Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Niepotrzebnie spaliłaś jej suknię – powiedziała Renata. – Była w dobrym stanie. Mogła się jeszcze przydać.

– To była suknia Gracji. Nie chciałam, żeby w niej pochowano kogoś innego.

Chwilę patrzyła w ogień, potem razem zebrali się w drogę powrotną. Wózek był niewiele lżejszy, ale w dół poszło łatwiej.

– Ależ było chmur w tej dolinie – powiedział Adams, gdy pożegnali już Sylwię. – Cień taki głęboki. Może z tego powodu rośliny nie rosną na jej zboczach.

– Tam zawsze jest ciemno. Jej imię to znaczy.

– Tylko płomień ją rozjaśnia. Skoro mi tamten nie groził, to który mi zagraża…?

– Myślę, że Płomień Niezgody. Ale tamten zapłonął, gdy byłeś już dość daleko. Nie dałabym ci się wtedy zbliżyć.

– Ile ich jest, tych różnych płomieni…?

– Cztery – wyjaśniała cierpliwie. – One rozpalają się nawzajem. Dlatego wszyscy skończą w tych płomieniach, w Mehz Khinnom albo na Drodze Trupa.

– Ale Hrabban ma własny grobowiec.

– To nie ma znaczenia. Przepis mówi, że każdego, kto sam nie chce odejść w Drogę Trupa, pochłoną płomienie Mehz Khinnom w dwa lata i trzydzieści dni po zgonie. Nie liczy się, czy ktoś ma własny grobowiec, czy korzysta z gminnego. Nie można dopuścić do zarazy.

– Przecież kości Gracji nie stałyby się przyczyną zarazy. Po dwóch latach nic na nich nie pozostało.

– Może, ale zawsze tak robiono. Władca tak ustanowił.

– Jak się nazywa władca tej krainy?

– Ma swoje imię. Ale nie należy go wymawiać. Mówi się na niego Pan z Morza albo Pan Czuwający.

61.

Wyjazd na zakupy był pretekstem, żeby posiedzieć nad cuchnącymi falami. Renata niemal wymusiła zakup oliwy tylko dlatego, że nad głowami znów szarzała wolna od oparu mgieł, pokryta delikatnymi żyłkowaniami, intrygująca Pieczęć Sylwestra. Pamiętała, że Adams lubi taką pogodę.

Zmaltretowana roślinność nie zdążyła się odrodzić: tu i tam leżały pozrywane liście, sterczały połamane łodygi, ale Renata wypatrzyła dogodny zjazd na plażę. Jak mogli tego nie zauważyć poprzednio? Zarósł kolczastymi krzakami i zielskiem, jednak nie dość gęstym, by nie dało się przejechać dwukołowym wózkiem. Plażą wrócili na swoje stare miejsce, niewidoczne z drogi.

Adams wyciągnął się z rękami pod głową.

– Pierwszy raz w życiu jesteś niewolnikiem?

– Zgadłaś.

– Szybko się wykup.

– Jak to zrobić?

– Musisz zapłacić Hrabbanowi swoją wartość.

– Ile?

– Nie wiem. Spytaj go sam.

– Nie chcę oberwać.

– Jak kto inny spyta, to Hrabban poda twoją wartość.

– Ty?

– Może ja. – Zaczęła się śmiać. – Wtedy będziesz musiał mi być posłuszny.

– I tak jestem.

– No tak, ale wtedy Symmachs nie mógłby cię tknąć.

– Czasem mam ochotę mu przyłożyć.

– Lepiej nie rób tego. Wybije ci zęby. Przestaniesz być bellvekhi.

– A ty przestaniesz zabierać mnie na zakupy?

Zamilkła.

Adams zauważył, że horyzont nie tworzy prostej linii. W kilku miejscach dojrzał jakby wzniesienia. Wyspy? Samotne skały sterczące z głębin? Tak daleko ciągną się przybrzeżne płycizny?

Renata zdjęła chustkę. Odwróciło to uwagę Adamsa od horyzontu. Miała ciemno-miodowe włosy przewiązane szarą opaską. Rozplatała ją, poruszyła głową, a włosy opadły na ramiona. Rozsypały się w złocistą burzę. Właściwie pierwszy raz je zobaczył, wcześniej mógł się ich jedynie domyślać na podstawie kosmyków uciekających spod chustki. A były właśnie takie, jak sobie wymarzył.

