Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Próbowałem już zwracać wam uwagę na tę kategorię wydatków, które moim zdaniem są przesadne…

– Tak?

– I za każdym razem śmialiście się tylko.

– Naprawdę? Musiałeś się gdzieś pomylić, to przecież niemożliwe. Z triumfem w oczach wyciąga do mnie plik papierów.

– Zaczyna się w Gao. Siedemdziesiąt dwie dziewczyny średnio po osiemdziesiąt franków.

Po czym wylicza mi poszczególne etapy podróży.

– Gossi, trzy. Hombori, dwanaście. Boni, pięć. Douentza, osiem. A niektóre biją rekordy. W Sofara jedna z tych panienek dostała sto pięćdziesiąt franków.

Biorę mu papier z rąk. Rzeczywiście, jest tam napisane: �Sofara, mineta. Charlie".

Zaczynam rozumieć. Wprawdzie w Afryce rżnie się na potęgę, ale trudno jest osiągnąć cokolwiek innego niż zwyczajne bum-bum. "Wziąć do ust, szefie, to nie jest czyste, wsadzić do tyłu, szefie, to boli." Więc trzeba podnieść stawkę. Dziewczyny odmawiają do chwili, kiedy cena staje się nie do odrzucenia. Chotard ciągnie dalej:

– Muszę panu powiedzieć, że jest pan daleko na pierwszym miejscu, za panem jest Jacky i…

Tu nie może powstrzymać uśmiechu. Odchrząkuje:

– No i ja.

– No właśnie!? To ty! Chotard, za dużo ciupciasz.

Tym razem ogarnia go początek paniki. Ten facet jest inteligentny, wykształcony, ma ogromne poczucie humoru. To pierwszorzędny wodzirej. Często wykorzystuje swój wygląd mandaryna, żeby udawać przewrotnego Chińczyka, z jego sarkastycznym rechotem, świetnie opracowany numer. Ale ze mną nigdy nie jest sobą. Zawsze się boi.

– Ależ Charlie, zapewniam cię…

– No już dobrze. Co jeszcze?

– Zabawy, jedzenie, trawka. W sumie przyjemności kosztowały nas prawie trzydzieści tysięcy dolarów.

– Dalej?

– Łapówki dla urzędników. Trochę ponad dziesięć tysięcy. Ta suma stale rośnie.

Dobrze. A dobre uczynki?

– Dziewięć tysięcy siedemset pięćdziesiąt i… no, dziesięć tysięcy!

Dobre uczynki to wszystkie towary, które rozdajemy na szlaku, w tych okolicach, gdzie ludziom brakuje wszystkiego. Dlatego moje konwoje obładowane są puszkami mleka, workami ryżu i pudełkami aspiryny. Ilekroć przejeżdżamy przez Sahel, zatrzymujemy się przy każdym obozowisku, żeby rozdać trochę rzeczy. I to mi się nie podoba. Wydatki na przyjemności są wyższe niż te na dobre uczynki. To nie jest normalne. Żeby przywrócić równowagę, następnym razem zwiększymy udział tych ostatnich.

– Rachunki się zgadzają, Chotard. Będziesz musiał poukładać to wszystko w jakieś segregatory. Za dużo tu bałaganu.

Mówię to tylko tak, żeby go podpuścić, ale nie rozumie mnie i składa wszystko z urażoną miną. Ledwo mówi do widzenia wychodząc, odmówiwszy skręta którego proponuje mu Jacky. Proszę go, żeby, jeśli idzie do baru, rzucił okiem na Peyruse'a i trochę go przypilnował. Bąka pod nosem, że "zobaczy", i zostawia nas.

Od Gao Peyruse niepokoi mnie. Byłoby okropne, gdyby znów zaczął pić. Szybko o tym zapominam. Pościel jest szarawa, ale czysta, i wkrótce zasypiam.

24
{"b":"93994","o":1}