Coś przetrwało w ponurym, betonowym lochu na piątym poziomie piwnic wyrytych pod Kwaterą Główną KGB panował wieczny półmrok. Dwa rzędy stalowych drzwi zaopatrzonych w zamki szyfrowe broniły tajemnic zbyt strasznych, by mogła poznać je klasa robotniczo-chłopska. To tutaj zapadały decyzje o kierunkach rozwoju ludzkiej cywilizacji. To tutaj testowano nowe, śmiercionośne bronie, które niebawem posłużyć miały umacnianiu światowego pokoju. Tu wreszcie prowadzono śmiałe eksperymenty naukowe, których wyniki zrewolucjonizować miały wszystkie gałęzie nauki. Za stalowymi drzwiami setki dzielnych agentów KGB pracowało w pocie czoła nad tym, by służyć i chronić szczęśliwą wyspę wolności i dobrobytu, nieustannie atakowaną ze wszystkich stron przez kapitalistycznych krwiopijców. Tu wreszcie w piwnicach wysypanych trocinami ginęli z przekleństwem na ustach najwięksi wrogowie postępowej ludzkości. Cały kompleks był oczywiście ściśle tajny. Co kilkanaście metrów na korytarzach stali dumnie wyprężeni wachmanii pilnujący, aby żaden szpieg nigdy nie wdarł się w te tunele… Ale było miejsce jeszcze bardziej tajne. Na końcu jednego z lochów znajdowały się stalowe drzwi zaopatrzone w tabliczkę Wydział XIKGB. Przed tymi właśnie drzwiami stanęli dwaj ludzie w mundurach bez dystynkcji. Generał Kałmanawardze zastukał. Szczęknęła klapa judasza. Wartownik stojący po drugiej stronie drzwi zlustrował ich posępnym spojrzeniem i rozpoznawszy zwierzchnika, niechętnie wpuścił do środka. Weszli, a drzwi z grobowym łoskotem zatrzasnęły się za ich plecami. Wachman zasalutował jak automat. – Towarzyszu generale posłusznie melduję, że podczasmojej służby, w strzeżonym obiekcie nie zaszły… – Spocznijcie, spocznijcie – dobrodusznie powiedziałgenerał. Wartownik oparł dłoń na kolbie pistoletu maszynowego.
– A to, to kto? – zlustrował spojrzeniem drugiego przybysza. – Pułkownik Tichobzdiejew – przedstawił się drugi z gości, wyjmując z kieszeni legitymację. – Wydział Badawczy GRU. Wachman obejrzał legitymację z głębokim zdziwieniem.
– Co to jest GRU? – zapytał generała.
– Radziecki wywiad wojskowy – wyjaśnił mu zwierzchnik. – Nigdy nie słyszałem nazwy GRU – mruknął strażnik
– To dlatego, że ta nazwa jest ściśle tajna – wyjaśnił przybysz. – Tak jest – zasalutował wachman. – Zaraz, jeśli jestściśle tajna, to ja nie powinienem o tym wiedzieć…Słusznie – mruknął generał, strzelając mu między oczy.Ciało chlapnęło na podłogę, prawie dokładnie wpasowując się w narysowaną kredą sylwetkę.
– No i kurcze znowu nie wycelowałem – generał zawiedziony porównał kontur z nieboszczykiem. – Widzę, że dbacie tu o zachowanie tajemnicy państwowej – w głosie pułkownika zabrzmiał głęboki szacunek.Staramy się – generał uśmiechnął się z zażenowaniem.Nie przywykł do pochwał.
