Литмир - Электронная Библиотека
A
A

25 października – Stoję nad grobem, ale widzę, że dół jeszcze nie został wykopany – podałam na zajęciach temat pracy magisterskiej o syntonii u schizofreników. Odczuwałam tęsknotę za wyidealizowaną matką.

28 października – Mam wrażenie, że muszę się spieszyć, bo niewiele czasu mi pozostało – miałam uczucie całkowitego ziemskiego osamotnienia.

14 listopada – Żyć trzeba, być trzeba. Tylko dlaczego, no dlaczego to wszystko trzeba? J a i J a i J a i J a, obok mój cały świat.

W listopadzie 83 miałam coraz częściej symboliczne sny, w których Bóg zsyła na mnie anioła i szatana, a także byłam kochanką szatana. Sny wywoływały szalone napięcie, tak że zgłosiłam się do psychiatry i dostałam neuroleptyk, który brałam bardzo krótko.

14 grudnia – Sądzę, że jestem w takim granicznym punkcie, między normą a jakimś stanem psychotycznym – lęk był koszmarny, halucynowałam i bałam się swoich wizji, chciałam nazwać nienazwane.

Miałam wrażenie, że zjadam się od środka, tak jak te pająki. Rok 1983 kończyłam w ogromnym cierpieniu z motywem katastrofy, kata, wyroku śmierci.

Poznałam na IV roku studiów Ewę, w dziennikach jeszcze wypierałam tę znajomość. Jest ona w moim wieku, prowadziła zajęcia z psychologii klinicznej. Żyła w jakimś układzie z kochankiem i rozbijała swoje małżeństwo. Mąż nie był w stanie zaspokoić jej seksualnie. Doszło pomiędzy nami do pierwszych zwierzeń.

1 stycznia 1984 – Halucynowałam całą noc, rozmawiałam z duchem Rafała Wojaczka, który miał schi i popełnił samobójstwo. Przekazał mi posłanie pisania.

Halucynacje się nasilały, wynika to z zapisu, ponownie goliłam głowę, miałam stany pobudzenia, nikt się nie orientował, co się ze mną działo. Chodziłam do psychiatry, ale nie potrafiłam mu niczego powiedzieć, nie rozumiałam swego stanu.

29 lutego – Ojciec ponownie upił się i zaczął znęcać nade mną. Doznałam szoku i rzuciłam się na niego, czując, że moja boskość po ataku na ojca została naruszona.

12 marca – Sny, mary, cmentarze i śmierć, przeczucie, że już czas na mnie, a ja nie jestem przygotowana, mimo że trwałam w śmierci od dawna. Popadałam w stany ekstazy. Ewa powiedziała, że boi się mnie takiej.

Kwiecień – Ewa cały czas projektowała na mnie mężczyznę, którego chciała zdobyć.

Pojechałam na trening interpersonalny z grupą ze studiów, powiedziałam terapeutom, że podejrzewano u mnie schizofrenię, pozwolili mi robić to, na co miałam ochotę.

28 kwietnia – Mojemu ciału jest tu dobrze. Dostaje jogę, medytacje. Jestem obok ciała, unoszę się nad nim.

8 maja – Uciekasz, wciąż uciekasz przed własnym cieniem, który i tak siedzi ci na karku. I wciska w niemożliwość.

15 maja – Żyję tak, jakby wisiał wciąż nade mną zaległy wyrok śmierci, który sama na siebie wydałam.

Zaliczyłam bardzo dobrze IV rok studiów, skończyłam 25 lat. Lipiec 1984 – Miałam praktykę na neurologii, na tej samej, gdzie reanimowano mnie kilka razy. Testowałam pacjentów i byłam spokojna w pracy. Mieszkałam w akademiku i tam przeżywałam stany ostateczne i agonalne. Wyznaczyłam sobie datę śmierci na koniec lipca, po zakończeniu praktyki.

16 lipca – W wierszu napisałam: więc idę / idę tam gdzie chcę iść / w ramionach czułych / w twoich ramionach / ze swoim bólem / i z bólem pozostałych.

