Литмир - Электронная Библиотека

– Na Ziemi fotosynteza sprawiła, że rośliny przybierają zielony kolor, tutaj musiały przystosować się inaczej – ciągnęła półprzytomnie Ellyse. Reszty Lindberg nie usłyszał, wyłączył się. Stojący obok Dija Udin nadal klął pod nosem. Pułkownik Reddington trwał w milczeniu, patrząc na konstrukcję.

Minęło kilka minut, nim wszyscy otrząsnęli się z pierwszego szoku.

– Accipiter – odezwał się do komunikatora Jeffrey. – Słyszycie mnie?

– Tak jest, panie pułkowniku – odparł pierwszy oficer.

– Jaccard, napotkaliśmy… sztuczny obiekt.

Po drugiej stronie zapadło milczenie.

– Słucham? – zapytał Loïc.

– Stoimy przed przewróconym budynkiem, majorze.

– Jest pan pewien?

– Niezupełnie – odparł Reddington, pocierając skronie. – W każdym razie mamy tu coś obcego pochodzenia. Musisz być gotowy na wszystko, rozumiesz, Jaccard?

– Mniej więcej.

– Gdzieś tu może istnieć system obrony planetarnej, inne statki, sztuczne satelity… mamy do czynienia z obcą, rozwiniętą cywilizacją. Po prostu miej oko na wszystko.

– Tak jest – odparł Loïc.

Håkon przysłuchiwał się temu obojętnie. Nadal spoglądał na szyld, kątem oka dostrzegając, że Nozomi zbliżyła się do budowli i zaczęła oglądać z bliska czerwone narośle. Wizualnie przypominały glony, choć wypustki na końcach przywodziły na myśl raczej podmorskie formy życia.

Nie to jednak zajmowało jego uwagę. Szyld miał napis – niezaprzeczalny dowód na istnienie inteligentnej, pozaziemskiej cywilizacji, zbliżonej do ludzkiej.

Skandynaw podszedł bliżej. Litery sprawiały wrażenie czegoś pomiędzy alfabetem łacińskim a hebrajskim. Wejście znajdujące się za kolumnami było niewielkie, szerokie może na trzy metry, wysokie na dwa. Håkon nie widział nigdzie klamki ani żadnego innego elementu, który mógłby służyć do otwierania.

Allahu akbar – zaczął zawodzić Dija Udin.

Astrochemik obejrzał się przez ramię i zobaczył, że Alhassan przyjął pozycję modlitewną. Przypuszczał, że przyjaciel nie bardzo wie, jak odwrócić się w kierunku Mekki, ale nie przeszkadzało mu to w gorliwym wznoszeniu modłów.

Reddington zrównał się z Nozomi i Skandynawem. Przez moment trwali w milczeniu, wgapiając się w przewróconą konstrukcję.

– Wygląda na to, że w sposób naturalny pokryła się ziemią – odezwał się w końcu Lindberg.

– To samo może dotyczyć reszty tego świata – powiedziała Ellyse.

Obrócili się w kierunku, z którego przyszli. Håkon dostrzegł, że przyjaciel bije pokłony, zawodząc melodyjnie tekst modlitwy.

– Tamten pagórek mógł stanowić wierzchołek czegoś, co zostało przykryte – dodała Nozomi.

– Jeśli na powierzchnię opadła tak duża warstwa ziemi, jak na ten budynek, to możliwe – odparł Lindberg.

Dowódca popatrzył po podkomendnych, poszukując cienia wątpliwości. Oboje jednak byli pewni swoich racji.

– Wiatry planetarne – odezwała się Ellyse.

– Otóż to – dodał Håkon. – W końcu dmą tutaj nieustannie, tworząc cyrkulację w atmosferze. Zimne pędzą w kierunku oświetlonej strony planety, wypychając ciepłe na drugą. Permanentna wymiana ciepła.

– A przy tym muszą przenosić ogromne ilości piasku, ziemi… wszystkiego, co tutaj zalega.

Reddington skinął głową, przykucając obok poziomej kolumny. Rozgarnął ziemię i przesypał ją przez palce.

– Wystarczy wziąć pod uwagę efekt działania wiatrów na Ziemi – ciągnął dalej Skandynaw. – Drobiny piasku, które wędrują wraz z nim, potrafią…

– Tak, tak – uciął Jeffrey. – Na przestrzeni eonów potrafiłyby rozłupać skały w Wielkim Kanionie i tak dalej.

– Wielki Kanion to niespecjalnie dobre porównanie, bo to dzieło wody – wtrącił Lindberg.

– Nie bawmy się w takie wykłady.

Håkon minął Reddingtona i podszedł do drzwi. Przekrzywił głowę, starając się spojrzeć na nie tak, jak musieli to robić mieszkańcy tego świata.

