Литмир - Электронная Библиотека

Dingo biegł pewnie z pochylonym ku ziemi łbem. Dopiero w pobliżu jeziora znów okazał wyraźny niepokój. Przystanął nieoczekiwanie, a następnie zaczął kluczyć wśród krzewów. W pewnej chwili siadł na ziemi i uniósłszy łeb do góry zaskowyczał przeraźliwie.

– Jezus, Maria! A to co ma znaczyć? – wzdrygnął się bosman.

Flegmatyczny zazwyczaj Hunter wyrwał szybko Tomkowi z rąk koszulę Smugi i przysunąwszy ją psu do nosa rozkazał:

– Szukaj, Dingo, szukaj!

Pies okazał niezdecydowanie. Długo obwąchiwał koszulę. W końcu zaczął kluczyć po zaroślach. Raz dążył w kierunku zachodnim, potem zawrócił znów ku wschodowi węsząc bez przerwy przy ziemi, aż naraz musiał natrafić na właściwy ślad, gdyż szarpnął mocno smyczą i ruszył pewnie przed siebie. Wkrótce łowcy dotarli do brzegu jeziora. Dingo pobiegł ku pobliskiemu pagórkowi.

– Boże! Spójrzcie tylko, co się dzieje z Dingiem – zawołał Tomek.

Pies nastawił uszu, ze zjeżoną na karku sierścią gnał coraz szybciej. Hunter w biegu odbezpieczył karabin; bosman wielkimi susami gnał tuż przy nim z rewolwerem w dłoni, a Masaj, przygotowany do strzału, nie spuszczał oka z obydwóch Kawirondo.

Tomek ledwo mógł nadążyć za Dingiem, toteż zasapał się pędząc po stromym stoku. W pewnej chwili potknął się, a wtedy pies wyrwał smycz z dłoni i wkrótce znikł wśród zarośli na szczycie wzgórza. Za chwilę rozległo się żałosne wycie Dinga.

– To zły znak! Spieszmy się! – krzyknął Hunter.

Olbrzymi i ociężały zazwyczaj bosman biegł teraz jak sarna. Wyprzedził towarzyszy i pierwszy znalazł się na wzgórzu. Ujrzał Dinga skowyczącego nad leżącą w trawie postacią.

– Prędzej, do wszystkich diabłów! – wrzasnął marynarz. Tomek blady jak płótno przypadł do leżącego na ziemi. Z przerażeniem wpatrywał się w pokrytą zakrzepłą krwią głowę Smugi.

– To straszne! Zabili naszego kochanego pana Smugę! – powiedział naraz ze szlochem, kryjąc twarz w dłoniach.

Hunter rozciął nożem koszulę na piersiach Smugi. Wprawnymi palcami zaczął obmacywać ranę na lewym ramieniu.

– Krwawi mocno, ale to nic groźnego – szepnął i delikatnie ujął głowę.

Zaledwie dotknął opuchlizny w tyle czaszki, z ust łowcy wydarł się cichy jęk.

– Żyje pan Smuga! Żyje! – krzyknął Tomek rwącym się głosem.

– Żyje, na pewno jeszcze żyje – potwierdził Hunter z ulgą. – To nie pchnięcie nożem w ramię pozbawiło go przytomności. Ktoś kilkakrotnie uderzył pana Smugę w tył głowy. Skóra rozcięta, opuchlizna bardzo duża… lecz wydaje mi się, że czaszka cała…

Ostrożnie położył głowę rannego na ziemi, zdjął z ramienia torbę podróżną i wyjął z niej opatrunki. Szybko rozkładał bandaże na kawałku białego płótna.

– Mumo, podaj worek z wodą! – zwrócił się do Masaja.

Bosman podtrzymywał nieprzytomnego Smugę. Tropiciel obmył ranę na ramieniu, zdezynfekował ją i zabandażował. Z kolei przystąpił do opatrywania ran na głowie. Kiedy skończył bandażowanie, zmył krew pokrywającą twarz.

– Co pan ma w manierce, bosmanie? – zapytał.

– Rum, prawdziwa jamajka!

– To dobrze, proszę mu wlać do ust kilka kropel – polecił, podtrzymując głowę rannego.

Bosman przyłożył manierkę do ust łowcy.

– Ostrożnie! Nie za dużo! – ostrzegł Hunter.

Smuga zakrztusił się i jęknął głucho.

– Jeszcze trochę… Dosyć.

Po chwili Smuga uniósł powieki.

– Żyje, naprawdę żyje kochany pan Smuga! – zawołał wzruszony Tomek.

Smuga zamknął oczy, lecz słaby uśmiech pojawił się na jego ustach. Po chwili spojrzał już znacznie przytomniej.

– Pchnięcie nożem w lewe ramię i uderzenie w głowę – odparł Hunter. – Czy bardzo boli głowa?

– Boli, ale… mogło być… gorzej…

– Nie jest tak źle, skoro odzyskał pan przytomność – stwierdził Hunter. – Bosmanie, niech pan zajmie się sporządzeniem noszy. Im szybciej znajdziemy się w obozie, tym lepiej.

Bosman i Murzyni przygotowali z gałęzi i pnączy wygodne nosze, na których umieszczono rannego. Hunter tymczasem dokładnie badał ślady znajdujące się na wzgórzu.

Odnalazł porzucony w trawie rewolwer Smugi i karabin oparty o zwalony pień. Odwołał na bok bosmana i powiedział:

– Napastników było trzech. To Murzyni. Podeszli z tyłu niepostrzeżenie. Smuga siedział na tym pniu, gdy otrzymał uderzenie w tył głowy. Podniósł się, dobył broni, a wtedy uderzyli go czymś twardym jeszcze kilka razy. Pchnięcie nożem dostał leżąc już na ziemi. Aż dziwne, że go nie zabili.

– Skąd pan to wszystko wie? Przecież jeszcze niczego nie dowiedzieliśmy się od Smugi – zdziwił się bosman.

– Siady pozostawione na ziemi to tak jak litery w książce. Trzeba tylko umieć je czytać – wyjaśnił Hunter i dodał: – Po napadzie Murzyni pobiegli na zachód. Ich ślady musiały skrzyżować się ze śladem Smugi, dlatego Dingo co chwila gubił trop.

– Jeżeliś pan pewny tego wszystkiego, to wezmę psa i odszukam tych łobuzów. Wy tymczasem idźcie z rannym do obozu – zaproponował bosman.

– To niepotrzebne. I tak prawdopodobnie wpadną w nasze ręce. Jeżeli Sambo mówi prawdę, to jeden z napastników znajduje się wśród naszych Kawirondo. A może i wszyscy trzej? – oświadczył Hunter.

– Jak pan uważa, bardzo bym jednak chciał się z nimi spotkać.

– Myślę, że to nie będzie takie trudne. Teraz ruszajmy w drogę, wkrótce zapadnie noc – przynaglił Hunter.

27
{"b":"90669","o":1}