Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Jeżeli zatem mieszkanie, do którego usiłowałem przeniknąć wzrokiem;duchem), stojąc na trzecim półpiętrze sąsiedniego budynku, składało z dwóch pokoi, świadczyło to niezawodnie, że jego lokatorka albo dzieli z kimś, albo ma przywileje, albo płaci bajońskie sumy za straszliwy nadmetraż. Najbardziej by mi odpowiadało wytłumaczenie drugie. Wydawało się zresztą najbardziej prawdopodobne. Bez oporów przystałbym również na trzecie. Najgorzej było z pierwszym – w końcu także możliwym. Choć właściwie – dlaczego? Przecież gdyby mieszkała z kimś i doszedłbym, prędzej czy później, kim jest owa osoba (członek rodziny? przyjaciel?), miałbym dobry materiał do mego „oblężenia”. Wszystkie te spekulacje w jednej chwili rozwiał zapadający zmierzch, dość wczesny już o tej porze. W mieszkaniu piętro wyżej zapaliło się światło, które wypełniło przestrzeń naraz za dwoma oknami, co dowodziło niezbicie, iż nie dzieli ich ściana. Potwierdziła to ostatecznie postać rosłego mężczyzny, który zasuwając zasłony, ukazał się w drugim oknie dosłownie w sekundę po tym, kiedy zniknął był w pierwszym.

Odetchnąłem z ulgą. Więc jednak jeden pokój! Duży bo duży – lecz jeden. Ten niepozorny detal czynił tyle dobrego! Poprawiał jej reputację (jeśli nawet korzystała z przywilejów, to w skromniejszym wymiarze); skreślał na dobrą sprawę możliwość współlokatora; wreszcie, obniżał radykalnie haracz za nadmetraż, a może i zwalniał z niego.

W doskonałym nastroju, zapomniawszy bez reszty o wpadce u Żmii i czekającym mnie wkrótce pełnym wilczych dołów przepytywaniu z królika, szedłem ciemnymi ulicami i podsumowywałem swą akcję.

Choć zdobyta przeze mnie wiedza nie zawierała właściwie niczego nadzwyczajnego, zmieniała jednak ostrość mego widzenia. W ciągu niespełna dwóch godzin przybliżyłem się do niej niemal o lata świetlne. Z maleńkiego punktu migającego gdzieś w otchłani kosmosu tajemniczym, bladoniebieskim blaskiem stała się tarczą słoneczną widzianą z perspektywy pobliskiej planety. Obecnie byłem już nie tylko jednym z dziesiątków jej uczniów, trzymanych na dystans w relacji służbowej, lecz również osobliwym znajomym. Wiedziałem, gdzie i w jakich warunkach mieszka, mogłem do niej zadzwonić, nadać list, opatrując jej nazwisko na kopercie tytułem naukowym odkrytym w książce telefonicznej.

Nagle dotarł do mnie podstawowy sens tego tytułu, a raczej okoliczności, że był podany w spisie. Oczywiście, znajdował się tam wyłącznie jako dodatkowy wyróżnik – na wypadek, gdyby ktoś o tym samym nazwisku miał również to samo imię. Lecz żeby jego posiadacz w ogóle mógł go podać, musiał okazać dokument, przyznający mu prawo do jego używania – w danym wypadku świadectwo ukończenia wyższej uczelni.

A zatem jest po studiach! Po uniwersytecie, po pracy dyplomowej! – Wydawałoby się takie proste, a przyszło mi do głowy z takim opóźnieniem.

7. Dziś temat: Święto Zmarłych

Tematem konwersacji, od której Madame zawsze zaczynała swe lekcje, była na ogół jakaś bieżąca sprawa – wydarzenie z pierwszych stron gazet, aktualność szkolna, zbliżające się ferie lub święta i tym podobne okoliczności. Tym razem, to znaczy, na najbliższych zajęciach, takim pretekstem czy hasłem wywoławczym okazał się Dzień Zmarłych, który właśnie nadchodził. Rozmowę zdominowały rzeczy i sprawy cmentarne – nagrobki, trumny, wieńce, znicze, klepsydry, grabarze. Chodziło, jak zawsze, o to, by poznać te pojęcia i włączyć je na trwałe do zasobu słownictwa.

