Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Dziwię ci się, że nie straciłeś apetytu – powiedział dzięcioł z drzewa z lekką naganą.

– Przeciwnie – powiedział Pafnucy smętnie. – Jak jestem zdenerwowany, robię się okropnie głodny. Tylko jedzenie mnie uspokaja.

– Tu się nie ma co uspokajać! – zawołała Marianna z gniewem. – To nieładnie ze strony Klemensa, walczyć z kimś, kogo spotkało takie nieszczęście! Przecież wiadomo, że wygra, jest najsilniejszym jeleniem na świecie! Mógł tamtego zostawić w spokoju!

– Bardzo słusznie – poparł ją Pafnucy z nagłą energią. – Tamtych wszystkich spotkała katastrofa i powinniśmy ich przyjąć przyzwoicie. Idę załatwić tę sprawę.

Odwrócił się i stanowczym krokiem pomaszerował w las.

– O ho, ho! – zdziwił się Łukasz. – A mówiłaś, że on jest taki łagodny i dobroduszny…?

– Był – poprawiła również nieco zaskoczona Marianna. – To znaczy, jest nadal, ale bardzo urósł przez zimę i coś mi się wydaje, że teraz jest już dorosłym niedźwiedziem…

*

Pafnucy sam był zdziwiony, skąd mu się wzięła ta energia i stanowczość. Czuł jednak wyraźnie, że musi pilnować jakiegoś porządku i nikt inny nie zdoła tego załatwić, tylko on. Był w tym lesie największy i najsilniejszy, wiedział o tym z całą pewnością i wszystko, co przeżył do tej pory, nagromadziło się w nim jakoś i umieściło w głowie. Strasznie dużo rozumiał, a przede wszystkim rozumiał to, że zrobił się dorosły.

Klemens i obcy jeleń wciąż jeszcze walczyli ze sobą na wielkiej leśnej polanie. Już z daleka Pafnucy usłyszał okropny łomot i tupanie, przyśpieszył kroku i natknął się nagle na Klementynę.

– Och, nie chodź tam – powiedziała nerwowo Klementyna. – Och, to ty, Pafnucy, witaj! Och, nie należy im przeszkadzać!

– Właśnie mam zamiar przeszkodzić – odparł Pafnucy stanowczo.

– Cześć, Pafnucy! – odezwał się lis Remigiusz, który siedział pod krzakiem i z wielkim zainteresowaniem obserwował walkę. – Nie wiem, czy trzeba. Coś mi się widzi, że ta bitwa przebiega nietypowo.

Pafnucy z uwagą przyjrzał się walczącym jeleniom, a potem popatrzył na Remigiusza.

– Co to znaczy? – spytał surowo. – Co chcesz przez to powiedzieć?

– To, że Klemens mógł go załatwić już dawno. Wcale się nie stara. Dziwnie się jakoś bije, jakby pod przymusem.

– W ogóle nie powinien się bić – rzekł Pafnucy, ciągle z tą samą stanowczością.

Wyszedł na polanę, usiadł na tylnych łapach, podniósł do góry przednie i ryknął potężnie. Siedząc w ten sposób, większy był od jeleni, a jego ryk zabrzmiał straszliwie. Oba jelenie przerwały walkę i odskoczyły od siebie, odwracając głowy ku niemu.

Klemens znał Pafnucego doskonale i nie bał się go zupełnie, zdumiał się tylko śmiertelnie tym przeraźliwym rykiem, obcy jeleń natomiast ujrzał rozwścieczonego niedźwiedzia i przeraził się tak, że nawet nie zdołał uciec. Stał jak wmurowany w ziemię i gapił się osłupiałym wzrokiem, ciężko dysząc.

– Jak ci nie wstyd – powiedział z wyrzutem Pafnucy do Klemensa. – Oni mieli pożar lasu, a ty się z nim bijesz!

Klemens zakłopotał się wyraźnie i uczynił krok do tyłu.

– No wiesz – powiedział niepewnie i odchrząknął. – Jakaś tradycja w końcu istnieje… Na wiosnę musimy się pobić. Poza tym chciałem mu wybić z głowy głupie pretensje… Poza tym sam widziałeś, że traktowałem go łagodnie!

