Roastron IV usłyszał ciche stąpanie. Zwykłe, Judzkie ucho nie zdołałoby uchwycić tego słabego dźwięku, lecz on słyszał je dokładnie. Ktoś zbliżał się od strony wejścia, skradał się wśród labiryntu przejść, w kierunku jego stanowiska. Roastron IV nie odwracał jednak głowy. Czekał.
Kroki były stłumione, nadchodzący miał na nogach miękkie obuwie. Musiał być już bardzo blisko. Lekki, metaliczny zgrzyt i cichy, syczący dźwięk rozległy się tuż za plecami Roastrona. Teraz odwrócił się gwałtownie. Zobaczył za sobą człowieka w masce tlenowej. Za okularami maski dostrzegł parę ciemnych, dużych oczu. W rękach tego człowieka syczała butla ze sprężonym gazem.
Roastron IV rozpoznał słabą woń gazu usypiającego. W jednej chwili przeanalizował sytuację, nie uciekając się nawet do sprzężenia z komputerem. Wstał z fotela i zrobił dwa chwiejne kroki w kierunku napastnika, a potem zgiął nogi i osunął się na stalową płytę podłogi. Człowiek w masce zbliżył wylot zaworu butli do jego twarzy. Roastron IV poczuł powiew gazu. Zamknął oczy i znieruchomiał. Usłyszał kroki odchodzącego. Teraz nie starał się on już stąpać cicho. Szedł szybko, podbiegając nawet, jakby bardzo mu się spieszyło. Roastron leżał jeszcze nasłuchując. Dopiero gdy upewnił się, że trzasnęły drzwi prowadzące na główny korytarz części załogowej, podniósł się i usiadł przy pulpicie kontrolnym.
Śledził bacznie wskazania mierników. Silniki pracowały normalnie, przyspieszenie nie zmieniło się. Dopiero po czterech minutach Roastron IV zauważył lekką zmianę kierunku wypadkowej siły ciągu. Dało się to odczuć nawet bez patrzenia na przyrządy.
„Opanował stanowisko pilota" – stwierdził Roastron IV i sprzągł się falowo z komputerem. Po chwili miał już wszystkie dane.
„Ten sam fałszywy kurs, na jaki nastawione były teleskopy nawigacyjne" – pomyślał i ruszył w kierunku wyjścia.
Cicho przemknął korytarzem. Zajrzał do kabiny Kamila. Była pusta, skierował się więc do sektora przetrwalników. Szarpnął drzwi, lecz były zamknięte. Zawrócił, zaglądając po drodze do kilku kabin mieszkalnych.
Wszędzie czuł woń gazu usypiającego. W niektórych kabinach dostrzegł uśpionych ludzi, niektórzy upadli po prostu na podłogę i tak pozostali.
„Przewody wentylacyjne! – ocenił Roastron IV. -Wprowadził gaz do układu wentylacji".
Na stanowisku przy komputerze, siedząc w fotelu, spała Krystyna. Roastron IV podszedł cicho do drzwi sterowni i pchnął je lekko. Nie były zamknięte. Przez szparę w uchylonych drzwiach ogarnął spojrzeniem stanowisko pilotów.
Steve leżał obok pulpitu sterowania. Drugi pilot, z głową przechyloną na bok, spoczywał w fotelu. Przy sterach siedział człowiek w masce tlenowej. Roastron IV widział tylko jego plecy. W sterowni też było pełno gazu. Butla leżała na podłodze, u stóp człowieka w masce.
Roastron IV pchnął drzwi, które rozwarły się szeroko. Człowiek siedzący przy sterach odwrócił się gwałtownie, przez chwilę trwał w osłupieniu, a potem szybkim ruchem sięgnął po butlę z gazem i kierując jej wylot w stronę stojącego w drzwiach, odkręcił zawór. Strumień gazu omiótł twarz Roastrona IV, który przybliżał się powoli.
– Oddaj to – powiedział Roastron IV spokojnie. – Na mnie nie działa ani gaz, ani inne metody usypiania.
