Литмир - Электронная Библиотека

– Taką miałam na/dzieję, że mimo wszystko zastaniemy pana Smugę w domu – cicho powiedziała Sally.

– Skoro jednak nie zastaliśmy, pomyślimy o jakimś ratunku dla niego – odezwał się Tomek. – Pan Smuga posiada wielkie doświadczenie. Nie mógł zginąć jak pierwszy lepszy!

– Przepadł sześć miesięcy i dziewięć dni temu… Czy może jeszcze istnieć jakaś nadzieja? – smutno zapytała Natasza.

– I on, i my w gorszych już bywaliśmy tarapatach – odpowiedział Nowicki. – Smuga nieraz przepadał bez wieści, a potem się odnajdywał.

– Tak bardzo się cieszę, że już tu jesteście – cicho odezwała się Natasza. – Liczyłam dzień po dniu… Gdy tylko tu przyjechaliśmy, nie mogłam pozbyć się obaw o pana Smugę i ustawicznie drżałam o Zbyszka. On taki jeszcze niedoświadczony, a chce naśladować ciebie, Tomku, i pana Smugę. Ale gdzie mu się równać z wami!

– Siadaj i mów wszystko od początku – powiedział kapitan Nowicki.

– Zanim tamci dwaj nadejdą, zorientujemy się w sytuacji, a i tobie lżej zrobi się na sercu.

– Od pierwszego dnia wciąż się bałam – zaczęła Natasza. – Pan Smuga jest odważny aż do szaleństwa, wprost igra ze śmiercią. Tutaj dzieją się straszne rzeczy. Gorączka kauczukowa wyzwoliła w ludziach najniższe instynkty. Wszyscy jak wilki skaczą sobie do gardeł.

– Nie wierzę, żeby możliwość zdobycia bogactwa zawróciła panu Smudze w głowie – stanowczo zaoponował Tomek.

– Pan Smuga był chyba jedynym uczciwym człowiekiem, jakiego tu spotkałam – impulsywnie powiedziała Natasza. – Przeciwstawiał się gwałtowi i złu. Ale cóż mógł począć przeciwko zgrai łotrów?!

– A ten jego wspólnik, Nixon, o którym pisaliście, też jest gagatkiem?

– zapytał Nowicki.

– Nixon…? Nie, nie mogę o nim mówić źle. Martwi się zniknięciem pana Smugi, opiekuje się mną i Zbyszkiem… Ale dlaczego nie usłuchał pana Smugi? Gdyby odwołał swego bratanka znad Putumayo, ten miły chłopak mógłby żyć.

– Na pewno dręczą go wyrzuty sumienia, ale co się stało, to się nie odstanie – sentecjonalnie rzekł Nowicki. – Opowiadaj dalej.

– Pan Smuga wkrótce wyrobił sobie tutaj wielki mir. Bali się go wszyscy nie wyłączając Pedra Alvareza, największego wroga Nixona. Bali się go, bo broni dobywał jak błyskawica i… nigdy nie chybiał.

– A więc były i trupy! – wtrącił Nowicki.

– Podczas kilku walk w obozach kauczukowych padły ofiary. W Manaos pan Smuga tylko unieszkodliwiał napastników. To wystarczało; bali się go jak ognia. Ale przecież w każdej chwili mógł trafić na lepszego strzelca. Nie zdajecie sobie nawet sprawy, jak ten niezwykły mężczyzna imponował Zbyszkowi!

– Wcale się nie dziwię. Od pierwszego dnia, gdy poznałem pana Smugę, chciałem go naśladować – powiedział Tomek.

– I dzięki temu stałeś się niezawodnym strzelcem, a także doświadczonym, mądrym i rozważnym mężczyzną – dodał Nowicki. – Ja sam, wskoczyłbym do ukropu za Smugą!

– Ja też! Uczyniłabym wszystko, czego by ode mnie zażądał – gorąco powiedziała Natasza. – Dlatego też bałam się o nas i o niego, bo on ryzykował za nas troje. Ale ani ja, ani Zbyszek nie mogliśmy mu dorównać. Poza tym Amazonia wciąż mnie przeraża.

– W krajach tropikalnych życie nie jest łatwe, jak myślą niektórzy w Europie – zauważył Tomek.

