– Dziwne, że urządzenie to przetrwało w tak doskonałym stanie tyle czasu – rzekł spoglądając na przyjaciela.
– To ja założyłem nowe wiązania i sieć – wyjaśnił Smuga. Tomek jeszcze bardziej przybliżył się do Smugi.
– W jakim celu pan mnie tu przyprowadził? Po co pan mi to wszystko mówi? – zapytał jakby nie swoim głosem.
– Pragnę za wszelką cenę uratować twoją żonę i Nataszę. Przed moim przyjściem do was rada wodzów postanowiła ułagodzić gniew bogów, składając ofiarę z dwóch białych kobiet. Gdyby nie ten przeklęty wulkan, może by do tego nie doszło. Byłeś w ruinach miasta w dolinie. Jak głosi legenda, zostało ono zniszczone przez trzęsienie ziemi, któremu towarzyszyły wybuchy wulkanu. Obecnie wulkan znów grzmi i dymi. Kampowie są przekonani, że wdzierając się do ich krain obraziliście bogów. Tak podszepnął radzie wodzów jeden z czarowników.
– Więc oni chcą strącić z tej skały Sally i Natkę?! – zapytał Tomek poruszony do głębi. – A co z Marą, żoną Haboku?!
– Właśnie miałem zapytać cię o tę Indiankę. Więc to żona tego dzielnego Haboku? Jej nic nie grozi. Ofiarą dla przebłagania bogów mają być tylko dwie białe kobiety. Mężczyźni natomiast, jeśli zgodzą się walczyć w szeregach Kampów, mogą ocalić swoje życie.
– Czy nie można ich odwieść od tego okrucieństwa? Może ja i Nowicki moglibyśmy zastąpić kobiety?
– Nie, one nie są im potrzebne tak, jak wy! Wasza odwaga podczas bitwy zjednała wam ich uznanie. Muszę zachować pozory lojalności wobec tego wyroku.
– Dzisiaj przed południem wszyscy, z wyjątkiem Sally i Nataszy, zostaniecie uwięzieni w moim mieszkaniu. Gdy słońce stanie w zenicie, nastąpi złożenie ofiary. Rozpoczną się modły i tańce; wtedy otworzysz ukryte przejście i sprowadzisz swoich do pieczary. Nie zapomnij tylko zamknąć rygla, gdy opuścicie moje mieszkanie. Z Nowickim przyjdziesz tutaj i będziecie czekali. Musisz umówić się z Sally i Nataszą, aby każda z nich krzyknęła, przed samym rzuceniem się w przepaść. Gdy usłyszycie krzyk, natychmiast wysuniecie sieć.
– Czy to nie będzie za późno?
– Na pewno nie.
– A cóż mamy uczynić później?
– Umkniecie podziemnym korytarzem poza obręb miasta. W pieczarze przygotowałem dla was kuźmy. Zarzucicie je na swe ubrania. Są tam również dwa karabiny, rewolwer, amunicja, dwa łuki ze strzałami i trzy noże. Uzbierałem trochę żywności, lecz starczy jej najwyżej na dzień lub dwa. Potem musicie coś ustrzelić z łuku. Z bronią palną bądźcie ostrożni. Echo roznosi huk po górach.
– Dlaczego pan tak mówi, jakby pan wcale nie miał zamiaru z nami uciekać?!
– Słuchaj, drogi chłopcze, w tej chwili czynię wszystko, co tylko w mej mocy, aby ocalić wasze życie. Gdybym umknął z wami, Kampowie podnieśliby na nogi wszystkie okoliczne, sprzymierzone plemiona wolnych Indian. Schwytaliby nas w przeciągu jednego dnia. A wtedy… już nie byłoby dla nikogo ocalenia. Jestem ich swego rodzaju maskotką-wodzem. Już kilkakrotnie dowodziłem nimi przeciwko Kaszybom i Amahuakom, z którymi są w ustawicznej wojnie.
– Zabiją pana, gdy stwierdzą, że uciekliśmy!
– Nie przerywaj mi, Tomku. Jako wódz biorę udział w składaniu ofiary. Dopilnuję, aby nie pomieszali wam szyków. Przez cały czas będę przy Sally i Nataszy. Potem, gdy was nie zastaniemy, powiem, że zostaliście porwani przez złe duchy.
– Przecież nie uwierzą w to!
– Jestem innego zdania. To duże, naiwne dzieci. W życiu codziennym nawet pogodni i weseli. Za to czarów i czarowników boją się jak ognia. Chyba tylko Kampowie zachowali jeszcze dawną religię Inków, czyli wiarę w Słońce. Nienawidzą białych ludzi, a wobec wrogów są bezwzględni i okrutni. Mnie sami tutaj sprowadzili i chociaż jestem ich więźniem, to przecież krzywdy mi nie robią. Mam nawet pewien wpływ na nich. Myślę, że po waszej ucieczce dam sobie jakoś radę.
