Литмир - Электронная Библиотека
A
A

dworze znanego nam już miłośnika alchemii Fryderyka Wirtemberskiego… Uzyskał od niego znaczne fundusze na eksperymenty alchemiczne, ale widocznie życie w cieniu żelaznej szubienicy wpływało nań depresyjnie, bowiem pewnej nocy wyparował, uwożąc ze sobą fundusze na badania.

– Po tylu przygodach nie dziwię się, że książę był cięty na hermetystów – uśmiechnąłem się.

– Wyzwoliwszy się spod władzy sponsora Kosmopolita przybył do Saksonii, na dwór elektora Christiana II. Elektor był przeciwnikiem alchemii, w przeciwieństwie do swojego ojca i dziada, którzy na eksperymenty przetracili sporą część skarbca księstwa. Seton zademonstrował transmutację i poprosił o sponsorowanie dalszych badań. I tu niestety chciwość go zgubiła. Książę, widząc transmutację, nieoczekiwanie uwierzył w możliwość przemiany ołowiu w złoto, ale zamiast wyłożyć gotówkę kazał uwięzić pechowego hermetystę i poddać torturom w celu uzyskania przepisu na wytwarzanie Kamienia Filozoficznego. Seton zniósł tortury bardzo mężnie, nie zdradził sekretu pomimo że trwały trzynaście miesięcy. Elektor usiłował przekonywać go prośbami i groźbami, ale ten milczał.

– Hmm. Jeśli otrzymał tynkturę od kogoś, to może po prostu nie umiał nic powiedzieć na temat jej otrzymywania?

– Czegoś takiego można się chyba domyślać – uśmiechnął się Szef – Mało kto zniesie długotrwałe tortury, zwłaszcza wobec pomysłowości naszych przodków…

– I jak się skończyła ta pechowa historia?

– Tragicznie. Z Polski przyjechał na dwór elektora nasz alchemik Michał Sędziwój. Uzyskał widzenie z kolegą po fachu i zapewne doszli do wstępnego porozumienia, bowiem nasz rodak sprzedał swój majątek w kraju, a uzyskane fundusze przeznaczył na korumpowanie złożonej z czterdziestu ludzi straży pilnującej Setona. Zabiegi trwały kilka tygodni, aż wreszcie udało mu się zorganizować ucztę u naczelnika więzienia. W czasie uczty wszyscy pili wino, a potem, jak to w bajkach bywa, zasnęli snem twardym. Wtedy Sędziwój wstał od stołu, odczepił klucze od pasa strażnikowi i wydobywszy kolegę z lochów uwiózł go pospiesznie ku niedalekiej polskiej granicy. Zatrzymali się w Krakowie. Niestety rany zadane podczas tortur były tak poważne, że Seton po kilku tygodniach zmarł. Usiłował leczyć się eliksirem życia, uzyskanym poprzez rozpuszczenie tynktury w merkuriuszu, ale to tylko pogorszyło jego stan. Za uratowanie życie podarował Sędziwojowi sporą część proszku, ale odmówił przekazania sekretu robienia Kamienia.

– Chyba faktycznie go nie znał – westchnąłem.

– Po śmierci, Setona pogrzebano w kościele Dominikanów, zaś jakiś czas potem Sędziwój ożenił się z jego żoną Teresą. Przypuszczalnie od niej uzyskał resztę proszku. Resztę życia spędził na próbach zrozumienia, czym właściwie jest substancja, która wpadła mu w ręce.

– Jeśli Seton był oszustem, to mógł go na łożu śmierci wtajemniczyć w swoje praktyki.

– Albo czuł wyrzuty sumienia i nie wtajemniczył, żeby zabrać ze sobą zło do grobu – uśmiechnął się Szef.

– W jaki sposób alchemicy oszukiwali ludzi? – zaciekawiłem się – Bo metoda Setona z proszkiem, albo ta z dzieckiem ukrytym w skrzyni z pewnością

nie wyczerpują szerokiej gamy możliwości…

– Ludzkość, napędzana żądzą zysku, wspina się na intelektualne wyżyny – uśmiechnął się Szef – Popularną praktyką było pokazywanie monet zamienionych jednostronnie w złoto pod wpływem różnych eliksirów…

– Jak to robiono?