Człowiek w masce wypuścił z ręki butlę, która z sykiem potoczyła się w kąt, a potem nagle skoczył w kierunku Roastrona IV, który jednak usunął się błyskawicznie, chwytając napastnika za ramię i zdzierając mu maskę. Ukazała się spod niej twarz Piotra, który w kilka sekund, zachłystując się gazem wypełniającym pomieszczenie, osunął się na podłogę.
Roastron IV usiadł przy pulpicie sterowniczym i ostrożnie manipulując sterami naprowadził astrolot na prawidłowy kurs.
Idą podniosła słuchawkę i połączyła się ze sterownią.
– Jesteśmy tutaj – powiedziała – zamknięci w mojej kabinie. Zamknij od wewnątrz drzwi sterowni, żebym mogła go stąd wypuścić.
Popatrzyła na Kamila, który ponuro zwiesił głowę.
– Nie martw się – powiedziała łagodnie. – Nie chcemy nikogo skrzywdzić. Gdy tylko odnajdziemy naszą stację kosmiczną, nadamy meldunek. Myślę, że moi bracia pozwolą odesłać astrolot z powrotem do Układu Słonecznego. Ale, by zgodzili się na to, nikt z was nie może wiedzieć, gdzie znajduje się nasza planeta. Nie chcemy – na razie przynajmniej – waszych odwiedzin. Trudno by mi było wyjaśnić, dlaczego tak jest, ale mamy powody, by obawiać się waszej obecności u nas… Chodzi o pewne złe cechy ludzkie, których my nie posiadamy…
Przerwała, zwracając spojrzenie na drzwi, ktoś z zewnątrz usiłował je otworzyć. Podeszła do nich zaniepokojona.
– Czy to ty, Piotrze? – spytała głośno. Nikt nie odpowiedział. Rozległ się ostry syk i po chwili z miejsca, gdzie na powierzchni drzwi znajdowały się cztery pokrętła zamka cyfrowego, strzelił błękitny płomień. Drzwi otworzyły się. Stał w nich Brian, trzymając w ręku palnik plazmowy.
Idą cofnęła się i opadła na fotel. Kamil poderwał się za to na równe nogi i patrzył na przybysza nic nie rozumiejąc.
– Wszystko w porządku, dowódco! – powiedział Brian, a właściwie Roastron IV, czyli Robot Astronautyczny, model IV.
Po twarzy Idy spływały łzy. Kamil patrzył na nią zrazu obojętnie, z chłodną rozwagą, zastanawiając się, czy ten płacz miał być jeszcze jednym wybiegiem, kolejnym podstępem istoty, która mimo ludzkich kształtów wydawała mu się teraz zupełnie obca. Nie była już dla niego czarującą, młodą kobietą. Gdy przymknął oczy, jawiła mu się w postaciach najdziwaczniejszych stworów, jakimi wyobraźnia ludzka zaludnia obce planety…
Idą otarła oczy, lecz łzy spływały jej wciąż spod opuszczonych powiek.
– Skąd u ciebie tak ludzkie reakcje? Co oznacza ten płacz? – spytał, nadając głosowi odcień ironii.
– Przyzwyczajenie… – powiedziała, próbując się uśmiechnąć. – Długoletnie przyzwyczajenie… A poza tym… jak, według ciebie, mogłabym inaczej wyrazić ten stan moich uczuć, rozporządzając jedynie ludzkim ciałem? Polubiłam tę postać, przywykłam do niej. Podobała mi się coraz bardziej. Ciebie także polubiłam. Nie myśl, że wszystko, co mówiłam i robiłam w każdej chwili, było tylko mistyfikacją. Żyłam przecież między ludźmi tak, jak kiedyś między moimi braćmi, na mojej planecie… W naszych warunkach zewnętrzna postać nie odgrywa tak wielkiej roli jak u ludzi. U nas nie do pomyślenia jest, by ktokolwiek zyskiwał przewagę nad innym tylko dlatego, że… ładniej wygląda. Zresztą, stosując wasze kryteria, jesteśmy niezbyt piękni. Sama to stwierdzam, i może dlatego właśnie rola ładnej dziewczyny tak bardzo spodobała mi się, że z żalem rozstawałabym się z tą postacią…
– Przecież nie jesteś kobietą, nawet psychicznie! Nie mogłaś ani przez chwilę odczuwać i myśleć tak jak prawdziwa kobieta!
