Литмир - Электронная Библиотека

– Może to klawiatura? – rzucił Dija Udin. – Wklepujesz odpowiedni kod i voilà.

– Spróbuj.

Nacisnął kilka wystających elementów, kolejne próbował przekręcić, jeszcze inne przesunąć. Żaden ani drgnął. Alhassan odsunął się o krok i skrzyżował ręce na piersi.

– Kurwa – podsumował. – Nie da rady.

Koncepcja, że było to miejsce zamknięte dla publiki, stała się jeszcze bardziej prawdopodobna. Była także problematyczna, bo oznaczała, że do otwarcia wrót potrzeba urządzenia sterującego lub właściwego kodu.

– Nic to – dodał muzułmanin. – Pewnie Kennedy odkopie inne budynki.

– Być może całe miasta.

Przez chwilę milczeli.

– Ale to nie będzie to samo, nie? – zapytał Alhassan.

– Pewnie nie.

– Tak jak ta pierwsza dziewczyna, która ci uciekła.

– Co?

– No wiesz, ta jedyna, która ci się oparła. Zawsze przyrównujesz do niej wszystkie inne, nie potrafisz o niej zapomnieć i tak dalej.

– Mówisz poważnie?

Dija Udin spojrzał na niego spode łba, ale się nie odezwał.

– Skąd te brednie pochodzą? – zapytał Håkon. – Obudził się w tobie nastolatek?

– No nie wiem – odparł nawigator, urażony. – Nie masz tak?

– Nie.

– Bo może zbyt wiele kobiet dało ci po dupie. W twoim przypadku bez sensu byłoby wspominać tę pierwszą, nie? Jak idzie lawina, nikt nie pamięta płatka śniegu, od którego wszystko się zaczęło.

– Jak czasem przypierniczysz jakąś mądrością, Alhassan, to zwyczajnie…

Lindberg urwał patrząc na trójkątny kształt.

– Co jest? – zapytał Dija Udin, marszcząc czoło. – Wyglądasz, jakbyś co najmniej wpadł na rozwiązanie.

– Nie ma żadnego rozwiązania. Jest klucz.

– Klucz?

– Nie fizyczny. Werbalny.

Muzułmanin spojrzał na niego i natychmiast załapał. Namiar na to miejsce został wprowadzony do systemu Hawkinga – pierwsza wskazówka. Drugą było słowo-klucz, które rozbrzmiewało na pokładzie.

Lindberg stanął przed drzwiami, Alhassan tuż obok niego.

– Sezamie, otwórz się – odezwał się nawigator.

Rah’ma’dul – powiedział Håkon.

Trójkątny kształt ani drgnął. Skandynaw kilka razy powtórzył słowo, które miało otworzyć im przejście. Spojrzeli po sobie skonsternowani i trwali tak do momentu, aż Dija Udin kątem oka dostrzegł coś święcącego.

– Powtórz – powiedział.

Rah’ma’dul.

Jedno z metalicznych słów zaiskrzyło na niebiesko. Światło przemknęło od pierwszej do ostatniej litery, niby refleks promieni słonecznych, przesuwający się w przyspieszonym tempie. Potem napis zgasł.

– Klamka? – zapytał Alhassan.

– Najwyraźniej. Ja mówię, ty łapiesz.

– Nie, nie. Myślę, że ten kto używa słowa-klucza, powinien złapać.

– Przecież przed momentem chwytałeś za co się dało. Teraz najeźdźca wskazał ci po prostu, na czym masz skupić swoją uwagę.

– Nie ma mowy.

Håkon pokręcił głową, po czym zbliżył się do metalicznych elementów. Powtórzył słowo-klucz, a gdy mechanizm się uaktywnił, szarpnął w dół.

Wrota rozsunęły się ze świstem, ukazując mrok wewnątrz budynku. Załoganci spojrzeli po sobie niepewnie.

– Nie wygląda zachęcająco – zauważył Dija Udin.

Skandynaw z trudem przepchnął ślinę przez gardło.

– ISS Accipiter – powiedział słabo do interkomu. – Otworzyliśmy wejście. Wchodzimy do środka.

Przekroczyli próg, idąc ramię w ramię. Po kilku krokach usłyszeli, jak drzwi się za nimi zasuwają. Połączenie ze statkiem natychmiast się urwało.

9

Nozomi była sama na mostku, gdy odebrała komunikat od Lindberga.

– ISS Accipiter. Otworzyliśmy wejście do budynku. Wch…

Później słyszała już tylko szumy. Od razu podjęła próby ponownego nawiązania kontaktu, ale szybko przekonała się, że to daremne.

– Håkon, słyszysz mnie? Jeśli tak, zmień częstotliwość, wyłapię to na sensorach – powiedziała, sądząc, że może zakłócenia występują tylko w jedną stronę. Obserwowała czujniki, ale nie odnotowały nawet drgnięcia. Stracili z nimi kontakt.

– Panie majorze – odezwała się przez interkom. – Mamy problem.

