Jestem schizofreniczką i tej nocy mogło dojść do ostatecznego rozpadu. Ponownie zaczęłam zdrowieć.
Przyjazd Kasi był wybawieniem. Czułam jej przyjaźń do mnie, tę najprawdziwszą. Przyjaciel, który nigdy nie odwróci się plecami, cokolwiek usłyszy. Przyjmie całą prawdę.
DLA WYZDROWIENIA KONIECZNA JEST KONFRONTACJA Z RODZICAMI!!!
Nie można stale uciekać przed sobą, wycofywać się, bo to prowadzi do samounicestwienia.
Przy Kasi czułam się absolutnie bezpieczna. To dom doprowadzał mnie do obłędu i skrajnej rozpaczy.
Tego dnia, już przed zaśnięciem, miałam halucynację, którą przy Kasi mogłam przeżyć spokojniej. Widziałam pożar, katastrofę, lecz pożar ugasiła straż pożarna. Ten ogień – ogień piekielny – był znowu we mnie, został ugaszony, a ja uratowana.
17 kwietnia – Zdjęłam identyfikację z ciotki, dlatego mogłam oddać Ance agresję. Nie umiałam się przed nią wcześniej obronić, bo ciotka we mnie to hamowała.
Napisałam Tadeuszowi – Jestem schizofreniczką. Pracuję nad tym, czy jestem homo – czy heteroseksualna. To trudne, dlatego, że muszę być Basią, by do tego dojść, a nie Chrystusem czy Matką Boską, superfacetem czy dziwką, tj. Wielką Nierządnicą. Archetypy są niesamowite.
Mimo że nie znałam Bibli, otworzyły się we mnie zdarzenia z pradziejów ludzkości tego typu kulturowego, w którym wyrosłam.
Kasia jest ze mną w najwłaściwszych momentach, jak prawdziwy przyjaciel.
Psychoza była jedyną formą zaistnienia na brak miłości i wolności, maskowana narkomanią.
Była buntem na „stałe zabijanie mnie” przez bliskie mi osoby, które wcale nie były bliskie, bo podświadomie chciały mnie zniszczyć. Była odpowiedzią na nienawiść!!!
Ojciec, kiedy nie ma matki, traktuje mnie jak drugą żonę. Próbował szantażu, bym nie wyjechała do Warszawy.
Wyjechałam w kwietniu do Warszawy. Czułam dalszą potrzebę pracy i chciałam ponownie spotkać się z Tadeuszem. I stało się tak, jak chciałam. Poszliśmy tylko we dwoje do Łazienek na długi spacer bez terapeutycznych kombinacji, bez konfrontacji z projekcjami, tylko on i ja. Cały czas traktował mnie jak koleżankę po fachu i porozmawialiśmy sobie o psychologii.
Tadeusz wzmacniał mnie psychicznie, bo przygotowywałam się po powrocie z Warszawy do konfrontacji z rodzicami i do odejścia z domu.
Przed wyjazdem do stolicy byłam sama w domu z ojcem, matka była w sanatorium. Zaczęłam mu mówić o sobie, na początku nie chciał mi dać żadnej szansy na wyzdrowienie, bronił się przed prawdą. W końcu powiedział, że mam rację, przeprosił mnie i powiedział, że mnie kocha. Byłam tak udręczona ostatnimi miesiącami, że nie umiałam tego przyjąć. Było to zwycięstwo połowiczne.
19 kwietnia. Warszawa – Co zrobić z tym, który mnie zgwałcił? On powraca, a ja nie mam koncepcji, jak tę sprawę załatwić. Obwiniam o gwałt ojca i brata. Czy konfrontacja z nimi wystarczy, by sobie z tym poradzić?
Niestety, chyba jest teraz we mnie więcej mężczyzny niż kobiety.
Miałam odrobinę szczęścia w koszmarnym nieszczęściu, że spotkałam Ciebie, Tadeuszu, i bez względu na projekcje, jakimi Cię obdarzyłam, zaczęłam pracę nad sobą.
Czy można wyzdrowieć po takim życiu?
Nie pozwolę, bym całkowicie przeszła na drugą stronę lustra.
Tadeusz: „Proces indywidualizacji to zrzucenie maski i integracja z cieniem, animusem lub animą, z własne jaźnie, z Bogiem. Kto tego nie potrafi lub nie może, cierpi, choruje, umiera.
