Nocna bitwa na błoniu wrzała, łoskot żelaza, rżenie koni i wrzaski przybierały na sile. Geralt szybko schwytał dwa nilfgaardzkie wierzchowce, ale potrzebny okazał się tylko jeden. Jaskier zdołał wstać, ale natychmiast znowu siadł ciężko, zajęczał i rozdzierająco zaszlochał. Wiedźmin podniósł go, ocucił szarpaniem, wpakował na siodło. Sam siadł z tyłu i popędził konia. Na wschód, tam, gdzie powyżej widocznej już na niebie bladoniebieskiej smugi brzasku wisiała najjaśniejsza gwiazda gwiazdozbioru Siedmiu Kóz.
*****
— Świtać wkrótce będzie — powiedziała Milva, patrząc nie na niebo, ale na błyszczącą powierzchnię rzeki. - Sumy ostro białoryb prześladują. A wiedźmina i Jaskra ani widu, ani słychu. Oj, czy nie pokpił aby sprawy Regis…
— Nie budź licha — mruknął Cahir, poprawiając popręg odzyskanego cisawego ogierka.
— Tfu, tfu… Ale bo to też tak jakoś jest… Kto się z tą waszą Ciri zetknie, jakby łeb pod topór wkładał… Nieszczęście ta dziewczyna przynosi… Nieszczęście i śmierć.
— Wypluj, Milva.
— Tfu, tfu, na urok, na Złe… Ależ chłód, aż mną trzęsie… I pić się chce, a w rzece przy brzegu znowu trupa gnijącego widziałam. Brrr… Mdli mnie… Wyrzygam się chyba…
— Masz — Cahir podał jej manierkę. - Napij się. I usiądź blisko mnie, ogrzeję cię.
Kolejny sum uderzył na płyciźnie w stado uklei, ławica rozprysnęła się po powierzchni srebrzystym gradem.
W księżycowej smudze mignął gacek lub lelek.
— Kto to wiedzieć może — mruknęła w zamyśleniu Milva, przytulona do ramienia Cabira — co jutro będzie? Kto tę rzekę przejdzie, a kto ziemię obłapi?
— Będzie, co ma być. Odpędź te myśli.
— Nie boisz się?
— Boję. A ty?
— Mnie mdli.
Milczeli długo.
— Rzeknij mi, Cahir, kiedyś ty się z ową Ciri spotkał?
— Po raz pierwszy? Trzy lata temu. Podczas walk o Cintrę. Wywiozłem ją z miasta. Odnalazłem ją, otoczoną pożarem ze wszystkich stron. Jechałem przez ogień, przez płomień i dym, trzymając ją w ramionach, a ona też była jak płomień.
— I co?
— Nie da się utrzymać w rękach płomienia.
— Jeśli to nie Ciri jest w Nilfgaardzie — powiedziała po długim milczeniu — tedy kto?
— Nie wiem.
*****
Drakenborg, redański fort zamieniony na obóz mte^ife wania elfów i innych wywrotowych elementów, miał ponure tradycje, wytworzone w ciągu trzech lat fankgfr nowania. Jedną z takich tradycji było wieszanie o świcie. Drugą było wcześniejsze gromadzenie skazanych na śmierć w dużej, wspólnej celi, skąd o brzasku wyprowadzano pod szubienicę.
Skazańców grupowano w celi po kilkunastu, a ca icwer ka wieszano dwóch, trzech, czasami czterech. Pozostali czekali na swoją kolejkę. Długo. Niekiedy tydzień. Oczekujących zwano w obozie Wesołkami. Bo atmosfera wokół śmierci zawsze była wesoła. Po pierwsze, do posiłków podawano jeńcom kwaśne i mocno rozcieńczone wino, noszące w obozowym żargonie nazwę: "Wytrawny Dijkstra" nie było bowiem sekretem, że przedśmiertny trunek serwowany był skazanym na osobisty rozkaz szefa redańskich służb wywiadowczych. Po drugie, nikogo z celi śmierci nie wleczono już więcej na przesłuchania w złowrogiej podziemnej Pralni, a strażnikom nie wolno było znęcać się nad więźniami.