Patrzyła mu w oczy, a w spojrzeniu perlił się uśmiech. Wzrok Adamsa musiał wyrażać wszystko, bo Renata ruchem głowy jeszcze raz rozrzuciła włosy i przeczesała je dłońmi.

Spojrzała w górę raz i drugi, tak aby niebo przejrzało się w jej oczach, i wybuchnęła śmiechem. Nie mogła zbyt długo grać, zachowując powagę. Doskonale wiedziała, kiedy wygląda najpiękniej.

On też się roześmiał. Jej gra była zbyt czytelna.

Renata jednak rozsupłała pas i rozsunęła poły szaty. Tej nowej grze trudno się było przeciwstawić. Oczy zaświeciły się mu jak kotu. Ona jednak pokręciła przecząco głową. Całkiem zdjęła szatę, pozostając w białej, sięgającej do pół łydki, tunice. Złożyła błękitną tkaninę w kosteczkę.

„Przecież ona ma zbyt szerokie ramiona…”, pomyślał.

– Będziesz się kąpać?

– Kąpać się w morzu? Tylko choroby można by dostać od takiej kąpieli.

Zaraz schyliła się i sięgnęła po poły tuniki, podciągając ją wysoko i zsuwając przez głowę. Pod spodem nie była naga. Miała na sobie metalową, obszytą płótnem i skórą obręcz na biodrach, połączoną od dołu z szerokim paskiem schodzącym między nogi, a od góry z szerokimi szelkami, rozchodzącymi się w solidnie zabudowany stanik. Renata niknęła w pancernym odzieniu: pas był jakby za obszerny, pozwalając dojrzeć sporo pod spodem, gdy się schylała, a za luźne szelki podnosiły się na jej brzuchu.

– Mam pełny strój dziewicy - powiedziała z dumą. – Mój własny.

– Drubbaal zmusił cię, żeby go założyć?

– Co ma do tego Drubbaal…? Przecież w Krum jest wojsko. Musiałabym zwariować, żeby wyjść z domu bez zabezpieczenia.

– Ale w tym można się chyba odparzyć?

– Gdzie? – Przejechała paluszkiem pod pasem na biodrach. – Nie, nigdy jeszcze mi się nic nie odparzyło.

– Zawsze go nosisz?

– Zawsze poza domem, a w domu też na wieczór, kiedy Hrabban za dużo pije. Na wypadek, gdyby zapomniał o Drubbaalu… – Roześmiała się.

Usiadła obok niego na złożonej w kostkę szacie. Przechodzący przez krok metalowy pas nie zasłaniał całkiem trójkąta ciemnych włosków pokrywających jej łono. Nie zwracała na to uwagi, miała przecież na sobie zabezpieczenie.

– Wzięłaś kluczyk do tego pasa?

– Tutaj? Oszalałeś? A jak któryś z żołnierzy ma na pieńku z Drubbaalem i będzie chciał się zemścić?

– To jak się załatwiasz?

– Przecież nie oddalam się na długo od domu. Spojrzał na nią zaciekawiony.

– Myślisz o poniewierce? No, gdyby trzeba było opuścić dom na długo, tak? – upewniła się.

Skinął głową.

– Tak, wtedy byłoby to nieprzyjemne. Ale są w nim dziurki… – Znowu się śmiała.

Cała konstrukcja trzymała się na niej luźno, przesuwając nieco w różne strony. Wyglądała podniecająco, kiedy wysuwały się spod pasów to brzegi porośniętego włoskami łona, to fragmenty piersi. Przesuwała palcami pod paskami, najczęściej na piersiach, i w pasie, widać tam jednak skóra, mimo miękkiego płótna okrywającego rusztowanie, mogła się łatwiej odparzyć. Dzień był ciepły, prawie upalny, nad wodą było duszno. Adams też miał ochotę zrzucić kubrak.

– Ciepło tutaj – powiedział i lekko rozsunął poły szaty.

– Chcesz być traktowany jak niewolnik czy jak wolny?! – nieoczekiwanie podniosła głos.

Spojrzał na nią zdziwiony.

– Mnie wolno, tobie nie! Przecież nie masz nic pod spodem.

– Mam bieliznę.