– W wodach pełno krwiożerczych stworów, każdy skrawek ziemi roi się od różnego robactwa, a nawet w domu kładąc się spać trzeba zaglądać pod kołdrę, czy w łóżku przypadkiem nie schował się jakiś gad – mówiła Natasza. – To upiorne miasto! Dżungla wygląda zza każdego domu, a ludzie gorsi od dzikich bestii. Przeklęty kauczuk zabił w nich sumienia.

– Nie, to nie kauczuk, lecz chciwość czyni ludzi gorszymi od zwierząt – zaprzeczył Tomek.

– Tak, tak, masz rację, brachu. Ludzie gorsi od szakali – powtórzył Nowicki. – Ale chyba nie jest aż tak źle, jak mówisz, Nataszo. Jesteś wrażliwą kobietą. Takie rzeczy jak tutaj działy się również na Alasce i w Kalifornii podczas gorączki złota, a także i gdzie indziej. Mimo to wszelkie bezprawie zawsze znajduje kres, a tacy jak Smuga pomagają w zaprowadzeniu ładu.

– Świetnie to pan powiedział, kapitanie! – z entuzjazmem zawołał Tomek. – Przy nas Natasza na pewno odzyska równowagę. Wtedy inaczej spojrzy na wszystko.

Natasza spoglądała na przyjaciół nieco oszołomiona. Po chwili znów wybuchnęłaŕ- Zobaczę, co powiecie, gdy poznacie Pedra Alvareza. Ten człowiek nie ma sumienia ani skrupułów.

Zasmucona Sally poweselała i zawołałaŕ- Tommy zbił Alvareza na kwaśne jabłko na statku. A pan kapitan dał ostrą odprawę Indianinowi, który mu towarzyszył.

– Co ty mjówisz?! – zdumiała się Natasza.

– Tak, tak^ Alvarez i jego kompan dostali za swoje – wesoło mówiła Sally. – Moi chłopcy nie boją się nikogo. Zobaczysz, że teraz sprawy przybiorą inny obrót. Niech się Alvarez boi, nie my!

Szeroki uśmiech zadowolenia przewinął się po twarzach obydwóch "chłopców". Olbrzymi Nowicki chrząknął uradowany i rzekłŕ- Jeśli stwierdzimy, że to Alvarez przyczynił się do zniknięcia Smugi, to jak amen w pacierzu skręcę mu kark.

– Zrobi to pan, kochany kapitanie, ale dopiero wtedy, gdy obydwaj z Tomkiem dojdziecie do wniosku, że już nie ma innego wyjścia – zastrzegła Sally.

– Za nos mnie wodzisz, utrapiona kobieto. Ale nie bój się, gdy nie ma z nami szanownego pana Wilmowskiego i Smugi, Tomek układa wszystkie plany, a ja daję po nosie tym, którzy mu przeszkadzają.

– Naprawdę jesteście wspaniali – odezwała się Natasza. Czuję, że przy was pozbędę się przygnębienia. Tak się cieszę z waszego przybycia!

Trójka przyjaciół zaczęła ściskać zapłakaną Nataszę, ale wtem drzwi otwarły się z hukiem i do przedpokoju wpadł Zbyszek Karski, a za nim wszedł Nixon. Zbyszek długo trzymał Tomka w ramionach i łzy wzruszenia szkliły się w jego oczach. Tomek zapewne przypomniał mu dom rodzinny w dalekiej Warszawie i wszystkich tych, za którymi bardzo tęsknił.

Po dłuższej chwili Tomek odsunął kuzyna od siebie na długość ramion.

– Zmężniałeś – orzekł. – Rodzice ucieszyli się fotografią twoją i Nataszy. Przesłałem im ją przez znajomego. Przywiozłem ci od nich listy. Teraz przedstaw nas panu Nixonowi.

– A więc to pan jest panem Tomaszem Wilmowskim! – odezwał się Nixon, obrzucając młodego mężczyznę uważnym spojrzeniem. – Wiele o panu słyszałem.

Nixon przywitał Sally, a potem kapitana Nowickiego. Dziewczyna indiańska wniosła na tacy herbatę i zakąski. Gdy wszyscy usiedli, Nixon odezwał się pierwszyŕ- Pan Karski już powiadomił panów listownie o tym, co się tutaj stało. Wiedzą też panowie, jakie stosunki łączą mnie z panem Smugą.

– Wiemy, ale bardzo prosimy, aby pan jeszcze raz osobiście wszystko nam opowiedział – odparł Tomek. – Musimy dokładnie poznać nawet szczegóły, aby ułożyć plan działania.