Było mi to wyjątkowo nie na rękę. Niemniej, gdy przyszła na mnie kolej, podjąłem zaplanowaną próbę, zaczynając mniej więcej w ten sposób:

– Quant à moi, je n’ai pas encore de morts dans ma famille [5] , niemniej wybieram się na cmentarz, aby z grupą studentów porządkować zaniedbane groby profesorów uniwersytetu.

– C’est bien louable… [6] - stwierdziła. Lecz zamiast jakoś nawiązać do tej inicjatywy lub choćby o coś zapytać, na co liczyłem i z czego zamierzałem uczynić kolejny stopień w mojej karkołomnej wspinaczce, powiedziała: – Groby porasta mech, a krzyże oplata bluszcz.

Nie sposób było nie zgodzić się z tym spostrzeżeniem. Chodziło jednak o to, by posunąć się choćby o krok dalej. Zrobiłem to tak:

– Oui, en Effel [7] - stwierdziłem z nutą smutku w głosie. – Niestety, zasłaniają one również napisy na płytach. Będziemy je właśnie odsłaniać.

Nic jej to nie obeszło:

– Les tombeaux où rampent les lierres sont souvent beaux [8] . Trzeba uważać, żeby czegoś nie zepsuć.

Cóż za nieludzki gust! Dwuznaczna uroda grobu była dla niej ważniejsza niż pamięć o człowieku.

– To chyba oczywiste! – powiedziałem z zapałem i aby czym prędzej wydostać się z tej mielizny, ruszyłem śmiało do przodu: -A propos naszej akcji, może wie pani o jakimś zaniedbanym grobie? Mógłbym pogadać z moimi kolegami i chętnie się tym zajmiemy. Zamyśliła się na moment.

– Rien ne me vient à l’esprit. [9]

– Tous vos professeurs sont toujours en vie? [10] – nie zdołałem stłumić rozczarowania w głosie.

– À vrai dire, je n’en sais rien [11] - odpowiedziała chłodno, nieprzenikniona jak bazaltowa płyta.

Szukałem rozpaczliwie jakiegoś występu na tej gładkiej powierzchni, o który można byłoby się zahaczyć, lub choćby drobnej rysy, w którą dałoby się wbić klin. Czułem, że jeszcze chwila i odpadnę od ściany.

– Może pamięta pani przynajmniej jakieś nazwiska – palnąłem z desperacją – zwłaszcza tych najstarszych? Można by sprawdzić i w razie czego odszukać.

Tak, nie było to najszczęśliwsze i nie zdziwiłem się, gdy odrzekła: – Tout cet intérêt porté aux morts me paraît quelque peu exagéré… [12]

– Mais pas du tout! [13] udałem święte oburzenie i czując, że jest to ostatni moment forsowania tego podejścia, przypuściłem frontalny atak: – Spełniam tylko życzenie moich kolegów-studentów. Prosili, bym zbierał informacje. Więc przyszło mi do głowy, że pani może coś wiedzieć.

– Ja? Niby dlaczego? – uniosła ramiona w geście odpychającego zdziwienia.

Była już jednak na straconej pozycji:

– Nie kończyła pani studiów na Uniwersytecie Warszawskim?

– Si, bien sûr! [14] Gdzieżby indziej? – w jej głosie dalej wibrowało pańskie rozkapryszenie, a przecież właśnie w tej chwili „oddawała figurę”: rzekła, co chciałem usłyszeć.

– No właśnie! – tryumfowałem w duchu i rozzuchwalony sukcesem posunąłem się dalej: – C’était quand, si je peux me permettre? [15]

To, naturalnie, już nie przeszło:

– Je crois que tu veux en savoir un peu trop [16] - zasłoniła się z gracją. – Zresztą, cóż za różnica?

– Ach, żadna! – odszedłem natychmiast nierozważnym skoczkiem, tracąc przez to dobrą strategicznie pozycję, a na dobitek popełniając jeszcze głupi błąd: – C’était seulement une question d’entretenir la… dialogue [17]

Nie mogła tego nie wykorzystać:

– Pas „la” dialogue – rozpoczęła błyskawicznie kontratak – mais „le” dialogue; „dialogue” est masculin. [18] W danym wypadku jednak powinieneś użyć słowa „rozmowa”, a nie „dialog”. To raz. A dwa: to nie rozmawiamy dziś o studiach, zwłaszcza o moich, tylko o cmentarzach i grobach.

