Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Kubusia obudził tupot butów i klaskanie bosych stóp na deskach pokładu. Rosjanie gdzieś się ulotnili. Została po nich tylko kartka, z której wynikało, że postanowili wyskoczyć jeszcze na ląd i uzupełnić zapas wódki. – Długo spaliśmy – odezwał się jego ojciec. – Pasażerowie wsiadają na statek. – Ile czasu będziemy płynęli?

– Jakieś trzy dni. Ale trzeba będzie chyba zmienić lokal. Mogą sprawdzić szalupy przed wypłynięciem. Wypełzli spod brezentu. Musimy odnaleźć ładownię numer osiemdziesiąt sześć – odezwał się Pawło. Wyciągnął z kieszeni zmięty i pognieciony list bez koperty. – Pawło Wędrowycz zobowiązany jest stawić się w ładowni numer osiemdziesiąt sześć okrętu Titanic w dniu wypłynięcia. Niestawienie pociąga za sobą wykluczenie z cechu – odczytał. – Sporo tych ładowni – mruknął Kubuś – Przydałbysię plan statku.To da się zrobić – ojciec odczepił tabliczkę ze schematem z mijanej ściany. Bez trudu zagubili się w gęstym tłumie turystów wypełniających pokłady trzeciej klasy. Gorzej poszło im odnalezienie się. Bez przerwy mijali tabliczki z jakimiś numerami, żaden jednak nie pasował do cyfr, które mieli zapisane na kartce. – Cholera – zaklął Jakub. A to wybudowali sobie blaszankę… – Tatko, w tej łajbie by się całe Wojsławice zmieściły powiedział przejęty syn. – I to z kościołem… Uch nie gadałbyś tyle. Wojsławice Wojsławicami. A statek, co innego. Gdzie by tu konie i krowy wypasał… Zresztą, arka Noego i tak była zapewne większa. Nieoczekiwanie obaj pasażerowie na gapę zatrzymali się i dłuższą chwilę węszyli. W korytarzu kłębiły się rozmaite wonie. Pachniały wędzone kiełbasy, dawno nieprane onuce, tłumoki z rogoży, przeszmuglowane na pokład kury i gęsi zdążyły narobić po kątach. Emigranci z Rosji wonieli dziegciem i juchtem. Za snującym się po pokładzie anarchistą ciągnęła się woń trotylu. Jednak nad tą kakofonią zapachów wyraźnie dominował swoisty smrodek zacieru nastawionego na gnijących kartoflach.Nasi – ucieszył się Pawło. Ruszyli naprzód jak po sznurku. Przebyli dwa pokłady, kilkanaście korytarzy, parę razy skręcili i wreszcie dotarli do niepozornych drzwi jednej z kajut trzeciej klasy. Kubuś obwąchał krawędź.To stąd – powiedział. Ojciec zastukał specjalnym, międzynarodowym, bimbrowniczym szyfrem. Drzwi otworzyły się i stanął w nich rosły, rudy Irlandczyk w kamizelce. W dłoni trzymał papier. – Imię i nazwisko? – Zapytał.