Pafnucy opadł na przednie łapy, usiadł zwyczajnie i przestał wyglądać krwiożerczo i straszliwie. Obcy jeleń potrząsnął głową tak, jakby chciał sobie rozjaśnić wzrok.

– A poza tym, on zaczął – dodał jeszcze Klemens. Pafnucy odwrócił się do nowego jelenia.

– Dzień dobry – powiedział grzecznie. – Mam nadzieję, że pozwolisz sobie wszystko wytłumaczyć bez tej całej awantury. Tu rządzi Klemens i musisz się z tym pogodzić, i zachowuj się jak dobrze wychowany gość, i w ogóle u nas jest bardzo przyjemnie, i możesz się tu zadomowić, i Kikuś też dorasta, i wszyscy rządzić nie mogą, i jest bezpiecznie, bo wilki znajomych nie jedzą…

W tym miejscu trochę go zatchnęło, więc przerwał swoje przemówienie i złapał oddech. Nowy jeleń przez ten czas oprzytomniał.

– W porządku – odezwał się głosem jeszcze trochę ochrypłym. – Uznaję Klemensa, jest lepszy ode mnie i nie muszę tu koniecznie leżeć i dogorywać, żeby się o tym przekonać. Tak bez niczego nie mogłem… No, rozumiesz… Dziewczyny by się ze mnie wyśmiewały…

– Nic podobnego! – wtrąciła się z krzaków Patrycja, która oglądała walkę z drugiej strony polanki. Zmieszała się zaraz potem tak, że czym prędzej uciekła, a Remigiusz zachichotał.

– To znaczy, że jest wszystko w porządku? – upewnił się Pafnucy.

– W porządku – powiedział Klemens i zwrócił się do nowego jelenia: – Nie zdążyłeś nawet powiedzieć, jak ci na imię?

– Gaweł – przedstawił się nowy jeleń. – Bardzo przepraszam.

– Bardzo mi miło. Pafnucy słusznie wspomniał o wilkach. Trzymaj się mnie przez jakiś czas, żeby się do ciebie przyzwyczaiły. Chodź, pokażę ci miejsce, gdzie najwcześniej zaczyna rosnąć świeża trawa…

Leśna polana opustoszała, a Remigiusz wylazł zza krzaka.

– Ho, ho, Pafnucy – powiedział z wielkim uznaniem. – Zdaje się, że zrobił się z ciebie dorosły niedźwiedź i wszystkich tu porozstawiasz po kątach. Zaczynasz rządzić w tym lesie.

Pafnucemu tajemnicze stany wewnętrzne już całkowicie przeszły. Znów poczuł się łagodny i dobroduszny, a do tego ogromnie głodny. Oba śniadania, pierwsze i drugie, gdzieś znikły i wypełniała go wyłącznie nieprzyjemna pustka.

– Wcale nie chcę rządzić – powiedział pośpiesznie. – Nie mam czasu. To znaczy, jestem zajęty. To znaczy, chciałem powiedzieć, jestem umówiony z Marianną…

Odwrócił się i szybkim krokiem pomaszerował w stronę jeziorka.

*

Nowych zwierząt, które uciekły przed pożarem, pojawiło się w lesie dosyć dużo, ale miejsca było mnóstwo, więc nikt nikomu nie przeszkadzał. Co jakiś czas przybywał jeszcze ktoś następny, niektóre zwierzęta miały bowiem do przebycia daleką drogę. Z płonącego lasu uciekały na wszystkie strony i czasem źle trafiały, niepotrzebnie zbliżały się do miast albo napotykały rozmaite inne przeszkody. Musiały przejść wielki kawał drogi, żeby dostać się do tego właśnie, najpiękniejszego lasu.

Pierwsze dwa tygodnie Pafnucy spędził obok jeziorka Marianny, bo koniecznie musiał odremontować w sobie to, co utracił w czasie zimy. Marianna i Łukasz łowili ryby, a Pafnucy jadł i jadł, i jadł. Marianna z wielką troską pilnowała, żeby jej ukochany przyjaciel porządnie się pożywił, bo później mogła mieć trudności z zaopatrzeniem.

