– No dalej, człowieku – ponaglił mężczyzna. – Dawaj tu tą swoją białą dupę!
Odruchowo zrobił, co mu kazano. Ostrożnie usiadł i przyjrzał się nieproszonemu gościowi.
– Możemy zachowywać się przyzwoicie, to zależy – powiedział facet siedzący na stole, chyba szef tej grupki. – Ja jestem Twin – przedstawił się. – A to – wskazał na mężczyznę przy oknie – Reginald.
Jack spojrzał w stronę Reginalda. Murzyn dłubał w zębach wykałaczką i głośno cmokał. Patrzył na Jacka z pogardą. Chociaż nie był aż tak umięśniony jak Warren, należał do tej samej kategorii. Na zewnętrznej stronie prawego przedramienia miał wytatuowane dwa słowa "Black Kings".
– Widzisz, chłopie, Reginald jest wkurzony – kontynuował Twin – bo w mieszkaniu gówno znalazł. Tu nie ma nawet telewizora. A tymczasem część umowy była taka, że możemy sobie zabrać, co chcemy z twojej chaty.
– Jakiej umowy? – zapytał Jack.
– Ujmijmy to w ten sposób. Ja i moi bracia zostaliśmy opłaceni niewielką sumką, żeby wdepnąć do twojej cholernej nory i trochę ci ją wysprzątać. Nie licząc artylerii na stole, nic wielkiego, niemal towarzyska wizyta. To ma być tylko takie małe ostrzeżenie. Szczegółów nie znam, ale najwyraźniej jesteś dla kogoś w pewnym szpitalu jak drzazga w dupie, wkurzyłeś tam ciężko pracujących ludzi. Mam ci przypomnieć, żebyś zabrał się do własnej roboty i pozwolił im robić swoje. Rozumiesz, o co tu biega, lepiej niż ja, jak sądzę. No bo ja nie bardzo. Pierwszy raz mam takie zlecenie.
– Chyba łapię, o co chodzi – odpowiedział Jack.
– Cieszę się – stwierdził Twin. – Inaczej musielibyśmy złamać ci kilka palców lub co innego. Nie zlecono nam jakiegoś poważnego uszkodzenia klienta, ale jak Reginald zaczyna, trudno go powstrzymać, szczególnie gdy jest wkurzony. Coś musi dostać. Na pewno nie chowasz tu gdzieś telewizora albo czegoś podobnego?
– Przyjechał na rowerze – odezwał się jeden z pozostałych mężczyzn.
– Co ty na to, Reginald? – zapytał Twin. – Chcesz nowy rower?
Reginald pochylił się do przodu, tak że mógł zajrzeć do pokoju dziennego. Wzruszył tylko ramionami.
– Myślę, że uratowałeś dupę – oświadczył Twin. Wstał.
– Kto wam za to zapłacił? – zapytał Jack.
Twin otworzył szeroko oczy i roześmiał się.
– To nie byłoby dla mnie zdrowe, gdybym ci powiedział, prawda? Ale skoro pytasz, to przynajmniej masz jaja.
Jack chciał zadać jeszcze jedno pytanie, gdy został gwałtownie powstrzymany przez Twina. Siła ciosu zwaliła go z krzesła. Upadł na plecy. Pokój zafalował mu przed oczyma. Będąc na pograniczu utraty świadomości, poczuł, że wyciągają mu portfel z kieszeni spodni. Przed ostatnim, zdawało mu się śmiertelnym kopnięciem w brzuch usłyszał jeszcze stłumiony śmiech. Potem nastąpiła kompletna ciemność.