– Czy pan zamierza tu pozostać na zawsze?!
– Ależ skąd! Jeśli nie schwytają was, później spróbuję umknąć. Sam już wcześniej się do tego przygotowywałem. Czy masz przy sobie mapę?
Tomek wyjął mapę Ameryki Południowej i szkic zrobiony przez siebie. Usiedli na ziemi przy kaganku. Smuga z zainteresowaniem przyjrzał się szkicowi.
– Twoja mapa jest naprawdę doskonała – pochwalił. – Uważnie rozglądałem się podczas pościgu po Grań Pajonalu. Teraz słuchaj uważnie, powiem ci, dokąd macie uciekać. Na Pachitei można czasem napotkać statki płynące do Limy, ale to dla was zbyt daleka droga. Znajdujemy się obecnie mniej więcej w tej okolicy Andów. Jeśli pójdziecie na południowy wschód, to w przeciągu kilku dni dotrzecie do Perene, skąd już przez Tarmę prowadzi droga kołowa do Oroyi. Stamtąd pojedziecie koleją do Limy [133] . Miałem kiedyś w Limie dobrego znajomego. Nazywa się Habich [134] , jest tam profesorem, spróbuj go odnaleźć.
– A w którą stronę pan zamierza uciekać?
– Nie należy powtarzać tej samej sztuczki dwa razy. Jeśli mi się poszczęści, będę umykał wprost na południe ku granicy boliwijskiej.
– To niebezpieczna przeprawa dla jednego człowieka. Odprowadzę kobiety do miasta i natychmiast wyruszam z odsieczą dla pana. Zaopatrzeni w żywność i broń, tutaj będziemy czekali – mówiąc to nakreślił znak na mapie. – Pójdzie ze mną kapitan Nowicki, Zbyszek a także Haboku ze swymi ludźmi.
– Czy naprawdę masz zamiar to uczynić?
– Zrobię to, jak mnie pan tu widzi! – stanowczo odparł Tomek. – Będziemy czekali w pobliżu granicy boliwijskiej, choćby do końca życia. Tylko ze względu na Sally i Nataszę odejdę stąd bez pana.
Smuga w milczeniu coś rozważał, potem przyjrzał się mapie.
– Cóż, skoro tak postanowiłeś, daję ci dwa miesiące na odprowadzenie kobiet do Limy. Potem przybądź z wyprawą gdzieś w te okolice i czekajcie na mnie. Będę szedł tędy – Smuga kreślił znaki i linie na mapie, a następnie przenosił je na szkic zrobiony przez Tomka. – Jeśli nie schwytają was i nie przyprowadzą z powrotem, spróbuję umknąć równo w sześćdziesiąt dni po was.
– Rozumiem. Co trzeci dzień, zaraz po zachodzie słońca, będę nadawał znaki ogniowe z jakiejś wysokiej góry.
– No, Tomku, wkrótce świt, musimy się pożegnać – rzekł Smuga, chowając jedną z map. – Odprowadzę cię. Zapoznaj naszych przyjaciół z planem ucieczki. Najdrobniejsza niedokładność lub pomyłka może spowodować tragiczne następstwa. Do widzenia, drogi chłopcze! Uściskaj wszystkich ode mnie.
Tomek porwał Smugę w ramiona. Z trudem tłumił łkanie. Wiedział, że jeśli plan Smugi zawiedzie, to Sally i Natasza zginą straszną śmiercią, sam nie widział jednak innego wyjścia.
Smuga doskonale orientował się, co odczuwał jego ulubieniec. Chyba po raz pierwszy w życiu do nieustraszonego serca Smugi wkradł się podstępny lęk. Bez wahania oddałby własne życie za tych drogich przyjaciół, lecz nie mógł liczyć na litość i względy Kampów. Sam przecież był ich jeńcem! Toteż siłą woli stłumił własne obawy.
– Tomku, czeka nas wszystkich ciężka, okrutna próba. Trzymajmy się w karbach. Wierzę w ciebie, w Nowickiego i Haboku. Oby tylko Sally i Natasza nie załamały się w decydującej chwili!
Tomek smutno uśmiechnął się przez łzy i odparłŕ- Jestem pewny, że Sally odegra wspaniale swoją rolę. Wie pan, że ona wprost przepada za niezwykłymi przygodami i niebezpieczeństwami. Powinna urodzić się mężczyzną. Lękam się tylko o Natkę. Od chwili zaginięcia pana stała się bardzo nerwowa.
– Zapewnij ją, że będę przy niej do ostatniej chwili.
– To na pewno podtrzyma ją na duchu. Mocno uścisnęli sobie dłonie.
– Niech pan zapamięta, będę szedł z wyprawą wzdłuż wschodnich stoków Andów. Będziemy tutaj w pobliżu za sześćdziesiąt dni -jeszcze raz odezwał się Tomek.
– Skoro nie chcesz ustąpić, zgoda. Chodźmy już!