– Ja jebię – ocenił Alhassan.
– Muszę się z tym zgodzić.
– Widzisz to? – Dija Udin wskazał trójkątne wejście na jednym z boków. – Pierdolone odrzwia!
– Uspokój się.
– Jestem spokojny. Na tyle, na ile można być, widząc konstrukcję obcej cywilizacji – odparł nawigator i nabrał tchu. – Jak myślisz, co to jest? Repozytorium? Biblioteka? A może burdel? Możliwości są nieograniczone.
– Mhm.
– Czuję się jak ten gość, który odkrył… no wiesz.
– Nie bardzo – odparł Lindberg, nie zwalniając kroku. Zostało im raptem paręset metrów.
– Ten, co odkopał to miasto… spopielone.
– Pompeje? Herkulanum?
– O, to, to! Pierwsze.
– O ile pamiętam, nie było jednego gościa, który je odkrył.
– W moim umyśle był.
– W twoim umyśle wszystko jest inne, co?
Dija Udin nie odpowiedział, gdyż znaleźli się tuż przed fasadą. Z bliska przekonali się, że elementy dekoracyjne zostały ułożone z liter – tych samych, które widniały na szyldzie w drugim budynku. Ciągnęły się po ścianie serpentynami, sprawiając wrażenie misternych dekoracji.
– Burdel jak nic – ocenił Alhassan.
– Nie będę z tobą dyskutować.
– Bo boisz się, że mogę mieć rację.
– Po prawdzie, możesz mieć – przyznał Håkon. – W Pompejach jednymi z lepiej zachowanych budynków były lupanary.
– Było ich najwięcej, to nic dziwnego, że jeden z nich się ostał. Logiczne, nie?
– Może – odparł dla porządku Lindberg, choć nie przywiązywał już wielkiej wagi do tej wymiany zdań. Wodził wzrokiem za napisami, starając się wyobrazić sobie, jak mogły zostać wykonane. Ich kunsztowność kazała sądzić, że wykorzystano zaawansowany laser.
Håkon stanął naprzeciwko wejścia. Spojrzał najpierw na czubek piramidalnych wrót, a potem przebiegł wzrokiem wzdłuż obwodu. Podobnie jak w przypadku przewróconej fasady, nie dostrzegł nigdzie klamki, panelu otwierającego ani niczego, co mogłoby służyć za uchwyt.
– Mamy pozwolenie na wejście? – zapytał Alhassan.
– To się zaraz okaże – odparł Lindberg, po czym uruchomił interkom. – Jaccard, słyszysz mnie?
Odpowiedziała mu cisza, choć wszyscy na pokładzie powinni bezustannie śledzić ich poczynania na planecie. Przyjaciele spojrzeli po sobie, skołowani.
– ISS Accipiter, tutaj Lindberg. Słyszy mnie ktoś?
Dija Udin obrócił się w kierunku, z którego przyszli.
– No to pięknie – powiedział.
– Na pewno nic im się nie stało.
– Taki jesteś pewien? Nawet biorąc pod uwagę, że znajdujemy się na planecie, której populacja została wyrżnięta w pień? I że ten, kto to zrobił, najprawdopodobniej nas tutaj sprowadził?
Skandynaw nie odpowiadał, nadal próbując nawiązać kontakt.
W końcu odetchnął z ulgą.
– Tu Ellyse.
– Dobrze cię słyszeć. Co…
– Reddington nie żyje – powiedziała.
– Jak… jak… – zdołał wydukać Lindberg.
– Maska odpadła, pozostawiając wysuszoną twarz… jakby wyciągnęła z niej całą wodę.
Håkon zamilkł, spuszczając wzrok.
– Nikt cię nie wini – dodała Nozomi. – I nawet nie myśl o tym, by samemu się obwiniać. Reddingtona zabiło to, co odebrało wiele tysięcy innych istnień. Rozumiesz?
– Tak.
Nie przypuszczał, że uwierzyła, bo głos mu się załamał. Nie był nawet pewien, czy udało mu się wydusić z siebie to jedno, krótkie słowo.
– Kurwa, zabiłem tego człowieka – wypalił.
– Uspokój się, naukowcu – wtrącił Alhassan.
– Ale byłem taki pewny… przekonany, że to co robię jest słuszne. Koncha miała go uratować, nie zabić.
Radio milczało, Dija Udin trwał w bezruchu. Skandynaw doceniał, że nie naciskają. W głębi ducha wiedział, że potrzebuje chwili, by się otrząsnąć – i oni również byli tego świadomi.
– Nie mamy czasu na lamentowanie – odezwała się w końcu Ellyse. – Rozumiesz?
– Tak.
– Nie będziesz plótł bzdur?
– Nie.
– Więc słuchaj, bo jest jeszcze coś. Przed śmiercią pułkownik cały czas powtarzał to samo.
– Co takiego?
– ISS Challenger.
