A potem w jednej chwili wszystko znikło. Gorąco ustało i umilkły wszystkie dźwięki.
– Możesz otworzyć oczy – rzekł demon.
Wstawał świt, a wokół niej rozciągała się połać wielkiego pogorzeliska. Gdzieniegdzie z poczerniałej ziemi sterczały ułomki okopconych murów i zeszklone trzony kolumn. Luana w oszołomieniu rozglądała się po rumowisku. Gdyby nie portal katedry, nie rozpoznałaby tego miejsca, ale nawet teraz nie mogła uwierzyć, że te zgliszcza jeszcze niedawno były wielką cytadelą magów Brionii.
– Jak to możliwe?
Nic więcej nie zdołała wykrztusić.
– Przeniosłem cię w moich ramionach.
Demon również był odmieniony, skurczył się w sobie, jego ognista postać przybrała barwę popiołu i bardziej niż kiedykolwiek przypominał zjawę. Tylko oczy wciąż należały do niego, dwa czarne, gorejące punkty pośrodku dymu.
Nie ośmieliła się zadawać więcej pytań. Później miała się długo zastanawiać, co się stało z wszystkimi innymi mieszkańcami i gośćmi cytadeli – czy próbowali zastąpić drogę demonowi, który ją prowadził, i spłonęli w jego ogniu, czy też dopadły ich inne duchy, uwolnione po tym, jak Rocco rozciął gobelin. Nigdy nie zyskała pewności, więc obwiniała się o ich śmierć, podobnie jak o wiele innych rzeczy, które wydarzyły się tamtej nocy. Ale wtedy, w zgliszczach cytadeli, jej odwaga wyczerpała się wreszcie i była tylko małą, przestraszoną dziewczynką.
Odwróciła się do demona. ' – Co się ze mną stanie?
Pochylił się i przesiał między palcami garść popiołu, aż na dnie jego dłoni pozostał jedynie drobny, czarny kamień. Po chwili rozjarzył się, poczerwieniał jak węgielek w kominie, a demon zamknął go w złożonych dłoniach i turlał przez moment. Kiedy je rozwarł, na jego palcach spoczywała wielka, czysta perła.
– Weź ją – rzekł, podając jej klejnot. – Póki ją zatrzymasz, będziesz bezpieczna, a także wszyscy, którzy pozostaną przy tobie.
Ujęła perłę i mocno zacisnęła na niej palce. Wciąż była ciepła od mocy demona.
Luana odwróciła się ku świątyni. Nie było ani śladu po grobowcu Severa i Arachne, znikły też wszystkie rzeźby zdobiące fasadę katedry. Spiżowe wrota stopiły się od pożogi i zastygły w jednej wielkiej kałuży czarnego metalu. Mury jednak oparły się niszczącej mocy ognia, może, dlatego, że wzniesiono je na poświęconej ziemi, gdzie żaden demon nie miał przystępu.
Wejście ziało czernią jak wielkie, rozwarte do krzyku usta. Luana zawahała się, niepewna, co spotkają w środku.
– Boję się.
Później nie potrafiła zrozumieć, dlaczego zwróciła się do niego w ten sposób. Może po prostu nie pozostał nikt inny. Jednak jeszcze bardziej zdumiała ją odpowiedź demona, choć musiało wiele czasu upłynąć, zanim pojęła, co naprawdę wydarzyło się, kiedy razem przekroczyli próg świątyni. – Nie lękaj się – odparł demon. – To tylko jeden krok w ciemność, nic więcej. Położył gorącą dłoń na jej ramieniu i razem weszli w mrok.