Poszybował w przeciwną stronę. Gdzieś tutaj powinien trafić na korytarz i szyb perystaltyczny – lecz nie dostrzegał nawet ścian Kła.
– Patrick! – zawołał cicho, by nie budzić dziewczyny.
– Panie Zamoyski… Obejrzał się.
Z gęstwy wysypał się rój owadów (mieniły się w locie błękitno i seledynowo), by skonfigurować się przed Adamem w postać bladego mnicha w grubym habicie. Odrzucony kaptur ukazywał jasną tonsurę, ciemne włosy stroszy-ły się w nierówny obwarzanek. Mnich wyglądał na bardzo młodego; uśmiechał się nieśmiało.
Składniki jego manifestacji były o wiele rzędów wielkości większe od cesarskich nanomatów i odnosiło się wrażenie niejakiej ziarnistości sylwetki – z pewnością nie każdy włos z osobna został tu wymodelowany i zasemblowany.
– Obawiam się, iż już nie będziecie mieli wielkiego pożytku z Patricku – rzekłu Franciszek w klasycznym angiel-
skim. – Jenu hardware, procesory Kła, mhm, okazały się niezbyt odporne na modyfikacje, jakich zmuszonu byłum dokonać.
Zamoyski rozejrzał się dokoła.
– Zbyt duże to wszystko, zbyt duże – mruknął. – Rozmontowałeś… rozmonfowaluś wnętrze Kła?
– Rozmontowałum… powiedzmy. Ale proszę się nie martwić. Najprawdopodobniej nie będę musiału gościć was tak długo, jak się pierwotnie spodziewaliśmy; dlatego też zaniechałum syntezy anabiozerów. Wkrótce powinien się ktoś zjawić.
– Łączność? – spytał szybko Zamoyski. – Plateau?
– Owszem. To znaczy – moje.
– Co znaczy: twoje?
– Ach. Tak. Zostałum poinformowany o pańskiej przypadłości – westchnęłu Franciszek. – Plateau to nie Ul, istnieje ich wiele, wszystkie słowińskie i w optimum Transu. Każdy Progres, każda Cywilizacja ma swoje. My korzystamy z tysięcy Plateau, chociażby jako środków łączności, forów handlowych. I gdy tylko odzyskałum dostęp do jednego z Plateau, w które jestem wtajemniczonu, upubliczniłum informację o naszym położeniu. Najwyraźniej blokada jest selektywna, część Wykresu Thieviego została już odkryta, część nie.
– Skontaktowałuś się z Gnosis?
– Nie wątpię, że informacja dotarła i do nich. Wszelako kiedy mówiłum o niedługiej gościnie, miałum na myśli jedynie fakt, iż nie będzie ona trwała dziesięciolecia k-cza-su. Śmiem bowiem zakładać, że wasza Cywilizacja sama jest w poważnych kłopotach. Ratunek może nie nadejść aż tak szybko.
– No tak: zamknęli wszystkie Porty.
– Mhmm… – mnich okazał jeszcze większe zmieszanie. – Miałum na myśli nieco większe kłopoty…
– Cholera, rzeczywiście – rozespany Zamoyski potarł kark. – Te Wojny! Jeśli one niszczą po drodze mechanizmy wszystkich Kłów, to Porty zostały otwarte przemocą. No ale – kalkulował szybko – to powinno umożliwić Cywilizacji wysłanie po nas trójzębowca z Kłów trzymanych dotąd w Portach. Chyba że tak kiepsko stoją ze sprzętem, a ta wojna z Deformantami… to jest… chciałem powiedzieć…
Obudź się wreszcie i przestań myśleć na głos, durniu! Znajdujesz się we wnętrznościach jednu z nich. Skąd wiesz, po której naprawdę jest stronie?
Franciszek pokręciłu głową. Sięgnęłu za siebie, schwy-ciłu czarną lianę, rozerwału ją, ścisnęłu. Wypłynął z niej przezroczysty płyn. Powoli uformował się w drgającą bańkę. Franciszek ujęłu ją delikatnie w dłonie, po czym rozło-żyłu szeroko ramiona; powtórzyłu gest w pionie. W powietrzu lśnił teraz półprzeźroczysty owal cieczy, lepka błona. Manifestacja Deformantu przesunęła ją w bok.
