Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Fobie i obsesje powstają wtedy, gdy nie ma przeróbki wewnętrznej, kiedy ciałem i myślami zawłada świat zewnętrzny.

Jakim trzeba być, by udźwignąć szalony ciężar wnętrza? Zewnętrzna sfera jako wentyl bezpieczeństwa przed tworami ja? Trzeba to wypośrodkować, by żaden ze światów nie miał przewagi, nie pochłonął i nie zniszczył. Chodzi tu o dyskretną przewagę świata wewnętrznego.

Nie, coś mi tutaj nie pasuje, świat wewnętrzny może być wielki, wspaniały i wcale nie destruktywny.

Może być potęgą i budować, tworzyć nowe przestrzenie, które w sposób zgodny i harmonijny będą stykać się ze światem zewnętrznym. Nie można doprowadzić do stanu, że oba światy zaatakują jednocześnie, tak jak się to stało w październiku.

Pragnę tej wolności duszy, którą przybliżam przez burze, umierania, sensacje, a można tego dokonać odzyskując spokój.

Muszę znaleźć sposób, by ponownie nie narosły we mnie rany, blizny, agresje, obsesje i nie eksplodowały tym razem siłą ostateczną.

Najpierw muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcę żyć.

Stało się, zadałam w końcu to pytanie i poczułam się ponownie pozostawiona w ślepej uliczce. Nie wiedziałam tego, to było takie pozornie proste, a ja tego nie wiedziałam. Jeżeli zadałam sobie w październiku cios ostateczny, to co nagle miało się zmienić w sposobie mego myślenia? To prawda, dotknęłam blisko śmierci, spotkałam się z nią tak mocno, tak namacalnie, czy to miało wystarczyć, by zmieniło się moje życie?

Czy spotkanie w przedsionku wieczności wystarczyło, by zacząć przewartościowywać życie, poczuć je inaczej? Co naprawdę się wydarzyło podczas 19 dni agonii? Jak mocno dotknęłam siebie, by odwrócić bieg destrukcji w budowaniu wszystkiego od nowa?

Leżałam godzinami w łóżku i starałam się dowiedzieć wszystkiego o sobie, co naprawdę się wydarzyło. Ta niepojęta moc, która we mnie tkwiła, w końcu przeskoczyła na inny tor, który miał mnie doprowadzić do prawdy o sobie i prawdy o człowieku.

Dzisiaj nadal nie wiem, czy do końca chciałam ją poznać, dzięki prawdzie ocaliłam siebie.

Prawda musiała mi się objawić, nie miałam już nic do stracenia, mogłam jedynie ponowić atak na siebie, lecz byłam ciekawa, co naprawdę się wydarzyło, Ciągle tego nie wiedziałam.

Była to jedyna sprawa, która wtedy trzymała mnie przy życiu. Teraz już musiałam się dowiedzieć.

Stałam na jednokierunkowej drodze, każdy fałszywy krok mógł doprowadzić do upadku w przepaść, powrót w nieświadomość mógł zamienić mnie w słup soli. Nie mogłam się już oglądać za siebie, mogłam podążyć w głąb wspomnienia, w nieświadomość, przywołać obrazy, które zapamiętałam.

Istniały obszary świadomości, których istnienia stale zaprzeczałam, stąd brało się zniewolenie, poczucie, że jest coś, nad czym zupełnie nie panuję i nie potrafiłam tego nazwać. Nie wiedziałam, co zapisuję, jaki sens ma dziennik;

Światło, gwiazdy, brak snu. Niepokój dłoni, palców, stopy, przesuwanie szczęką ból między żebrami. Noc, noc, ciemność myśli.

Zaczęły mnie „atakować” sny, powracał w nich stale motyw 13, 14 roku życia. Zastanawiałam się, dlaczego tak się działo, co wtedy się wydarzyło w moim życiu. Początek buntu?

Dlaczego te daty były aż tak ważna dla podświadomości. Pozornie wiedziałam, co się ze mną działo, przypominałam sobie jakieś fragmenty zachowań, ale nie potrafiłam ułożyć w całość skomplikowanej łamigłówki życiorysu.

