Литмир - Электронная Библиотека

Mate uprawia się i pije powszechnie tam, gdzie w XVII wieku mieszkali Guarani, czyli na terytorium Paragwaju. Ale nie tym dzisiejszym, okrojonym przez sąsiadów. Dawniej Paragwaj rozciągał się dużo dalej niż teraz – od stóp wschodnich Andów aż po wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Sięgał daleko na ziemie dzisiejszej Argentyny, Urugwaju, Boliwii i południa Brazylii. Tam żyli Guarani i tam się piło Mate. Tam też pije się ją do dziś. [Przypis: Kiedy podaję nazwę własną rośliny wówczas piszę ją wielkimi literami: Yerba Mate, Mate. Ale kiedy chodzi mi o napój przyrządzony z tej rośliny albo o surowiec do jego przygotowania (sproszkowane suszone listki) wówczas „Mate” staje się słowem pospolitym pisanym małą literą tak jak „kawa” czy „herbata”].

Wspomnienie tego dawnego, Wielkiego Paragwaju zostało w nazwie – Yerba Mate po łacinie to ilexparaguariensis, czyli ostro krzew paragwajski.

* * *

Niekiedy smakosze różnych herbat w Europie czy USA kupują Yerba Mate w torebkach do zaparzania i piją przez ciekawość (połączoną z lekką domieszką snobizmu). Twierdzą, że smaku je podobnie jak inne zielone herbatki – chińskie i arabskie.

Takie picie nie ma wielkiego sensu – wówczas Mate traci cały czar. Z nią jest tak, jak z kwiatem paproci, który zakwita tylko w noc świętojańską – Mate kwitnie w ustach pełnym bukietem smaku jedynie, gdy jest właściwie przyrządzona i podana.

* * *

Tradycyjny (indiański) sposób picia przypomina rytuał) związane z paleniem fajki pokoju.

W jednym i drugim przypadku bardzo ważną rolę pełni sprzęt: Fajki pokoju były rzeźbione z kamienia, a niewielkie naczyńko do Mate (matero, albo guampa), powinno być wykonane ze specjalnego gatunku drewna – Palo Santo (Święty Pień).

Już samo to drzewo jest ziołem – po zmieleniu zaparza się je i podaje jako lekarstwo na wiele chorób. Wspiera siły witalne (męskie), urodę (niestety tylko u pań), nerki, kiszki, żyły i wszystko inne, ale pod warunkiem, że się mocno wierzy. Ma charakterystyczny silny zapach, który nie wietrzeje. Drewno, nawet po wyschnięciu i latach używania jako guampa, zachowuje swój naturalny kolor – intensywną zieleń szczypiorową. Wygląda jak pomalowane bejcą.

Do drewnianej fajki - guampy – wsypuje się grubo siekane suszone liście i łodyżki Mate. (W tej postaci wygląda ona nie jak porządna herbata, ale jak jakieś zakurzone paprochy.)

Potem wkręca się w nie metalową rurkę – o nazwie bombilla - przez którą będziemy pić. Rurka ma na dolnym końcu sitko, żeby zapobiec wciąganiu fusów do buzi. Najlepiej, jeżeli jest wykonana ze srebra, bo przecież będziemy jej dotykać ustami.

Do tak nabitej guampy z wkręconą rurką wlewamy odrobinę gorącej wody – w tym celu wszyscy dorośli obywatele Paragwaju, o każdej porze dnia, noszą pod pachami termosy. No więc wlewamy tę wodę i czekamy.

Nie ma się do czego śpieszyć, bo i tak pierwsze zalanie wypija w całości Santo Tomas – święty Tomasz.

(Prawda jest taka, że całą wodę wciągają te suche paprochy i każdy o tym wie, ale tradycja każe pić Mate w grupie – a nie samemu – więc jeżeli ktoś akurat nie ma kompanii, to pod ręką jest zawsze św. Tomasz. Wprawdzie niewidoczny, ale przecież obecny, bo ktoś tę pierwszą porcję wody wypił, no nie?)