– Nie masz skorupy. Dlatego Symmachs z Illationem zrobili z ciebie niewolnika.

– Dlatego?

– Tak. Chcieli cię wykastrować, bo nie miałeś skorupy na sobie. Planowali cię na eunucha do pilnowania Adali i mnie.

– Coś takiego!

– A tak. Skoro masz takie zwyczaje, że wędrujesz bez skorupy. - Wzruszyła ramionami. – Nie znosili Engilu, a mieli okazję się zemścić.

– Co mnie uratowało?

– Raczej: kto. Lotta zauważyła, że masz prawie wszystkie zęby. Rozdziawiła twoje zakrwawione wargi i przeliczyła je. Przekonała Hrabbana, że jesteś młody i zdrowy, więc można cię będzie nieźle sprzedać. Eunuch nie osiągnie wysokiej ceny.

– Jak można zdobyć skorupę?

– Kupić u płatnerza. Takie są najlepsze. Zwykły kowal zrobi gorszą.

– Ale nie mam pieniędzy. Na dodatek nic nie zarabiam.

– Mógłbyś sprzedawać dzbanki i koszyki.

Spodobał mu się pomysł samodzielnego zarobkowania. Ale jak zdobyć materiał…? Adams przesunął dłonie pod głową.

– Wiedziałem, że to jest strój dziewicy. Adala mi mówiła.

– Adala pokazała ci swój pas? ! Ależ ona nie ma do niego szelek i nosi piersi na wierzchu! Adala już pokazała ci swoje piersi?! Ta cholerna żmija, Adala! Nie żmija, to jaszczurka, jaszczureczka o aksamitnej skórze i szmaragdowych oczkach jak szlachetne kamyki, tak?! I o foremnych, zadartych piersiaczkach, tak?!

– Nie pokazała mi piersi, powiedziała, że nosi tylko pas, bo Hrabban nie chce jej kupić całego stroju.

– Pas można zedrzeć przez biodra, raniąc skórę. Nie jest wystarczającym zabezpieczeniem. – Wydęła wargi. – Pas Adali już nie ma czego chronić. Nie nosiła go w domu…

Adams spojrzał na nią poważnie.

– Ty jesteś jedynym mężczyzną, któremu się pokazałam w tym stroju.

– To kto ci go kupił?

– No, przecież ty.

– Jakżeż ja?

– Wodogłów, Engilu o Strasznej Twarzy. Machnął ręką.

– Ech, ty znowu o tym samym…

– Jeśli nie jesteś Engilu, to jesteś drugi, który mnie w tym widział. Engilu nauczył mnie zakładać strój.

– Ale szelki niczego nie trzymają – zauważył Adams. – Unoszą się, podwijają.

– Bo je sama dorobiłam. Wiesz, wyrosłam za wysoka. Ten strój był przeznaczony dla znacznie niższej dziewicy i… sporo szerszej w biodrach.

– Zauważyłem.

– Musiałam go przerobić. Ucięłam oryginalne szelki, a stanik połączyłam z pasem innymi. Myślę, że trudno to zauważyć.

– Ja zauważyłem.

Spojrzała na niego tak jakoś dziwnie i ciepło, jakby chciała powiedzieć: „Dość przedstawienia”, wstała i naciągnęła tunikę.

– Pora kupić ten olej, zanim ostatni sprzedawcy zabiorą się do domów – powiedziała.

Starannie drapowała zwoje szaty. Adams znów spojrzał na morze. Ostre iglice czy wzniesienia na horyzoncie były jakby większe.

– Widzisz te wyniosłości w oddali? – wskazał palcem. Nie był pewien swojego wzroku.

– Pan Czuwający przybywa – powiedziała. – Trzeba wszystkich ostrzec, żeby godnie go przyjęli.

62.

Przybycie Pana z Morza nie było już nowiną. Zbliżający się obiekt przypominał gigantyczny okręt o wielu wieżach, wzniesionych w równych odstępach. Po trzech dniach morze miało inny zapach. Nieznośnie cuchnęło ścierwem. W następnym dniu zmieniło kolor na żółty. Poziom wody wolno się podnosił; morze pochłonęło pas czarnej plaży, weszło w nabrzeżne zarośla. Zbliżyło się do zabudowań Krum.

42
{"b":"89139","o":1}