Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ale kto tymi ludźmi naprawdę gardzi, czy ja, nazywając ich polactwem, bo słowo „Polacy” nie chce mi w odniesieniu do nich przejść przez usta – czy ci, którzy na ich głupocie, naiwności i ślepej nienawiści do wszystkiego dokoła żerują, to już sobie Państwo ustalajcie sami. Proszę tylko, żebyście raczyli uważnie przeczytać to, co piszę, zamiast, jak to jest w Polsce we zwyczaju, wydawać opinię nie skażoną znajomością rzeczy.

*

Polacy mają w swej dawnej historii doświadczenie szczególne, obce większości narodów. Polacy mieli kiedyś państwo, które stanowiło jedną z największych potęg ówczesnego świata, górujące pod każdym względem nad sąsiadami, rozległe, obfitujące we wszystkie możliwe bogactwa – i w ciągu kilku zaledwie pokoleń doprowadzili je do zagłady. Ich państwo rozleciało się nagle jak domek z kart, nie dlatego, że najechała je jakaś potęga, której nie było w stanie się przeciwstawić, nie wskutek jakichś kataklizmów, epidemii, trzęsień ziemi i powodzi, ale dlatego, że po prostu do imentu przegniło. Nie miało ani władzy, ani egzekucji praw, ani sprawnej gospodarki, ani aparatu sprawiedliwości, ani armii, ani obywateli, którzy byliby gotowi w imię wspólnego dobra wyrzec się choć drobnej części swoich stanowych przywilejów. Zabił je nie żaden historyczny determinizm, tylko głupota jego własnych mieszkańców, ich zamiłowanie do powszechnego bałaganu, który zwykli utożsamiać z wolnością, nieodpowiedzialność, intelektualna i moralna degrengolada, a wreszcie kompletny brak elit politycznych, które byłyby w stanie zdefiniować narodowe interesy i kierować się nimi. Osobliwość naszego narodu nie polega jednak na tym, że ma w swych dziejach taką katastrofę – ale na tym, że od kilkuset lat żyjąc w jej cieniu, wypracował niepowtarzalną umiejętność nieprzyjmowania tego co się stało do wiadomości i co za tym idzie, niewyciągania ze swojej historii jakichkolwiek wniosków.

Nieliczni Polacy, którzy zabrali się do analizy dziejów z bezlitosną pasją ich zrozumienia, zostali wykpieni, odsądzeni od czci i wiary i oskarżeni o zdradę, jak historycy z otoczonej przez potomnych pogardą krakowskiej szkoły. Nie wymagaliśmy nigdy od naszych intelektualistów prawdy, bo prawda jest gorzka i kole w oczy, tylko „krzepienia serc”, utwierdzania stereotypów i mitów, jakie sobie na własny użytek stworzyliśmy (co zresztą sprawia, że nasza literatura jest dla innych narodów niezrozumiałym dziwaczeniem). Ulubionymi bohaterami polskiej wyobraźni nie byli kraczący realiści, tylko mitomani i opowiadacze bajek, tacy jak Mickiewicz – zręcznie składający rymy wariat, który napisanymi w sekciarskim omamie „Księgami narodu polskiego” na wiele pokoleń ogłupił polskie elity i pozbawił je umiejętności logicznego myślenia. Do dziś w tej dawnej, upadłej Rzeczypospolitej nie chcemy widzieć kraju, o którym ojciec nowożytnej ekonomii Adam Smith odnotował zwięźle, że o ile mu wiadomo, nie produkuje się tu niczego prócz najprostszych rzeczy, niezbędnych do domowego użytku. Kolejne pokolenia wolały patrzeć na to oczami wieszcza: oto tyrani z ościennych krajów, którzy nie mogli patrzeć na wspaniałą staropolską wolność, sprzysięgli się ukrzyżować im ojczyznę. I skutkiem takowej nauki, owe pokolenia zamiast wziąć się do pracy, zakładać banki i budować koleje oraz fabryki, szły od czasu do czasu „w pole”, by tam dokonać „czynu zbrojnego”. I były bardzo rozgoryczone, że Pan Bóg nie wywiązuje się ze swych obowiązków i mimo regularnie składanych za ojczyznę danin krwi, wciąż żadnego cudu z nami uczynić nie chce.