Ktoś nie zdolny do indywidualizacji w gruncie rzeczy sam siebie unicestwia. Archetypy są strażnikami tożsamości, obecnymi w kulturze świata, zbiorowej pamięci, której jednostka pod karą zlekceważyć nie może”.
Tadeusz: „Alienacja od zbiorowości, alienacja od zbiorowych symboli to skazanie na drogę cierpienia, na drogę winy i grzechu, dewiacji i samobójstwa”.
A. Kępiński: „Zarówno przebywanie w obozie koncentracyjnym, jak schizofrenia są przeżyciami przekraczającymi granice ludzkiej wytrzymałości i dlatego ślad, jaki po sobie zostawiają, może być podobny”.
Wieczorem przychodzi dawny lęk, teraz wiem, że psychotyczny, wszechogarniający. Dlatego tak często śniłam obozy koncentracyjne. W takim lęku żyłam, totalnego zagrożenia i unicestwienia.
Czy można przetransformować„ślad” po takich przeżyciach? Co ze mną będzie? Czy to się uda, Tadeuszu?
20 kwietnia 91 – A we śnie znowu zagłada. Prześladowanie. Tadeuszu, żyję w „obozie koncentracyjnym” od 32 lat.
Codziennie mam takie godziny, kiedy dopada mnie ostateczny rozpad, walczę z tym wszelkimi sposobami, jakie znam, i to „po co?” stale się we mnie odzywa. Nikt mnie nie kochał poza ciotką. Czy mam w ogóle szansę na życie? Czy nie jest już za późno? Koszmar, jaki przeżyłam i jaki przeżywam, bywa nie do udźwignięcia.
Czy identyfikowałam się z gwałcicielem? Co z dziadkiem, który mnie „zostawił” umierając?
Halucynacje wskazują na to i pomagają w analizie. Ale ciągną w stronę piekła, gdzie czyha mord. I ostateczne rozszczepienie. Dlaczego tak walczę? Skąd te siły psychotyczne?
BOJĘ SIĘ, ŻE KRZYK DOPADNIE MNIE NIESPODZIEWANIE.
Kiedy odwracam uwagę od nurtu psychotycznego, powraca spokój. I to wzbudza nadzieję, że szansa na walkę z szaleństwem istnieje.
Tadeuszu, żyję wbrew wszelkiej logice i prawom. Tajemnicę schizofrenii poznałam tak, jak zawsze tego chciałam. To mi się udało. Znam ją do końca. Ale kiedy dłużej wędruję po
Warszawie, dopada mnie myśl, że jest już za późno.
Boję się powrotu do domu, boję się konfrontacji z rodzicami, Ja, Basia, schizofreniczka, mam szansę na całkowite wyleczenie. Wiem, jak to zrobić. Nie wiem jedynie, czy wystarczy mi sił.
Tęsknota za normalnością, może się uda. Nie mam rodziny, nigdy nie miałam. Teraz mam Przyjaciela.
ZABIJANO MNIE, BY MNIE RATOWAĆ, RATOWANO MNIE, BY MNIE DOBIJAĆ.
Jaka bym była, gdyby mnie kochano? Nikt tego nigdy się nie dowie.
Pragnę Ci, Przyjacielu, ofiarować moje zdrowienie. Tak jak ofiarowałam Ci to wyznanie choroby. Kiedyś opiszę to w mojej kolejnej książce i ofiaruję ją zagubionym, by wiedzieli, że jest szansa na powrót.
Nie, nie jest za późno. Nie możne być za późno, bo będzie mi dane poznać smak innego życia, wolności, miłości, odpowiedzialności, szaleństwa w twórczości, życia, życia.
24 kwietnia – Byłam z Tadeuszem W Łazienkach. Co to znaczy normalnie przeżywać rzeczywistość?
Powtarzałeś, że mi się uda, nic innego nie mogłaś mi przecież powiedzieć. Podjęłam walkę o siebie.
Akceptacja choroby. Jestem jeszcze w szoku. Muszę ją uznać, by z niej wyjść.
Tadeuszu, kocham, dlatego wygram.
Skąd we mnie taka moc teraz?
Z PRZYJAZNEJ MIŁOŚCI DO TADEUSZA.
Z AKCEPTACJI CHOROBY.
Z PRZYJAŹNI KASI I PRZYJAŹNI DO KASI.
