Литмир - Электронная Библиотека

Grzechotki gwałtownie potrząśnięte odezwały się natarczywie. Hunter rzucił Smudze ostrzegawcze spojrzenie i zwrócił się do Masajów:

– Życzymy tobie, Kisumo i twoim ludziom jak najlepiej. Wiemy też, że jesteście bardzo odważni. Dlatego właśnie przybyliśmy prosić o kilku wojowników na wyprawę do Bugandy. Ten biały bana makuba25 [25 Naczelny dowódca.] będzie tam łowił żywe dzikie zwierzęta, aby je zabrać potem do swego kraju.

Mówiąc to wskazał ręką na Wilmowskiego. Murzyni z zaciekawieniem spojrzeli na dowódcę wyprawy łowieckiej.

– Po co macic iść tak daleko? – zaoponował Kisumo. – W Kenii również jest pełno dzikich zwierząt. W Bugandzie niedobrze. Tam była wojna z Anglikami i innymi białymi.

– W Kenii nie znajdziemy małp soko26 [26 Goryle] – wyjaśnił Hunter. – Bana makuba chce chwytać żywe goryle.

– Chce chwytać żywe soko? To trudna i niebezpieczna wyprawa.

– Bana makuba łowił już dzikie zwierzęta i ma na to swoje sposoby.

W tej chwili czarownik pochylił się do wodza. Szeptał coś długo, wskazując jednocześnie na Tomka. Kisumo kiwnął głową i zaraz zapytał:

– Czy wasz czarownik bierze udział w tych łowach?

– Czy masz na myśli tego chłopca? To jest syn naszego bana makuby – odpowiedział Hunter. – Brał już udział w wyprawie do innego dalekiego kraju.

Wilmowski poruszył się niecierpliwie, lecz Hunter nie dopuścił go do słowa mówiąc:

– Bana makuba i jego odważny syn znają różne sposoby na chwytanie dzikich zwierząt. Wyprawa ta nie jest więc tak niebezpieczna, jak by się mogło wydawać. Czy dasz nam kilku wojowników, Kisumo? Dobrze zapłacimy i uzbroimy odpowiednio ludzi, którzy z nami pójdą.

– Wojownicy są potrzebni tutaj. Nandi mogą na nas napaść – zaskrzeczał czarownik.

– Chcielibyśmy zabrać tylko pięciu wojowników, a ci chyba nie ocalą was przed Nandi – wtrącił Smuga,

– Nie boimy się Nandi, gdyż daliśmy im dobrą nauczkę – szybko odparł Kisumo – musimy wszakże zapytać naszego czarownika, co mówią o tej wyprawie dobre i złe duchy.

– Więc poradź się wodzu swego czarownika, lecz pamiętaj, że przywieźliśmy dla twoich żon piękne same-same – oświadczył Hunter.

Kisumo spojrzał pytająco na czarownika, ten zaś potrząsając grzechotkami zawołał:

– Czuję krew, dużo krwi! To zła wyprawa!

– Mylisz się, nikomu nie stanie się krzywda, ponieważ bana makuba i jego syn nie obawiają się waszych złych duchów – zaprzeczył Smuga.

Kisumo nie wiedział, co ma uczynić. Z jednej strony obawiał się sprzeciwiać wielkiemu czarownikowi, z drugiej nęciły go upominki przyobiecane za wyrażenie zgody na udział wojowników w wyprawie. Spojrzał więc niepewnie na czarownika, a potem skierował swój wzrok na Tomka. Po twarzy Kisuma przewinął się przebiegły uśmiech.

– Biali mają różne sposoby na złe duchy – powiedział. – Co mówi wasz czarownik o tej wyprawie? Chyba nie poszlibyście na nią, gdyby wróżył wam śmierć?

Hunter zmieszał się, na szczęście jednak czujny i opanowany Smuga wybawił go z kłopotu.

– Nie wierzymy w czary, lecz jeżeli koniecznie chcecie wiedzieć, co syn bana makuby sądzi o wyniku wyprawy, to zaraz się o tym przekonamy.