Komuniści, dyrygujący peerelowską edukacją, wpasowali tylko swoje propagandowe potrzeby w stary schemat. Od małego waleni byliśmy na lekcjach historii w łeb wizjami złej, warcholskiej szlachty, która swawoliła i wiodła Polskę ku zgubie – ale i dobrego, postępowego ludu, który kierowany patriotyzmem o wolność walczył. Tu naród do boju występuje z orężem i czarnymi od brudu paznokciami, a tu panowie sobie kurzą cygara i radzą o czynszach. Innymi słowy: nie naród był winny. Naród robił, co mógł, tylko ta wstrętna szlachta, ci panowie… Jakże bliskie to dzisiejszemu przekonaniu, że jako naród jesteśmy jak najbardziej OK, tylko mamy skorumpowanych i podłych polityków.

Stopień, do jakiego Polacy wykrzywili i zafałszowali swoją własną historię, naginając ją do narodowych mitów i powszechnego chciejstwa, to temat na osobną, grubą książkę, której na pewno nie powinienem pisać ja, tylko jakiś historyk. Ale muszę o tym wspomnieć, bo na te fałsze stale się nabijamy i ciągle muszę tłumaczyć, że, na przykład, minister Beck plótł wierutne bzdury, twierdząc, jakoby jedyną rzeczą bezcenną był dla narodu honor, bo są rzeczy dla narodu od honoru znacznie cenniejsze, i te właśnie, wskutek wyborów dokonanych przez niego i jego kumpli, straciliśmy. Straciliśmy w imię dogodzenia honorowi sześć milionów obywateli, w tym niemal całą elitę narodu, i 750 000 kilometrów kwadratowych terytorium, a faktu, że honor udało nam się obronić, i tak nikt na świecie nie docenił ani nawet nie zauważył. Naprawdę ktoś uważa, że było warto? Bo tacy, na przykład, Francuzi nie kiwnęli dla swego honoru palcem w bucie, pobili wszelkie rekordy kolaboracji, a jedyne porządne oddziały wojskowe w całej wojnie światowej wystawili na froncie wschodnim w ramach Waffen SS – i jakoś, dziwna sprawa, mają się dzisiaj znacznie od Polski lepiej!

Albo weźmy taką bzdurę: Konfederację Barską stale traktuje się u nas jako pierwsze narodowe powstanie, a Targowicę jako symbol narodowej zdrady, podczas gdy w istocie obie te konfederacje różnił tylko stosunek do Rosji i carycy Katarzyny, natomiast w zasadniczym swym programie i w dziele demolowania Polski z pozycji patriotyczno-katolickich były tak bliźniaczo podobne, zarówno w retoryce, jak i w obiektywnych skutkach, że można je właściwie uznać za dwie odsłony tego samego ruchu społecznego.

Historyczna edukacja o dzielnym ludzie, łącząca propagandę marksizmu z romantycznym badziewiem, ma swój udział w naszej powszechnej i opartej literalnie na niczym beztrosce. Skoro Polskę do upadku doprowadziła szlachta, a dziś już szlachty nie ma, to drugi raz nic nam nie grozi. A zresztą: przecież sam Papież – Polak powiedział, że „nie może być Europy sprawiedliwej bez Polski niepodległej”!

Jakoś nikt nie pomyślał, że Europa może sobie w najlepsze istnieć nie będąc sprawiedliwą. A jeśli będziemy kiedyś zmuszeni przyjąć to do wiadomości wobec takich a nie innych faktów, to tylko po to, żeby mieć Europie za złe, że jest podła. Że Unia Europejska miała zadbać o nasz dobrobyt, a NATO nas obronić, a tymczasem znowu nas zdradzili, oszukali i porzucili.

*

Kto nie wierzy, może sprawdzić, że Adam Smith naprawdę tak właśnie o kraju naszych przodków napisał: „W Polsce, o ile nam wiadomo, nie produkuje się niczego, z wyjątkiem najprostszych rzeczy, niezbędnych dla gospodarstwa domowego, jakie wytwarza się wszędzie”.