Lindberg spojrzał na swojego towarzysza, ale ten wzruszył ramionami.
– I to wszystko?
– Tak – odparła Nozomi. – Powtarzał to, jakby zależało od tego jego życie. ISS Challenger.
Håkon niespecjalnie znał tę jednostkę, choć przed wylotem zapoznał się ze wszystkimi okrętami, które miały uczestniczyć w misji Ara Maxima. Challenger został nazwany na cześć poległych astronautów – chodziło o wahadłowiec, który rozbił się pod koniec dwudziestego wieku, zabierając życia siedmiu załogantów. Prócz tego Lindberg nie kojarzył nic więcej.
– Co to za statek? – zapytał, patrząc na trójkątne drzwi.
Kusiły go. Niemal prosiły o to, by spróbować je otworzyć.
– Sprawdziłam w bazie – odparła Ellyse. – Challenger był jedną z mniejszych jednostek. Nieco większy od Kennedy’ego, załoga osiemdziesięcioosobowa.
– Jak na standardy Ara Maxima to niemal miniatura okrętu. Były inne o takich rozmiarach?
– Nie, ten był jedyny.
– Dziwne.
– Wiem. Ale w natłoku wszystkiego, co się wtedy działo, najwyraźniej nikt nie uznał tego za nic wykraczającego poza normę.
– Gdzie miał lecieć?
– Miał? Może dotarł do celu – zaoponowała Nozomi. – Minęło w końcu dwieście pięćdziesiąt lat, odkąd rozpoczęła się misja. Większość statków mogła przez ten czas dotrzeć do miejsc docelowych, skoro nie ma ich w systemie Drake’a.
– Albo jeszcze zmierzają tu ze swoich pierwotnych lokalizacji.
Alhassan stanął obok niego, naprzeciw drzwi. Teraz obaj się w nie wpatrywali.
– Poczekaj chwilę – odezwała się. – Sprawdzę cel Challengera.
Håkon oderwał wzrok od trójkątnego wejścia. Nie było tu niczego, co mogłoby służyć jako czujnik ruchu. Pomyślał, że może miejsce to nie było otwarte dla publiki. Może drzwi otwierały się jedynie, gdy posiadało się odpowiednie uprawnienia.
– Czacha ci się dymi – zauważył Dija Udin.
– Co?
– Udajesz, że nad czymś myślisz.
– Nad nieskończoną liczbą możliwości.
Alhassan nie zdążył odpowiedzieć, gdyż z radia rozbrzmiał głos Ellyse:
– Challenger miał lecieć do jednego z systemów w konstelacji Łabędzia. Sagan-15.
– To kawał drogi.
– Najdłuższa misja ze wszystkich, ponad dwieście lat świetlnych od domu. Ale kandydat, Sagan-15h, był całkiem niezły. ESI bardzo wysokie i to przy pesymistycznych szacunkach. Wyglądał na drugą Ziemię, w dodatku bogatszą w surowce.
– Sagan-15h kojarzę, ale nie wiedziałem, że Challenger dostał tę misję.
– Ja też nie. Najwyraźniej w naszych czasach nie było to tak istotne. W końcu prawie dwa wieki dzieliły nas od zasiedlenia.
– Ale dla Reddingtona było na tyle ważne, by mówić o tym tuż przed śmiercią.
– Mógł już być nieświadomy – powiedziała cicho Nozomi. – Channary twierdzi, że wyglądało to dramatycznie. Darł się wniebogłosy, rzucał na łóżku, pluł, kopał… i w pewnym momencie wszystko po prostu się skończyło. A maska leżała obok. Od tamtej pory nikt jej nie podniósł.
– I dobrze.
– Sang twierdzi, że to jej wina.
Wyrzuty sumienia szefowej ochrony były teraz ostatnią rzeczą, jaka go interesowała.
– Pogadaj z nią.
– Postaram się, ale…
– Dasz sobie radę.
Przez moment milczeli. Dija Udin obrócił się do przyjaciela i patrzył na niego wyczekująco. Håkon odebrał niezwerbalizowaną sugestię i przekazawszy Nozomi, że zamelduje się niebawem, przerwał połączenie.
– Otwórzmy to cholerstwo – odezwał się Alhassan.
– Nie dostaliśmy zgody.
– Bo o nią nie zapytałeś.
– Stwierdziłem, że nie będziemy zaprzątać majorowi głowy.
– Słusznie. Więc jak zamierzamy to otworzyć?
Håkon wzruszył ramionami.
– Czyli metodą prób i błędów – odparł Alhassan. – Mnie to pasuje. Bierzmy się do roboty.
Spędzili dobre pół godziny starając się wyczuć występ, zapadkę, czy inny mechanizm. Szybko przekonali się, że odrzwia są zupełnie gładkie – w przeciwieństwie do ścian pokrytych metalicznymi wypustkami, układającymi się w litery.