Nie wiem, jak poradzę sobie z kłębowiskiem emocji. Wszystko wychodzi jak z rozprutego gwałtownym cięciem wora – cała obrzydliwość podświadomości.

Czułam, że nie tylko w sobie znajdę odpowiedź, coś mnie popchnęło do czytania Biblii, której nie znałam. Doszłam do Księgi Wyjścia i odłożyłam tekst. Co za symbolika, i ja stałam u progu przejścia w inny wymiar przeżywania świata. Śniły mi się zaślubiny z morzem czyli pakt z nieświadomością.

Czy milczenie moje zakończy się katastrofą? Wtedy byłam u kresu, czy teraz oddalił się?

Czy jakąś potajemną ścieżką jestem bliżej niego? Straszliwej siły, która wciąż wciąga.

A jednak czekam na gest ze strony Tadeusza, czekam, by napisał dla mnie kilka zdań.

W tym samym czasie Tadeusz także czekał, jak potoczą się moje losy, wypytywał o mnie

Ankę, czy powtórzę zamach, w jaki sposób przyjmuję informacje od Anki. Nie przeczuwałam, jakie niebezpieczeństwo mi grozi, nie wiedziałam, że Tadeusz nie może mi inaczej pomóc niż na odległość. Był to bardzo trudny okres dla obu stron, w którym mogło zdarzyć się wszystko, kiedy człowiek ma niewielkie pole działania, by pomóc drugiemu. Jest to stan tej bezradności, kiedy trzeba jedynie czekać, aż osoba, której chce się pomóc, sama zacznie potrzebować pomocy, zrobi ten minimalny krok, by można było wyjść jej naprzeciw. W moim przypadku były to przyjmowane od Anki informacje, które powodowały gwałtowne przetasowanie w podświadomości i wzrost napięcia emocjonalnego do działania w kierunku zmiany.

Szef w pracy domagał się, bym przychodziła raz w tygodniu na kontrolę mego stanu psychicznego i poddała się badaniu psychiatrycznemu stwierdzającemu poczytalność. Szef bał się mego powrotu do pracy, wprawdzie widział mnie w stanie pobudzenia, wiedział, że był obrzęk mózgu i niedotlenienie, ale to nie uzasadniało jego postępowania. W późniejszym czasie dowiedziałam się, jakie plotki krążyły na mój temat, on także miał w nich swój udział.

Ponownie powróciła sprawa narkotyków, już chyba do końca życia zostanę etatową w tym kraju narkomanką, ponownie oskarżano mnie o sprawy, które nie miały miejsca, zastanawiano się nad moją przeszłością, dorabiano fabułę. Początkowo wprowadziło mnie to w stan osłupienia, nie potrafiłam się obronić, potrzebowałam czasu, zanim stanęłam twarzą w twarz z szefem i powiedziałam mu, co o tym myślę. Chciał nawet, bym powróciła do pracy, ale mu nie ufałam, w swej przebiegłej naturze na pewno później znalazłby jakiś sposób, by mnie dręczyć.

Nie chciałam być jego kolejną ofiarą, widziałam, jak przez cztery lata odnosił się do słabszych psychicznie lekarzy. Wolałam odejść.

Kończył się rok 1990, rok, którego miałam nie przeżyć. Podsumowanie było dla mnie pesymistyczne.

Odchodzi ten rok, dekada, wielce niesamowita. Jestem odstawiona na boczny tor zawodowo, zdruzgotana emocjonalnie, podupadła zdrowotnie. Ładny finisz w 31 roku życia.

Rok temu postanowiłam zerwać z całym światem i to mi się udało. Teraz postanowiłam powrócić do życia, radować się nim.

Nie mogłam przewidzieć, że nadchodzący rok będzie przełomowym i pełnym gwałtownych przeżyć, także okrutnych.

2 stycznia 1991 roku dostałam wyczekiwaną kartkę od Tadeusza.

„Droga Basiu, na Nowy Rok przesyłam Ci myśli Hioba, wierząc, że są one najlepsze dla wyjaśnienia tego, co czuję sam, wiedząc o Twoim cierpieniu, świadomym i szalonym.