* * *

Woda, którą zalewamy fusy powinna być „biała” – taka, która szumi na ogniu, ale jeszcze się nie zagotowała – nigdy wrząca! Zalanie Mate wrzątkiem powoduje, że się święte ziele poparzy, obrazi, i w jednej chwili straci cały smak. I Moc.

Nie jest to żaden indiański zabobon. Kilkakrotnie sprawdzałem – choć przyznaję, że żaden z tych eksperymentów nie był efektem działalności planowej, tylko mojego gapiostwa – i za każdym razem musiałem potem wywalać zawartość świeżo nabitej guampy na kompost.

[Przypis: Część Czytelników może nie wiedzieć, co to kompost. Dlatego wyjaśniam: kompost to jest kupa czegoś martwego, co wciąż żyje. Życiem… wewnętrznym. W dodatku, w sposób dość natarczywy, daje to odczuć wszystkim, którzy znajdują się w pobliżu. Szczególnie od zawietrznej.

Kompost zachowuje się tak jak kotlet, który zapragnął kwiknąć albo przynajmniej pomachać małym zakręconym ogonkiem. Tyle że kotletom to nigdy nie wychodzi.]

INDIAŃSKI RYTUAŁ

Siedzieliśmy w kilkanaście osób skupieni przy ognisku Dookoła Indianie Ache, a pośród nich padre Adan. Osmalony czajnik z pięknie wygiętą szyjką i dziobkiem stał przysunięty bokiem do ognia Szumiał lekko.

Stara, bardzo stara Indianka, pomarszczona tak, ze przy każdym jej ruchu miało się wrażenie, ze jej skóra szeleści, ściskała między kolanami drewniany moździerz i ucierała w nim jakieś zioła.

– To yuyo - wyjaśnił padre.

– ??? – zapytałem brwiami.

– Świeże zioła, które uciera się albo tłucze na miazgę i dodaje do matę.

– A po co?

– Oni zawsze mówią, ze to remedio na jakąś chorobę, ale najczęściej chodzi o rodzaj przyprawy.

– Przyprawa do herbaty?

– Coś w tym guście. Yuyo, czyli po naszemu „chwasty”, urozmaicają smak. My też dodajemy cytrynę do herbaty.

– Dlaczego „chwasty”?

– Bo zioło, czyli yerba, jest tylko jedno Matę Cała reszta to zaledwie chwasty.

Stara Indianka wcisnęła yuyo na wierzch nabitej guampy i sięgnęła po czajnik Ruszała się wolno, ale nad wyraz precyzyjnie Mimo ze była kompletnie ślepa.

Teraz zalała Lejąc z wysoka, żeby strużka wody schłodziła się jeszcze w drodze przez powietrze – na wszelki wypadek, choć przecież w czajniku cały czas tylko szumiało, a nie bulgotało Za żadne skarby nie chciała poparzyć matę – to zły omen, a poza tym zły smak.

Podziwiałem jej kunszt Musiała to robić całe życie i latami ćwiczyć każdy ruch, bo nie uroniła ani kropli.

Odczekaliśmy kilka minut.

.

Jeszcze kilka…

.

.

Cierpliwie.

Kiedy święty Tomasz się nasycił, Indianka nalała najpierw sobie – bo to ona była gospodarzeni ceremonii. (Poza tym niektórzy uważają, ze pierwszy napar jest niesmaczny, więc nie wypada go podawać innym Argentyńczycy ściągają go do buzi, a następnie wypluwają na ziemię Łykają dopiero drugi, a nawet trzeci. Tutaj, w Paragwaju, nikt nie robił takich rzeczy)

Staruszka piła wolno, uważając, żeby gorąca metalowa rurka nie poparzyła jej ust Kiedy skończyła, nalała ponownie odrobinę wody, na te same fusy, i podała siedzącemu po swojej prawej stronie. Tak rozpoczął się rytuał picia.