Nixon przede wszystkim opowiedział o nieuczciwej walce konkurencyjnej niektórych kompanii kauczukowych, o ich gwałtach dokonywanych na Indianach. Chciał stworzyć bezpieczne warunki pracy swoim ludziom i dlatego uprosił Smugę, aby przybył do Brazylii i zorganizował zbrojną ochronę.

– Skąd pan znał pana Smugę? – zapytał Tomek.

– Polecił mi go listownie mój znajomy, pan Wickham, który długie lata przebywał w Brazylii – wyjaśnił Nixon.

– Czyżby miał pan na myśli Anglika Henryka Wickhama? – zdumiał się Tomek.

– Tak, o niego chodzi. Kiedyś przyjaźniliśmy się, a po jego wyjeździe do Anglii korespondowaliśmy ze sobą.

Tomek badawczo spoglądał na Nixona i dopiero po chwili powiedziałŕ- Znam pana Wickhama, rozmawiałem z nim nie tak dawno.

– Czy może wspomniał coś o mnie? – zagadnął Nixon.

– Nie, nie wspominał…

– Cóż to za facet, ten Wickham? – wtrącił Nowicki, widząc pewien niepokój w oczach przyjaciela.

– Później pomówimy na ten temat, najpierw pozwólmy wypowiedzieć się panu Nixoowi.

Nixon szeroko mówił o zasługach Smugi dla przedsiębiorstwa, o wciągnięciu go do spółki. Stwierdził, że dzięki Smudze w obozach kauczukowych jego kompanii stworzono lepsze warunki pracy, zapewniono bezpieczeństwo. Przyznał też ze skruchą, że sam ściągnął Smugę z dżungli do Manaos, aby omówić plany rozbudowy przedsiębiorstwa.

1 wtedy właśnie napadnięto na obóz. Wyjaśnił, że Smuga podejrzewał konkurenta, Pedra Alvareza, o zorganizowanie tego napadu. Potem mówił o rozmowie Smugi z Alvarezem w "Tesouro", o wyjeździe nad Putumayo i o wynikach śledztwa.

– Nie wierzyłem w wykrycie morderców – ciągnął Nixon. – Od napadu upłynęło sporo czasu, ale Smuga, jakimś psim węchem, wykrył zdrajcę w naszym obozie i od niego dowiedział się prawdy. Postanowił wykupić od Indian Yahua głowę mego bratanka, a potem schwytać morderców i zdemaskować Alvareza.

Dwaj biali mordercy pozostawali na usługach Vargasa, osławionego handlarza niewolników indiańskich w Peru. Odwodziłem Smugę od tegp zamiaru, ale przytoczył argument, który zamknął mi usta. Pragnął wykupić z niewoli naszych Indian porwanych znad Putumayo. Wobec tego postanowiłem mu towarzyszyć. Nie zgodził się na to. Zabrał ze sobą naszego pracownika, Wilsona, oraz kilku Indian z plemienia Cubeo.

Smuga dotarł do Vargasa i przycisnął go do muru. Wykupił naszych Indian, lecz dwaj mordercy, Cabral i Jose, w porę umknęli przed nim.

Smuga postanowił ścigać ich dalej. Nie pomogły perswazje Wilsona. Smuga kazał mu wracać z naszymi Indianami nad Putumayo. Widząc upór Smugi, Wilson i nasz zaufany Indianin Haboku chcieli iść razem z nim. Nie zgodził się, a oni usłuchali rozkazu, bo Smudze nawet ja nie potrafiłem się przeciwstawić.

Smuga wybrał kilku Indian z ludzi Vargasa i tylko z Metysem Mateem, znanym już panom zdrajcą, ruszył w pościg. Od tej pory słuch o nim zaginął.

– Czy potem wysyłał pan kogoś do Vargasa, aby zasięgnąć informacji? – zapytał Tomek.

– Zastanawiałem się, czy nie powinienem pojechać osobiście lub wysłać Wilsona. Cóż jednak mógłby tam zdziałać pojedynczy człowiek? Uważałem to za bezsensowne ryzyko, skoro taki Smuga nie dał sobie rady. Poza tym pan Zbyszek był przekonany, że tylko pan Wilmowski mógłby pokusić się o odszukanie Smugi. Dlatego czekałem na wasze przybycie i zorganizowanie większej wyprawy.

27
{"b":"90357","o":1}