– Och, metoda jest bardzo prosta, choć wymaga pewnych przygotowań. Brano kawałek złotej blachy i wybijano z niej monetę, najczęściej na wzór istniejącego srebrnego talara, lub zgoła nieistniejącą. Następnie wykorzystując fakt, że rtęć przykleja się do powierzchni kruszcu "bielono" ją właśnie metalem Merkurego. Złota moneta przybiera wygląd srebrnej. Wrzucano ją w silny kwas, a musisz pamiętać, że w szesnastym i siedemnastym wieku znano już zarówno kwas siarkowy, jak i azotowy. Rtęć wchodziła w rekację chemiczną i zamieniona w sole metaliczne odpadała od powierzchni kruszcu. Wówczas alchemik triumfalnie wydobywał ją z naczynia i podawał stojącym wokół spragnionym widowiska ludziom. Monetę z reguły niesiono do najbliższego złotnika, który stwierdzał jej wysoką próbę… Innym wariantem tej zabawy było zlutowanie pręta. Część robiono ze złota, resztę z żelaza. Złoto bielono rtęcią, a potem mieszano za jego pomocą naczynie z Kamieniem Filozoficznym, wypełnione w rzeczywistości kwasem. Rtęć ulegała rozpuszczeniu, a widzom mogło się wydawać, że część zanurzona w cieczy zamieniła się w złoto.

– Gdybym nie wiedział, że to niemożliwe, sam pewnie dałbym się nabrać – powiedziałem z uznaniem – Trzeba przyznać, że sprytnie to sobie wykombinowali. A kiedy wyginęli ostatni alchemicy?

– No cóż. W czasach Sędziwoja, a więc w początkach siedemnastego wieku byli jeszcze dość liczni. Stopniowo jednak ich liczba malała. Słynny Józef Balsamo, zwany Caligostro, napisał swojego czasu list do któregoś z książąt kurlandzkich, chyba Jakuba Kettlera, list ze szczegółowym przepisem na Kamień Filozoficzny, ten ciekawy dokument zachował się zresztą… W osiemnastym wieku na dobrą sprawę wymarli. Zastąpili ich chemicy. Na polu oszukiwania bliźnich w osiemnastym i dziewiętnastym wieku prym wiedli hipnotyzerzy, zwolennicy magnetyzmu zwierzęcego i innych obłąkanych nauk. Alchemicy nigdy jednak nie zniknęli bez śladu. Obecnie w Europie Zachodniej istnieje nawet Towarzystwo Alchemiczne.

– Zdumiewające. Przecież mamy dwudziesty wiek!

– I co z tego? – uśmiechnął się – We Francji zarejestrowanych jest czterdzieści dziewięć tysięcy lekarzy i pięćdziesiąt tysięcy jasnowidzów oraz wróżek…

– Rozumiem przepowiadanie przyszłości, ale alchemia – skrzywiłem się.

– Widzisz, Pawle, w jądrze naszego Słońca pod wpływem morderczej grawitacji zachodzą procesy syntezy pierwiastków. Wodór staje się helem, hel węglem. Podczas wybuchów gwiazd supernowych powstają także metale ciężkie. Uran, złoto, platyna… Do przemiany pierwiastków potrzeba jest przypuszczalnie mordercza grawitacja i temperatura. Wyobraź sobie teraz, że dostarczasz nie gigantycznej ilości energii naraz, tylko niewielkich, a za to latami. Jest jakieś doświadczenie alchemiczne, opisane przez średniowiecznych angielskich mnichów, w którym oliwnym kagankiem podgrzewa się mieszaninę siarki z czymś jeszcze, chyba z rtęcią. Podgrzewanie miało trwać dwa lata bez przerwy i w wyniku tej operacji miano otrzymać złoto, bez pomocy Kamienia Filozoficznego.

– Hmm. Czy zakon ten był bardzo majętny?

– No cóż, w sprawozdaniu zawarta była informacja, że biorąc pod uwagę ceny oliwy, produkcja złota tym sposobem jest nieopłacalna.

– Można by to sprawdzić – uśmiechnąłem się. – Zbudować piecyk z termostatem, gaz jest w kuchenkach. Po dwóch latach będę wiedział…

Szef uśmiechnął się.

– Pawle, Pawle – zapomniałeś o jednej rzeczy.

– O czym?

– Gaz jest w kuchence, ale płynie z sieci.

– No właśnie, jest dostępny bez przerwy…

– A rachunek za gaz? Pamiętasz, jak ładowałeś akumulator piły? A teraz policz, ile gazu pójdzie przez siedemset dni ciągłego podgrzewania…

Umilkł, a ja zamyśliłem się.

31
{"b":"88715","o":1}