Pod takim kątem ujrzał Zamoyski na owym ekranie czarną głębię kosmosu z milionem gwiezdnych cekinów, układających się w poprzek błony w Mleczną Drogę.
– To jest to, co stąd widzimy – rzekł mnich. – Ale to tylko światło. Tego już nie ma.
– Słucham?
– Tysiące lat będziemy jeszcze mogli podziwiać boski gobelin naszej galaktyki; lecz jej samej już nie ma. Wojny wyrwały się na wolność i przeszły od ramienia do ramienia. Każda drobina materii większa od cząsteczki wody została skollapsowana. Dotyczy to także wszystkich Kłów, które nie szły na kraftfali. Nie ma już Mlecznej Drogi – jest tylko mgławica czarnych dziur. Większość z nich zdążyła zresztą wyparować. Struktura grawitacyjna i moment pędu zostały zachowane – lecz teraz już tylko ciemność obraca się wokół ciemności. Wojny zaś – Wojny walczą dalej. Szukał pan urynału, panie Zamoyski? Tędy proszę. Tamten kwiat.
SUZEREN
Fren spontanicznych przepływów informacji/energii w Bloku.
Pierwsza i jedyna inteligencja meta-fizyczna.
„Blok"
Hipoteza meta-fizyczna, ujmująca jako konkretny byt zbiór wszystkich istniejących Plateau.
U. Byt o wątpliwym statusie ontologicznym.
Na Wykresie Thieviego: (n-2)-bryła zawierająca Plateau optymalne.
„Multitezaurus" (Subkod HS)
Wszystko to były owoce; nawet wgryzając się w nie do bólu szczęki i czując na języku smak mięsa, nie ośmielał się myśleć o nich jako o mięsie. Wszak spożywałby wówczas ciało Franciszku. Jadł zatem owoce.
Angelika zdecydowanie nie przejawiała podobnych oporów.
– Mhm, dobre, cholera. A to?
I pytała Deformantu o kolejne jenu organy.
W końcu odrywała kawałki i zjadała nie pytając – po trochu wszystkiego, co wpadło jej w rękę.
Czasami z obrzydzeniem wypluwała.
Skojarzenia Zamoyskiego były inne: wyżeramy wu wnętrzności; my: pasożyty, inteligentne tasiemce.
Lecz jeść musiał. Byle nie myśleć, jedząc, co je.
– Smaug mi tłumaczył, ale to wydaje się nie trzymać kupy. Czym właściwie są te Wojny?
McPherson, unosząc się w powietrzu w pozycji lotosu tuż pod srebrzystą bańką wody, za którą falowały fosforyzujące liany-żyły, wsysała płynne złoto przez wpółzadśnięte wargi.
– Mhmmmm, w tym rzecz, że właśnie nikt nie wie. Gdyby było wiadomo, można byłoby je po prostu zaprojektować i stworzyć. W sumie to tak samo jak z otwartymi inkluzjami i Ul, jak z technologiami Otchłani: nie wiemy, dokąd zmierzamy, dopóki tam nie dotrzemy -
– Okay, okay, już łapię. Zmarszczyła brwi.
– Nie pojmuję, czemu się na mnie obrażasz. Sam pytasz, a potem -
– Przepraszam – burknął.
– Masz, to cię przytka.
Skrzywił się, ale nic już nie powiedział. Złoto smakowało jak ciepły sok pomarańczowy. Wyciągnął rękę, by z kolei schwycić się sieci korzennej i podciągnąć ku wodzie, obmyć się w niej z płyn-złota rozle-
wającego się po skórze i wiążącego kończyny, ameba o mięśniach z napięcia powierzchniowego… Miast tego spadł.
Ciało (które pamięta) zareagowało szybciej niż umysł. Upadł bowiem już w przyklęku, z podparciem. Mimo wszystko stłukł boleśnie kość przedramienia o wysoki pod-
łokietnik fotela.