Gdy o tym pomyślał, wzdrygnął się. Oczyma wyobraźni zobaczył tętniącą życiem, rozwiniętą cywilizację. Szyld i kolumny świadczyły o tym, że była podobna do ziemskiej. Jak wyglądali mieszkańcy? Jak się komunikowali? Echo zbyt wielu pytań rozbrzmiewało mu w głowie i przypuszczał, że z każdym kolejnym krokiem będzie ich coraz więcej. Miał tylko nadzieję, że wewnątrz budynku czekają na nich odpowiedzi.

– Co robisz? – zapytała Nozomi, ruszając za nim.

– Staram się wypatrzyć, czym otwierało się to cholerstwo.

– Może reagowało na głos albo miało czujnik ruchu.

Skinął głową. Zawsze wyobrażał sobie hipotetyczne budowle na obcych światach jako monumentalne konstrukcje, z wielkimi odrzwiami i misternie zaprojektowanymi fasadami… jak świątynie, albo inne gmachy cieszące się wielką estymą.

Tymczasem to mogło być wejście do tutejszego supermarketu. Szyld ponad drzwiami mógł informować, do jakiej sieci należał.

Ellyse pochyliła głowę i przez moment nic nie mówiła. Potem nagle się wyprostowała.

– Może to tylko kawałek fasady, która się przewróciła – zaproponowała. – Może dalsza część budynku jest nienaruszona.

– To raczej myślenie życzeniowe – odparł Håkon.

Z drugiej strony − jakie było prawdopodobieństwo, że cały budynek się przewrócił? Powojenne materiały dokumentalne na Ziemi często pokazywały to, o czym mówiła radiooperatorka – powalone fasady, a za nimi nienaruszone szkielety. Być może tutaj także tak było.

– Powinniśmy sprawdzić, co jest z tyłu – dodała.

Håkon obrócił się, by zobaczyć, co robią ich towarzysze. Dija Udin wciąż wznosił modły – najwyraźniej tym razem zmawiał wszystkie suplikacje i trudno było się mu dziwić. Dowódca spojrzał na nich, a potem podniósł się i otrzepał ręce z piasku.

– Sprawdźcie to – powiedział. – Ja rozejrzę się tutaj i przypilnuję islamisty.

Skinęli, a potem ruszyli wzdłuż kolumn. Gdy minęli winkiel, przekonali się, że po drugiej stronie znajduje się kopiec ziemi. Wszystko, prócz fasady, było zasypane.

– Przejdźmy jeszcze kawałek, okrążymy to – zaproponowała Ellyse.

– W porządku.

Przez moment szli w milczeniu, wypatrując elementów niepasujących do naturalnego ukształtowania terenu. Na próżno.

Po chwili Lindberg nagle zatrzymał się i obrócił w kierunku, z którego przyszli.

– Ta przełęcz, którą tutaj dotarliśmy…

Zawiesił głos, dostrzegając w oczach Nozomi błysk zrozumienia.

– Od początku nie pasowało mi to, że na tak płaskim terenie gdzieniegdzie są pojedyncze kaniony, przełęcze czy inne tego typu formacje – powiedziała. – To muszą być elementy starych konstrukcji.

– Być może cała planeta jest nimi pokryta.

Ellyse z przejęciem skinęła głową.

– Miasta, infrastruktura, może nawet pojazdy… – dodał Håkon. – To wszystko może znajdować się pod ziemią. Bezpieczne, nienaruszone, czekające na odkrycie.

– Cała Drake-Omikron może stanowić cmentarz jakiejś cywilizacji – dodała.

Przez moment patrzyli na siebie, próbując ostudzić entuzjazm. Było zbyt wiele niewiadomych, by formułować takie wnioski. Oboje jednak czuli, że nie mijają się z prawdą.

Okrążyli zwalony budynek i wrócili przed fasadę. Alhassan zakończył już swoje modły, a tymczasem Reddington nadal grzebał w piachu.

– Z tyłu jest tylko kopiec ziemi, panie pułkowniku – zaraportowała Nozomi. – Sądzimy jednak, że znajduje się tu więcej budynków.

Jeffrey odparł coś niezrozumiale, nie przerywając pracy. Dija Udin omiótł wzrokiem kolumny, szyld i wejście. Sprawiał wrażenie, jakby miał odwrócić się na pięcie i popędzić z powrotem do Accipitera.

– Zmówiłeś trzy ostatnie sury na koniec? – zapytał z uśmiechem astrochemik.

– Żebyś wiedział, sukinsynu. I trzy razy astagfirullah.

– I co nam to da?

– Wam nic. Mnie przebaczenie boskie, inszallah. – Alhassan zebrał się w sobie i zbliżył do budowli, a potem zaczął skrupulatnie lustrować wzrokiem każdy pojedynczy element. Håkon podszedł do Reddingtona, który nadal uporczywie kopał w ziemi.

– Panie pułkowniku – powiedział.

Dowódca nie odpowiadał.

35
{"b":"572671","o":1}