19 lipca – Przygotowałam sobie leki do otrucia, lecz serce powiedziało „stop”. 5 sierpnia

– Moje życie to jedno wielkie, nie dokończone samobójstwo. Poszłam do psychiatry, byłam bez kontaktu, kazał mi przyjść za kilka dni, bratam neuroleptyk. Zaczęłam rozdawać rzeczy, głównie książki i ubrania. 22 sierpnia – Teraz wiem, że mogę popełnić samobójstwo w każdej chwili.

28 sierpnia upiłam się w Katowicach, nie byłam już w stanie przetrzymać żadnej eskalacji napięcia. Wybudziłam się ponownie na neurologii i tym razem nie uciekłam, zgodziłam się na badania i pozostanie dłużej w szpitalu. Personel traktowałam urojeniowo, ale pozwoliłam być w ich mocy. Rodzina była zaskoczona, ale nikt mnie o nic nie pytał.

Po powrocie ze szpitala ogarnęło mnie Wielkie Milczenie Kosmiczne – musiałam mieć tragiczne, wręcz agonalne noce pełne halucynacji, o jakiej treści nie wiem, nie ma zapisu. V rok studiów.

Rozpoczęłam ostatni rok nauki „granicznie wycieńczona”. Pisałam pracę magisterska, badałam pacjentów w szpitalu psychiatrycznym. Na uczelni nie było wiele zajęć, dojeżdżałam na nie z domu, wyprowadziłam się z akademika po konflikcie z koleżankami.

6 listopada spotkałam się z Ewą w jej domu. Opowiedziałam o gwałcie, ona opowiedziała o swoim, ją zgwałcił dziadek.

20 listopada – Noce agonii i rozpaczy. Napisałam opowiadanie „Schizo simplex”, które ukazało się w „Okolicach”. To mnie uratowało przed samobójstwem, czułam się oczyszczona.

Noc, 26 lutego 1991.

Tadeuszu, te noce spędzone na rozmowie z Tobą w całkowitej samotności, listy pisane do Ciebie, które pomagają mi w analizie choroby. Teraz dopada mnie pytanie, czy psychoza naprawdę się skończyła, czy nie powróci. Jeżeli już raz potrafiłam wejść na tę drogę, i to całkowicie do końca, czy to się nie powtórzy.

Kiedy czytam moje dzienniki, to są w większości normalne, chociaż są różne okresy, okresy całkowitego rozbicia myślowego – rozkojarzenia i dezintegracji. Milczenie ratowało mnie przed szpitalami. Dysymulowałam na każdym kroku, aż tak się zapętliłam, że przez ostatnie dwa lata nie miałam żadnego poczucia choroby, wręcz odwrotnie, poczucie pełnego zdrowia.

Akt pozbawienia się dziewictwa, czym był? Był stosunkiem z szatanem. Kiedy się pierwszy raz okaleczyłam mając 15 lat, wbiłam sobie nóż w brzuch, chyba już wtedy chciałam pozbawić się jajników, a także Chrystus miał przebity na krzyżu bok.

Boże, co za koszmary. Dlaczego aż tak okrutna jest psychoza, dlaczego aż tak?

Czy to kiedyś opiszę? Nie wiem, to mnie przeraża, Tadeuszu. To nie wstyd, to jest zbyt tragiczne, może później będzie inaczej. To wszystko jest zbyt świeże, zbyt aktualne.

Ginekologia była piekłem, do którego weszłam na koniec. Ostatnim piekłem, które ujrzałam na ziemi – wiesz, ile dziennie dokonuje się aborcji – wycina się płody, jak obcina się paznokcie, 10 minut i po wszystkim. I chyba chciałam ulecieć ponad piekło do nieba. Nie dałam się matce – śmierci i piekłu.

Jedno jest dla mnie pewne, była psychoza przez 19 lat. Niestety była. Ile okresów niepamięci, przecież halucynacje były rzeczywistością, i urojenia.

Czy mogę w ogóle pracować z ludźmi jako terapeuta? Czy to jest w ogóle wskazane?

Przebijam się przez tyle twierdz nieświadomości.