– Lindberg i Alhassan?

– Tak. Straciłam połączenie i wygląda na to, że nie dam rady ponownie go nawiązać.

– Dlaczego?

– Najprawdopodobniej weszli do budynku.

– Żartujesz sobie? Weszli do…

– Obawiam się, że tak. Na moment przed zerwaniem komunikacji Håkon zaraportował, że udało im się otworzyć wrota.

– Nie mogli ot tak wejść do wnętrza obcej konstrukcji.

Nozomi zamilkła, dając Jaccardowi czas, by uświadomił sobie, że ci dwaj byliby do tego zdolni.

– Masz jakiekolwiek odczyty? – zapytał po chwili.

– Żadnych – odparła Ellyse, wodząc wzrokiem po ekranie. – Zupełnie jakby ściany blokowały przepływ fal.

– To fizycznie niemożliwe w przypadku komunikatorów.

– W teorii.

– Spróbuj ansiblem.

– Na tak niewielkim dystansie? – zapytała Nozomi, kręcąc głową. – Nie wiem nawet, czy ich kombinezony mają odpowiednie odbiorniki. Ani czy zabrali je ze sobą do środka.

– Mimo wszystko spróbuj. Nie możemy pozwolić sobie na stratę kolejnych dwóch członków załogi.

– Tak jest.

Przez moment w eterze panowała cisza. Nozomi rzuciła okiem na wyświetlacz, ale wyglądało na to, że major się nie rozłączył.

– Wysyłam Gideona na mostek – odezwał się. – Niech podłubie w bazie danych, może uda mu się wyciągnąć coś na temat ISS Challengera.

– Sądzi pan, że wspomnienie o tym statku nie było po prostu…

– Przedśmiertnym bredzeniem?

– Tak.

– Nie wydaje mi się, Ellyse – odparł z pewnością w głosie. – Znałem Reddingtona na tyle długo, by wiedzieć, że nie dałby się pokonać szaleństwu. Wiem, jak to brzmi, ale wiem też, że musiało chodzić o coś ważnego.

Nozomi nie miała pojęcia, co mogłoby to być, ale obecnie ta kwestia niespecjalnie ją zajmowała. Gdy tylko Jaccard się rozłączył, zaczęła modyfikować aparaturę ansibla, by przesłać sygnał na powierzchnię planety. Robota szła mozolnie, a w dodatku nie przynosiła efektów.

– I jak? – zapytał Hallford, który zajął miejsce dowódcy na mostku.

– Nic z tego. Sygnał nie przechodzi przez ściany.

– Sygnał z ansibla? To niemożliwe.

– A jednak. Mamy do czynienia z technologią, która nas przerasta.

Główny mechanik otworzył usta, ale się nie odezwał. Przez moment patrzył na nią badawczo, aż zrobiło jej się nieswojo.

– Nic mu nie będzie – powiedział w końcu Gideon, nieco zakłopotany.

Nozomi skinęła głową.

10

We wnętrzu budowli panował nieprzenikniony mrok. Ciszę mącili jedynie nerwowo oddychający załoganci.

– Masz jakieś światło? – zapytał Dija Udin.

– Mam. Podobnie jak ty.

Håkon wyciągnął z kieszeni rękawiczki i założywszy je, nacisnął niewielki przycisk na wierzchniej stronie. Z miniaturowych, LED-owych reflektorów na knykciach rozlał się strumień jasnego, zimnego światła.

– No tak – powiedział Alhassan, również je zakładając. – Nowinka z Kennedy’ego. I pomyśleć, że ludzkość potrzebowała tylu lat, żeby umieścić to w standardzie wyposażenia okrętów.

– Mhm.

– Nie chcę nawet myśleć o tym, co nas ominęło w dziedzinie fantomatyki. Założę się, że zdążyli wybudować monumentalne, wirtualne parki rozrywki erotycznej, w których…

– Zamkniesz się? – zestrofował go Skandynaw. – Znajdujesz się we wnętrzu budynku wzniesionego przez inteligentną, obcą cywilizację, a nadajesz jakbyś…

– Zajmuję czymś myśli, żeby nie zwariować – odparł Dija Udin, aktywując snopy światła.

Omietli wzrokiem okolicę. Znajdowali się w podłużnym, pustym pomieszczeniu, które mogło pełnić funkcję wiatrołapu. Na czarnych ścianach widniały srebrne napisy, a korytarz skręcał w lewo.

Ruszyli przed siebie, powoli i ostrożnie, oświetlając po drodze ornamenty.

– Może to jakaś świątynia? – zapytał Alhassan.

Astrochemik nie odpowiedział. Możliwości było zbyt wiele, by snuć spekulacje. Cokolwiek to było, najwyraźniej stanowiło ważne miejsce. Nie bez powodu znalazło się w komputerze pokładowym Hawkinga. I nie bez powodu otwierało się jedynie po użyciu słowa-klucza.

42
{"b":"572671","o":1}