– Pawło Wędrowycz z synem. odszukał ich na liście, odhaczył i wpuścił do kajuty. Następnie zatrzasnął i zaryglował drzwi.Dobrze, że jesteście. Czekają już tylko na was. W kajucie nie było nigdzie widać ani kadzi z zacierem, ani aparatury, ale woń unosząca się w powietrzu świadczyła, że trafili na miejsce.Tędy – Irlandczyk otworzył metalowe drzwi szafy. Jej tylna ściana, jak również blaszana ściana kajuty zostały przecięte, prawdopodobnie odpowiednich rozmiarów otwieraczem do konserw. W głębi otworu coś pełgało słabo czerwonawą barwą. Ognisko. Ojciec i syn ruszyli w ciemność. Za cienką ścianą oddzielającą kajuty mieszkalne rozciągała się olbrzymia ładownia. Była niemal zupełnie pusta. Tylko pośrodku walał się stos pospiesznie ukradzionych mebli: łóżek, ławek, stolików, krzeseł, wieszaków. Porąbane siekierami służyły do podsycania płomienia. Dym uchodził gdzieś górą. Ognisko otaczał krąg postaci. Obaj bimbrownicy usiedli na wolnych miejscach. Zaraz też podano im butelki. Pawło pociągnął spory łyk. Bimber z żurawin, siedemdziesiąt procent mocy – ocenił. Kubuś ciekawie rozglądał się wokoło. Przy ogniu zebrali się przedstawiciele wszystkich europejskich nacji. Szwedzi i Norwegowie w kurtkach podbitych futrem z renifera, Tyrolczyk w krótkich skórzanych spodniach, Holender w drewnianych chodakach, wystrojony jak małpa Francuz z cienkimi napomadowanymi wąsikami, pociągający z wykwintnej flaszeczki wodę kolońską. Byli też przybysze z Bałkanów, a nawet Turek w fezie na głowie. Wbity w ciasny mundur Prusak wychylał kolejne sznapsy jak automat. Uwagę chłopca przykuł jednak siedzący po drugiej stronie ognia starzec. Staruszek miał długą, zmierzwioną brodę, przenikliwe spojrzenie, a na siwej głowie koronę z grubej, złotej blachy. Oprawiono w nią zamiast szlachetnych kamieni maleńkie buteleczki z odrobinami naj wykwintniejszych alkoholi. Król wydobył zza siebie paczkę świec i zaczął podawać najbliżej siedzącym. Ci zapalali je od ognia i podawali dalej. Niebawem krąg pojaśniał. Ktoś dorzucił jeszcze wieszaków do ognia. Otwieram czwartą, międzynarodową konferencję przedstawicieli cechu europejskich bimbrowników – powiedział król w międzynarodowym bimbrowniczym esperanto. Wszyscy zaklaskali.Panowie – powiedział król z uczuciem. – Przed rokiem zleciłem cechom i konfraterniom we wszystkich krajach Europy, aby wyłoniły z grona swoich członków najgodniejszych, najlepiej obznajomionych z tajnikami produkcji taniej, smacznej i nielegalnej gorzałki. Tak więc otospotykamy się na pokładzie statku płynącego do Ameryki. Jesteście panowie najlepszymi fachowcami od pędzenia bimbru w historii tej planety. Zgromadzenie zamarło. Mały Kubuś pokraśniał z dumy. Świadomość, że znalazł się w tak doborowym towarzystwie onieśmielała go, a myśl, że jego ojciec został wybrany delegatem do tak czcigodnego gremium, napawała dumą.Sytuację międzynarodową, która skłoniła mnie dozwołania tej konferencji, przedstawi cechmistrz HansZweischnaps. Spojrzenia zebranych skoncentrowały się na wysokim, jasnowłosym mężczyźnie, który dotąd skromnie i cicho siedział po prawicy króla. Któż o nim nie słyszał… Szwajcarski bimbrownik, przyłapany na pędzeniu alkoholu z czekolady Milka, wykradzionej prosto z wytwórni w Genewie… Mimo wielomiesięcznych tortur, w czasie, których wielokrotnie grożono mu śmiercią lub wszyciem esperalu, nie zdradził siepaczom szwajcarskiego monopolu spirytusowego sekretu produkcji. Powitano go burzliwymi oklaskami. Hans odchrząknął i zaczął mówić: Panowie. Ziemia obiecana, Ameryka stoi dziś w przededniu największego krachu cywilizacyjnego. Władze tego kraju, depcząc brutalnie prawa człowieka, zaplanowały wprowadzenie prohibicji, to jest całkowitego zakazu produkcji, posiadania i konsumpcji jakichkolwiek alkoholi. Zgroza ogarnęła siedzących wokoło ogniska bimbrowników. Na myśl o takim bestialstwie wielu z nich wzdrygnęło się. – Czy to sprawdzona informacja? – Zapytał Pawło.

– Niestety. Mamy przeciek z samego senatu. Rozpisane będzie referendum, czy naród zgadza się na wprowadzenia zakazu. – To tak jak rozpisać referendum, czy narodowi potrzebne jest jeszcze powietrze do oddychania – mruknął ktoś. – Referendum zostanie sfałszowane – powiedział Zweischnaps. – Wszystkie przygotowane komisje obsadzone zostały przez agentów komitetu trzeźwości. – Sami panowie rozumieją, że nie możemy pozostawić bratniego narodu amerykańskiego na pastwę zdegenerowanych abstynentów – powiedział król. – W USA dotąd praktycznie nie było miejscowych bimbrowników. Niemówiąc już o zorganizowanej strukturze, cechach, konfraterniach, gildiach i całej reszcie naszych europejskich instytucji. To kraj całkowicie zanarchizowany. Mój pomysł jest następujący. Stworzymy na terenie Ameryki delegatury naszego europejskiego związku. Setki podziemnych fabryk, dziesiątki szkół, gdzie młodzi adepci naszej szlachetnej sztuki poznają tajniki zawodu. Przyszłość będzie należała do nas. Rozległy się brawa.