Sycząc przekleństwa, uniósł głowę. Salon Angeliki pogrążony był w półmroku. Za oknami wychodzącymi na dziedziniec stała noc – bezgwiezdna, oczywiście. Natomiast przez uchylone drzwi z korytarza wciskała się chmura żółtego blasku, szybko rozpraszanego ponad dywanem. Prawie widział, jak to ciężkie światło rozbija się w powietrzu na coraz mniejsze cząstki, które potem wsiąkają bezgłośnie w miękką materię orientalnego kobierca. Miał w nim zanurzoną dłoń, więc czuł tę miękkość; i czuł, jak masywne światło wstępuje z podłogi, ze starożytnej tkaniny, po liniach mocy i wypełnia mu organizm, coraz ściślej, coraz gęściej, haa-aach! – a wszystko w ułamkach sekund.
Wstał, wyprostował się.
– Gheorg.
Patrick Gheorg McPherson już przestępowału próg. Drzwi zaskrzypiały przepięknie, uchylane coraz szerzej, gdy wychodziłu z tunelu światła – woskowożółtego, jakby filtrowanego przez stary pergamin.
– Stahs McPherson spotka się z tobą za kilka chwil – rzekłu ściszonym głosem.
– Gdzie Angelika?
– Śpi. – Manifestacja phoebe'u krótkim ruchem oczu wskazała ku sypialni.
Zamoyski odruchowo spojrzał na zamknięte drzwi.
Już bez słowa więcej wyszli obaj na zamkowy korytarz. Teraz ujawniło się źródło światła: rzędy rozstawionych wzdłuż ścian lichtarzy. Dziesiątki świec oddychały w nie-zgranym rytmie, blask i cień migoczące na powierzchniach
ścian i mebli; a ta srebrzysta zbroja – wydawało się, że już unosi ramię, juz obraca się jej hełm… W świetle świec wszystko drży w gorączkowym oczekiwaniu.
– Moetle? – spytał Zamoyski.
– Też dopiero co został powiadomiony. Widzisz, stahs, nie spodziewaliśmy się odnowienia połączenia, nikt nie jest w stanie przewidzieć posunięć Wojen, i -
– Co?
– Wojny -
– Coś ty powiedziału?
– Ze się nie spodziewaliśmy -
– Jestem stahsem? Otrzymałem obywatelstwo?
– Stahs McPherson ci je wykupił.
– Który?
– Stahs Judas.
– Ach, tak… – Zamoyski pokiwał głową, jakby od początku się tego spodziewał. – Można wiedzieć, co go nagle do tego skłoniło?
– O tym, jak sądzę, on sam najpełniej cię poinformuje, stahs.
– Za kilka chwil, co? – mruknął z przekąsem Zamoyski. – Ale wiecie przecież, jaka jest nasza sytuacja? Skoro Wojny załatwiły wam zewnętrzne Kły, tak czy owak musieliście się otworzyć, choćby na moment. Posłaliście po nas trójzębowiec?
– Poszły dwa Porty Uniwersalne. -Hę?
– Porty zawieszone na oktagonach kubicznych. Okta-gon do sześcianu, stahs: pięćset dwanaście Zębów. To jest minimum, jeśli mamy choć przez k-moment utrzymać Port w Czasie Słowińskiego.
– Chcecie nas podsłowińczyć…?
– Was? Skądże. Porty Uniwersalne, stahs, zawierają jedynie złapany po drodze martwy glob jako surowiec, oraz
odrobinę cesarskiego nanoware'u. Po przybyciu na miejsce i rozpoznaniu sytuacji Port przyspiesza do Słowińskiego, po czym zapuszcza inf. W ścieżce technologii militarnych jest to rozwiązanie stojące tuż pod Wojnami: ultymatywny okręt wojenny. Zanim wróg zdąży w ogóle zauważyć przybycie oktagonu kubicznego, ten wyrzyga na niego całą Cywilizację Śmierci: przez tysiąclecia Port-czasu specjalnie na te okoliczności doskonalone technologie mordu, inteligencje zniszczenia. Loża zadecydowała o wysłaniu za wami dwóch Portów Uniwersalnych.
– Na miłość boską, dlaczego…?