Ale widać tak być miało, tak chciałaś wyrazić swoją moc – i – niemoc, swój gniew i miłość.

Wiele rzeczy jest dla mnie niezrozumiałych, ale przez to pouczających. W chwili złości napisałem dla Ciebie takie instrukcje, ale dopiero teraz je wysyłam:

Pozostać trudniej niż wskoczyć w przepaść a potem odfrunąć jak otruty motyl

Usłyszeć łatwiej słów kilka Anioła gdy rozbitej lutni prowadzą go widma

Wirują mocniej minuty bezludne wiatr skrzydła rozrywa to już jest południe

Ogrodnik patrzy cicho by nie spłoszyć chwili nad nim niebo i ból i – rój motyli

Całuję Ci mocno

T.”

Czarek, uczeń i przyjaciel Tadeusza, powiedział wcześniej Ance, że jest to psychoza i że od tego są psychiatrzy. Na szczęście mi tego wcześniej nie powtórzyła. Byłby to koniec, zamilkłabym dla świata w poczuciu odrzucenia. I tak te słowa najbardziej bolały, chyba nawet do dzisiaj. Jednak coś przekonało Tadeusza, by do mnie zwrócić się tym symbolicznym tekstem.

Trafił w dziesiątkę, wywołał lawinę w podświadomości.

Czekałam na wiadomość od Tadeusza i nie rozumiałam, dlaczego tak długo z tym zwleka.

Pragnął wyczuć moment, kiedy będę mogła przyjąć jakąkolwiek prawdę, która mnie stąd nie zdmuchnie, nie sprawi, że pogrążę się w większej rozpaczy. Każdy gest mógł doprowadzić do katastrofy, samobójstwa lub zamilknięcia.

Postanowiłam odpisać, ale byłam przekonana, że będę milczała, że nikomu nic nie powiem oprócz uznania faktu, że było to samobójstwo.

Po kilku dniach zorientowałam się, że list, który mu wysłałam, jest zemstą, to wzbudziło we mnie silny lęk, sądzę, że przed oceną.

Pytanie, czy jestem normalna, powracało w każdy wieczór.

Tamta myśl znowu mnie osacza. Czy to naprawdę jest nie do owładnięcia. Dlaczego taka samozagłada. Dlaczego aż tak?

Czuję się dziwnie, jakby mózg przeszedł próbę ognia. Przerwanie ciągłości czasu istnienia.

A teraz wypełnianie luki, ogromnej dziury, lecz nie wiem jeszcze, czym ją napełnić, a może ominąć i iść dalej, z pustym miejscem w pamięci. To powraca i domaga się wypełnienia, bo zbyt niepokoi. Nie potrafię.

Zgubiłam zbyt wiele części łamigłówki mego życia.

Może kiedyś uda mi się ta sztuka istnienia, że odnajdę siebie, i spokój w sobie, taka, jaką jestem naprawdę.

Wcale nie mam zamiaru udowadniać, że jestem normalna. Jak długo trzeba w sobie oswajać śmierć drugiego?

9 stycznia 91

Ależ ja jestem nienormalna i dobrze mi z tym. Naprawdę?

Przypominam sobie to, co pisałam w „Oswajaniu zwierza" i co stworzyłam w fantazjach.

Oprócz kilku szczegółów, wszystko stało się.

Freud: Halucynacja – kateksja przechodzi w postrzeżenie, Kateksja to zaspokajanie impulsów id przez znalezienie odpowiedniej osoby, przedmiotu, idei.

Moje dzienniki, dzienniki. Przytłaczają. Moje życie mnie przytłacza.

Mam wstręt do psychologii. Do siebie?

Myśli krążą wciąż wokół spraw ostatecznych. Dlaczego stale mi się śni taka ohyda, rozpad, gnicie, zniszczenie?

Czy to tak mocno we mnie tkwi?

W poczuciu winy napisałam następny list do Tadeusza, nie czekając na odpowiedź.

5
{"b":"89014","o":1}