Tej nocy tradycji również działo się zadość. W celi zajmowanej przez sześciu elfów, jednego półelfa, jednego niziołka, dwóch ludzi i jednego Nilfgaardczyka było wesoło.
"Wytrawnego Dijkstrę" solidarnie zlewano na blaszany talerz i chłeptano bez pomocy rąk, albowiem taki sposób dawał największe szansę lekkiego choćby oszołomienia się cieńkuszem. Tylko jeden z elfów, Scoia'tael z rozbitego komanda lorwetha, niedawno mocno skatowany w Pralni, zachowywał spokój i powagę, zajęty wyskrobywaniem na belce ściany napisu: "Wolność lub śmierć". Podobnych napisów widniało na belkach kilkaset. Pozostali skazańcy, też zgodnie z tradycją, śpiewali w kółko hymn Wesołków, anonimową, ułożoną w Drakenborgu pieśń, której słów każdy z więźniów uczył się w barakach, słuchając nocami dźwięków dobiegających z celi śmierci, wiedząc, że kiedyś i jemu przyjdzie wystąpić w chórze.
Tańczą na stryczkach wisielcy
W drgawkach się kurczą rytmicznie
Śpiewają swoją piosenkę
Melancholicznie i ślicznie
Wspaniale bawią się Wesołki
Chwilę wspomina każdy trup
Gdy wytrącono spod nóg stołki
I gdy stanęły oczy w słup.
Stuknęła zasuwa, zazgrzytał zamek. Wesołki przerwały pieśń. Wchodzący o świcie strażnicy mogli oznaczać tylko jedno — za moment chór zostanie uszczuplony o kilka z głosów. Pytanie brzmiało — czyich.
Strażnicy weszli kupą. Nieśli powrozy, służące do krępowania rąk wiedzionym pod szubienicę. Jeden pociągnął nosem, wziął pałkę pod pachę, rozwinął pergamin, odkaszlnął.
— Echel Trogelton!
— Traighlethan — poprawił bez nacisku elf z komanda Iorwetha. Jeszcze raz popatrzył na wyskrobane hasło i wstał z trudem.
— Cosmo Baldenyegg!
Niziołek głośno przełknął ślinę. Nazarian wiedział, że więziono go pod zarzutem aktów dywersji, dokonywanych na zlecenie nilfgaardzkiego wywiadu. Baldenyegg nie przyznawał się jednak do winy i uparcie twierdził, że oba kawaleryjskie konie ukradł z własnej inicjatywy i dla zarobku, a Nilfgaard nic do tego nie ma. Ale najwyraźniej nie uwierzono mu.
— Nazarian!
Nazarian wstał posłusznie, podał strażnikom ręce do związania. Gdy wyprowadzano całą trójkę, reszta Wesołków podjęła śpiew.
Tańczą na stryczkach wisielcy
W drgawkach się kurczą wesoło
A wiatr piosenkę ich niesie
Dźwięcznym refrenem wokoło…
Świt gorzał purpurą i czerwienią. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień.
Hymn Wesołków, stwierdził Nazarian, wprowadzał w błąd. Powieszeni nie mogli odtańczyć żwawego wisielczego tańca, albowiem wieszano nie na szubienicy z poprzeczką, lecz na zwyczajnych słupach, wkopanych w ziemię. Spod nóg nie wytrącano zaś stołków, lecz praktyczne, niziutkie, noszące ślady częstego używania brzozowe pieńki. Anonimowy, stracony przed rokiem twórca piosenki nie mógł wszakże o tym wiedzieć, gdy tworzył. Jak każdy powieszony, poznał detale na krótko przed śmiercią. W Drakenborgu egzekucji nigdy nie wykonywane publicznie. Sprawiedliwa kara, nie sadystyczna zemsta.
Słowa te również przypisywano Dijkstrze.
Elf z komanda Iorwetha strząsnął z siebie ręce strażników, bez ociągania wszedł na pieniek i pozwolił nałożyć sobie pętlę.
