W jakimś parku na uboczu, bawiące się dzieci znalazły częściowo ubrany szkielet. Na plaży przy Lać St. Louis znaleziono ciało w zaawansowanym stopniu rozkładu. Podczas sprzątania nowo kupionego domu jakaś para znalazła skrzynię pełną ludzkich czaszek pokrytych woskiem, krwią i piórami. Wszystkie te znaleziska trafiły do mnie.
Przypuszczano, że ciało znalezione na brzegu Lać St. Louis należało do dżentelmena, który zginął podczas niefortunnego wypadku zeszłej jesieni, kiedy to jego rywalowi nie spodobało się to, że zajął się przemytem papierosów. Właśnie składałam jego czaszkę, kiedy zadzwonił telefon.
Spodziewałam się tego, ale nie tak wcześnie. Kiedy słuchałam, serce biło mi szybko i miałam wrażenie, że krew pod mostkiem musuje, jak woda sodowa po wstrząśnięciu butelką. Zrobiło mi się strasznie gorąco.
– Nie żyje od co najwyżej sześciu godzin – mówił LaManche. – Myślę, że powinnaś rzucić na nią okiem.