– I za każdym razem tak? – gość wskazał leżące na betonie ciało.Nas mnogo… Wyjął z kieszeni telefon i wystukał jakiś numer.Oficer rozprowadzający? Witajcie towarzyszu. Potrzeba pilnie uzupełnienia, wydział jedenasty, sektor alfa.Był wypadek przy pracy… Co? Tak, tak jak zwykle. Przypadkowe usłyszenie tajemnicy państwowej zakończone samobójstwem. Rozłączył się. Ruszyli długim, betonowym korytarzem. Niebawem zatrzymali się przed solidnymi drzwiami pokrytymi warstwą farby antykorozyjnej. Generał wpuścił w szczelinę czytnika kartę magnetyczną i wystukał kod.Widzę, że macie tu całkiem nowoczesne urządzenia zauważył Pułkownik. A tak, nasi chłopcy rąbnęli w Japonii całego tira. Miał być z bronią, okazało się, że elektronika, ale przecież też się przyda… Wreszcie drzwi ustąpiły. Weszli do sporej piwnicy. Zaraz koło wejścia siedział bardzo spasiony wachman. Na widok wchodzących poderwał się i zasalutował. – Posłusznie melduję, że podczas mojej warty na terenie chronionego obiektu… – Spocznij – powiedział dobrodusznie generał – i odmaszeruj, poczekasz za drzwiami… Zatrzasnął stalowe wrota. Zostali sami. A zatem – Kałmanawardze pstryknął przełącznikiem – Oto nasze osiągnięcie. Pod sufitem zapłonęły świetlówki. Ich blask wydobył z ciemności całe pomieszczenie. Pośrodku przykręcone do podłogi stało krzesło. Na krześle siedziała dziewczyna w diademie na głowie. Miała na sobie suknię z jedwabiu morelowego koloru, ozdobioną przy kołnierzu i mankietach koronkami. Dziewczyna została przywiązana do krzesła bardzo dużą ilością konopnego sznura. Usta zaklejał jej tandetny plaster. Dziewczyna usiłowała wrzeszczeć, ale knebel trzymał mocno. Pułkownik obejrzał ją sobie z zainteresowaniem.Wygląda jakby się z filmu urwała – powiedział. Ubrana jak strach na wróble, ładniutka jak aktoreczka… A więc towarzyszu Tichobzdiejew macie przed sobą prawdziwą księżniczkę – oświadczył generał z zadowoleniem. – Coś podobnego – zdumiał się pułkownik – Jakim cudem się uchowała. Po siedemdziesięciu latach władzy radzieckiej… Aż strach pomyśleć, że przez całe lata piła krew naszych robotników i chłopów… – To nie nasza. U nas takie dawno wytępiono, musieli chłopcy za granicą łowić… – Rozumiem – mruknął przybysz. – To znaczy nie rozumiem. Po co nam ona?Zaraz zobaczycie – uśmiechnął się generał.Podszedł do leżącego na stoliku interkomu i wystukał sekwencję szyfru.
– A wachman, który pilnuje, nie próbował wykorzystać sytuacji? – zaciekawił się pułkownik – ostatecznie nieco dzień zdarza się… – Wykastrowaliśmy go – wyjaśnił generał – Jest nam zbyt potrzebna, aby narażać ją na przedwczesne zużycie…, ale gdybyście towarzyszu mieli ochotę, to po demonstracji…
– No wiecie, widzę, że macie tu w KGB burżuazyjne odchyły! Luksusów się zachciewa… władza robotniczo-chłopska…Ależ nie – uśmiechnął się generał – My to robimy tylko, żeby jej przywrócić świadomość klasową. Ale jaknie chcecie ryćkać, to nie będę zmuszał. Pułkownik popatrzył na księżniczkę.
– Chcę jęknął cicho.
– Da się załatwić po znajomości…, ale najpierw praca,potem przyjemności. Rozległ się cichy brzęczyk, a w ścianie otworzyła się klapa windy. Na podeście stało tekturowe pudełko. Generał otworzył drzwi. Do pomieszczenia wmaszerowali dwaj wachmani. Jeden dzierżył miotłę i szufelkę, drugi miał zarzucony na plecy pękaty worek. Zaraz też odwiązał sznurek i wysypał obok księżniczki trociny. Niedużymi grabkami rozprowadził je tworząc dwucentymetrową warstwę. Drugi oparł miotłę o ścianę. Widzę, że technika zakładania przenośnych punktów egzekucyjnych nie odbiega od naszej – pochwalił pułkownik. No cóż, opieramy się na podobnej, chlubnej tradycji… Od czasów rewolucji… Wyjął z windy pudełko i postawił na stole. Zdjął tekturową pokrywkę. – Widzę tu dwie żaby – zauważył gość.
– Aha – Kałmanawardze potwierdził jego przypuszczenia. – No to teraz patrzcie uważnie. Złapał zręcznie pierwszego płaza i podszedł do księżniczki. Jeden z wachmanów odkleił plaster. Księżniczka zawyła jak syrena.Chyba chce niemieckiego konsula – pułkownik zidentyfikował niektóre wywrzaskiwane przez dziewczynę wyrazy.