– O co chodzi wodzowi. Janie? – zapytał po polsku Wilmowski.

– Moim zdaniem Kisumo ma ochotę dać nam wojowników na wyprawę, lecz czarownik, ten stary oszust, straszy Masajów śmiercią. Murzyni uważają przyozdobionego Tomka za istotę obdarzoną nadprzyrodzoną mocą, toteż wódz chciałby wiedzieć, jaki wynik łowów przewiduje Tomek.

– Najlepiej powiedz im, dlaczego Tomek i Dingo noszą futrzane przybrania. Nie ma sensu nabierać Murzynów na głupie kawały – nachmurzył się Wilmowski.

– Niech pan nie udziela złych rad – ostrzegł Hunter. – Pan Smuga zupełnie niepotrzebnie podrażnił ambicję czarownika podając w wątpliwość jego wróżby. Wódz lubi otrzymywać podarki, ale nie, może zezwolić wojownikom na udział w wyprawie wbrew ostrzeżeniom czarownika. Nie chcąc brać odpowiedzialności na siebie, szuka sposobu na osłabienie złego wrażenia, spowodowanego niepomyślną wróżbą. Powinniśmy mu pomóc w dobrze rozumianym własnym interesie. Niech Tomek powie po prostu, że będzie czuwał nad bezpieczeństwem powierzonych nam wojowników.

– Ależ to nieprawdopodobne, aby ci odważni ludzie wierzyli w takie bzdury! – zawołał Tomek.

– Murzyni od wielu wieków podporządkowują swe życie najrozmaitszym przesądom i zabobonom. Oni wierzą w moc czarowników i ich wróżb. Jeżeli chcemy zjednać sobie Masajów, niech Tomek odegra małą komedię. Nikomu to przecież nie zaszkodzi – doradził Hunter.

– Dobra rada złota warta – wtrącił bosman Nowicki. – Potrząśnij łepetyną i kiwnij tego czarownika sztuczką z monetą.

Tomek spojrzał na ojca, a ponieważ nie dostrzegł już wyraźnego sprzeciwu, uśmiechnął się na myśl o możliwości spłatania figla złośliwemu czarownikowi.

Zaraz też przybrał poważną minę, pochylił się ku Masajom i wolno powiedział po angielsku:

– Wielki wodzu, będę czuwał nad wszystkimi uczestnikami wyprawy i dlatego nikomu nic złego się nie stanie. Aby cię przekonać, że mówię prawdę, pokażę ci, co potrafię.

Wyjął z kieszeni szklaną kulę, w której wnętrzu tkwił mały trójmasztowy żaglowiec. Położył ją na ziemi przed sobą, rozkoszując się podziwem Murzynów. Następnie obnażył szyję, wydobył z portmonetki miedzianą monetę, pokazał ją wszystkim na lewej dłoni, po czym ulokował pieniążek na obnażonym karku. Z kolei nakrył monetę lewą dłonią i zaczął udawać, że wciera ją w skórę. Wkrótce lewą dłoń zastąpiła prawa, potem znów zmieniał ręce, a Murzyni widząc podczas tych zmian pieniążek spoczywający na zaczerwienionym od tarcia karku, aż brali się za boki ze śmiechu. Ruchy dłoni chłopca stawały się coraz szybsze. Pot wystąpił mu na czoło. W końcu tarł już kark tylko lewą dłonią. Spod oka spojrzał na Masajów. Przerwał naraz wcieranie i pokazał widzom pustą lewą dłoń. Kilku Murzynów zbliżyło się do chłopca i uważnie obejrzało zaczerwieniony kark oraz pustą rękę. Moneta zniknęła w zadziwiający dla nich sposób. Nie było jej ani na szyi, ani na dłoni.

– Patrzcie! Patrzcie! Nie ma nic! – wykrzykiwali Masajowie.

– Czary, czary! – powtarzali inni.

– Powiedz nam, synu bana makuby, co się stało z tą monetą? – zaciekawił się Kisumo.

