Литмир - Электронная Библиотека

– Któż tego tutaj dokona? Moim zdaniem nic mu nie grozi ze strony władz. Prędzej jakiś oszukany wspólnik może pchnąć go nożem.

– Kapitan poszedł do wioski na wywiad. Znają go, może się ośmielą.

– Masz rację, już wraca z Pirami. Będziemy mogli pogadać z nimi. Wkrótce nadszedł kapitan statku w otoczeniu gromady mężczyzn i kobiet. Mężczyźni o mongolskich rysach twarzy, dobrze zbudowani, ubrani byli w przykrótkie spodnie, inni tylko w opaski biodrowe. Kobiety nosiły jedynie krótkie spódniczki sięgające powyżej kolan. Nędzny wygląd kobiet wskazywał, że wykonywały wszystkie najcięższe prace.

– Vargasa nie ma w wiosce, nie wiadomo też, kiedy wróci – zawołał kapitan podchodząc do podróżników. – Wyjaśniłem Pirom, że nie należycie do policji, więc przyszli pogadać.

Tomek przede wszystkim rozdał kobietom po sznurku szklanych korali, a dzieciom o wzdętych brzuchach trochę cukierków. Nowicki natychmiast poczęstował mężczyzn tytoniem. Dzięki temu pierwsze lody od razu zostały przełamane. Indianki wyrażały swe zadowolenie piskliwymu głosami, co wśród nich uchodziło za szczyt dobrego wychowania.

Kapitan statku miał odpłynąć natychmiast po wyładowaniu bagaży wyprawy. Spieszył do obozów zbieraczy kauczuku w górze Urubamby. Serdecznie żegnał się z białymi pasażerami.

– Nie ufajcie tu nikomu – mówił właśnie do Tomka i Nowickiego. – Dziki to kraj, a Indianie nienawidzą białych. Poszukiwacze kauczuku dali się im dobrze we znaki. Być może w górze rzeki w wioskach Pirów spotkam Pancho Vargasa. Czy mam mu coś powiedzieć od was?

– Mamy do niego list od jego dobrego znajomego z Manaos senhora Pedra Alvareza. Niech go pan o tym poinformuje. Wtedy może nie będzie nam bruździł – odparł Tomek.

– Dobrze, powiem mu o tym. Szepnąłem Pirom, że przybędzie tu duża wyprawa. Nie zaszkodzi trzymać ich w szachu.

– Bardzo dziękujemy, właśnie to samo mieliśmy zamiar uczynić – powiedział Nowicki. – Niech to rekin połknie, więcej tu bab niż mężczyzn!

– Pirowie uprawiają wielożeństwo. Im któryś z nich posiada więcej żon, tym większym cieszy się szacunkiem – wyjaśnił kapitan. – Mniej więcej za miesiąc będę powracał tędy do Iquitos. Zapytam o was. Możecie zostawić dla mnie wiadomość.

– Pozostawimy list, w którym napiszemy, co zamierzamy uczynić – odpowiedział Tomek.

Statek odpłynął niebawem. Zbyszek Karski, tak jak podczas wyprawy do Nowej Gwinei, objął funkcję intendenta wyprawy. Teraz pod jego kierownictwem Cubeowie rozbijali obóz. Sally i Natasza zajęły się przygotowaniem posiłku, podczas gdy Tomek z Nowickim udali się do osiedla Pirów. Zamierzali odszukać rodziny Indian, którzy przepadli w Grań Pajonalu towarzysząc Cabralowi, Josemu i Smudze.

Tomek nie skąpił tytoniu oraz drobnych upominków, toteż wkrótce Pirom rozwiązały się języki. Większość mieszkańców La Huairy pamiętała Smugę. Uważali, że postąpił nierozważnie zapuszczając się na tereny zamieszkane przez wolnych Kampów.

Kuraka, czyli naczelnik Indian, który zarządzał wioską podczas nieobecności Vargasa, pochylił się do białych i mówiłŕ- Źle zrobił, sam przepadł i zgubił innych. Stamtąd nikt nie powróci,, tam mieszkają Indios bravos [120] .