— Niech ży…
Pieniek wykopnięto mu spod nóg.
Dla niziołka potrzebne były dwa pieńki, które ustawiono jeden na drugim. Rzekomy dywersant nie próbował wznosić żadnych patetycznych okrzyków. Wierzgnął energicznie krótkimi nogami i obwisł na słupie. Głowa bezwładnie opadła ma na bark.
Strażnicy chwycili Nazariana, a Nazarian nagle zdecydował się.
— Będę mówił! - wychrypiał. - Będę zeznawał! Mam ważne informacje dla Dijkstry!
— Trochę późno — rzeki z powątpiewaniem Vascoigne, asystujący przy egzekucji zastępca komendanta Drakenborgu do spraw politycznych. - W co drugim z was na widok stryczka budzi się fantazja!
— Nie zmyślam! — Nazarian szarpnął się w ramionach katów. - Mam informacje!
Po niecałej godzinie Nazarian siedział w karcerze i zachwycał się urodą życia, goniec stał w gotowości obok konia i z zapałem drapał się w krocze, a Vascoigne czytał i sprawdzał przeznaczony dla Dijkstry raport.
Uniżenie zawiadamiam JWP Hrabiego, ze zbrodzień imieniem Nazarian, skazany za napaść na królewskiego urzędnika, zeznał, co następuje: działając na rozkaz niejakiego Ryensa, w dniu lipcowego nowiu tego roku, wraz ze dwoma wspólnikami swemi, elfim mieszańcem Schirru i Jagłą, brał udział w morderstwie jurystów Codringhera i Fenna w mieście Dorian. Tam Jagła ubit był, zaś mieszaniec Schirru obu jurystów zamordował i dom ich podżegł. Zbrodzień Nazarian wszystko na owego Schirru strąca, zaprzecza i wypiera się, jakoby on sam mordował, ale, to pewnie ze strachu przed stryczkiem. Co zasię JWP Hrabiego zainteresować może, jest: przed zbrodnią na jurystach popełnioną złoczyńcy owi, to jest Nazarian, półelf Schirru i Jagła wiedzmina śledzili, niejakiego Geralda z Rivii, któren to z jurystą Codringherem potajemnie się znosił. W jakiej sprawie, tego złoczyńca Nazarian nie wie, bo się przed nim ani rzeczony wcześniej Ryens, ani pólelf Schirru z sekretu nie spuścili. Ale gdy Ryensowi raport o konszachtach tych zdany został, Ryens rozkazał jurystów zgładzić.
Dalej zeznał złoczyńca Nazarian: wspólnik jego Schirru z domu jurystów dokumenta skradł, które Ryensowi dostarczone były do Carreras, do oberży "Pod Lisem Przecherą". O czym Ryens i Schirru tam konwersowali, Nazarianowi nie jest wiadome, ale nazajutrz cała owa przestępcza trójca do Brugge się udała i tam Czwartego dnia po nowiu dopuściła się porwania młodej panny z domu z cegły czerwonej, na drzwiach którego mosiężne nożyce przybite były. Pannę Ryens magicznym napojem oszołomił, a zbrodniarze Schirru i Nazarian w wielkim pośpiechy kolaską ją powieźli do Verden, do twierdzy Nastrog. A raz rzecz następuje, którą wielkiej uwadze JWP Hrabiego polecam: złoczyńcy wydali porwaną pannę nilfgaardkiemu komendantowi twierdzy, upewniając jego, ze owa porwana zwie się Cyryla z Cintry. Komendant, jako zeznał zbrodzień Nazarian, wielce tą wiadomością był ukontentowany.
Powyższe ściśle tajnie kurierem JWP Hrabiemu ekspediuję. Dokładny protokół przesłuchania takoż poślę, jeno go skryba na czysto przepisze. Uniżenie JWP Hrabiego o instrukcje upraszam, co ze złoczyńcą Nazarianem uczynić. Azali wsypać mu kąsać bizunem, by więcej ostali raczył przypomnieć sobie, azali obwiesić wedle obserwancyi.
Kreślę się z szacunkiem etc, etc.