Było to jej klasyczne zagranie. Gdy ktoś się za bardzo rozpędzał, a zwłaszcza zaczynał zadawać jej pytania, naprzód dostawał po łapach za gramatyczne potknięcia, po czym odprawiała go z kwitkiem.

Tym razem jednak jej sztych specjalnie mnie nie dotknął. Wyciągnąłem już od niej to, co chciałem wyciągnąć, więc fiasko ostatniej szarży, zuchwałej czy wręcz bezczelnej – przecież pytanie o rok ukończenia studiów nie było niczym innym, jak próbą ustalenia jej wieku – przełknąłem właściwie bez bólu. Jeżeli coś mnie gryzło, to tylko własna fuszerka. I właśnie to denerwujące uczucie postanowiłem w ostatniej chwili zatrzeć, sprowadzając całą rzecz do absurdu:

– Użyłem słowa „dialog”, a nie „rozmowa. tylko dlatego, żeby uniknąć rymu.

– Comment? [19] skrzywiła się w grymasie wyniosłej konsternacji.

A ja ze spokojem dalej ciągnąłem tę bzdurę:

- Si j’avais dit „c’était seulement une question pour entretenir la conversation”, ça ferait des vers. [20] Nie słyszy pani tego?

– Qu’est-ce que c’est que ces bêtisesl [21] - machnęła ręką i kazała mi usiąść.

8. Materiał do raportu

Na wydział romanistyki Uniwersytetu Warszawskiego pojechałem jeszcze tego samego dnia – prosto ze szkoły.

W dziekanacie przedstawiłem się jako uczeń kończący liceum, które w myśl śmiałych planów Ministerstwa Oświaty ma się niebawem przekształcić w nowoczesną placówkę eksperymentalną z wykładowym językiem francuskim, i przedłożyłem sprawę, z jaką rzekomo zostałem wydelegowany.

Według mojego oświadczenia, zlecono mi opracowanie raportu na temat studiów romanistycznych na warszawskiej uczelni. Raport ten ma objąć głównie informacje dotyczące egzaminów wstępnych oraz przebiegu nauki na kolejnych latach, ponadto zaś – i na to położono szczególny nacisk – winien znaleźć się w nim tak zwany „rys historyczny”, czyli przedstawienie dziejów wydziału inkrustowane portretami co znamienitszych osobistości naukowych, a także wybijających się studentów, którzy tak czy inaczej zabłysnęli i zrobili z czasem interesujące kariery zawodowe. Otóż o ile zdołałem już zebrać, i to nawet w nadmiarze, dane do głównej części raportu (egzaminy wstępne oraz przebieg studiów), a także do części historycznej (dzieje warszawskiej romanistyki i jej sławni profesorowie), o tyle nic, ale to absolutnie nic nie mam na temat ciekawych lub wybitnych absolwentów wydziału, a Bóg mi świadkiem, iż wiele już uczyniłem, aby cokolwiek zdobyć – chodziłem, rozpytywałem, szukałem stosownych kontaktów – niestety, zawsze kończyło się to tym samym: odsyłaniem mnie wprost na wydział, tu właśnie, do kancelarii, gdzie znajduje się pełna dokumentacja. Byłbym przeto niezmiernie zobowiązany, jakoż i wdzięczny w imieniu moich przełożonych, gdyby stosowne materiały zostały mi łaskawie udostępnione.

[5] Co do mnie, nie mam jeszcze żadnych zmarłych w rodzinie


[6] To bardzo chwalebne…


[7] W samej rzeczy


[8] Groby porośnięte bluszczem bywają malownicze.


[9] Nic, nic nie przychodzi mi do głowy.


[10] Wszyscy pani profesorowie jeszcze żyją?!


[11] Prawdę mówiąc, nie wiem


[12] Czy ty aby nie przesadzasz z tą swoją troską o zmarłych.


[13] Ależ nic podobnego!


[14] No oczywiście!


[15] A kiedy, jeśli wolno?


[16] Mam wrażenie, że za dużo chcesz wiedzieć


[17] To tylko takie pytanie dla podtrzymania dialogu.


[18] Nie „la” dialogue (…) tylko „le” dialogue, „dialog” jest rodzaju męskiego.


[19] Że co?


[20] Gdybym powiedział „to tylko takie pytanie dla podtrzymania rozmowy” to powstawałby rym.


[21] Co za bzdury!


16
{"b":"87923","o":1}