Tomek uśmiechnął się triumfująco. Więc jednak Masajowie nie spostrzegli, że cała sztuka polegała jedynie na zręcznej manipulacji obydwiema rękami. Zmieniając szybko ręce, Tomek zręcznie ukrył monetę między palcami prawej dłoni, którą zaraz oparł na prawym kolanie, kończąc lewą rzekome wcieranie. Teraz z poważną miną podjął z ziemi szklaną kulę. Wpatrzony w nią podniósł się i zbliżył do czarownika. Prawą dłoń zanurzył w jego włosy. Ku zdumieniu i radości Murzynów wyjął z nich miedziany pieniążek.

– Widzisz, wodzu, kto ukrył monetę – powiedział do Kisuma. – Wierzysz chyba teraz, że pod naszą opieką twoim wojownikom nie stanie się nic złego.

– Dobra sztuka, więc i słowa muszą mówić prawdę – przyznał Kisumo. – Co na to powiesz, czarowniku?

Wszyscy spojrzeli na zmieszanego starca, który potrząsnął grzechotkami i odparł po namyśle:

– Muszę się jeszcze raz poradzić duchów. Pójdę teraz do mej chaty i przywołam je głosem czarodziejskiego bębna. Niech syn bana makuby uda się ze mną. Może duchy będą łaskawsze w jego obecności.

– Tomku, czarownik proponuje, żebyś poszedł z nim do jego chaty na naradę z duchami – wyjaśnił Hunter chłopcu. – Będziesz zupełnie bezpieczny, jeżeli nie przyjmiesz żadnego poczęstunku. Mściwy starzec mógłby podstępnie podać ci truciznę. Lepiej zachować ostrożność obcując z afrykańskimi szarlatanami, którzy drżą z obawy, aby władza nie wymknęła im się z rąk.

– Proszę się o mnie nie obawiać. Mam przecież przy sobie broń – uspokoił go Tomek. – Coś mi się wydaje, że wiem już, czego czarownik może ode mnie chcieć.

Wilmowski i Smuga jednocześnie spojrzeli na Kisuma. Widząc jego domyślny uśmiech uspokoili się natychmiast. Tymczasem czarownik i Tomek wyszli z chaty. Wkrótce z głębi obozu rozległ się głuchy głos tam-tamu.

Cierpliwość podróżników została wystawiona na długą próbę. Głos bębna odzywał się od czasu do czasu, lecz czarownik i Tomek nie wracali. Pierwszy zaczął zdradzać niepokój bosman Nowicki.

– Co ta zasuszona mumia wyprawia tam z naszym mikrusem? – mruknął. – Swędzi mnie ręka, żeby się dobrać do skóry tego oszusta.

– Siedź cicho, bosmanie. Przecież czarownik wie, że mamy wodza i starszych rodu w swoim ręku – skarcił go Smuga.

– Trzeba teraz ufać w rozsądek i spryt Tomka – dodał Wilmowski spoglądając niespokojnie na drzwi.

– Na gorsze rzeczy będziemy narażeni podczas wyprawy. Lepiej więc nie ujawniać obaw. Murzyni nas bez przerwy obserwują – zauważył Hunter.

Dopiero po godzinie Tomek wkroczył do chaty wodza. Za nim, z zagadkowym uśmiechem na ustach, wszedł stary czarownik. W sztucznie przedłużonej i przedziurawionej dolnej części jego ucha tkwiła szklana kula z trójmasztowym żaglowcem zamiast mieszczącej się tam przedtem blaszanej puszki.

– Niech się zamienię w rekina, jeżeli mikrus nie przekupił starego drania – wysapał bosman Nowicki, przyglądając się obciągającej ucho szklanej kuli.

Czarownik napuszył się słysząc głosy podziwu swych rodaków. Usiadł obok wodza i zaczął potrząsać grzechotkami. Po długiej chwili umilkły grzechotki i rozległ się głos:

– Syn bana makuby przysłuchiwał się mojej rozmowie z duchami. Złe moce przeraziły się magicznej kuli i umilkły. Wojownicy mogą się udać na wyprawę łowiecką, która zakończy się pomyślnie, jeżeli będą wierni bana makubie i jego synowi.

12
{"b":"90669","o":1}