– Nie rozumiesz tego… U nas te sprawy wyglądają zupełnie inaczej, nie potrafię ci wytłumaczyć. Ale musisz mi uwierzyć, że to, co łączyło mnie z tobą, było co najmniej szczerą sympatią. Zastanów się: przecież myślałeś o mnie, jak o prawdziwej dziewczynie. Podobałam ci się. To, że nie byłam „prawdziwa", nie przeszkadzało ci dotychczas. Nigdy nie odkryłbyś mistyfikacji, fałszerstwa… Jeżeli pozwolisz nam odejść, dam ci dowód mojej szczerej sympatii i przyjaźni…
– Jaki mianowicie?
– Pozostawię nieco z mojej osobowości dziewczynie, będącej prawdziwą właścicielką ciała, którego używam. Potrafię to zrobić, przekonasz się. Będzie cię lubiła tak jak ja. Nie mogę wprawdzie zostawić jej części mojej wiedzy i dlatego nie będziesz mógł rozmawiać z nią o tym, o czym rozmawiałeś ze mną. Ona obudzi się jakby z głębokiego snu, zachowując osobowość czternastoletniej dziewczyny. Pozostanie taka, jaka była w chwili, gdy znalazła się we wnętrzu wehikułu, który wylądował na leśnej polanie. Ale w jej podświadomości tkwić będzie moja sympatia do ciebie…
,,To mi przypomina dawne historie o kuszeniu świętych przez diabła wcielonego w kobietę" – pomyślał Kamil, lecz jego zawziętość stopniała nagle. Poczuł zupełnie niespodziewanie współczucie dla tej istoty, której prawdziwego wyglądu nawet się nie domyślał. Teraz, gdy sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy jej pewność zwycięstwa w tym pojedynku ustąpiła miejsca zwątpieniu, Kamil zaczął zastanawiać się nad kompromisem, nad jakimś rozsądnym rozwikłaniem niezwykłej sytuacji…
– Czego spodziewasz się ode mnie? – spytał nagle, wstając i zbliżając się do Idy.
– Chcę prosić, abyś pozwolił odnaleźć naszą stację kosmiczną. Ona musi być gdzieś niedaleko… No, w każdym razie, w promieniu roku świetlnego… Jeśli jej urządzenia będą sprawne, nawiążemy łączność z naszą
planetą. Na stacji znajdują się specjalne „zastępcze ciała", rodzaj przetrwalników dla osobowości. Po prostu „przepiszemy" nasze osobowości do tych urządzeń i zwolnimy ciała, w których obecnie przebywamy. Innego wyjścia dla nas nie ma… W naszych „sztucznych ciałach" możemy oczekiwać dość długo na przybycie ekspedycji ratunkowej, która nas stamtąd zabierze…
– Co proponujesz w zamian za spełnienie tej prośby?
– Ożywimy przed odlotem wszystkich, których uśpiliśmy. Poza tym – zwrócimy tych dwoje, Piotra i Idę…
– Jak to zrobicie?
– Po prostu. Polecimy rakietą patrolową na naszą stację, a potem oni powrócą tą samą rakietą w stanie lekkiej hipnozy, by powrót do rzeczywistości nie był dla nich wstrząsem… Musiałbyś jednak obiecać mi, że później nie będziesz sam próbował dotrzeć do stacji. Mógłbyś niechcący uszkodzić przetrwalniki i zabić nas.
Jeśli interesują cię nasze urządzenia przetrwalnikowe, znajdziesz takie same na planecie Kappa, w grocie skalnej, w pobliżu miejsca, gdzie znaleziono uśpionego Enrica. Wprawdzie Piotr wyłączył reaktor jądrowy i wokół groty nie ma już promieniowania neutronowego, ale Enrico wskaże wam to miejsce. Trzeba tylko usunąć cienką skalną płytę maskującą otwór jaskini. Chcieliśmy pozostać na Kappie, przenieść się do tamtych przetrwalników, taki był nasz pierwotny plan, ale Piotr nie miał pewności, czy urządzenia łącznościowe działają sprawnie. Nie mogliśmy ryzykować. Gdyby wiadomość od nas nie dotarła do naszych braci, czekalibyśmy zbyt długo… albo może w ogóle nikt by po nas nie przybył…