie wyłączały się neony, bo zamykano ostatnie knajpy, a wraz z nimi odór stęchłego piwa i dymu papierosowego.

– Chodzi o to, że chciałabym porozmawiać z Julie.

Jewel zatrzymała się i odwróciła do mnie. Jej twarz zdradzała odrętwienie, jakby była już zupełnie zmęczona nocą. Życiem. Z dekoltu bluzki wyciągnęła paczkę playersów, zapaliła jednego i wydmuchnęła dym do góry.

– Może powinnaś iść do domu, złotko.

– Dlaczego tak mówisz?

– Cały czas ścigasz zabójców, prawda, słonko?

Jewel Tambeaux była nie w ciemię bita.

– Jestem przekonana, że jeden gdzieś tu się kręci.

– I myślisz, że to kowboj, z którym zabawia się Julie?

– Najpierw chciałabym z nim porozmawiać.

Wzięła macha, strąciła popiół długim, czerwonym paznokciem, po czym przyglądała się iskierkom uderzającym w chodnik.

– Już ostatnio mówiłam ci, że ten gość ma muł zamiast mózgu i osobowość kijanki, ale wątpię, żeby kogoś zabił.

– Wiesz, kim on jest? – spytałam.

– Nie. Takich kretynów rzadko się widuje. W ogóle sobie nimi nie zawracam głowy.

– Powiedziałaś, że ten gościu to typ spod ciemnej gwiazdy.

– Tutaj w ogóle nie ma zbyt wielu porządnych, słonko.

– Kręcił się tu ostatnio?

Przyglądała się mi, a potem zaczęła zastanawiać się nad czymś, przypominając sobie jakąś sytuację albo myśl, ale co to było, mogłam tylko zgadywać. Wyraźnie nic przyjemnego.

– Tak. Widziałam go.

Czekałam. Wzięła macha i patrzyła na wolno przejeżdżający samochód.

– Ale nie widziałam ostatnio Julie.

Wzięła kolejnego macha, zamknęła oczy, wstrzymała dym w płucach, po czym wydmuchnęła go do góry.

– Ani twojej przyjaciółki Gabby.

Otworzyła się. Powinnam ją przycisnąć?

– Myślisz, że udałoby mi się go znaleźć.

– Szczerze mówiąc, słonko, podejrzewam, że bez mapy nie znalazłabyś własnego tyłka.

Miło wiedzieć, że jest się szanowanym.

Jewel wzięła ostatniego macha, rzuciła niedopałek i zdeptała go butem.

– No dobra, Margaret Mead. Znajdźmy tego kowboja.

79
{"b":"96642","o":1}