* * *

Guampa krąży z rąk do rąk, ale nie po kole – tak jak w przypadku fajki pokoju – lecz po gwieździe. Za każdym razem musi przecież wrócić do gospodarza z czajnikiem (lub termosem) w celu ponownego napełnienia.

Fusów jest taka ilość i mają w sobie tyle mocy (przepraszam – Mocy), by zanim stracą smak, można było przez nie przelać ze dwa litry wody.

* * *

– No i jak? – zapytał padre, kiedy opróżniłem guampę i oddałem Indiance.

– Smakuje jak napar z petów.

– A piłeś kiedy napar z petów, ze tak gadasz?

– Zobaczysz – dodał po chwili – za miesiąc rzucisz kawę, rzucisz herbatę i przejdziesz na matę Na razie i tak nie masz wyjścia, bo tu się mc innego nie pije. Kiedy wyjeżdżasz?

– Za trzy miesiące.

– Uuu, no to przepadłeś. Zapomnij o małych czarnych, ty już jesteś ateista!

– A ona jakoś działa? Na ciało albo na rozum?

– Lekko kręci.

– Uzależnia?

– Nie bardziej niż kawa. Skoro w USA sprzedają matę w supermarketach, to to na pewno nie jest narkotyk, ani żaden inny materiał wyskokowy.

– To dlaczego nikt nie daje pić dzieciom?

– Tradycja U nas też dzieciom nie daje się kawy. Dopiero jak odpowiednio podrosną. Z matę tak samo.

Po chwili znowu przyszła moja kolej. Ale stara Indianka ominęła mnie i podała guampę następnemu.

– Nie zauważyła mnie? – szepnąłem księdzu w ucho – To znaczy, chciałem powiedzieć.

– Zauważyła, zauważyła Ona jest ślepa na oczy, ale widzi więcej niż my wszyscy Dzieciaki twierdzą, ze przez trzy ściany potrafi zobaczyć jak broją.

Chyba miał rację W trakcie naszej rozmowy do kręgu dołączyło kilka osób. Usiedli w różnych miejscach, a Indianka nie zgubiła kolejności. To znaczy wszystkim którzy byli tu od początku podawała po pierwotnym kole (gwieździe), a dopiero na końcu dodawała te kilka ostatnich osób, tak jak się dosiadły.

– Coś ty jej powiedział, kiedy oddawałeś Guamkę? – zapytał padre.

– Normalnie „dziękuję”, a co niby miałem mówić?

– Nic. Właśnie o to chodzi, ze NIC. Kiedy powiesz „dziękuję” to znaczy, ze już się napiłeś i więcej nie chcesz. Wtedy wypadasz z kolejki. Siedzisz z nami, ale guampa cię omija. Dziękuję mówi się dopiero na samym końcu, a nie w trakcie rytuału.

* * *

Tego dnia po południu piliśmy jeszcze coś: terere czyli yerba matę na zimno.

To specjalność paragwajska, nie znana nigdzie indziej na świecie. Wszystko poza wodą pozostaje bez zmian A woda musi być tym razem lodowata!

Matę naciąga jednakowo mocno bez względu na to, czyją polewać wodą gorącą, czy zimną. Reaguje trochę tak jak ludzka skóra – można się przecież „poparzyć” od bardzo zimnego i objawy będą identyczne, jak przy poparzeniach wrzątkiem. Dobre porównanie, bo tak dla matę, jak i dla ludzkiej skóry, woda letnia jest obojętna. Od letniej matę nie naciąga – Moc śpi.

Terere pija się w tych porach dnia, kiedy jest gorąco I, rzecz ciekawa, tam gdzie się je pija, nigdy nie występuje plaga cholery, a cholera to przecież choroba brudnej wody. Nieprzegotowanej. Dokładnie takiej, jaką w większości przypadków zalewane jest terere.

18
{"b":"89442","o":1}