– Już wam mówiłem towarzyszko księżniczko, że niewpuszczamy tu obcych dyplomatów – powiedział łagodnie generał. – A jeśli nawet, to oczywiście nie po to, żeby ich później wypuszczać… – uśmiechnął się do swoichwspomnień. Księżniczka nie przestawała wrzeszczeć.Jest nawet miła, ale nie rozumie po naszemu – wyjaśnił generał – A więc do roboty. Jeden z wachmanów przyłożył arystokratce w łeb. Pomogło – natychmiast umilkła.Uważaj – ostrzegł go generał. – To cholernie delikatny materiał… Ci kapitalistyczni ludzie to jak z gówna zrobieni… Jedną ręką złapał ją za warkocz, a drugą podsunął żabę do jej ust.Całuj cholero – warknął. Błysnęło zielone światło i na ziemię zwalił się obity na ryju mężczyzna w okularach.Brać go, jest oszołomiony – polecił generał. Strażnicy odciągnęli nieprzytomnego na bok i rzucili na trociny. Generał wyjął z pudełka drugą żabę. Znowu błysnęło światło i na ziemię wywalił się mężczyzna w białym stroju i wysokiej, kucharskiej czapce. Wachmani pochylili się nad nim, ale zwierzchnik powstrzymał ich gestem.Zaraz, zaraz – mruknął – coś mi się tu nie zgadza…Ten tutaj – wskazał okularnika – to niejaki Suworow, nasz szpieg, który uciekł na Zachód i wypisywał paszkwile nanaszą socjalistyczną ojczyznę, która go wychowała, wykarmiła i dała mu pracę… Zdenerwował się do tego stopnia, że aż mu ręce zadrżały.Spokojnie – pułkownik poklepał go po ramieniu. Nie trzeba się tak denerwować…A ten tutaj – wskazał kucharza – Miał być przewodniczącym francuskiej partii komunistycznej, który zaczął zdradzać odchyły… Ale coś musieli pokręcić na miejscu… Trudno, rzućcie go w kącie, jak dojdzie do siebie sam wyśpiewa, kim jest. – A on? – pułkownik wskazał szpiega.
– A, byłbym zapomniał – generał strzelił do leżącego.Ciało zadrżało i znieruchomiało. Wachmani szybko i sprawnie posprzątali.
– Z tymi żabami jednak nie wszystko jeszcze jest dlamnie jasne – mruknął pułkownik. – Gdybyście towarzyszu zechcieli zreferować… – To proste. Nasz wydział rok temu upolował w tajdze prawdziwą czarownicę… Gdy ją upolowali, to znaczy zanim ją upolowali, zamieniła ośmiu agentów w żaby…KGB wyznaje zasadę, że zawsze należy dbać o naszych ludzi i ratować póki się… No to sprowadziliśmy księżniczkę, żeby ich odczarowała. A kiedy już się udało pomyślałem, że przecież można to wykorzystać na większą skalę. A więc babcia siedzi pod ambasadą w Paryżu. A księżniczka tutaj. Upraszczając, staruszki-jędzy używamy jako aparatury szyfrującej, a księżniczka jest swojego rodzaju dekoderem. Pułkownik z wrażenia cofnął się o krok. To wspaniały triumf przodującej, radzieckiej nauki – wykrzyknął. – Ale gdzie prawo zachowania masy? Anulowane. Szkoda, że to ściśle tajne – westchnął Generał Kałmanawardze. – Nagroda Nobla przeszła koło nosa. Ale przynajmniej order dali – zademonstrował złotą gwiazdę na kolorowej wstążeczce. Pułkownik podziwiał ją, a potem pokazał swoje odznaczenia. Obaj wojskowi nie zauważyli, że przez ciało przywiązanej do krzesła dziewczyny przebiegł dziwny dreszcz. Nogi kilka razy zadrżały, a potem głowa opadła na piersi… Z zamyślenia wyrwał ich dopiero brzęczyk przy windzie. Otworzyła się klapa i we wnęce ukazało się kolejne, tekturowe pudełko. Generał pospieszył i wydobył je wraz z jakąś kartką. W kartonie siedziała tylko jedna żaba. – To nasz najlepszy agent – pułkownik zreferował treśćkartki przyczepionej do pokrywki. – Musieli go pilnie ewakuować… – No to do dzieła, towarzyszu agencie, zaraz będziecie tacy jak dawniej – generał uśmiechnął się do żaby. Ruszyli w stronę księżniczki. – Coś kiepsko wygląda – mruknął Tichobzdiejew.