– Słyszałem, że Pirowie na ogół żyją w przyjaźni z Kampami – wtrącił Tomek.

– Indianie bravos uważają za zdrajców wszystkich Indian, którzy przyjaźnią się z białymi – wyjaśnił kuraka. – Ten biały nie był zbyt rozsądny, nawet nie miał żon.

– Ciekaw jestem, ile ty masz żon? – zagadnął Nowicki. Kuraka zaraz posmutniał.

– Trzy – odparł markotny. – U nas bieda… Inni mają tylko jedną albo dwie. Wy też nie jesteście bogaci. Zauważyłem u was tylko dwie kobiety. Czyje one są?

– Jedna jest moją żoną, a druga mego brata – powiedział Tomek.

– A ty, ile posiadasz żon? – zwrócił się kuraka do Nowickiego.

– Tyle, ile posiadasz palców u obydwóch rąk i u jednej nogi – poważnie powiedział kapitan Nowicki, nieznacznie mrugając do przyjaciela.

– Naprawdę?! – zdumiał się kuraka. – A gdzie one są?

– Pozostawiłem je w domu, żeby pracowały. Przygotują całe góry jedzenia. Gdy wrócę, będę tylko leżał w hamaku i jadł.

Wyraz podziwu i zazdrości odmalował się w oczach kuraki.

– Tyle żon kosztuje dużo… – szepnął.

– Damy ci różnych rzeczy dla twoich żon, a może nawet dokupisz sobie jeszcze jedną – zaproponował kapitan Nowicki.

– A co żądacie w zamian? – zaciekawił się kuraka.

– Nic, prawie nic… Wskażesz nam tylko tych, których ojcowie lub synowie poszli z tamtymi w Grań Pajonal i przepadli – wyjaśnił Tomek.

– Naprawdę nic więcej nie chcecie?

– Tak, powiesz im również, żeby mówili nam prawdę.

– Dobrze, zrobię to.

Do wieczora obydwaj przyjaciele odbyli wiele długich rozmów. Każda z nich kończyła się wręczeniem mniej lub bardziej kosztownego podarku, w zależności od wagi przekazanych informacji. Jak wynikało z relacji Pirów, przewodnik z plemienia Kampów, który sam zaofiarował Smudze swe usługi, odegrał bardzo podejrzaną rolę. On to właśnie miał doradzić Cabralowi i Josemu, aby skryli się w Grań Pajonalu i wskazał im drogę do ruin starożytnego miasta w niedostępnych górach. Potem zapewne w tym samym kierunku poprowadził Smugę.

Wielu Pirów zapuszczało się z Vargasem w Grań Pajonal po niewolników. Tomek i Nowicki rozpytywali ich o starożytne miasto. Prawie wszyscy słyszeli o istnieniu jakichś ruin w górach. Punkty orientacyjne miały stanowić marcas, czyli odpowiednio oznaczone głazy. Jeden z Pirów widział je na stepie podczas wyprawy do Grań Pajonalu. Na piasku kreślił drogę do nich. Tomek skopiował marszrutę w notesie, a następnie zapytałŕ- Skoro znacie drogę, to dlaczego nie odszukaliście tego miasta?

– Nikt tam nie dojdzie – szepnął Indianin, trwożliwie rozglądając się, czy ktoś nie podsłuchuje.

– Dlaczego?! – podchwycił Tomek.

– Na zachód od znaków znajduje się straszny las. To las śmierci. Każdy w nim umrze. Powiedziałem ci o nim, ale nie chodź tam, zginiecie wszyscy.

– Któż broni przejścia przez las?

– Indios bravos, Kampowie… – jeszcze ciszej dodał Indianin. – Kiedyś dwóch białych chciało zobaczyć to miasto. Jeden zabrał nawet dużo ludzi uzbrojonych. Nikt z nich nie wrócił.

[120] Ziemie, na których leżała osada Pancho Vargasa, rząd peruwiański w roku 1927-28 przydzielił polskim koncesjonariuszom na założenie kolonii.


47
{"b":"90357","o":1}