Z POTRZEBY BYCIA POTRZEBNĄ.
Z POTRZEBY TWÓRCZOŚCI.
Z POTRZEBY INNEGO ŻYCIA.
CZY TO WYSTARCZY?
Boże, przeżyłam wszystko. Teraz proszę o więcej. Proszę o życie. Bo czym jest życie?
Wszystkim. Daje możliwość wyboru.
26 kwietnia – Miałam wczoraj wizję Chrystusa uwalniającego się z krzyża, z podkurczonymi nogami, jeszcze mu została do oderwania bok i dłonie. I będzie mógł zeskoczyć, wyzwolić się. Chrystus przygotowuje się do kolejnego zmartwychwstania.
Nie dopuszczę do tego, by stać się złoczyńcą, bo tego bym nie przetrzymała.
Ile emocji wzbudza we mnie Anka, najpierw ból nie do udźwignięcia, potem wściekłość, że dałam się zranić.
Kiedy ja jestem Baśką, a kiedy Chrystusem?
Mój kolega Piotr po przeczytaniu moich ostatnich wierszy powiedział, że w nich dystansuję się wobec miłości. Tak, boję się, by mnie nie strawił ogień miłości, bym mogła unieść ciężar niespełnienia.
28 kwietnia – Bycie kochanym to szczęście. Kochać to spełnienie życia.
Ojciec ucieka od konfrontacji, nie daje mi szans na wyzdrowienie. Nie chce ze mną rozmawiać, nigdy nie chciał, zawsze wobec mnie milczeli albo mnie oskarżali.
Każdy powrót do domu jest tylko koszmarem.
3 maja – Pierwsza konfrontacja z ojcem po powrocie z Warszawy. Powiedziałam mu, że zmarnował mi młodość, że ucieka i nie chce mnie wysłuchać, nie chce przyjąć prawdy, że nigdy nie zdobył się na to, by mnie przeprosić. Milczy, ucieka, obraź się. Uważa, że zrobił wszystko, bo mnie karmił jak psa.
4 maja – Dokończyłam rozmowę z ojcem. Powiedziałam, że mnie zniszczył w 14 roku życia i od tej pory jestem chora. Znowu próbował mnie obwiniać, lecz nie pozwoliłam na to.
Powiedział w końcu – przepraszam i kocham cię.
A potem cichy płacz i ulga.
Prawdziwy przyjaciel przyjmie każdą prawdę. Anka nie uniosła mojej prawdy, zazdrość o moją osobę przysłoniła jej wszystko. Nigdy nie była moim przyjacielem.
5 maja – Namalowałam pusty krzyż. Chrystus już się wyzwolił i chodzi po ziemi od nowa.
W maju wyjechałam na tydzień do Krakowa, do Kasi i tam ponownie, już z dala od piekła, zaczęłam pracować przy niej nad tym, co we mnie siedziało. Nie dokonałam przed wyjazdem konfrontacji z matką. Nie wiedziałam, co jej mam powiedzieć, przecież twierdziła, że mnie kocha, bo cały czas się mną opiekowała. Nie była w stanie sobie uświadomić, że mnie odrzuciła od momentu poczęcia.
Tadeusz:
Toksykomania niszczy tożsamość człowieka jak psychoza. Osoba zmierza do realizowania się jako osobowość, czyli przekształca się z tego, kim jest, w to, kim stać się może. To wychylenie się ku drugiemu człowiekowi, związanie się z nim dzięki własnej wolności może przybrać postać tragiczną, kiedy zmienia się w nienawiść i zniewolenie. Ktoś rezygnuje z własnej tożsamości, z własnych odczuć, ciała, myśli, ruchu, by zakotwiczyć się w cudzym ja.
Istnieją dwa dynamizmy zakotwiczające nas w drugim człowieku: miłość i wolność. Wiązanie się z drugą osobą może przemienić się w dramat, sprowadzić umieranie, antyrozwój, nienawiść i zniewolenie.
Przykładem pułapki wolności i miłości jest toksykomania. Lek staje się na dłużej środkiem mechanicznego samobójstwa. Lek znieczula niedobór miłości i wolności. Samozatrucie jest symptomem zredukowanej do granic własnego ciała przestrzeni życia. W tej przestrzeni rozgrywa się dramat samozbawienia, narkotycznego autyzmu, izolacji i samotności. Dramat nieudanego samostanowienia.