Polskie inteligenckie elity mają z dawna nawyk niezajmowania się niczym, co ma związek z gospodarką. Gospodarka to rzecz nieważna, drugorzędna. U nas najważniejszy jest człowiek, a jeszcze lepiej, cała ludzka zbiorowość – lud, naród, społeczność. Właśnie dlatego nie możemy zrozumieć tego nieszczęścia, które nas przed wiekami spotkało. Główna przyczyna, dla której dawna Rzeczpospolita musiałaby upaść, nawet gdyby nie zawiązała się Konfederacja Barska ani Targowicka, gdyby jakobini nie przeforsowali zagrażającej rosyjskim interesom konstytucji ani gdyby polski system polityczny nie został całkowicie sparaliżowany przez liberum veto, szlachecką anarchię i magnacką samowolę, została zauważona tylko przez Anglika: Rzeczpospolita Obojga Narodów była rzadkim w dziejach przykładem całkowitej nieproduktywności i niewiarygodnego wręcz przetrwonienia ogromnych zasobów. Jej gospodarka ograniczyła się do sprzedawania na Zachód ziemiopłodów i darów przyrody. Jedyną znaną naszym przodkom metodą maksymalizacji zysków był coraz dalej idący wyzysk chłopstwa, aż do poziomu oznaczającego wtrącanie go w coraz gorszą nędzę oraz zacofanie, a także coraz bardziej rabunkowa eksploatacja lasów. Dochody uzyskiwane w ten sposób kiedyś były zresztą ogromne. Nie tylko polscy magnaci olśniewali bogactwem zachodnie dwory; także poziom życia skromnego mieszczanina czy chłopa w szesnastym i jeszcze na początku siedemnastego wieku dla przeciętnego mieszkańca zachodniej Europy stanowić mógł tylko niedościgle marzenie – i zresztą przez wieki płynął stamtąd na nasze ziemie strumień osadników, szukających tu poprawy losu i znajdujących ją.

Mieszkańcy mniej przez Boga pobłogosławionych krajów zmuszeni byli imać się handlu i rzemiosła, żeglowali, kombinowali, zakładali manufaktury i banki, wymyślali fundusze asekuracyjne, czeki, obligacje – Polacy zaś wszystko, co samo nie urosło na polu, kupowali, dopóki ich było stać, w najlepszym gatunku, i z czasem coraz bardziej utwierdzali się w przekonaniu, że wszelka praca hańbi, a posiadanie w domu jakiegokolwiek wyrobu krajowego to po prostu ostatni obciach. Od handlu był Żyd, od kuchni i opieki nad dziećmi Francuz, szkło musiało być weneckie, sukno holenderskie, strzelba angielska. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej pasożytniczego i bezproduktywnego, niż szlachecka Rzeczpospolita Obojga Narodów. Aż pewnego dnia Pan spojrzał na nią z góry i stwierdził, że trzeba z tym skończyć.

*

Ta książka nie jest o tego rodzaju sprawach, ale skoro wlazłem w historię, wydaje mi się, że dla przykładu warto wspomnieć o jednym z naszych największych, historycznych urazów – wrześniu 1939 roku. Mamy o to straszny żal. Nasi sojusznicy obiecali nam pomóc, a zdradzili. Myśmy poszli z bagnetem na czołgi żelazne, ufni w moc międzynarodowych traktatów, a Anglia z Francją, ani pomyślawszy o swoim honorze, palcem nie kiwnęły, żeby spełnić swe sojusznicze zobowiązania. Owszem, wypowiedziały Niemcom wojnę, ale na wypowiedzeniu się skończyło. Aha, brytyjskie lotnictwo kilkakrotnie „zbombardowało” Niemcy przy użyciu ulotek. Nosimy w sobie ten zapiekły żal i od czasu do czasu sobie o nim przypominamy. Zresztą komuna dbała, żebyśmy nie zapomnieli. Tym, których los Ojczyzny zdawał się cokolwiek obchodzić, zawsze sączyła w uszy: wrzesień 1939 i Jałta, Jałta i wrzesień 1939, Zachód nas zdradził, zawsze nas zdradza, dla ruskiej okupacji nie ma alternatywy, musimy się pogodzić, musimy się z Moskwą ułożyć, musimy się jej podporządkować, bo nie ma innego wyjścia, Zachód nas sprzedał i zawsze sprzeda, wrzesień 1939, Jałta… Jak żyję, a ostatnich piętnaście lat żyję już przecież w wolnej Polsce, nie słyszałem, aby ktokolwiek przedstawiał sprawę nieudzielenia nam pomocy wojskowej w roku 1939 inaczej, niż w tonie „sojusznicy nas zdradzili”.

6
{"b":"90281","o":1}