– A jak się będziemy dzielić? – Zapytał ktoś, gdy oklaski ucichły. – Oczywiście, aby nie wchodzić sobie wzajemnie w drogę, dokonamy podziału terytorium USA – powiedział król. – Jak zapewne wiecie, Stany Zjednoczone dzielą się na stany, o dość zbliżonej wielkości. Te nad morzem, od strony Europy, są wprawdzie mniejsze, ale za to gęściej zaludnione. Proponuję, abyśmy po prostu wylosowali. Mam tu w woreczku loteryjkę, drewniane klocki z numerkami. Mam też listę stanów w układzie alfabetycznym.A ja chcę Alaskę – dobiegł z ciemności grobowy głos. Bimbrownicy odwrócili się jak na komendę. Większość wyciągnęła z kieszeni spluwy i odbezpieczyła je. W krąg światła wkroczył wysoki, zwalisty Rosjanin w walonkach i karakułowej papasze.Coś ty za jeden? – Zapytał król.

– Iwan Miedwied – mruknął przybysz.Usiedli.

– Nie zapraszaliśmy nikogo z Rosji – powiedział król. Wasze cechy nie należą do naszego związku…Dlatego też zaprosiłem się sam mruknął nieproszony gość. – I jak widzę, słusznie zrobiłem. Chcę Alaskę. A to niby, dlaczego? – Zapytał Hans. – Wszyscy, którzy tu siedzimy, jesteśmy najlepszymi z najlepszych, pierwsi pośród równych… Wszyscy mamy na koncie poważne dokonania, odkrycia naukowe, publikacje w fachowej prasie bimbrowniczej. – Ja też dokonałem odkrycia – mruknął Iwan. – Wynalazku, w porównaniu, z którym wasze doświadczenia wypadają żałośnie. – A, co takiego odkryłeś? – Zainteresował się król.

– Wymyśliłem nowy, rewelacyjny napój alkoholowy powiedział z dumą Rosjanin – Nazywa się denaturat.

– Nigdy nie słyszeliśmy – Pawło wzruszył ramionami. To da się naprawić – mruknął Miedwied i wydobyłz kieszeni butelkę pełną fioletowej zawartości. Na butelce naklejono krzywo etykietkę z trupią czaszką.

– Już poszło do sprzedaży w Moskwie – pochwalił się,po czym podał flaszkę królowi. Starzec ujął ją w ręce i popatrzył pod światło.

– Czysta jest – mruknął, a potem odkręcił korek i nieufnie powąchał zawartość. – U… – mruknął. – Co za straszliwy smród… Ano zobaczymy jak w smaku… Przytknął szyjkę do ust i ostrożnie pociągnął niewielki łyk. A potem puścił pawia prosto w ognisko. Paw strzelił natychmiast płomieniem. Król otarł usta.Nagrodą za takie wynalazki może być tylko wyrzucenie za burtę. Podał butelkę Hansowi. Ten powąchał ostrożnie i puścił ją dalej. Flaszka krążyła z rąk do rąk, zapach zniechęcał, nikt nie odważył się spróbować. Nie chcecie to nie – warknął Rosjanin. – Nie będzie Alaski, bez łaski. Ale i tak zamierzam wystartować w konkursie. – A ty skąd wiesz o konkursie? – Zainteresował się król.

– Mamy swoje metody wywiadowcze – mruknął Iwan cofnąwszy się nieco w ciemność, usiadł na podłodze i zaczął bawić się flaszką. – A więc panowie – król podjął wątek przerwany wizytą niespodziewanego gościa, – wiadomo, że gdy opanujemy Amerykę dla sprawniejszej kontroli nowego terytorium przyda się król.Król amerykańskich bimbrowników – szepnął Kubuś.Właśnie. Ktoś, kto będzie mógł włożyć na skronie koronę. Sądzę, że w przyszłości monarchie, europejska pod moim kierownictwem i amerykańska, zjednoczone wspólnotą interesów, będą mogły przystąpić do podboju świata, a w pierwszej kolejności Rosji – spojrzał wymownie na Miedwiedia. Ten mruknął coś niewyraźnie.

44
{"b":"88914","o":1}