Tadeuszu, czy w ogóle jest możliwe wyjście z chronicznej psychozy? Przecież rozpadłam się do końca, do absolutnego końca.

A teraz dalej dzienniki:

12 grudnia 1984 – Czuję, że jestem inna nawet od tych innych. Trzeba głosić swoją prawdę.

Kończy się rok moich narodzin i śmierci, przepowiadam sobie przyszłość, a ona się sprawdza.

5 stycznia 1985 – Odkrywam siebie, a droga wciąż daleka, bardzo daleka, mimo że blisko śmierci.

8 stycznia – Jestem szalona, ale w moim szaleństwie jest jakaś metoda, niesamowita, która wszystko trzyma w kupie.

11 stycznia – Poszłam daleko w głąb siebie, w straszliwy labirynt i oślepłam tam wewnątrz, i już niczego nie uda mi się zobaczyć ponad to, co już zobaczyłam. I widziałam samotność, smutek i wielki żal. I chwilę radości, która nie należała do mnie.

13 stycznia – Wiem, że nigdy nie zaznam spokoju. Nie wiem, kiedy odejdę. Chcę wiedzieć, zanim odejdę. Kiedy skończy się czas, będę odpoczywać. Kiedy skończy się mój czas.

22 stycznia – Prościej zrozumieć czwarty wymiar niż moje rozłączenie – znowu był to tydzień agonii, myśli samobójczych. I moment kolejnego zmartwychwstania – urodziłam się 1 lutego 1985 r.

13 lutego – Kiedyś trzeba będzie unicestwić powlokę cielesną – powróciło przekonanie, że jestem martwa, byt to okres od ukrzyżowania do zmartwychwstania.

16 lutego – Lęk, który jest wszechegzystencją, natchnieniem – moje kontakty z Ewą są sporadyczne, miała nowego kochanka, a ja żyłam pomiędzy jednym a drugim niebytem.

W marcu ujrzałam biblijne obrazy z życia ludzkości, mimo że nie znałam Biblii. Miałam świadomość końca i przemiany.

W maju 1985 skończyłam pisanie pracy magisterskiej. Pomimo przeżywania kosmicznego napięcia, udało mi się nad nią pracować.

16 czerwca – Jak to się dzieje, że milcząco wyrażam zgodę na przypisywanie mi win, których nie popełniłam?

W lipcu ukazało się pierwsze wydanie „Pamiętnika narkomanki”, co mnie uspokoiło, nie miałam obsesyjnych myśli o śmierci. Ujrzałam zagładę świata.

W sierpniu chciałam podjąć pracę na oddziale psychiatrycznym w Częstochowie, ale ordynator nie chce mnie przyjąć z powodu mojej choroby, o której wie. To mnie wprowadziło w stan głębokiej depresji. Postanowiłam podjęć prace w Lublińcu. Nawiedziły mnie gwałtowne halucynacje, znowu odwiedził mnie duch Rafała Wojaczka.

Odczuwałam bycie w Lublińcu jak na wygnaniu!!!

17 sierpnia – Jestem mocą – miałam nową matkę – była nią moja szefowa na oddziale. I był chłopak, pacjent ze schi, twierdził, że jest czartem, słaby, bezbronny, na pograniczu katatonii.

Nie zagrażało mi nic.

Zapragnęłam głosić prawdę! – miałam spotkanie autorskie z młodzieżą. Działałam, miałam poważne problemy ze snem, sama określałam swój stan jako submaniakalny, napisałam – idę drogą prawdy. Niosłam w sobie „poświęcenie". Uciekałam w somatykę, miałam chroniczne anginy, cały czas pracowałam na maksymalnych obrotach.

Żyłam w całkowitym uniesieniu, przekonana o zdrowiu psychicznym.

24 października – Miałam sen, że będę żyła 31 lat, i tak by się stało. W tym czasie prawie nic nie jadłam, miałam anemię. Dopiero kiedy wracałam do domu, zaczynałam jeść. Cały czas halucynowałam. Głosy mnie prześladowały, ścigały.

Tadeuszu, dobrze, że mogę Tobie to wszystko opowiedzieć.

17
{"b":"89014","o":1}