– Niedługo będę miała dzieci – ostrzegła Pafnucego. – Obawiam się, że z dziećmi są kłopoty. Zdaje się, że trzeba je karmić, pilnować, uczyć i tak dalej, więc sam rozumiesz, będę musiała trochę cię zaniedbać. Jedz na zapas!

Pafnucy jadł na zapas z największą przyjemnością i po dwóch tygodniach poczuł się doskonale. Wróciły mu wszystkie siły, a nawet miał ich znacznie więcej niż w ubiegłym roku. Postanowił wybrać się na bardzo daleki spacer, bo ciągle jeszcze istniał kawałek lasu, w którym go nigdy dotychczas nie było.

Ten nieznany kawałek lasu znajdował się za szosą i nie był to wcale mały kawałek, tylko wielki kawał. Przez całe życie Pafnucy miał mnóstwo interesów i spraw do załatwienia po tej jednej stronie szosy i na tamtą drugą stronę ani razu nie zdążył pójść. Wybrał się zatem teraz, korzystając z okazji, bo wszystkie inne zwierzęta były jakoś dziwnie mocno zajęte i nie miały czasu na spotkania towarzyskie.

Po szosie jeździły samochody. Pędziły bardzo szybko i Pafnucy zgadł, że nie należy im przeszkadzać. Poczekał, aż żadnego nie będzie widać, i szybko przebiegł na drugą stronę.

Dalej szedł sobie spokojnie i powoli, rozglądając się dookoła i wygrzebując rozmaite kłącza i korzenie, bo już tak się przyzwyczaił do jedzenia, że po prostu nie mógł przestać. Wynajdywał także młode, świeżutkie gałązki, żałując bardzo, że jeszcze nie ma grzybów ani jagód.

Był już bardzo daleko, kiedy w wielkim pędzie przebiegł obok niego młody jelonek, nieco młodszy od Kikusia. Podążał w przeciwną stronę.

– Hej! – zawołał za nim Pafnucy, bo chciał go poznać osobiście, ale jelonek nawet nie usłyszał. Błyskawicznie znikł za drzewami.

W chwilę później Pafnucy ujrzał dwie sarny, pędzące tak samo jak jelonek. Również nie zdążył się z nimi porozumieć. Poszedł dalej i natknął się na stado nieznajomych dzików. Dziki na szczęście nie pędziły, tylko szły normalnym krokiem, kierując się ku odległej szosie, odwrotnie niż Pafnucy.

– Dzień dobry – powiedział żywo Pafnucy. – Jestem Pafnucy i przyszedłem…

Dziki przerwały mu od razu.

– Wiemy, że jesteś Pafnucy – rzekł największy. – To znaczy, domyślamy się, bo słyszałyśmy o tobie. Wszystkie zwierzęta w lesie o tobie słyszały, jesteś sławny. Co tu robisz, po naszej stronie?

– Przyszedłem zobaczyć, jak tu jest – odparł Pafnucy. – Myślałem, że z kimś porozmawiam, widziałem sarny, ale uciekły…

– Wszyscy uciekli – przerwał znów dzik. – My też. Jakieś okropne zamieszanie hałasuje na skraju lasu. Ludzie dostali jakiegoś fioła czy co, latają, wrzeszczą, wytrzymać tego nie można. No więc oddalamy się w głąb.

– Na skraju lasu są ludzie? – zainteresował się Pafnucy.

– Tak, cała wieś. Na ogół zachowują się spokojnie, ale dzisiaj ich coś opętało. Od samego rana wyprawiają głupie sztuki i chyba nawet strzelali.

– Do siebie? – zaciekawił się Pafnucy.

– Nie wiemy. Ale do siebie chyba nie, to im się rzadko zdarza. W każdym razie ich wrzaski są okropnie denerwujące i nie chcemy ich słuchać. Tobie też nie radzimy.

– Dziękuję bardzo – powiedział Pafnucy. – Jednak pójdę popatrzeć, co się tam dzieje. Jeśli nie wytrzymam, też ucieknę.

Pożegnał dziki i poszedł nieco szybciej, bo był zaciekawiony ludzkimi awanturami. Pomyślał, że opowie o nich później Mariannie.

43
{"b":"89136","o":1}